Serbia: Buntowniczki są potrzebne

Na Bałkanach dążenie do równości płci napotykało dotąd na opór kultury maczo, toksycznej męskości opartej na dominacji i kontroli, a nierzadko przemocy. Niektóre Serbki chcą to zmienić.
z Belgradu

12.02.2023

Czyta się kilka minut

Demonstracja pod hasłem „Śmierć faszyzmowi, wolność dla kobiet”, Belgrad, marzec 2018 r. / MARKO DJURICA / REUTERS / FORUM
Demonstracja pod hasłem „Śmierć faszyzmowi, wolność dla kobiet”, Belgrad, marzec 2018 r. / MARKO DJURICA / REUTERS / FORUM

Branka Blizanac chciałaby zmienić nastawienie Serbów do równouprawnienia. Na razie udało jej się z własną rodziną. – Teraz mogę swobodnie rozmawiać z rodzicami o pozycji społecznej kobiet. Kiedy takie rozmowy mają miejsce, daje się odczuć zmianę ich stosunku do mojego aktywizmu – mówi „Tygodnikowi” 22-letnia Branka, studentka historii i współzałożycielka kolektywu Ženska solidarnost (Solidarność Kobiet) z Belgradu.

Ale rozmowy to tylko jeden ze sposobów działania dziewczyn z kolektywu. Jesienią zorganizowały pięć demonstracji na ulicach Belgradu z udziałem setek osób. Wiosną planują kolejne. Kroplą, która przelała czarę goryczy, był wywiad przeprowadzony we wrześniu przez prorządowy tabloid „Informer” z Igorem Miloševiciem, który właśnie wyszedł z więzienia po piętnastu latach odsiadki za gwałty.

Pismo zrobiło z seryjnego gwałciciela celebrytę. Informowało o odwiedzanych przezeń miejscach. Dziewczynom zalecało kupowanie narzędzi do samoobrony i unikanie samotnych spacerów w nocy. Aż w końcu zaprosiło Miloševicia do rozmowy, w której opowiadał, że podczas gwałtów i rabunków czuł wolność. Instruował kobiety, jak mają się zachowywać w czasie ataku. A nawet zagroził dziennikarce: „jeśli będę miał zamiar cię zgwałcić, zrobię to”.

– Już gdy zobaczyłam zapowiedź wywiadu, poczułam się upokorzona. Pamiętam, że pomyślałam: jak my, kobiety, mamy żyć w społeczeństwie, w którym gwałciciele mówią nam swobodnie, za pośrednictwem mediów, co mamy robić, kiedy nas gwałcą – wspomina Branka. I dodaje: – Żadna kobieta nie jest odpowiedzialna za przemoc, jakiej poddaje ją mężczyzna. Panika i upokorzenie, które wszystkie odczułyśmy, skłoniły nas do reakcji.

Dom zły

Wyzwań, z jakimi borykają się Branka i jej koleżanki, jest więcej. Owa długa lista – przemoc domowa i ekonomiczna, seksualizacja kobiet w przestrzeni publicznej czy wreszcie tendencyjny sposób, w jaki media informują o gwałtach i napaściach na tle seksualnym – prowokuje obserwatorów do stawiania hipotezy, że naruszenia praw kobiet nie są odosobnionymi incydentami, lecz należą do kluczowych problemów współczesnej Serbii.

Najniebezpieczniejszym miejscem dla serbskich kobiet jest dom. Według ankiety Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie przeprowadzonej w 2019 r. 34 proc. Serbek w wieku 18-74 lat w ciągu roku doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony partnera. Zwykle – to z kolei wniosek raportu GREVIO (Grupa Ekspertów ds. Przeciwdziałania Przemocy wobec ­Kobiet i Przemocy Domowej) z 2020 r. – boją się one zgłaszać na policję, bo służby nie są przygotowane do zajmowania się takimi sprawami, a wyroki skazujące za większość form przemocy wobec kobiet są „niezwykle niskie”.

Z kolei z badania Stowarzyszenia Obywatelskiego FemPlatz z 2020 r. wynika, że ponad 74 proc. zabójstw kobiet lub dziewcząt ze względu na ich płeć ma miejsce właśnie w domach. Zbrodnie są motywowane nienawiścią, pogardą, zazdrością oraz poczuciem wyższości i władzy nad kobietami.

