Bojownik

ŁUKASZ RONDUDA, reżyser: Według obowiązujących podziałów taki człowiek jak Daniel Rycharski nie powinien istnieć. Jest katolikiem, gejem, artystą sztuk wizualnych, który mieszka i tworzy na wsi. A chłopi i geje to najbardziej pogardzane grupy w Polsce.

04.10.2021

Czyta się kilka minut

 / Krzysztof Żuczkowski / Forum
/ Krzysztof Żuczkowski / Forum

ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI: „Przyjęliśmy dwie kategorie. Chcieliśmy nagrodzić film, który będzie piękny i aktualny” – mówił podczas wręczania Złotych Lwów Andrzej Barański, przewodniczący jury FPFF w Gdyni. Wygrał film w Pana i Łukasza Gutta reżyserii. Jesteśmy na niego gotowi?

ŁUKASZ RONDUDA: Zdecydowanie tak. W naszym podzielonym wojną kulturową kraju „Wszystkie nasze strachy” powinni zobaczyć wszyscy.

Opowiadamy o bardzo wierzącej osobie LGBT, zaangażowanej w życie Kościoła katolickiego. Nasz bohater, Daniel Rycharski, buduje wspólnotę w swojej wiosce, jednocześnie otwarcie mówi o swoim homoseksualizmie. Nosi na szyi krzyż, a na ramionach tęczową lamówkę. Jest człowiekiem paradoksalnym w tej naszej dzisiejszej Polsce, podzielonej na dwa plemiona. Łączy sprzeczności, mógłby być pomostem pomiędzy nimi, ale zarazem jest zagrożony podwójnym wykluczeniem, bo – oprócz Kościoła – czerwoną kartkę pokazuje mu państwo. Jest bohaterem naszych czasów, o którym mówił i którego wciąż szukał Andrzej Wajda. Osobą, której los w jakiś sposób syntetyzuje, czy też ucieleśnia szersze społeczne i kulturowe zjawiska. Dlatego zainteresował mnie jako bohater filmowy.

Czy próba połączenia dwóch plemion nie jest już utopijna?

Takie łączenie dokonuje się na wielu poziomach. Przede wszystkim Rycharski operuje językiem wiary chrześcijańskiej, aby mówić o wykluczeniu osób LGBT. To dominujący język polskiej debaty publicznej, żyjemy bowiem w chrześcijańskiej matrycy kulturowej, obojętne, czy jesteśmy wierzący, czy byliśmy tylko religijnie wychowani, a później odrzuciliśmy katolicką tożsamość. Przez ten język jest tak bardzo bezpośredni, nieprotekcjonalny, wykraczający poza podziały klasowe i środowiskowe. Jest równie zrozumiały dla starszych ludzi z małych wsi, jak i dla klasy średniej z wielkich miast. W naszym filmie Daniel rozmawia o swoich problemach z babcią, która rozumie, że Chrystus zawsze towarzyszy wykluczonym, czyli w tym przypadku osobom LGBT. Że najważniejsza jest miłość bliźniego, a symbole wiary, takie jak krzyż i różaniec, należą do wiernych, również tych tęczowych i nikt im ich nie odbierze. Mówiąc językiem chrześcijaństwa o wykluczeniu osób LGBT, mamy znacznie większą szansę po pierwsze na rozmowę, a po drugie na porozumienie.

I można te dwie grupy połączyć?

Pokazuje to życie i twórczość Rycharskiego. Głębokim przesłaniem chrześcijaństwa jest humanistyczne przekonanie, że Chrystusa można znaleźć w drugim człowieku, szczególnie tym wykluczonym, zaszczutym. Chrystus zawsze wstawiał się za takimi osobami. Nie myślał o budowie instytucji, zawsze żył wśród najbardziej potrzebujących pomocy. Teraz w Polsce w takiej sytuacji są osoby LGBT. Ale chyba się powtarzam?

Nie szkodzi, chcę, żeby to wybrzmiało.

