Dwaj na żydowskiej ulicy

1 września 1939 r. wezwali polskich Żydów do walki przeciw Niemcom. Potem występowali przeciw Stalinowi. Zapłacili za to wysoką cenę.

31.08.2020

Czyta się kilka minut

Od lewej: Wiktor Alter, Henryk Erlich /  / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE // WIKIPEDIA
Od lewej: Wiktor Alter, Henryk Erlich / / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE // WIKIPEDIA

Do dziś jest to jedno z tych wydarzeń w XX-wiecznej historii Polski, które nadal czekają na wyjaśnienie: sprawa śmierci w więzieniach NKWD Wiktora Altera i Henryka Erlicha, przywódców polskich Żydów i działaczy socjalistycznej partii Bund.

Niemal 80 lat temu ta śmierć odbiła się szerokim echem na Zachodzie i była powodem silnej krytyki poczynań Sowietów wobec Polski i jej obywateli. Dopiero mord katyński, ujawniony przez Niemców w 1943 r., skutkował większym poruszeniem dyplomatycznym.

Socjaliści od małego

W okresie międzywojennym obaj byli znanymi działaczami żydowskiej socjalistycznej partii robotniczej Bund. Z jej rekomendacji przez wiele lat pełnili funkcje radnych Warszawy. Alter był też dziennikarzem, publikował po polsku oraz w jidysz (jako m.in. redaktor „Nowego Życia” i „Di Naje Folkscajtung”). Był też autorem broszur i książek, których tytuły pokazują obszar jego zainteresowań: „Der emes wegn Palestine” („Prawda o Palestynie”; była to krytyka syjonistów), „Socjalizm walczący”, „Gdy socjaliści dojdą do władzy...!”, „Antysemityzm gospodarczy w świetle cyfr”, „Cu der jidn-frage in Pojln” („O kwestii żydowskiej w Polsce”), „Człowiek w społeczeństwie”. Z kolei Erlich, znany adwokat, działał w Zrzeszeniu Prawników Socjalistów.

Z partią żydowskich socjalistów – założoną w 1897 r. i opowiadającą się za tym, aby Żydzi pozostali w krajach, w których żyją, zamiast emigrować do Palestyny – obaj związali się od początku politycznej aktywności.

Alter, urodzony w 1890 r. w Mławie, już jako 15-letni warszawski gimnazjalista i członek Bundu wziął udział w strajku uczniów; skutkiem tego musiał przymusowo wyjechać z terytorium zaboru rosyjskiego na Zachód. Gdy w 1912 r. wrócił i zaangażował się w sprawy partii, już rok później został aresztowany przez carskie władze i, jak wielu współtowarzyszy, zesłany na Syberię. Udało mu się zbiec i wyjechać do Wielkiej Brytanii, gdzie w okresie I wojny światowej zasilił szeregi tamtejszej Partii Pracy.

Erlich, starszy o osiem lat (i rodem z Lublina), był studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim; mając 21 lat, wstąpił do Bundu. Rok później po raz pierwszy trafił na kilka miesięcy do więzienia. Zwolniony postanowił wyjechać do Berlina, jednak wrócił do Warszawy, by uczestniczyć w rewolucji 1905 r. Z powodu zagrożenia tutaj aresztowaniem pojechał do Petersburga, gdzie skończył prawo. Awansował w partii: od 1913 r. należał do Komitetu Centralnego Bundu. Cztery lata później także Alter znajdzie się we władzach partii.

Przeciwko bolszewikom

Po raz pierwszy ich drogi skrzyżowały się w ogarniętej chaosem Rosji w 1917 r. Erlich został wtedy przedstawicielem Bundu w Radzie Delegatów Robotniczych w Piotrogrodzie (niemiecką nazwę rosyjskiej stolicy zmieniono po wybuchu I wojny światowej). Jednak gdy bolszewicy przechwycili władzę drogą przewrotu, nieakceptujący tych metod Ehrlich postanowił przedostać się do Polski.

Alter został w Rosji i w lipcu 1918 r. wziął udział w Konferencji Delegatów Robotniczych, której uczestników aresztowali bolszewicy. Zwolniony po paru miesiącach, zdając już sobie sprawę, do czego zdolni są Lenin i jego ludzie, również przedostał się do Warszawy. W Rosji sowieckiej znalazł się jeszcze na chwilę w 1921 r. – jako członek dwuosobowej delegacji Komitetu Centralnego Bundu na III Kongresie Kominternu (organizacji mającej propagować w świecie ideę rewolucji). Znów został aresztowany – i znów szczęśliwie zwolniony, po 10 dniach, dzięki protestom innych uczestników kongresu.

