Reklama

Ładowanie...

Efekt Macrona

Efekt Macrona

08.05.2017
Czyta się kilka minut
Kim jest nowy prezydent Francji? To człowiek finansjery i „mały Hollande” – według jednych, błyskotliwy umysł obdarzony charyzmą – podkreślają inni. Jedno jest pewne: Emmanuel Macron – najmłodszy szef państwa V Republiki – z niebywałym impetem zdobył szczyty.
Emmanuel Macron przemawia po ogłoszeniu w niedzielę wieczorem pierwszych wyników głosowania. Paryż, 07.05.2017 r. / Fot. Thibault Camus/AP/EAST NEWS
T

Ten 39-letni polityk, którego 7 maja Francuzi wybrali na prezydenta, pokonał w decydującym pojedynku liderkę Frontu Narodowego, Marine Le Pen. Tak zamknął się roczny Blitzkrieg ambitnego Macrona, który zmiótł ze sceny swoich konkurentów o nieporównanie większym od niego doświadczeniu. 

Przyszły prezydent urodził się w zamożnej rodzinie lekarskiej w Amiens, mieście na północy Francji (region Pikardia). Jego rodzice chcieli zresztą, by mały Emmanuel także wybrał medyczne powołanie. Stało się jednak inaczej. W wieku dorastania Macron interesował się głównie literaturą i filozofią. Wychowywała go przede wszystkim babcia – była nauczycielka – która, jak powtarza, wpoiła mu podstawowe wartości: pracowitość, miłość do książek i zdobywania wiedzy. 

W Amiens uczył się najpierw w prywatnym liceum, prowadzonym przez jezuitów. Maturę zdawał zaś w paryskim prestiżowym liceum im. Henryka IV. „W wieku 16 lat opuściłem prowincję dla Paryża. Niosła mnie potężna ambicja młodych wilków – bohaterów Balzaka” – wspominał po latach, ubierając swoje życie w literacki styl. 

Choć wydaje się życiowym szczęściarzem, pierwsze dorosłe kroki nie zwiastowały wielkich sukcesów. Dwukrotnie – bez powodzenia – ubiegał się o przyjęcie do najbardziej elitarnej paryskiej uczelni – Ecole Normale Supérieure. Musiał więc zadowolić się studiami filozoficznymi na znacznie mniej renomowanym Uniwersytecie Paris-Nanterre. W tym okresie młody student zetknął się ze słynnym filozofem Paulem Ricoeurem. Macron pomagał przy edycji jednego z jego dzieł i do dziś wspomina spotkanie z myślicielem, wtedy będącym już w podeszłym wieku, jako wielkie przeżycie. Wbrew temu, co pisała przyjazna kandydatowi „Naprzód!” prasa nad Sekwaną, nie był on jednak nigdy asystentem Ricoeura. 

Ryzykant 

Opuszczając niepewne ścieżki filozofii, Macron wybrał bardziej solidny świat ekonomii i finansów. Ukończył Sciences-Po w Paryżu, a potem Państwową Szkołę Administracji (ENA) – słynną kuźnie francuskich kadr politycznych. Następnie przyszła kariera finansisty : najpierw jako inspektora finansów, potem – bankiera Rotszyldów. 

Jako bankier Macron przeprowadził wiele lukratywnych transakcji, m.in. w imieniu koncernu Nestle. Przyniosło mu to ogromny majątek. Jak sam powiedział kiedyś tygodnikowi „L’Express”, przez dwa lata u Rotszylda zainkasował 2 mln euro brutto. 

Wtedy jednak porzucił świetnie zapowiadającą się karierę finansisty. Po czterech latach opuścił bank i – z polecenia swoich możnych mentorów – został w 2012 roku doradcą ekonomicznym świeżo zaprzysiężonego prezydenta socjalisty Françoisa Hollande’a. A stamtąd – znów za sprawą prezydenta – objął funkcję ministra gospodarki w sierpniu 2014 roku.

Jako minister – były bankier i zdeklarowany gospodarczy liberał (jak sam o sobie mówi) –symbolizował odejście Partii Socjalistycznej od lewicowej retoryki. Przeprowadził mało popularną reformę liberalizującą czas pracy – tzw. ustawę Macrona – która m.in. ułatwiała zatrudnianie pracowników w niedzielę. 

Kierując resortem, dał się poznać jako enfant terrible, pozwalając sobie na krytykę prezydenta – znana stała się jego opinia o socjalistycznym projekcie wprowadzenia 75 proc. podatku dla najbogatszych Francuzów: „To będzie Kuba pozbawiona słońca”. Ostrzegł także Brytyjczyków, że w wypadku „Brexitu” Francja umożliwi imigrantom z Calais przedostawanie się na Wyspy i „rozwinie czerwony dywan” przed finansistami opuszczającymi londyńskie City. Z powodu coraz większych ambicji wszedł w konflikt z ówczesnym premierem Manuelem Vallsem. 

