Adolf bezpaństwowiec

62 lata po śmierci przywódcy III Rzeszy i 74 lata po tym, jak został on "kuchennymi drzwiami obywatelem niemieckim, pojawił się pomysł odebrania Adolfowi Hitlerowi tegoż obywatelstwa.

22.05.2007

Czyta się kilka minut

Stary dowcip o Austriakach mówi, że udała im się sztuka niebywała: wmówili światu, że Hitler był Niemcem, a Beethoven Austriakiem. W istocie coś jest na rzeczy: cały świat wierzy dzisiaj, że Hitler, rodowity Austriak, jest inkarnacją wszystkiego, co w narodzie niemieckim najgorsze. I że Beethoven, ów rodowity Niemiec, jest uosobieniem austriackiego geniuszu muzycznego.

Dowcip jest stary, ale problem aktualny. Oto bowiem Niemcy postanowili dziś jakby skorygować to austriackie megakłamstwo - i chcieliby, najchętniej raz na zawsze, pozbyć się (rzec można: znowu) swojego niegdysiejszego führera. Ponad 62 lata po śmierci Hitlera i upadku jego Trzeciej Rzeszy chcą odebrać mu, pośmiertnie, wszelkie możliwe obywatelstwa, i to nie tylko honorowe. Aby to osiągnąć, socjaldemokraci z landu Dolna Saksonia zlecili prawnikom z miejscowego landtagu (landowego parlamentu) sporządzenie odpowiedniej ekspertyzy. Jej cel: odebranie Adolfowi Hitlerowi niemieckiego obywatelstwa.

A że mówimy tutaj nie o żarcie primaaprilisowym, lecz o rzeczywistej satyrze całkiem szczególnego rodzaju, przypomnijmy kontekst historyczny - zwłaszcza że dzieje obywatelstwa Adolfa Hitlera to temat trochę zawiły: w kwietniu 1925 r. Hitler, rodowity Austriak, zwrócił się do władz austriackich o "zwolnienie" go z obywatelstwa tego kraju. Był już wtedy znany, i to z nie najlepszej strony, bo jako polityczny awanturnik, prośba jego została więc spełniona przez Austriaków szybko i zapewne z ulgą. Od tego momentu Hitler, mający już za sobą odsiadkę w więzieniu za pucz monachijski oraz napisanie "Mein Kampf", stawał się formalnie bezpaństwowcem. W kolejnych latach podejmował próby uzyskania obywatelstwa niemieckiego (Republiki Weimarskiej), ale bezskutecznie.

Tymczasem Hitler jako przewodniczący NSDAP musiał być obywatelem niemiec­kim, jeśli - stojąc na czele tego rosnącego w siłę i biorącego udział w wyborach ugrupowania - chciał ubiegać się o urząd premiera (kanclerza). Ówczesne prawo niemieckie, przewidujące długą i trudną procedurę dla osób ubiegających się o obywatelstwo, miało wszelako pewien wyjątek: w szybkim trybie mógł uzyskać obywatelstwo ktoś, komu powierzono ważne stanowisko publiczne.

Z tej furtki postanowili skorzystać naziści. Jednak pierwsze podejście, w 1930 r., nie powiodło się: miasteczko Hildburghausen w Turyngii, w którego władzach NSDAP uzyskała już większość, zaoferowało Hitlerowi stanowisko lokalnego komendanta policji. Ale przyszły "wódz narodu niemiec­kiego" odrzucił ten pomysł: posada w jakiejś prowincjonalnej dziurze urągała jego przekonaniu o własnej wielkości.

Udało się dwa lata później: miasto Brunszwik, w którym naziści także uzyskali władzę, w 1932 r. mianowała Hitlera miejskim radcą stanu (Regierungsrat). Przewodniczący NSDAP godność przyjął i stał się obywatelem Niemiec. Tym samym droga do objęcia urzędu kanclerza stanęła dlań otworem - jak wiadomo, stało się to w roku 1933. Ciąg dalszy jest znany.

