Bezdomność Igora

Gdy w Belgradzie płonęły ambasady krajów, które uznały Kosowo, łatwo było zapomnieć, że ofiarami wojen na Bałkanach byli także Serbowie.

11.03.2008

Czyta się kilka minut

Całe dzieciństwo i młodość spędził w Dubrowniku. Tu bawił się w chowanego między starymi murami, trenował judo, pił ukradkiem wino. Podobnie jak jego rówieśnicy, obojętne: Chorwaci, Serbowie czy Żydzi. Tu pierwszy raz całował przyszłą żonę. Rodzice wychowywali go w duchu starego Dubrownika: Republiki Dubrownickiej, gdzie wolność nade wszystko. - Całe moje wspomnienia i uczucia związane są z tym miastem - mówi dziś Igor.

Wszystko zmieniło się w 1991 r., gdy po ogłoszeniu niepodległości przez Chorwację - w skład tej jugosłowiańskiej republiki wchodził Dubrownik - zdominowana przez Serbów Jugosłowiańska Armia Narodowa zaczęła ostrzał miasta.

Oblężenie trwało tylko trzy miesiące, ale potem nic nie było już jak dawniej. Rodzina Igora została wygnana przez Chorwatów. Odtąd mieszkają z żoną Andją i synem

w osiedlu dla uchodźców w Czarnogórze. Chcą wrócić, ale nie mogą.

Tak wygląda życie wielu rdzennych mieszkańców "Perły Adriatyku".

Mury i ludzie

Podczas oblężenia armia jugosłowiańska ostrzeliwała wszystko: zabytki, hotele, kawiarnie. Dziś, m.in. dzięki pomocy UNESCO, miasto odzyskało przedwojenny wygląd. Jednak mury naprawić łatwiej niż to, co stało się między ludźmi.

Wtedy, w latach 1991-92, wielu Serbów, rodowitych dubrowniczan, nie chciało wstąpić do oddziałów chorwackich. Myśleli, że uda im się zachować neutralność. Ale Chorwaci oskarżyli ich o sympatyzowanie, jeśli nie o współpracę, z "czetnikami" - i zmusili do wyjazdu, uznając za "element niepożądany". Mieszkania i domy wygnańców zostały szybko zajęte i sprzedane. Serbowie, którzy chcą wrócić, od lat bezskutecznie próbują odzyskać swe mienie.

Także rodzina Igora, w Dubrowniku mieszkająca od pokoleń.

Pacyfista

Jego ojciec był Serbem, matka Chorwatką. On nigdy nie czuł, że należy do konkretnego narodu. Uważał się za mieszkańca Dubrownika z obywatelstwem jugosłowiańskim. Ale podczas wojny to już nie wystarczyło. Igor: - Ostrzał był straszny, bałem się o rodzinę. To prawda: nie chciałem wstąpić do chorwackiego wojska. Jestem pacyfistą. Poza tym nie chciałem zostawić samej żony i małego dziecka.

- Już na kilka miesięcy przed oblężeniem spotykały nas szykany od niektórych Chorwatów - mówi. - Nazywali nas czetnikami, oskarżali o Vukovar [Serbowie zamordowali tam kilkuset Chorwatów - red.]. Przecież nie miałem nic wspólnego z armią serbską ani z Vukovarem!

Dwa razy go aresztowano. - Nie bili, po przesłuchaniu puścili. Ale część znajomych wracała do domu zakrwawiona - mówi .

W październikowy ranek 1991 r. zamaskowani cywile ostrzelali ich dom. Nic im się nie stało, ale dla Igora i Andji to był sygnał, że nie są mile widziani. Dwa dni później uciekli. Po wojnie dowiedzieli się, że ich mieszkanie, w centrum Starego Miasta, zostało zajęte przez władze i sprzedane. Dziś jest tu pensjonat, zawsze pełen turystów.

Ale Igor i Andja są uparci. Chcą wrócić. Od lat walczą o odzyskanie własności. Zostawili wtedy meble, pamiątki rodzinne, starą porcelanę, albumy ze zdjęciami. Andja, która pochodzi z serbskiej dubrownickiej rodziny, tylko raz od 1991 r. widziała ich dom, z zewnątrz. - Nie mogę spokojnie przejść tamtędy, nie mogę powstrzymać łez. To był nasz pierwszy wspólny dom, tam synek stawiał pierwsze kroki. Teraz mieszkamy w baraku pełnym szczurów. Mój syn spędził całe dzieciństwo w tym koszmarze - opowiada.