Trzeba przyznać, że już w tamtym czasie i Alter, i Erlich – mając poglądy radykalnie lewicowe – byli przeciwnikami bolszewików i władzy sowieckiej. Miało to przełożenie na postawę polskiego Bundu, który jeszcze w 1915 r. stał się niezależnym bytem politycznym (będzie nim do 1948 r., gdy w pojałtańskiej Polsce zostanie rozwiązany).

W 1917 r. Bund poparł rewolucję lutową, która obaliła cara i przyniosła demokratyczny rząd, za to wobec jesiennego przewrotu bolszewickiego nie wykazał entuzjazmu. To ostatnie spowodowało podział w partii, skutkujący oddzieleniem się tzw. Kombundu – jego przedstawiciele w 1923 r. wstąpili do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (od 1925 r. Komunistycznej Partii Polski, KPP), która w II RP pełniła rolę bolszewickiej agentury.

Z czasem ideowy profil polskiego Bundu coraz bardziej oddalał się od sympatii prokomunistycznych czy probolszewickich. W II RP bundowcy, mimo początkowych różnic na tle idei niepodległości Polski, coraz ściślej współpracowali z Polską Partią Socjalistyczną. W 1927 r. Erlich opublikował artykuł, w którym jednoznacznie skrytykował władzę sowiecką jako tę, która sprzeniewierzyła się idei socjalizmu.

Odciąganie żydowskiego rekruta

Istotne dla zrozumienia filozofii Bundu były próby rozmów „sojuszniczych” z KPP w 1934 r. Rok wcześniej Adolf Hitler doszedł do władzy w Niemczech i wedle zaleceń Kominternu europejscy komuniści mieli stworzyć antyfaszystowski „front ludowy”. Negocjacje ze strony Bundu prowadzili Alter, Erlich i Emanuel Nowogródzki. Zakończyły się fiaskiem – komuniści stawiali warunki, których bundowcy nie mogli spełnić.

W wydanej wówczas broszurze Alter pisał, że ustrój Związku Sowieckiego „to dyktatura partii, zredukowana do dyktatury jednej osoby”, czyli Józefa Stalina, a to jest nie do zaakceptowania dla socjalistów. Opisując z kolei czas Wielkiego Terroru lat 30., Alter mówił o „szale krwawych egzekucji”. Tymczasem wielu lewicowych intelektualistów na Zachodzie starało się w tamtym czasie w ogóle nie dostrzegać stalinowskich zbrodni.

Czy to wtedy Stalin postawił krzyżyk na dwóch bundowskich działaczach? Czy dlatego kilka lat później będzie wobec nich tak nieprzejednany?

Powody tego stanu rzeczy dobrze wyjaśnił dziennikarz i pisarz Ksawery Pruszyński: w opowiadaniu „Dwaj ludzie”, poświęconym Erlichowi i Alterowi (i opublikowanym po wojnie na emigracji) stwierdził, że „na tłumy żydowskiego proletariatu w Polsce i na świecie Moskwa patrzyła jak na swoją własność, swój zaciąg, zastępy, skąd powinna corocznie wybierać sobie rekruta. Odciąganie tego rekruta było zbrodnią. A właśnie tego żydowskiego rekruta odciągał Bund, odciągali Alter i Erlich. Jeżeli robociarz żydowski nie był komunistą, to dlatego, że mu Alter i Erlich potrafili wytłumaczyć, że zorza, jaka świta na wschodzie, nie jest zorzą prawdziwego socjalizmu (…) Cóż dziwnego, że z sowieckiego punktu widzenia Alter i Erlich należeli do najszkodliwszych ludzi w Polsce, a może nie tylko w Polsce?”.

Mimo antysemityzmu

W II RP Alter i Erlich stali się najważniejszymi liderami żydowskich socjalistów, Bund zaś stał się – w sojuszu z PPS – ważnym elementem systemu parlamentarnego. Pod koniec lat 30. zaczął nawet wygrywać rywalizację „na żydowskiej ulicy” z innymi partiami – głównie tymi syjonistycznymi (niezależnie, czy o lewicowym, czy prawicowym profilu). Alter i Erlich podkreślali, że Żydzi mają już swoją ojczyznę i jest nią kraj, w którym żyją, oraz że w tym kraju winni walczyć o swoje prawa, a także o dobrobyt społeczeństwa, którego są częścią. Ich celem była akulturacja polskich Żydów i wyrównywanie ich szans gospodarczo-społecznych, szczególnie pomoc robotnikom.