Brunszwik leży dziś w landzie Dolna Saksonia. I teraz, 74 lata po opisywanych wydarzeniach, właśnie ten akt administracyjny - o znanych skutkach dla Niemiec i świata - miałby zostać anulowany. Wprawdzie Hitler nie żyje od 62 lat, ale zdaniem zwolenników takiego kroku - to w niczym nie przeszkadza. Po prostu nie powinien być Niemcem. Prawnicy sprawdzają teraz na poważnie, czy możliwe jest anulowanie decyzji sprzed 74 lat i pośmiertne odebranie obywatelstwa.

Pomysł podoba się wielu mieszkańcom Brunszwiku: wielu z nich chętnie pozbyłoby się fatalnego wizerunku, że to ich miasto winne jest temu, iż Adolf Hitler stał się Niemcem, a potem kanclerzem i w końcu führerem. Mówi się, że mieszkańcy Brunszwiku cierpią tu na prawdziwy kompleks - i najchętniej wymazaliby ten kawałek historii, który łączy ich rodzinne miasto z niegdysiejszym radcą stanu.

"Pośmiertne odebranie obywatelstwa Hitlerowi nie zmienia nic, jeśli chodzi o naszą winę - zapewniał dyrektor muzeum historycznego w Brunszwiku Gerd Biegel. - Jednak poprzez taki symboliczny akt można unaocznić, że nie akceptujemy tamtej decyzji, którą podjęli kiedyś nasi przodkowie".

Okazuje się jednak, że to nie takie proste: landowe Ministerstwo Spraw Wewnętrznych stoi na stanowisku, że pośmiertne anulowanie tytułu radcy stanu i następnie obywatelstwa nie jest prawnie możliwe, gdyż osoba nieżyjąca nie ma związanych z tym praw ani obowiązków. Stosowny cytat z prawa o statusie urzędnika: "Status urzędnika i wynikające z niego uprawnienia wygasają w chwili śmierci".

Ale na tym nie koniec tej historii. Ze swą lokalną przeszłością walczy nie tylko Brunszwik, ale także niewielki kurort nad Bałtykiem: Bad Doberan w landzie Meklemburgia. Właśnie w tym miasteczku - a dokładnie, w Heiligendamm, które należy do gminy Bad Doberan - na początku czerwca odbędzie się spotkanie G-8: szczyt siedmiu najbardziej rozwiniętych krajów świata i Rosji, w której to grupie przewodnictwo sprawują teraz Niemcy. Miejscowym samorządowcom nie daje spokoju fakt, że od 1932 r. ich honorowym współobywatelem jest Adolf Hitler.

Dokładnie rzecz biorąc, odkryli to przeciwnicy globalizacji, którzy zamierzają także pojawić się w Heiligendamm, aby protestować przeciw spotkaniu najbogatszych tego świata - i zwrócili na niego uwagę ojcom miasta. Ciekawa jest tu data: rok 1932, a więc jeszcze przed objęciem władzy w Niemczech przez nazistów. Okazuje się, że NSDAP już wtedy uzyskała absolutną większość we władzach miejskich Heiligendamm. Rada miasta nie czekała, tylko zebrała się - i przegłosowała odebranie Hitlerowi tytułu. Nie dość szybko, by o sprawie (G-8 w mieście Hitlera) nie zdążyły poinformować zagraniczne gazety, w tym "Guardian" czy "International Herald Tribune".

Heiligendamm sprawnie i na czas pozbyło się więc swojego honorowego obywatela. Natomiast pozbywać się go nie zamierza wcale... czeskie miasteczko Lanskroun. Także tutaj Adolf Hitler został wyniesiony do podobnej godności - w roku 1939, po tym, jak Lanskroun zostało zajęte przez III Rzeszę.

O brzemieniu z przeszłości, które ciąży nad historią Lanskroun, dyskutowano w mieście długo. Dzisiejsi czescy mieszkańcy postanowili w końcu, że nie pójdą śladem Heiligendamm. "Kiedy Hitler został honorowym obywatelem, w naszym mieście 95 proc. stanowili Niemcy. Jeśli skreślimy teraz jego nazwisko, to przecież i tak nie będziemy mogli wymazać tego faktu z historii" - powiedział burmistrz Martin Kostal.

Przełożył WP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007