Proszę zobaczyć, że nasz bohater nie posługuje się językiem antagonizmu i pogardy, tylko empatii i troski. Moją inspiracją był „Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego, który wykorzystał prawdy wiary do opowieści o zasadach rządzących życiem dowolnego człowieka. Kieślowski postawił lustro przed wierzącymi i ateistami. Okazało się, że łączy ich podobny system moralny. Taki sam cel postawiliśmy przed „Wszystkimi naszymi strachami”: chrześcijaństwo niesie radykalny i wywrotowy przekaz, a humanistyczne prawa człowieka chronią mniejszości seksualne.

Zejdźmy jednak na ziemię. Praktyka Kościoła jest inna. Abp Marek Jędraszewski straszy Polaków tęczową zarazą, inni księża również wykluczają osoby homoseksualne z Kościoła.

Ten język wykluczenia jest po prostu nie do zaakceptowania. W filmie pokazujemy różnych kapłanów, również takiego, który nie potępia miłości głównego bohatera, ale proponuje pozostanie w Kościele za cenę samotnego życia na wzór Chrystusa. Pokazujemy ludzi rozdartych pomiędzy dogmatami a ludzkimi uczuciami i empatią.

Co jest tożsame z oficjalnym nauczaniem Kościoła: możesz być gejem, ale nie wiąż się z nikim i nie uprawiaj seksu. Ten zapis pochodzi z Katechizmu Kościoła Katolickiego.

Z punktu widzenia Watykanu samotność jest największym poświęceniem, na jakie może zdobyć się wierzący gej. Może kochać osobę tej samej płci, ale jeżeli chce zostać w Kościele, to musi poświęcić seksualny wymiar tej relacji. To okrutna oferta. Postawy Kościoła otwartego są mniej słyszalne, rzadko spotykamy w mediach księży czy biskupów, którzy zapraszają gejów do świątyń. Ale oni są, działają, angażują się w ruch walczący o prawa mniejszości. Zależało nam, żeby żadna ze stron nie została przedstawiona w uproszczony sposób. Prezentujemy różnorodne postawy, każda z nich ma własne racje i emocje. Ludzie przypatrują się sobie nawzajem, badają relacje, uczą się siebie. Ważnym punktem odniesienia i inspiracji była dla nas organizacja Wiara i Tęcza, grupująca katolików LGBT. W filmie występuje pod nazwą Tęcza Chrystusa. Oni wciąż otwarcie walczą o miejsce dla osób LGBT w Kościele.

Stajecie po którejś ze stron tego konfliktu?

Nie wydajemy ocen, patrzymy na klincz, w którym się znaleźliśmy jako społeczeństwo, pomiędzy wiarą a tęczą. Jednak zdecydowanie bierzemy stronę naszego bohatera.

Czym jest dla niego Kościół?

Wyrasta z niego, był jego członkiem, potem z niego wystąpił i skupił się na bezreligijnym chrześcijaństwie, praktykując wiarę poza instytucją. Ostatnio do niej wrócił, żeby prowadzić działalność reformatorską.

Jak się w nim czuje?

Relacja Daniela z Kościołem ewoluowała. Początkowo bardzo wierzył, że ta instytucja zmieni swój stosunek do osób LGBT. Później zdał sobie sprawę, że jego obecność w Kościele nosi znamiona syndromu sztokholmskiego: funkcjonował w instytucji, która była dla niego ważna, ale jednocześnie jawnie go wykluczała. Ciągle zadawał sobie pytanie: jak żyć w Kościele, który ustami biskupów go dehumanizuje? Występując z Kościoła zrobił pracę „Ku Klux Klan”: uszył z szat liturgicznych i komży ministranckich stroje tytułowej grupy. Widać w niej gniew młodego człowieka, który został brutalnie potraktowany przez Kościół. Podczas pracy nad filmem Daniel Rycharski wrócił do Kościoła. Znów jest otwarty na dialog i marzy o zakończeniu wojny kulturowej w Polsce. Głośno mówi o tym, co należy w Kościele zmienić i z jakimi problemami mierzą się na co dzień wierzące osoby LGBT. Daniel żyje cały czas na wsi, więc uczestniczy w kościelnych rytuałach, które organizują życie lokalnej społeczności. W małych miejscowościach trudno od tego uciec.

