Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Najbardziej międzynarodowym z polskich komunistów" nazwał go Miłosz. "Byłem w jego stajni, wszyscyśmy byli" - dodawał. Maria Dąbrowska nie bez podziwu zauważała talenty "stratega i dyplomaty swego obozu na gruncie stosunków z intelektualistami", "dobroduszny i dobrotliwy" stosunek do ludzi, zdolności organizacyjne. I choć nie miała zaufania do intencji Borejszy, dostrzegała dobre strony jego działań i martwiła się, że na jego miejsce "może przyjść tylko ktoś znacznie gorszy".
Książkę Eryka Krasuckiego, młodego historyka z Uniwersytetu Szczecińskiego, czyta się z niesłabnącym zainteresowaniem, a równocześnie z ulgą. Autor bowiem nie próbuje podporządkować zebranego materiału przyjętej z góry tezie, nie jest "przeciw" ani "za". Nie ma u niego prostych odpowiedzi, mnożą się raczej pytania. A droga życiowa jego bohatera jest niezwykła, obfituje w gwałtowne zwroty i paradoksy.
Abraham Goldberg, ojciec Jerzego Borejszy, "przez asymilację do kultury polskiej wszedł w krąg oddziaływań idei syjonistycznej". Syn buntuje się przeciw ojcu, odrzuca syjonizm, zwraca się ku anarchosyndykalizmowi. Wysłany na studia do Tuluzy, nawiązuje kontakty z przywódcami hiszpańskich anarchistów. Po powrocie do Polski odbywa służbę wojskową - po czym wstępuje do KPP. Jesienią 1939 roku przedostaje się do Lwowa. Mianowany przez władze sowieckie dyrektorem Ossolineum, stara się ocalić charakter tej instytucji i zostaje odwołany. Organizuje obchody 85. rocznicy śmierci Mickiewicza. Wybuch wojny niemiecko-
-sowieckiej zastaje go w Kijowie. Potem Moskwa, front i znów Moskwa, gdzie obejmuje redakcję "Wolnej Polski". Pisze m.in. o Katyniu, winą za zbrodnię obciążając oczywiście Niemców. Jego teksty w "Nowych Widnokręgach" zapowiadają natomiast linię, którą będzie wkrótce realizował - już w Polsce.
Wyznacznikiem tej linii jest tytułowe hasło artykułu zamieszczonego w styczniu 1945 roku na łamach tygodnika "Odrodzenie" - "Rewolucja łagodna". Budując od 1944 roku "olbrzymią maszynę wydawniczo-prasowo-księgarsko-czytelniczą", jak to nazwała Dąbrowska, stara się przyciągnąć twórców odległych od komunizmu, sprowadzić do kraju emigrantów, nawiązać kontakty międzynarodowe. Podróżuje do Stanów Zjednoczonych. Krasucki pisze o pragmatyzmie, który służyć miał scaleniu "starego" z "nowym".
Borejsza staje się człowiekiem-instytucją, którego status wewnątrz systemu jest wyjątkowy. Na krótko. Po sukcesie, jakim była organizacja wrocławskiego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju w sierpniu 1948 roku, przychodzi klęska: utrata stanowiska prezesa "Czytelnika", później też fotela naczelnego "Odrodzenia", przejętego po Karolu Kuryluku. Zaostrzeniu ulega kurs polityczny, a co za tym idzie - polityka kulturalna. Na "rewolucję łagodną" nie ma już miejsca, pozycja jej propagatora słabnie. Dołączają się skutki wypadku samochodowego i choroba. Próby "utrzymania się na powierzchni" są nieskuteczne, a bywają zasmucające. 19 stycznia 1952 roku zaledwie czterdziestosiedmioletni Jerzy Borejsza umiera.
Czy trzeba w nim widzieć, jak chcą niektórzy, "wielkiego kusiciela", realizatora dalekosiężnego planu komunistów, by zniszczyć polską kulturę? Czy idea "rewolucji łagodnej" była tylko zasłoną dymną? Dla Borejszy - przekonująco dowodzi autor - nie. Z książki wyłania się raczej obraz szczerego - choć bardzo pragmatycznego i czasem cynicznego - wielbiciela polskiej kultury, który starał się uratować z niej jak najwięcej po wielkiej zmianie. "Pytań jest mnóstwo - kończy Krasucki - ale żadnej pewnej odpowiedzi nie ma". (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, ss. 324. Bibliografia, indeks osób.)