Biskup w eremie

Miejsce akcji: Kraków, Bielany, Srebrna Góra, od ponad 400 lat erem kamedułów.

17.12.2019

Czyta się kilka minut

 / Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
/ Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Trzeba wjechać do Lasu Wolskiego, potem kiepską drogą w górę obok winnicy, aż się pokaże mur, w prawo, wzdłuż muru, i w lewo, pod górę żwirówką (żwir wali w karoserię), jakby korytarzem między murami na placyk przed klasztorną bramę. Wieże kościoła i kawałek dachu są doskonale widoczne z daleka, stąd widać tylko ślepą ścianę i bramę. Szarpnięcie za sznur dzwonka i z okienka w bramie głos pytający (głos słychać, osoby nie widać), kto przychodzi i po co. Jestem umówiony, wystarczy nazwisko. Wtedy się zjawia brodaty zakonnik w białym habicie. Otwiera bramę. Wjeżdżam na porośnięty trawą przestronny plac przed zamkniętym na głucho kościołem. Na prawo szeroki widok na całą okolicę u stóp góry i Wisłę. Zakonnik zamyka bramę i prowadzi mnie przez kolejną bramę, sklepioną sień, chodniczek do budynku dla gości. Tu, w narożnej celi, mam spędzić tydzień rekolekcji.

Rekolekcje w kamedulskim eremie to jak wyjście na pustynię. Piękna architektura, osiedle kilkunastu pustelniczych domków. Przy wejściu do tej części eremu napis: „Wstęp wzbroniony” – tam nie wolno wchodzić, ale napatrzeć można się do woli. Pustelnia?... W tej uroczej i zamkniętej przestrzeni, poza którą przez tydzień nie wyjdę, poczuję się po kilku dniach jakby zamknięty. Oglądana na okrągło piękna architektura tych kilku zabudowań, choć pozostanie piękna, przestanie urzekać. Widok z okna celi, daleki, z niebem i rzeką, drogą, samochodami oraz malutkimi jak żuczki ludzikami, każdego dnia taki sam, zapisze się w pamięci oczu tak silnie, że będę mógł go oglądać bez podchodzenia do okna. Wystarczy, że zamknę oczy.

To jest jak wyjście na pustynię. Milczenie. Na rekolekcjach u kamedułów rozmawiać można – jeśli się potrafi – tylko z Bogiem. Można czytać. Książka, która miała być przewodnikiem w rekolekcjach, leży nietknięta. Odkryłem, że nie przyjechałem, żeby coś tu przeczytać. Rekolekcje na Bielanach nie są po to. Poczytam w domu. Nic się nie dzieje – tak ma być. Telewizja, radio, internet, gazety i wszystkie urządzenia służące (nie wyłącznie przecież) do spędzania czasu, zabijania czasu, marnowania czasu tu nie istnieją. Cisza. Jedyna głośna rozmowa to bardzo wolne, wspólne z mnichami czytanie psalmów i innych brewiarzowych modlitw, zawsze w tych samych godzinach: w ciemnościach przed świtem, rano, kilka razy w ciągu dnia i wieczorem. W pustym kościele.

Brewiarz odmawiamy (my to jest kilku rekolektantów) wspólnie z mnichami. Nie widzimy ich, tylko słyszymy. Są w chórze za ołtarzem. I jeszcze koncelebrowana msza święta. W zakrystii, w zupełnym milczeniu, wkładamy liturgiczne szaty. Koncelebransi ubierają się sami. Brat zakrystian pomaga dwóm osobom (raczej oznaka rewerencji niż potrzeba pomocy): przeorowi i biskupowi. Liturgia. Znów bardzo powolna recytacja tekstów. Żadnych wstępów do liturgii, homilii ani kazań. Mszy przewodniczy przeor. Biskup jest jednym z koncelebrujących i tylko błogosławieństwa na zakończenie udziela nie przeor-główny celebrans, ale biskup. Błogosławieństwa biskupiego, w trzyczęściowej formule pontyfikalnej. Poza skromnym pierścieniem biskup nie ma żadnych biskupich ozdób, fioletów, piuski, mitry. Nic z tych rzeczy.