No właśnie, a czym jest wieś dla bohatera? To też rzeczywistość, która łączy większość Polaków: każdy z nas miał z nią kontakt, zna jej tożsamość, buduje uprzedzenia lub akceptację.

Zgadzam się. Żeby zrozumieć aktualnie prowadzone w Polsce spory, musimy zrozumieć nie tylko polski katolicyzm, ale również wieś i ich mieszkańców. Jak żyją, co zmieniła w ich życiu Unia Europejska, dlaczego pielęgnują w sobie traumę lat 90., czy nadal czują się wykluczeni, kto i jak o nich nie opowiadał przez ostatnie 30 lat, dlaczego masowo oddają głos na populistów? Dla naszego bohatera wieś jest miejscem życia, częścią jego tożsamości, jest wytworem wsi, łączy tradycję z nowoczesnością. Daniel jest hybrydą: robi oddolną sztukę religijną, posiłkując się umiejętnościami wyniesionymi z obecnego na wsi doświadczenia niedoboru. W filmie widzimy dużo takich prac, jak na przykład siłownię zbudowaną przez niego dla mieszkańców z zepsutych maszyn rolniczych.

Ale co ich różni?

Ludzie na wsi żyją inaczej niż klasa średnia w wielkich miastach, organizują protesty, których nie rozumie nowe mieszczaństwo. Bo chcą zabijać dziki, które przenoszą choroby. Z punktu widzenia miejskich elit – wegetariańskich, dbających o przyrodę – ochrona hodowli świń to bestialstwo. Ci ludzie jednak bankrutują, tracą gospodarstwa, więc niby dlaczego mają nie protestować? To kolejna sprawa, która mocno dzieli Polaków, inaczej na Polskę patrzą mieszkańcy wsi, inaczej ci z miasta. Rycharski staje po stronie wsi, buduje pomnik chłopa. Na początku filmu jest po prostu jednym z walczących chłopów.

Nawet za cenę homofobii?

Daniel Rycharski pokazuje wieś taką, jaka jest, nie idealizuje jej. W naszym filmie celebrujemy materialność polskiej wsi współczesnej. Do wioski Rycharskiego przyjeżdża sporo badaczy, na czele z prof. Tomaszem Rakowskim i prof. Rochem Sulimą, którzy piszą na podstawie swoich obserwacji teksty o Polsce powiatowej. Czerpaliśmy garściami z tych opracowań, dlatego wielu z widzów widzi, że obraz wsi we „Wszystkich naszych strachach” nie jest zakłamany.

Widzimy wieś, w której obszarnicy kupują bardzo drogie maszyny rolnicze, sołtyskę, która dba o spójność miejscowości, są znudzeni młodzi ludzie, ławeczka pod sklepem i Kościół, który odgrywa kluczową rolę. A dlaczego nie ma instytucji publicznych?

Ponieważ państwo polskie jest na wsi wielkim nieobecnym.

Kilka lat temu dr Przemysław Sadura pokazał w swoich badaniach, że w małych miejscowościach w III RP zlikwidowano szkoły, biblioteki, domy kultury i posterunki policji.

Została tylko Ochotnicza Straż Pożarna, no i plebania. I do tego ludzie, których reprezentuje sołtys.

A jaką rolę odgrywa tam sztuka Rycharskiego?

Wrosła we wspólnotę. W filmie widzimy pomnik chłopa, czyli rzeźbę przedstawiającą frasobliwego rolnika, zasmuconego swoim losem. Odwołuje się nie tylko do „Melancholii” Dürera, ale również do ludowych kapliczek z rzeźbami Chrystusa frasobliwego. W pierwszych scenach spotykamy Daniela, który przewodzi protestowi, przemawia pod pomnikiem. Mówi o wykluczeniu chłopów, o ich osamotnieniu, dużej liczbie samobójstw w tej grupie.