Gdy przyjeżdżają do Dubrownika, spotykają czasem dawnych znajomych. Tylko niektórzy odpowiedzą na pozdrowienie. Część ciągle widzi w nich "czetników", krwiożerczych Serbów. Część boi się jakiegokolwiek kontaktu z Serbami.

Dzięki pomocy dawnego kolegi pacyfista Igor znalazł pracę w Dubrowniku: przez trzy dni w tygodniu pracuje jako ochroniarz, na czarno i za małe pieniądze. Na zatrudnienie inne i legalne nie ma co liczyć.

Serbski los

Andja i Igor kilka razy składali wnioski o zwrot domu; pomagał im ośrodek dla uchodźców w Dubrowniku i Komitet Helsiński. Bez skutku. Gdy w 2007 r. chorwacka telewizja nakręciła o nich reportaż, pytani przez dziennikarzy przedstawiciele rady miejskiej obiecali, że w ciągu

15 dni otrzymają decyzję o przydziale innego mieszkania. Filmu nie wyemitowano, mieszkania nie ma.

W podobnej sytuacji jest wielu Serbów. Jak Vesna Scjepanović, która wróciła i mieszka u przyjaciółki Chorwatki. - O stare mieszkanie nawet się nie staram. Największy problem to zatrudnienie: jestem prawnikiem, znam trzy języki, ale nikt nie chce mnie przyjąć. Czasem przyjaciele adwokaci zlecają mi jakąś pracę, ale na czarno - opowiada.

Relację Vesny potwierdza Milorad Vukanović, przywódca mniejszości serbskiej w Dubrowniku: - Serbowie często nie mają stałego zatrudnienia, mieszkają u przyjaciół, nielicznych jakich tu mamy. Chorwaci albo wciąż czują awersję, albo boją się pomóc, bo nie jest to dobrze widziane przez władze. Znajomy właściciel baru powiedział, że z chęcią by mnie zatrudnił, ale nie może sobie pozwolić na codzienne kontrole fiskalne.

Chorwaci różnie komentują sytuację mniejszości serbskiej. Większość nie widzi problemu. Rybak Josko codziennie dostarcza ryby do restauracji na Starym Mieście: - Nie rozumiem, czemu się skarżą. Mają takie same prawa jak my. Biłem się o niepodległą Chorwację, broniłem Dubrownika i wielu Serbów walczyło ramię w ramię z nami. Im nic się nie stało. Jeśli ktoś wybrał ucieczkę, to taki już los uciekiniera - mówi.

Po chwili jednak dodaje: - Ale to chyba nie w porządku, że nie mogą odzyskać domów. Nigdy nie miałem nic przeciw Serbom, szczególnie naszym, dubrownickim. Niestety, do miasta zjechało sporo Chorwatów z Hercegowiny, z Bośni. Są większością we wszystkich instytucjach i już w czasie wojny wprowadzali niezdrową atmosferę.

Czekając za miedzą

Zdravko Bazdan z Helsińskiego Komitetu Praw Człowieka w Dubrowniku uważa, że problem powrotu Serbów nie jest rozwiązywany z powodów politycznych. W oczach wielu Chorwatów Dubrownik jest wciąż zagrożony: okrążony żywiołem serbskim (graniczy z prawosławną Czarnogórą i serbską częścią Bośni i Hercegowiny), odcięty bośniackim Neumem od reszty Chorwacji.

Poza tym serbskie domy często przechodziły już z rąk do rąk. Chorwackiego państwa nie stać na ich odkupienie, a brakuje woli, by uchodźcom oferować inne lokale. Choć chorwaccy politycy deklarują, że przyjmą wracających i zwrócą im własność, nie robią nic.

Wielu Serbów mieszka za miedzą, w ośrodkach dla uchodźców zaraz za granicą. Czekają. Ze strony chorwackiej nikt z nimi nie rozmawia.

Tymczasem Chorwacja prowadzi negocjacje z UE. Ich zakończenie przewidywano na 2009 r., członkiem Unii Zagrzeb może zostać w 2012 r. Negocjacje się wloką, bo Unia ma nadal wiele do zarzucenia mu. Chorwacja, mówi Unia, powinna zagwarantować prawa mniejszościom i wojennym uchodźcom.

Brzmi to dobrze. Ale dla Andji, Igora czy Vesny niewiele z tego wynika.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008