Posiłki też jemy w samotności. Trzy razy w ciągu dnia pukanie do drzwi celi. Mnich podaje kilka kromek chleba, trochę masła, dżemu albo sera – to śniadanie. Na obiad menażki z zupą i drugim daniem, wieczorem porcja chleba, masło, dżem. Kawę (rozpuszczalną) lub herbatę przygotowuję sam. Mam elektryczny czajnik w ściennej szafce i talerze, sztućce, kubek, słoiczek z kawą, torebki herbaty, cukiernica. Nigdy nie byłem głodny, ale też rozkoszy podniebienia nie zaznałem. Może z motywów ascetycznych na kucharza wyznacza się takiego mnicha, który nie jest obdarzony talentem kulinarnym. Umeblowanie celi: biurko, fotelik, łóżko, szafka i stoliczek, przy którym się jada. Pod ścianą wielki klęcznik. Samotność i cisza. Pustynia zmusza do wchodzenia w siebie. Tam właśnie ożywają myśli, sprawy, do których teraz można i trzeba powrócić. Te także, na których przemyślenie nie było czasu ani chęci.

Wiem, jak wygląda porządek dnia kameduły, bo odprawiający tu rekolekcje musi się zobowiązać, że będzie przestrzegać programu dnia eremu. To jest obowiązek, wolnej decyzji każdego pozostawiono zgłoszenie się (lub niezgłoszenie) do fizycznej pracy w ogrodzie, w winnicy, w warsztacie, przy sprzątaniu czy gdzie będzie trzeba. Widziałem pracujących mnichów. Zwykle pracują w pojedynkę, bez habitów, w roboczych ubraniach. Jednak zawsze wkładają habity, udając się do kościoła na modlitwy.

Podobnie wygląda dzień biskupa, przez sześć miesięcy pustelnika. Przed wyruszeniem do eremu wyznał, że od wielu lat o tym myślał. „Duchowość pustyni była mi zawsze bardzo bliska i szukałem okazji, aby to moje pragnienie zrealizować” – powiedział do przedstawicieli duchowieństwa i wiernych świeckich z diecezji płockiej. 21 styczna 2018 r. przyjęty na prywatnej audiencji poprosił papieża o udzielenie zgody na skorzystanie z tzw. roku sabatycznego, do którego każdy ksiądz ma prawo. Papież Franciszek prośbę zaakceptował. Na złożonym mu piśmie napisał: „Concedo” (udzielam). Biskup jeszcze wyjaśniał: „W kontekście tego, co się dzieje, siłą rzeczy mój pobyt nabiera w jakimś sensie charakteru pokutnego. To nie jest żadna ucieczka, a jeśli już, to ucieczka do Boga, nie przed czymś, ale do Kogoś, do Boga. Chcę być na tej pustyni duchowej z Panem Bogiem”.

Decyzja biskupa była czymś zdumiewającym. Nawet zwykle wyrozumiały dla błądzących Szymon Hołownia napisał ironicznie na Facebooku: „Owce w środku burzy, a pasterz od zawsze przecież pragnął duchowego SPA, no i teraz mu się złożyły terminy”. Dla wielu komentatorów decyzja biskupa była wręcz oburzająca. Czy słusznie? Że była zaskakująca, to rozumiem. Nasi biskupi z roku sabatycznego nigdy nie korzystali, a sytuacja Kościoła w Polsce (pewnie i w diecezji płockiej), kiedy biskup Piotr Libera na pół roku się zamykał w eremie, była trudna.

Decyzja księdza biskupa zaimponowała mi. Z tego, co wiem, nie jest on jakimś „odklejonym mistykiem”. Podejmował ważne inicjatywy, by rozwiązać problemy księży pedofilów, kiedy inni jeszcze nie wiedzieli, jak się do tego zabrać. Nie wyjechał na wczasy ani na prestiżowe kursy dla biskupów, lecz przez sześć miesięcy wiódł twarde pod każdym względem życie pustelnika, na co, jak sądzę, mało który z biskupów by się zdobył. A szkoda...

Biskup Libera wraca w tych dniach do diecezji. Nie była pozostawiona bez pasterza. Zarządzał nią, jako administrator apostolski na czas nieobecności biskupa, warszawski metropolita kard. Kazimierz Nycz. Na miejscu był biskup pomocniczy, wikariusz generalny bp Mirosław Milewski.

Piszę o tym na Boże Narodzenie, bo biskup w eremie wydał mi się postacią bardzo betlejemską. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2019