Przy tej idei obstawali pomimo antysemityzmu, który w II RP nasilił się po śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 r. Doświadczenia końca lat 30. nie spowodowały, że Bund odwrócił się od państwa polskiego. Sprawa jego niepodległości pozostała dla żydowskich socjalistów ważna. Gdy więc 1 września 1939 r. Niemcy zaatakowały, Alter i Erlich wydali odezwę, wzywając polskich Żydów do walki.

Podczas kampanii wrześniowej w szeregach Wojska Polskiego walczyło kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pochodzenia żydowskiego; być może nawet co dziesiąty poległy w 1939 r. był polskim Żydem. Z kolei w Warszawie wielu Żydów, w tym bundowcy, na wezwanie swoich radnych zaangażowało się w oddziałach ochotniczych albo w obronie cywilnej.

Z łagru do Kujbyszewa

Pod koniec września Alter znalazł się w Lidzie, w sowieckiej strefie okupacyjnej. Aresztowany przez NKWD, został skazany na karę śmierci, którą zamieniono następnie na 10 lat zsyłki. Podobny los spotkał Erlicha: aresztowany w Brześciu na początku października, również został skazany na śmierć, po czym wyrok zamieniono mu na 10 lat łagru.

Więźniami gułagu byli przez ponad półtora roku. Gdy w czerwcu 1941 r. Hitler zaatakował niedawnego sojusznika, rządy polski i sowiecki zawarły porozumienie w sprawie wzajemnej pomocy w wojnie przeciw III Rzeszy. Nazwane paktem Sikorski–Majski (gdyż ze strony sowieckiej podpisał je ambasador w Wielkiej Brytanii Iwan Majski), przewidywało także amnestię dla polskich obywateli więzionych w Związku Sowieckim.

Zwolnieni z łagru we wrześniu, Erlich i Alter opracowali projekt Międzynarodowego Żydowskiego Komitetu Anty- faszystowskiego. Na czele miał stanąć Erlich, a Alter miał objąć funkcję sekretarza generalnego. Władze sowieckie zgodziły się, ale – jak pisał historyk Janusz Zawodny – „obstawiono ich ze wszystkich stron prowokatorami”.

Obaj bundowcy trafili do Kujbyszewa – miasta w obwodzie nowosybirskim, za Uralem, gdzie powstawała polska ambasada (wobec niemieckiej ofensywy placówki dyplomatyczne ewakuowano z Moskwy). Kujbyszew stał się też siedzibą sztabu odtwarzanej armii polskiej, na czele której stanął gen. Władysław Anders.

W Kujbyszewie bundowcy nawiązali współpracę z ambasadorem Stanisławem Kotem. Była na tyle ścisła, że wrogowie Kota plotkowali, iż Alter i Erlich „rządzili ambasadą”. Opinie takie, jak wspominał potem Kot, „niestety szerzyli w Wojsku Polskim oficerowie, niewątpliwie nastawieni przez łączników NKWD, gdy przygotowywano mord tych wybitnych osobistości. Byłem pełen uznania dla rozumu i taktu Erlicha, odwagi i zdolności Altera, pomagali mi w oddziaływaniu na Żydów polskich, służyli radą w niejednej trudnej sprawie”.

Porozumienie z Andersem

Taką właśnie sprawą była idea pozyskania polskich Żydów dla odtwarzanej armii. Liderzy Bundu zablokowali pomysły – zgłaszane przez prawicę syjonistyczną – aby formować oddzielne oddziały żydowskie, z myślą o przeniesieniu ich do Palestyny. Z kolei Anders zobowiązał się do tępienia przejawów antysemityzmu i równego traktowania wszystkich żołnierzy.

W następstwie tego nieformalnego porozumienia Alter i Erlich wydali odezwę: polskich Żydów – byłych łagierników i innych wygnańców, którzy po 17 września 1939 r. znaleźli się w Związku Sowieckim – zachęcali do wstępowania do armii Andersa.

Pisali: „zwracamy się do wszystkich Żydów, obywateli polskich, zdolnych do noszenia broni (…) z wezwaniem: Do broni! Stańcie w szeregach żołnierzy, którzy krwią własną raz jeszcze okupić mają prawo Polski do wolnego życia, którzy wespół z armiami państw sprzymierzonych uwolnić chcą Polskę i świat cały od zmory brunatnej niewoli. Ci zaś spośród Was, co niezdolni są do noszenia broni, niechaj nie szczędzą trudu, by ulżyć Armii w spełnianiu jej zadań, by przyspieszyć zwycięstwo. Udział w obecnej wojnie o wolność to i obowiązek, i zaszczytne prawo. W imieniu żydowskich mas pracujących i inteligencji żydowskiej, które darzą nas zaufaniem, deklarujemy gotowość spełnienia obowiązku i domagamy się możności korzystania z tego prawa”.

