Bieda XXI wieku

Porażająca wiadomość na stronie katowickiej „Gazety Wyborczej”. 55-letnia matka popełniła samobójstwo, zabijając też swoją 31-letnią, chorą na porażenie mózgowe, niezdolną do samodzielnej egzystencji córkę, którą się opiekowała.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Matka zmarła natychmiast, u córki prawdopodobnie nie zadziałały przedawkowane leki. Śledczy twierdzą, że mogła umierać nawet parę dni. Sąsiedzi – jak zwykle – nic nie słyszeli ani nie widzieli. Zaalarmował ich wydobywający się przez drzwi fetor.

W pożegnalnym liście kobieta napisała, że powodem dramatycznego kroku były problemy finansowe, pewnie jakieś długi. Chyba otrzymywała świadczenie pielęgnacyjne (obecnie wynosi ono 1477 zł), córka miała rentę (pewnie – z zasiłkiem pielęgnacyjnym – do tysiąca złotych).

Trudno wyobrazić sobie bardziej wstrząsającą glosę do niedawnego protestu w Sejmie. Wołania rodziców osób niepełnosprawnych o finansowe wsparcie, które pozwoli im opłacić coś spoza triady: leki – pieluchy – jedzenie; z może choć trochę mniejszym przerażeniem pozwoli pomyśleć o tym, co się stanie z niezdolnym do samodzielnego życia dzieckiem, gdy rodziców zabraknie. Wiadomo, jak sprawa się skończyła, jak potraktowało protestujących nasze państwo, które przeznacza żywe miliardy na idiotyzmy w postaci „strzelnic w każdym powiecie”, „rejsów narodowych”, „patriotycznych ławeczek”, lotnisk trzy razy większych od Frankfurtu w szczerym polu pod Żyrardowem albo na wymyślone nagle pod publikę (dziwnym trafem zbiegło się to z rządową „aferą nagrodową”) dopłaty szkolne po 300 zł na dziecko, a nie ma na bezpośrednie ratowanie godności naprawdę najsłabszych obywateli.

Zasadne będzie tu też pytanie: gdzie byli wspomniani sąsiedzi? Gdzie była parafia tych pań (być może były odwiedzane po kolędzie)? Czy naprawdę nikt nic nie wiedział (mało prawdopodobne, skoro sąsiedzi przekazali reporterom, że matka była bardzo zżyta z córką i z oddaniem się nią opiekowała)? Czy może jednak – jak prawie zawsze – zabrakło uważności, cierpliwości?

Ta tragedia pokazuje coś jeszcze: czas na dobre przedefiniować pojęcie biedy. Mam wrażenie, że tu, na bogatej Północy, naszą czujność usypia tkwienie w przekonaniu, że bieda to wyłącznie zawleczone przez głupią ludzkość do XXI wieku obrazy z wieku XIX: śmierć z głodu, z zakaźnych chorób. To zewnętrzny stan człowieka, który z miejsca woła o pomstę do nieba. Zgoda, ludzi w takiej kondycji wciąż mamy na świecie miliony (mniej, niż mieliśmy jeszcze 30 lat temu, ale wciąż zatrważająco, zawstydzająco dużo). Rzecz jednak w tym, że np. w Europie raczej nie umiera się dziś z głodu czy z powodu epidemii koszmarnych chorób (to może jeszcze zmienić ruch antyszczepionkowy, ale na razie rozsądek zwycięża).

Bieda w tej części świata to zwykle dramaty ludzi, którzy w pogoni za nadzieją nabrali kredytów i teraz nie są w stanie ich obsłużyć, bo nawet jeśli coś zarobią – wszystko zżerają odsetki. To koszmar totalnej samotności w tłumie, w obcym mieście, do którego wyjechało się za chlebem, gdzie po pracy nie ma do kogo otworzyć gęby. To cierpienie ludzi, którzy poddani presji morderczej konkurencji i tysięcy decyzji do podjęcia dziennie – zwyczajnie rozchodzą się w szwach, wpadając w nałogi, choroby psychiczne czy podejmując decyzję o samobójstwie. Liczba samobójstw popełnianych rocznie na świecie za chwilę zrówna się z liczbą ludzi umierających rokrocznie z głodu.

Pewnie dokładnie tak samo mają inne osoby, prowadzące podobną jak ja działalność czy jakoś tam rozpoznawalne: dostajemy tygodniowo kilka–kilkanaście próśb o pomoc. Nikt nigdy nie prosi o jedzenie, ubranie, wodę. Najczęstsze są rzecz jasna prośby o pieniądze na specjalistyczne leczenie. W drugiej kolejności: prośby o wyciągnięcie z finansowych tarapatów, przez które egzystencjalna podłoga wyjechała ludziom spod nóg.

Sam doświadczyłem w życiu różnych finansowych zakrętów, więc gdybym dysponował kapitałem, dajmy na to, rodzeństwa Kulczyków, zaraz ustanowiłbym specjalny fundusz pomagający ludziom w takich sytuacjach stanąć na nogi. Wiem dobrze, że większości takich sytuacji nie rozwiązują wcale zaawansowane kursy mieszania w pustej szklance, że najbardziej efektywnym rozwiązaniem kłopotu wynikającego wprost z braku pieniędzy bywa zorganizowanie owych pieniędzy. Lecz kapitału Kulczyków niestety nie posiadam, jak większość z nas.

To jednak, co zrobić można, zrobić trzeba. Po pierwsze więc – otworzyć swoją wrażliwość na biedę tych, których nieszczęście wyłapiemy w tłumie czasem tylko po subtelnych zmianach w zachowaniu, wtrąconym tu czy ówdzie zdaniu. Te dyskretne sygnały mogą być zwiastunami bólu wcale nie mniejszego (i tak samo potencjalnie śmiertelnego) niż ten, którego doświadczają głodni w Kongo, uchodźcy w Bangladeszu.

Po drugie – gdy ma się taką możliwość: przy parafiach, firmach, placówkach samorządów – trzeba tworzyć nie tylko fachowe ośrodki walki z biedą XIX-wieczną (powtórzę: jaki to wstyd, że jeszcze ją mamy), jak kuchnie i schroniska, ale i z tą rodem z XXI wieku: ambulatoria psychologiczne, fundusze oddłużeniowe, grupy sąsiedzkiego czy środowiskowego monitorowania i wsparcia.

Jeśli Bóg i ludzie pozwolą, wraz z Yahwe Caritas, dobroczynną organizacją założoną przez katolików z diecezji Wenzhou na mocno uprzemysłowionym Wschodzie Chin, moja fundacja Dobra Fabryka spróbuje uruchomić za parę miesięcy takie właśnie małe ambulatorium psychologiczne, w którym wsparcia będą mogły szukać osoby wycieńczone pracą, próbami utrzymania licznej rodziny (systemu emerytalnego tam nie ma), koniecznością konkurowania na morderczym rynku – nieważne, czy katolicy, buddyści, czy ateiści. Samarytanin bandażowałby dziś pewnie nie tylko krwawiące ciało, ale i poharataną psyche.

Nie ma znaczenia: Katowice, Salt Lake City (USA to kraj o bodajże największych rozwarstwieniach społecznych na świecie) czy Szanghaj: codziennie korzystamy z tego świata globalnie, globalna powinna więc też być nasza odpowiedzialność. To piękna rzecz: zaprosić człowieka do stołu. Musimy też jednak zadbać o tych, którzy nie mają już dość napędu, psychicznej siły, by do niego podejść, by się samoocalić, by dostrzec nadzieję wystarczającą, aby nadal żyć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018