Zupełnie jak w środowisku LGBT.

No właśnie, tutaj staramy się zbudować kolejny sojusz oparty na podobieństwach. Nikt się nimi nie interesuje, państwo zostawiło ich samym sobie. Chłopi i geje są według Daniela dwiema najbardziej pogardzanymi grupami we współczesnej Polsce. Rycharski mówiąc o rolnikach, opowiada tak naprawdę o sobie. Dlatego w ostatnim roku zorganizował projekt „Opieka rodzinna”. Zaprosił do swojej wsi osoby LGBT z Warszawy, które czuły się zaszczute przez homofobiczną propagandę rządu. Zamieszkali u chłopów, wspólnie pracowali na polu, poznawali się i odkrywali wspólnotę doświadczeń. Teraz Rycharski pracuje nad projektem o umieraniu polskiej wsi.

Wieś akceptuje geja?

Nie można mówić o jednej wsi w Polsce, te wsie są różne. W niektórych jest bardzo tolerancyjnie, w innych wręcz przeciwnie. Nasz bohater będąc otwarcie gejem, na każdym kroku musi w swojej społeczności udowadniać, że jest potrzebny. Niby wszystko na pierwszy rzut oka jest okej, ale bez przerwy się stara o akceptację, coś dla nich robi, a to pomnik, a to festyn, maluje im fasady domów, zaprasza na wystawy, buduje kapliczki. Wydaje się, że nie mógłby mieszkać we wsi tak po prostu, jak każdy inny, musi się dwa razy bardziej starać. Wkłada wiele wysiłku, żeby go zaczęto tolerować. W filmie widać nie tylko wspólne chwile, walkę o prawa, zabawę przy ognisku, ale też przemoc i wykluczenie. W końcu organizując drogę krzyżową, podejmuje ostateczną walkę o przemianę duchową swojej wspólnoty. Jest to paradoks, na którym oparty jest nasz film; najbardziej żarliwym bojownikiem o odnowę duchową katolickiej społeczności jest gej. To prawdziwy sprawdzian dla wiary mieszkańców wsi, jak i reszty Polaków.

Mimo wszystko Daniel zostaje na wsi. Dlaczego?

Chce ją zmieniać, nie chce odpuścić. Bez takiej pracy nie zmienimy się jako społeczeństwo.

Tragicznym i arcypolskim pytaniem jest kwestia tego, czy warto za wszelką cenę zmieniać rzeczywistość, zapominając o własnym życiu i poczuciu bezpieczeństwa.

To się łączy. Nasz bohater musi najpierw sobie wybaczyć, zadbać o siebie, aby móc dalej dbać o swoją wspólnotę.

Myśli Pan, że film uruchomi dyskusję o jakości polskiej wiary?

Na nasze pokazy przychodzą ludzie wierzący. Dziękują nam za stworzenie przestrzeni do prowadzenia poważnego dialogu o katolicyzmie i chrześcijaństwie w Polsce. Zwracają uwagę, że Kościół nie daje im takiej możliwości. Mogą pójść na mszę, są częścią tej tradycji, ale nie dyskutują z komunikatem, który słyszą z ambony. Mówią, że ich życie duchowe przestało być żywe. Nasz film był dla wierzących katolików doświadczeniem duchowym; co ciekawe, Tadeusz Sobolewski nazwał „Wszystkie nasze strachy” kinem chrześcijańskiego niepokoju. A Łukasz Adamski – „filmem teologicznym”.

A jak reaguje strona liberalna?

