Al-Kaida w odwrocie

Zamachy w Rijadzie i Casablance odczytano powszechnie jako dowód, że Al-Kaida przetrwała utratę swych baz w Afganistanie i znowu jest zdolna zaatakować. Do takiego wniosku musiał dojść amerykański rząd, gdy ogłaszał najwyższy („pomarańczowy”) stopień zagrożenia terrorystycznego; kolejny kolor, „czerwony”, oznacza, że atak terrorystyczny właśnie trwa. Jednak Rijad i Casablanca oznaczają raczej głęboki kryzys Al-Kaidy niż jej triumfalny powrót.
z Waszyngtonu

08.06.2003

Czyta się kilka minut

Wspólne przedsięwzięcie Osamy bin Lade-na i jego „prawej ręki” Ajmana al Zawahirie-go, którego wezwanie do zamachów wyemitowała niedawno telewizja Al Dżazira, zyskało prestiż i przyciągało fundusze i rekrutów dzięki atakom na „twarde” cele: amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii (w sierpniu 1998 r. zginęły tam 224 osoby - red.) oraz na niszczyciel USS „Cole” w jemeńskim porcie Aden w październiku 2000 (17 ofiar). Ataki te przeprowadzono w krajach łatwych do spenetrowania, w których terroryści mogli działać bez obawy o ich wykrycie, choć same obiekty ataku nie były łatwymi celami. Późniejsze zamachy z 11 września 2001 r. na Nowy Jork i Waszyngton wzbudziły falę entuzjazmu w świecie muzułmańskim, szczególnie wśród Arabów: tym razem zaatakowany kraj był trudny do spenetrowania, metoda spektakularna, a cele niezwykle symboliczne. Tylko ktoś kompletnie zbałamucony mógł uwierzyć w strategię Al-Kaidy - nakłonienia chrześcijan do przejścia na islam przez pokazanie, jak silny może być wojowniczy islam - ale wielu muzułmanów było pod wielkim wrażeniem czynu terrorystów i cieszyło się z cierpienia i upokorzenia najpotężniejszego, ich zdaniem, państwa chrześcijańskiego.

W przeciwieństwie do 11 września, ostatnie ataki na Rijad i Casablankę były wy-mierzone w „miękkie” cele i w „miękkich” krajach. Wśród ofiar byli również chrześcijanie i Żydzi. Ale zamachy uderzyły w miasta muzułmańskie, a nie chrześcijańskie, zabijając przede wszystkim muzułmanów. Zamachy mogły zyskać nieco poparcia, pokazując, że „Baza” przetrwała, lecz jednocześnie wywołały też duży sprzeciw właśnie dlatego, że większość ofiar była muzułmanami. Z pewnością nie były dość imponujące, by przywrócić Al-Kaidzie dawny prestiż, naderwany przez sromotną klęskę w Afganistanie i następującą po niej bezczynność, która sprawia, iż dzień 11 września pozostaje raczej blednącym wspomnieniem niż początkiem triumfalnej kampanii mega-terroryzmu.

Ostatnim rozczarowaniem dla zwolenników wojowniczego islamu był brak reakcji na inwazję w Iraku: nie nastąpiła żadna fala terroryzmu. Spodziewano się spontanicznego mini-terroryzmu w tych krajach koalicji alianckiej, w których mieszka znaczący procent ludności muzułmańskiej: w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Przyjmowano za prawdopodobny midi-terroryzm na polach naftowych w Arabii Saudyjskiej i Zatoce Perskiej. Nie wykluczano nawet możliwości wybuchu mega-terroryzmu w samej Ameryce. Nic takiego się nie wydarzyło.

Ten brak natychmiastowej odpowiedzi Al-Kaidy można wyjaśniać na różne sposoby. Na pewno ku upadkowi chyli się cały islamski ruch fundamentalistyczny, który kojarzy się dziś z przegraną (od Afganistanu po Palestynę), bądź przynajmniej z trwałym brakiem zwycięstwa (jak w Czeczenii i Kaszmirze). W oczach muzułmanów dowodzić to może, że skoro islam jako wiara był potwierdzany przez wygrane, to klęski fundamentalistów na całym świecie wskazują, że nie cieszą się oni przychylnością Boga.

Inna przyczyna tkwi w olbrzymim sukcesie europejskich sił policyjnych, bezpieczeństwa oraz wywiadów, które z powodzeniem wykrywają i likwidują terrorystyczną siatkę rekrutacyjną i treningową oraz przechwytują całe grupy operacyjne - z już obranymi celami i konkretnym arsenałem. Dotyczy to także Ameryki, gdzie po 11 września zwiększyła się efektywność pracy policji i polepszono kontrolę na przejściach granicznych. Także brak zamachów na szyby naftowe w Arabii Saudyjskiej i w resz-cie regionu - w tym na terenie dwóch ważnych członków koalicji, Kuwejtu i Kataru

- można częściowo tłumaczyć zastosowaniem efektywnych środków bezpieczeństwa. Ale nie tylko tym: przyczyną jest również zanik aktywności fundamentalistów i utrata znaczenia przez Al-Kaidę, jako „przewodnika” i modelu do naśladowania.

Tak wyglądało „drugie dno” zamachów w Rijadzie i Casablance, które przeprowadzono głównie z palącej potrzeby, aby po tak długim okresie milczenia wreszcie coś zrobić - w jakikolwiek sposób i nawet za cenę zantagonizowania bardziej umiarkowanych muzułmanów, których Al-Kaida miała nadzieję pozyskać. Pod względem celów i skali oba zamachy oznaczały nie postęp, ale odwrót w ambicj ach dokonania dzieła zniszczenia na ziemiach „niewiernych”.

Możliwe, że wyjątkowe środki bezpieczeństwa zastosowane przez Waszyngton są spowodowane dostarczeniem przez wywiad dowodów odmiennych: że Al-Kaida rośnie w siłę. Ale równie możliwe jest, że działania te są wynikiem biurokratycznej logiki CIA, FBI i nowego Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego (DHS). Żadna z tych instytucji nie musi tłumaczyć się z kosztów, związanych z podejmowaniem dodatkowych środków ostrożności, które wiążą się z ogłoszeniem „pomarańczowego” alarmu - od policyjnych nadgodzin po dłuższe oczekiwanie na lotniskach.

Wymienione instytucje nie mają żadnego powodu, aby ryzykować oceniając zawsze niepewne informacje wywiadu o przyszłych zamachach - wolą nawet przeceniać zagrożenie niż go nie doceniać, bo jedyne, co można by im w przyszłości zarzucić, to brak ostrzeżenia przed atakiem. Biały Dom nie koryguje tych zrozumiałych, ale kosztownych biurokratycznych wyolbrzymień, bo dopóki amerykańska gospodarka pozostaje słaba, dopóty strategia Busha - zmierzająca do re-elekcji w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w USA - musi kłaść nacisk na przywództwo prezydenta w konfrontacji z terroryzmem, którego znaczenia Waszyngton woli tym samym nie pomniejszać.

Przełożył Mateusz Flak

EDWARD N. LUTTWAK jest ekspertem Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2003