„Bogu, monarsze i duchowi narodowemu”

Przeżył pod Wawelem 22 lata jako profesor UJ, a pozostałe ćwierć wieku nad Sanem, jako biskup. Działając na kilku polach życia publicznego łączył wielką wrażliwość społeczną z niestrudzoną aktywnością.

18.05.2003

Czyta się kilka minut

Zdecydowana przewaga przedstawicieli zakonów i episkopatu wśród blisko pół tysiąca kanonizowanych i trzynastu setek beatyfikowanych w ciągu ostatniego ćwierćwiecza musi budzić pytania: jak się ma powtarzana od czasów Soboru nauka o powszechnym powołaniu do świętości do tego, ilu świeckich, a ilu duchownych zostało wyniesionych na ołtarze? Nikt oczywiście nie twierdzi, że w przeciwieństwie do ziemi niebo zaludniają głównie ci, co nosili sutanny i habity. A jednak to duchowni zdominowali tak mocno kanonizacyjne uroczystości, że utrudnia to przezwyciężenie historycznie uwarunkowanego potocznego przekonania, iż świętość jest dla ćwiczących się w niej „zawodowców”, zaś laicy z rzadka osiągają podobną doskonałość. Powszechne wezwanie do świętości jawić się tedy może jako teoretyczna szansa, z której w praktyce są w stanie skorzystać tylko ci, którzy mają po temu specjalne warunki i fachowe przygotowanie. Jak olimpijska kadra.

Czy słuszne zaprzeczanie takiemu rozumowaniu wystarczy, by miliony ojców i matek zachwyciły się tym, że otrzymują jeszcze jeden potrzebny im pilnie wzór do naśladowania w postaci misjonarza czymatki założycielki zakonnego zgromadzenia? Co robić, aby zwalczyć pogląd, że tylko „profesjonaliści świętości”, w przeciwieństwie do przyziemnej reszty mogą mocniej pragnąć nieba niż chleba (zwłaszcza gdy rzadziej niż świeccy doświadczają jego braku) i bardziej dbać o duszę niż o ciało? Ze nie musi być akurat tak, jak w tej strofie ks. Twardowskiego:

Wszyscy łakną rozmnożenia chleba, Paralityk cały w Lourdes się kąpie, nawet biskup chce się dostać do nieba, tak bez grzechu, wygodnie, porządnie.

Bo i łaknący dobrobytu, i poszukiwacze uzdrowień, też często czynią niemało, by dostać się do nieba. Ale dziś będzie o biskupie, za którego obecność tamże Kościół uznał, że może poręczyć.

*

Józef Sebastian urodził się w 1842 r. jako syn Wojciecha i Marianny Pelczarów, zamożnych gospodarzy w Korczynie koło Krosna. Po maturze w 1860 r. wahał się: historia czy teologia. Zdecydowawszy („będę księdzem, a zarazem profesorem historii” - napisał w „Autobiografii”), wstąpił do seminarium w Przemyślu. W 1864 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Po rocznym wikariacie w Samborze władze diecezjalne skierowały go na dalsze studia do Rzymu. Zyskawszy zgodę na skrócenie czasu edukacji, co musiało wpłynąć na jej jakość, młody ksiądz w niecały rok był już doktorem teologii, a półtora roku później doktorem prawa kanonicznego.

Powróciwszy do Przemyśla, został w 1869 r. (po 2 krótkich wikariatach) prefektem seminarium, gdzie z czasem wykładał
teologię pastoralną i prawo. Zastanawiał się, kolejny już raz, czy nie wstąpić do jezuitów. Jego pierwsza książka „Zycie duchowne czyli doskonałość chrześcijańska” (1873) miała osiem wydań. W 1877 r. rzymski doktor uzyskał na Uniwersytecie Jagiellońskim katedrę historii kościelnej i prawa kanonicznego. Pięć lat później Ministerstwo Wyznań i Oświaty przesunęło Pelczara na katedrę teologii pastoralnej. Uczył także homiletyki i kaznodziejstwa.

Oprócz 3-tomowej publicystycznej pracy o Piusie IX trwalszą wartość przedstawiał „Zarys dziejów kaznodziejstwa” (1896). Pelczar głosił i drukował kazania, mowy okolicznościowe, konferencje, rozmyślania, relacje z pielgrzymek. Dwukrotnie był dziekanem Wydziału Teologicznego. Przyczynił się do powiększenia kadry naukowej i odzyskania przez ten fakultet prawa nadawania stopni doktorskich. W mowie, którą wygłosił 26 maja 1883 jako rektor UJ podczas położenia kamienia węgielnego pod budowę Collegium Novum, wzywał młodzież akademicką, by była „wierna Bogu, wierna monarsze, wierna duchowi narodowemu”. Działo się to wszak w Galicji. Profesor wspierał materialnie studentów, prezesował Towarzystwu Św. Wincentego a Paulo, współpracował z Towarzystwem Oświaty Ludowej, był współzałożycielem popularnego pisma „Prawda”, które miało stanowić przeciwwagę prasy socjalistycznej i ludowej. Należał też do organizatorów Towarzystwa św. Łukasza, dążącego do zastępowania kiczowatych obrazów po kościołach i domach wartościowszymi artystycznie wytworami. Dla opiekowania się służącymi i chorymi po domach założył zgromadzenie Służebnic Serca Jezusowego (sercanki).

W 1899 r. ks. Pelczar został mianowany biskupem sufraganem w Przemyślu, a rok później ordynariuszem tej diecezji. Na tym stanowisku - czyli aż do śmierci w 1924 r. - zwołał 3 synody, wydał 42 listy pasterskie, utworzył 57 nowych parafii. Dbał o edukację, wychowanie i dyscyplinę duchowieństwa, założył małe seminarium. Od początku zachęcał księży i świeckich do działalności społecznej. Założył stowarzyszenie robotnicze „Przyjaźń”, zbudował dla niego dom, służący zebraniom i zjazdom. Pomagał w zakładaniu ochronek i sierocińców, sprowadził do diecezji salezjanów, by troszczyli się o młodzież rzemieślniczą. Dla opieki nad nasilającą się sezonową emigracją ustanowił bractwo NMP Królowej Polski. Dbał o sprawy charytatywne, szczególnie podczas I wojny światowej. Powołał Związek Katolicko-Społeczny, który miał łączyć wiernych w aktywności społecznej, upowszechnianiu katolickich publikacji, tworzeniu czytelni, kas Raiffeisena, spółdzielni i kółek rolniczych. Kwestia społeczna w wiejskiej przeważnie diecezji miała bowiem własny kształt, różny od problemów wielkoprzemysłowych środowisk.

Krytyczny wobec radykalizmu ruchu ludowego, nie zwalczał go tak drastycznie, jak biskupi tarnowscy Łobos czy Wałęga. Relacje między duchowieństwem a ludowcami w diecezji Pelczara wyglądały względnie poprawnie. Jako człowiek o dużej kulturze osobistej postępował taktownie nawet z przeciwnikami - które to przymioty potrzebne są nie tylko świętym i nie tylko w Galicji czy w drugiej RP.

Za tydzień opublikujemy reportaż Anny Matei o bt. Urszuli Ledóchowskiej, która zostanie kanonizowana wraz z bp Józefem Sebastianem Pelczarem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2003