Właśnie tak tłumaczyli swoje zbrodnie mężczyźni, do których dotarła dziennikarka Ana Manojlović, autorka filmu dokumentalnego „Žrtva ima žensko lice” („Ofiara ma twarz kobiety”) z 2016 r. Jeden z żonobójców wspomina: „To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wymieniliśmy telefony i po dwóch miesiącach znowu rozmawialiśmy, spotkaliśmy się w restauracji. I faktycznie poszło w takim kierunku, że zostaliśmy razem…”. A potem mówi, jak denerwowało go, że żona zapraszała do domu koleżanki albo flirtowała na imprezach.

Zabił nożem. Wziął prysznic, przebrał się i sam zgłosił na policję.

Homo balcanicus

Ekspertki z filmu Manojlović zarysowują schemat losu typowej ofiary kobietobójstwa. Mężczyzna zaczyna podejmować za nią decyzje dotyczące strojów i makijażu. Stopniowo izoluje od rodziny i przyjaciół. Tak, żeby kobieta, kiedy dochodzi do pierwszych aktów przemocy, nie miała do kogo się zwrócić o pomoc. Na komisariacie – jeśli w ogóle decyduje się powiadomić służby – trafia często na lekceważenie policjantów. Żądanie rozwodu to zaś dla niej wyrok śmierci. Po zabójstwie do gry wkraczają tabloidy: romantyzują sprawcę, a winy szukają w kobiecie.

Wysoka liczba przestępstw wobec kobiet sugeruje, że prawdziwym źródłem problemów jest nie tyle słabość instytucji publicznych czy nieodpowiednie przepisy prawne, co patriarchalna mentalność znacznej części społeczeństwa. W Serbii, podobnie jak w innych krajach postkomunistycznych, podstawowe kwestie, takie jak aktywność zawodowa kobiet, dostęp do edukacji czy podejmowanie decyzji w gospodarstwie domowym, wciąż są naznaczone tradycyjnymi schematami, które dodatkowo cementuje wpływowy Serbski Kościół Prawosławny.

Na Bałkanach dążenie do równości płci napotyka twardy opór kultury maczo, czyli rodzaju toksycznej męskości opartej na dominacji i kontroli, a nierzadko przemocy. Jej najbardziej dramatyczną ekspozycją było świadome używanie przymusu seksualnego jako narzędzia prowadzenia wojny w Bośni i Hercegowinie (1992-95). W zależności od źródeł szacuje się, że ofiarami gwałtów, głównie serbskich żołnierzy, było od 12 tys. do 50 tys. bośniackich kobiet.

W myśleniu wielu rola kobiety ogranicza się do piastunki ogniska domowego. Albo obiektu seksualnego. Jelena Riznić, 25-letnia socjolożka i członkini kolektywu Ženska solidarnost, przypomina głośną kampanię reklamową serbskiego oddziału organizacji ekologicznej WWF, która minionej jesieni zaprezentowała na Instagramie serię seksistowskich plakatów, żeby zwrócić uwagę na… problemy ryb. Na jednym widać kobiecą nogę wyłaniającą się bodaj spod prysznica i napis: „Nie dotykaj mojej ryby”.

– To jeden przykład z wielu – mówi Riznić. – Wystarczy przejechać się autostradą w Belgradzie, żeby zobaczyć seksualizowane ciała kobiet na billboardach.

Feminizacja bez feministek

Ale nie tylko mężczyźni muszą zmienić sposób myślenia. Kobiety też dostosowują się do patriarchalnych wzorców. Biljana Stojković, biolożka, jedna z trzech współprzewodniczących lewicowej partii Zajedno (Razem) i kandydatka sojuszu ugrupowań lewicowych na prezydenta w wyborach w 2022 r., twierdzi, że w społeczeństwie, na które tak duży wpływ mają nacjonaliści i przywódcy religijni, gdzie realna władza od dekad zarezerwowana jest tylko dla mężczyzn, trudno namówić kobiety do aktywnego udziału w życiu publicznym.

– Boją się, że otoczenie będzie na nie patrzeć jak na jakieś ekstremalne elementy, wichrzycielki – komentuje Stojković. – To uderzające, że liderami wielu organizacji pozarządowych są kobiety. To znaczy, że są przygotowane do analizy problemów na poziomie obywatelskim czy społecznym, ale jeśli chodzi o realne działania, cóż, tu nadal mężczyźni podejmują kluczowe decyzje.