Już wcześniej, przy tworzeniu Międzynarodowego Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego, na którym zależało władzom sowieckim, Alter i Erlich odmówili współpracy z NKWD. Nie chcieli zgodzić się na bycie marionetkami. Co więcej, zaczęli interesować się losem zaginionych – jak wtedy jeszcze sądzono – oficerów armii polskiej, którzy w 1939 r. trafili do obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. To właśnie miało najbardziej rozwścieczyć Stalina i stać się powodem ich ponownego aresztowania.

Pętla się zaciska

Bundowcy zdawali sobie sprawę, że stąpają po kruchym lodzie, dlatego starali się o zgodę na wyjazd ze Związku Sowieckiego. Erlich chciał pojechać do USA, a Alter do Londynu, gdzie zamierzał zostać członkiem Rady Narodowej (emigracyjnego parlamentu) jako przedstawiciel ludności żydowskiej przy polskim rządzie.

Nie zdążyli: 4 grudnia 1941 r. wieczorem zostali aresztowani. Syn Altera twierdził potem, że bezpośrednim powodem był list jego ojca do Waltera Citrine’a, szefa Międzynarodowej Federacji Związków Zawodowych, który NKWD przechwyciło. Kluczowy miał być fragment: „Przez dwa lata badałem ZSRR przez kraty więzienne. Przysiągłem sobie, że jeżeli wyjdę na wolność, uczynię wszystko, by przyśpieszyć koniec tej straszliwej zmory, która dusi Związek Sowiecki. I chcę Waszej w tym pomocy”.

Gdy ambasada polska interweniowała w obronie aresztowanych, dostała odpowiedź, że są oni „szpiegami Hitlera”. Na kolejną notę dyplomatyczną, w której argumentowano, iż obaj są polskimi obywatelami, nadeszła lakoniczna odpowiedź, iż rząd sowiecki „nie widzi podstaw do zmiany swego stanowiska”. Także dalsze zabiegi ambasadora Kota o zwolnienie bundowców zakończyły się fiaskiem. 28 stycznia 1942 r. Komisariat Ludowy Spraw Zagranicznych (odpowiednik MSZ) ostentacyjnie zwrócił ambasadzie polskie paszporty Altera i Erlicha, informując, że są oni obywatelami sowieckimi i „dalsze zapytania w ich sprawie przez polskiego ambasadora nie powinny mieć miejsca”.

Grób symboliczny

Okoliczności śmierci Erlicha do dziś nie zostały ostatecznie wyjaśnione. Dopiero w lutym 1943 r. władze sowieckie podały, jakoby 14 maja 1942 r. popełnił on w więzieniu samobójstwo (za tą wersją opowiada się część historyków, w tym Szymon Rudnicki i Marian Turski). Być może jednak został rozstrzelany – tak jak Alter, którego NKWD zamordowało 17 lutego 1943 r. Choć i ta data jest niepewna. Istnieje hipoteza, że obaj zostali skazani za rzekome szpiegostwo i zamordowani wkrótce po zatrzymaniu.

W pojałtańskiej Polsce pamięć o nich miała być wymazana. Bogatą spuściznę Altera, jego książki i artykuły, wycofano z bibliotek i objęto zapisem cenzury. Dopiero na rok przed upadkiem PRL, dzięki staraniom Marka Edelmana – jednego z dowódców powstania w getcie warszawskim i także działacza Bundu – postawiono im symboliczny grób. Stało się to 17 kwietnia 1988 r. na cmentarzu Żydowskim przy ul. Okopowej w Warszawie, na dwa dni przed 45. rocznicą wybuchu powstania w getcie. Władze PRL próbowały wykorzystać tę rocznicę do uwiarygodnienia się w oczach Zachodu – dzięki temu dwaj bundowcy mogli przynajmniej uzyskać symboliczne miejsce pamięci.

Potem komunizm upadł, ale Alter i Erlich nadal są bardzo słabo obecni w polskiej świadomości historycznej. ©

Autor jest historykiem i publicystą, wydał „Rewolucję permanentną Lwa Trockiego. Między teorią a praktyką” (2013) i tom rozmów „Piłsudski (nie)znany. Historia i popkultura” (2018). Pracuje w Muzeum Historii Polski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2020