Im też brakuje miejsc, w których można rzeczowo porozmawiać. Debata publiczna organizuje się wokół polaryzujących kategorii, my w naszym filmie mówimy, że trzeba zorganizować ją wokół empatii i dialogu. Ludzie nie są ideo­logicznymi, jednowymiarowymi monolitami. Proszę spojrzeć na Daniela Rycharskiego, który jest katolikiem, gejem, mieszka na wsi, zajmuje się sztuką nowoczesną. Te wszystkie części działają, wzmacniają się. Katolicy i liberałowie, posługując się tak uproszczonym podziałem, mogą zobaczyć w naszym filmie, że tożsamości można konstruować na wiele różnych sposobów. Można być katoliczką i popierać prawo do aborcji, można czytać liberalne media i uczestniczyć w mszy trydenckiej, można bronić TVN-u i głosować na Prawo i Sprawiedliwość.

Mamy wiele odcieni wspólnoty LGBT: jedni popierają emancypację poprzez zmiany prawne, drudzy nie chodzą na parady, cenią domowe zacisze, jeszcze inni boją się wyoutowania. Tak samo różne są odcienie wiary: jedni nie chcą dopuszczać do Kościoła „obcych”, drudzy organizują nabożeństwa dla LGBT, jeszcze inni uczestniczą w mszy, bo to jedyny moment w życiu, kiedy są sami. Nie można sprowadzać poglądów ludzi do jednej kategorii, życiowe strategie nie są oczywiste. Obowiązujący w Polsce podział sugeruje, że takie osoby jak Daniel Rycharski nie powinny istnieć. A on żyje i rozwala proste kategorie.

Wierzy Pan, że opowiadając o artystkach i artystach możemy zobaczyć w innym świetle problemy społeczne. Skąd takie przekonanie?

Z doświadczenia kuratorskiego. Niektórzy artyści skupiają jak w soczewce opis zjawisk społecznych. W moim poprzednim filmie „Serce miłości” opowiadałem o współczesnym narcyzmie, o tym, że nie potrafimy wyjść poza własną strefę komfortu. Możemy kochać drugą osobę tylko za to, że jest taka jak my. Stawiałem tezę, że nie jesteśmy w stanie zobaczyć drugiego człowieka w radykalnej inności. Ale to były inne czasy, krajem nie rządziła radykalna prawica, wierzono, że historia się skończyła, a progresywne prawa to tylko kwestia czasu. Żyliśmy w bezpiecznych banieczkach, rozwijaliśmy przyjemny lifestyle. „Wszystkie nasze strachy” opowiadają o innym czasie, kiedy musimy się nauczyć przekroczyć narcyzm, uznać, że nie tylko ta druga strona jest zła i zawiniła, dostrzec również swoją winę. To warunek dialogu.

Sztuka współczesna może ułatwić dialog?

Tak. Nie wiem, czy pamięta pan wystawę o nowej sztuce narodowej, którą współkuratorowałem w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. „Wszystkie nasze strachy” to jej kolejny etap. Zaprosiliśmy wtedy z Sebastianem Cichockim twórców z prawej strony sceny artystycznej. Oddaliśmy przestrzeń wystawienniczą nurtom narodowym i religijnym. Pokazaliśmy ręce Chrystusa ze Świebodzina, kwietne dywany, pomniki smoleńskie, obrazy tworzone przez kibiców na stadionach, ołtarze. Na wernisażu i podczas debat doszło do fascynujących spotkań i rozmów grup, które się zwykle nie spotykają. Stworzenie takiego miejsca spotkania należy do zadań instytucji publicznych. Mam nadzieję, że również do filmów.©

ŁUKASZ RONDUDA jest reżyserem filmowym. Pracuje jako kurator w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jego debiutancki film „Performer” (2015) otrzymał na Festiwalu Filmowym w Berlinie Nagrodę „Think: The Award” za „kreatywne wykorzystanie medium filmowego dla artystycznego uchwycenia i oddania geopolitycznych kontekstów”. Najnowszy film w jego i Łukasza Gutta reżyserii, „Wszystkie nasze strachy”, zdobył właśnie główną nagrodę, Złote Lwy, na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2021