To może częściowo wyjaśniać osobliwe serbskie zjawisko – feminizację przestrzeni politycznej, która nie prowadzi do feministycznej polityki. W końcu premierem od prawie sześciu lat jest lesbijka Ana Brnabić. Liczba kobiet w parlamencie w ostatniej dekadzie oscyluje między 34 a 37 proc. Aborcja jest dostępna na żądanie do dziesiątego tygodnia ciąży (a nawet później po uzyskaniu zgody lekarzy). Co więcej, Serbia – w przeciwieństwie do wielu krajów unijnych, choćby Czech i Węgier – podpisała i ratyfikowała konwencję stambulską o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet.

Jednak krytycy twierdzą, że to tylko taktyka Aleksandara Vućicia, nacjonalistycznego prezydenta i lidera rządzącej Serbskiej Partii Postępowej. Ma ona na celu przyspieszenie procesu akcesyjnego Serbii do Unii Europejskiej i odwrócenie uwagi międzynarodowych obserwatorów od tego, co faktycznie dzieje się w kraju: korupcji na dużą skalę, ataków na niezależne media, upartyjnienia instytucji publicznych, ochrony zbrodniarzy wojennych i wielu innych kwestii, które pod rządami Vućicia stały się normą.

– Liczby rzeczywiście nie są złe. Ale przecież nie sposób powiedzieć, żeby kobiety miały siłę sprawczą w Serbii – mówi Stojković, kontrkandydatka Vućicia w ostatnich wyborach (zdobyła 3,3 proc. poparcia). – Bo jeśli chodzi o esencję, nic się nie zmieniło. Kobiety, które są u władzy, nie zrobiły nic dla innych kobiet. A nawet, chociaż mogłyby być aktywniejsze, same decydują, żeby ograniczać swoją rolę do wypełniania oczekiwań własnego środowiska politycznego. To szczególnie smutne w przypadku premier Brnabić.

Jelena Riznić przypomina, że Brnabić nigdy nie obiecywała, iż będzie się angażować w poprawę sytuacji kobiet albo społeczności LGBTQ. – Jej polityka od samego początku była jasna – mówi Riznić i zwraca uwagę, że serbska opozycja pod wieloma względami jest tak samo archaiczna jak obóz władzy. – Jeśli przedstawiciele opozycji chcą uderzyć w Brnabić, często odnoszą się do jej orientacji seksualnej, choćby nazywając ją mężczyzną.

Kobiety są wkurzone

W porównaniu z tradycyjnymi organizacjami działającymi na rzecz kobiet, które zapewniają wsparcie finansowe albo schronienie lub też realizują granty badawcze, kolektyw Ženska solidarnost chce być bliżej swojej „bazy”. Nic dziwnego: powstał jako prywatna grupa na Facebooku, gdzie dziewczyny dzieliły się swoimi historiami o przemocy domowej. Członkinie kolektywu edukują, sprawdzają i prostują informacje podawane przez media, walczą o zmiany legislacyjne. Bo – wbrew popularnemu serbskiemu powiedzeniu „kobieta jest wilkiem dla kobiety” – Branka i Jelena uważają, że tylko razem kobiety mogą coś zmienić.

Višnja Baćanović, ekspertka ds. równości płci z Nowego Sadu w północnej Serbii, podkreśla, że kolektyw – tak jak wiele innych organizacji prokobiecych – ma ograniczone wpływy na serbskiej prowincji. Chwali jednak dziewczyny z Ženska solidarnost za kreatywność i dobre poruszanie się po internetowych platformach społecznościowych, czym zyskują sympatię szczególnie młodych odbiorców. Według ekspertki mogą wywrzeć realny wpływ na serbskie społeczeństwo.

– Ale jeszcze nie teraz – dodaje Baćanović. – Bo jeśli mówimy o zmianie, to trzeba umieć ją nazwać. One muszą wiedzieć, co chcą osiągnąć poza wyprowadzeniem ludzi na ulice. Na pewno jednak wstrząsają strukturami patriarchalnymi, które są silne w Serbii i nieustannie wysyłają kobietom wiadomość: trzeba siedzieć cicho i zachowywać się grzecznie, mimo że nasze prawa są regularnie łamane.

– Kobiety w Serbii są naprawdę wkurzone – twierdzi Baćanović. – I takie buntowniczki jak Ženska solidarnost są nam potrzebne. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2023