Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ostatnią niedzielę na ulice Mińska znów wyszło ok. 100 tys. ludzi. Demonstracje odbyły się też w innych miastach, w tym tradycyjnie już szczególnie liczne w Grodnie. Dowodzi to, że mimo zmęczenia społeczeństwa nastroje antyreżimowe są nadal bardzo silne. Tymczasem władze nie tylko nie wykazują gotowości do negocjacji, lecz wracają do represji. Mniejsze grupy demonstrantów zatrzymują i biją nie tylko milicjanci, lecz także funkcjonariusze w cywilu uzbrojeni w pałki. Najwidoczniej uznano, że skuteczna będzie taktyka stopniowego nasilania przemocy. Sądząc po reakcjach społecznych, przynosi to jednak skutek odwrotny.
Władze doprowadziły także do paraliżu działalności siedmioosobowego prezydium Rady Konsultacyjnej opozycji – część z jej członków trafiła do aresztu. Jedna z nich, Olga Kawalkawa, została w minioną sobotę zwolniona pod warunkiem, że wyjedzie do Polski. Powiększyła tym samym kilkudziesięcioosobową grupę opozycjonistów, którzy znaleźli schronienie w naszym kraju. Ofiarą represji jest też abp Tadeusz Kondrusiewicz, zwierzchnik tamtejszego Kościoła katolickiego, którego nie wpuszczono na Białoruś, gdy wracał z krótkiej wizyty u rodziny w Polsce – choć jest białoruskim obywatelem.W poniedziałek zaś z centrum Mińska porwana została Marija Kalesnikawa, jedna z liderek opozycji. To kolejne z wielu dowodów, że reżim nie ma żadnych skrupułów.
Starcie między Łukaszenką i zbuntowanymi obywatelami będzie trwało, a jego wynik zależy od determinacji tych ostatnich. ©