„W marszu” do prezydentury

Trudno powiedzieć, kiedy młody minister zaczął myśleć o prezydenturze. Według dziennika „Le Monde”, stało się to już latem 2015 roku, gdy zwierzył się z tego najbliższym. Jednak przez kolejne miesiące miał bardzo skutecznie ukrywać te zamiary przed swoimi politycznym otoczeniem. Nikt właściwie spośród niego nie miał pojęcia o jego tajnym planie. 

Początkiem marszu na Pałac Elizejski było budowanie sobie zaplecza politycznego. Wiosną ubiegłego roku Macron założył swój „ruch obywatelski” (oficjalnie nie jest partią) pod nazwą En Marche! (czyli: Naprzód!, ale także „W marszu!). Ruch ma inicjały swojego fundatora – EM – co trudno uznać za przypadek. Sam twórca wyjaśniał, że „dzisiejsza lewica go nie zadowala” i że „Naprzód!” ma sytuować się w centrum sceny politycznej: nie będzie „ani lewicowe, ani prawicowe”. Taką pozycję ułatwiało mu to, że poza krótką przynależnością do Partii Socjalistycznej (2006-2009), nie należał potem do żadnego ugrupowania. 

Założenie ruchu okazało się strzałem w dziesiątkę, bo trafiło w pragnienie odnowienia życia politycznego zdominowanego od dekad przez dwie partie: socjalistów i konserwatywnych Republikanów (wcześniej UMP i RPR). W ciągu roku przyjęto do niego, według danych „Naprzód!”, około 200 tys. ludzi. Nie było to zbyt skomplikowane, gdyż zapisy odbywały się przez internet, a od członków nie wymagano składek. 

Ruch wsparły, w miarę rosnącej popularności Macrona, liczne osobistości z prawicy, lewicy i centrum: jak były kandydat na prezydenta, centrysta François Bayrou, były centroprawicowy premier Dominique de Villepin czy wreszcie szef rządu z ramienia PS – Manuel Valls. 

Macron ogłosił, że w wyborach parlamentarnych w czerwcu 2017 wystawi listę złożoną w jednej połowie z „nowych twarzy”, czyli przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego, a w drugiej – z doświadczonych polityków różnych formacji. 

Do „efektu Macrona” przyczyniły się też wspierające go media, jak dziennik „Le Monde” czy czołowe francuskie kanały informacyjne. W artykułach i programach powtarzały się epitety: „uwodziciel”, „postać charyzmatyczna”. Media porównywały postać i błyskawiczną karierę Macrona do młodego Tony’ego Blaira lub obecnego premiera Kanady, Justina Trudeau. 

Po rezygnacji ze stanowiska ministra Macron ogłosił w listopadzie ubiegłego roku swoją kandydaturę.

Jego kampania przebiegała pod hasłem „Francja jest szansą”. Przedstawiał się jako zażarty obrońca Unii Europejskiej i człowiek łączący skłócone „dwie Francje”. Skrajna prawica i lewica atakowały go jako „kandydata banków i koncernów międzynarodowych” oraz kontynuatora polityki prezydenta-socjalisty (nazywając go „bébé Hollande”, czyli „mały Hollande").

Mimo to Macron wygrał pierwszą turę z wynikiem 24 proc. przed Marine Le Pen (21 proc.), co otworzyło mu drogę do końcowego triumfu 7 maja. 

Intymność w blasku fleszy

Zainteresowanie francuskiej prasy budzi dalekie od konwencji życie prywatne Macrona. Jego żona Brigitte jest o ponad 20 lat starsza od niego. Poznali się w szkole średniej, gdy przyszły minister był uczniem, a ona jego nauczycielką, prowadzącą kółko teatralne – wówczas mężatką i matką trojga dzieci. Po latach pani Macron wyjawiła, że rozwiodła się z miłości do młodego Emmanuela. Pobrali się w 2007 roku dopiero w kilkanaście lat po rozpoczęciu znajomości. Nie mają wspólnie dzieci. 

Od momentu ogłoszenia prezydenckich ambicji Macrona para pojawiała się wiele razy razem w prywatnych okolicznościach (choćby na wakacjach z córkami i wnukiem madame Brigitte) na okładkach popularnych czasopism, takich jak „Paris Match”. Trudno wątpić, że był to element ocieplenia wizerunku przyszłego prezydenta jako opiekuńczego męża i (przyszywanego) dziadka. Także w trakcie mityngów wyborczych kandydat „Naprzód!” występował często na scenie w towarzystwie żony, w czym eksperci dopatrują się przejawu „amerykanizacji” francuskich wyborów. 


CZYTAJ TAKŻE:

  • Michel Maffesoli, francuski socjolog: Nasza demokracja się chwieje, a nasi politycy mają problem z reprezentowaniem świata, w którym większość obywateli nie ufa już tradycyjnym partiom.
     
  • Francja 2017 – specjalny serwis do czytania na powszech.net/francja-2017 >>>

Autor artykułu

Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „...

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]