Żyjmy krócej

Gra toczy się o wysoką stawkę: ponad 270 miliardów należnych przyszłym emerytom i o kapitał polityczny, który rząd może stracić. Czy wielki plan reformy emerytalnej sprzed 13 lat okazał się klapą?

08.04.2013

Czyta się kilka minut

Od dwóch tygodni jesteśmy świadkami kolejnej odsłony walki, którą fundusze emerytalne prowadzą z ministrem finansów. Jakie są źródła tego sporu? Wojciech Nagel, szef izby zrzeszającej OFE, pod koniec marca zaproponował, by osoba przechodząca na emeryturę dostawała wybór, co zrobić z pieniędzmi zgromadzonymi w tzw. drugim filarze: albo emerytura dożywotnia, albo podzielenie zgromadzonego kapitału na raty i wypłacanie go przez kilka czy kilkanaście lat do wyczerpania środków – jednak nie do śmierci. Co istotne, w drugim przypadku środki na koncie w OFE byłyby dziedziczone przez rodzinę w sytuacji, jeżeli emeryt umrze przed zakończeniem okresu wypłat. W pierwszym z kolei ma on gwarancję dożywotnich świadczeń, ale musi się liczyć z nieco niższą emeryturą, a pozostałe na koncie środki po jego śmierci nie trafią do spadkobierców.

Żadne z tych rozwiązań z punktu widzenia przyszłego emeryta nie jest idealne. A zdaniem Jacka Rostowskiego świadczenie emerytalne z definicji ma być dożywotnie: wicepremier zarzucił funduszom, że nie chcą wziąć odpowiedzialności za przyszłych emerytów, bo dbają tylko o swój interes.

Na drugim planie pojawiają się pytania o to, czy pieniądze zgromadzone w OFE nie pójdą wkrótce na ratowanie finansów publicznych i czy rząd przypadkiem nie szykuje sobie gruntu pod likwidację drugiego filaru. Wszak w 2011 r. jednym sprawnym ruchem obciął już wysokość składki płynącej do OFE z 7,3 do 2,3 proc. naszych pensji – reszta środków z powrotem zasila wypłaty dla obecnych emerytów, a ubezpieczonym pozostają wirtualne zapisy w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.

Emerytury z OFE do śmierci, ale bez dziedziczenia

By w miarę jasno zrozumieć, o co chodzi, należy rozdzielić dwie sprawy: po pierwsze, kwestię wokół której teraz zrobiło się głośno, czyli wypłaty przyszłych świadczeń. Po drugie, wpływ OFE na gospodarkę i finanse publiczne.

Pierwszą sprawę możemy nazwać „czysto techniczną”. W przyszłym roku, tak jak zakładała reforma z 1999 r., pierwsi emeryci mają dostać pieniądze i z ZUS, i z OFE. Ale, chociaż od wprowadzenia zmian w systemie minęło 13 lat, żaden rząd nie zadbał o uszczegółowienie przepisów, by było wiadomo, jak środki z funduszy mają być wypłacane: czy będą wracać do ZUS i wspólnym przelewem „iść” potem na konto emeryta, czy też wypłatą swojej części zajmie się sam fundusz.

Nie wiadomo też, na jakie świadczenie emeryt może liczyć. Teoretycznie można założyć, że OFE złoży mu propozycję, by wziął wszystkie środki naraz bądź zadeklarował liczbę miesięcy, na którą mają zostać podzielone. Na takie rozwiązanie nie chce się jednak zgodzić Jacek Rostowski. Dlaczego? – Nie możemy zakładać, że każdy emeryt będzie zachowywał się racjonalnie. W sytuacji, gdyby wiele osób wydało wszystkie środki w krótkim czasie, rząd zacząłby mieć problem z rzeszą biednych ludzi skazanych tylko na świadczenie z ZUS – tłumaczy prof. Stanisław Gomułka, ekonomista i były wiceminister finansów, który przed laty opiniował projekt reformy emerytalnej.

Przy obecnym nastawieniu rządu można więc założyć, że w grę wejdą tylko świadczenia dożywotnie z OFE, bez możliwości wyboru i dziedziczenia środków po śmierci emeryta. Spadkobiercy będą mieć do nich prawo tylko w sytuacji, gdy klient funduszu umrze przed przejściem na emeryturę.

W tym miejscu wkracza jeszcze matematyka. OFE będą bowiem musiały zarządzać pieniędzmi i wysokością emerytur tak, by zabezpieczyć osoby, które na emeryturze będą żyły dłużej, niż przewiduje statystyka. Ujmując to najprościej: ich świadczenia będą wypłacane z pieniędzy osób, które odejdą z tego świata wcześniej, a pozostawionych przez nich oszczędności nie przejmą spadkobiercy. Eksperci nazywają to zgrabnie „solidarnością wewnątrzpokoleniową”.

Kto jest winny tego, że długi rosną?

Drugi wątek dyskusji jest o wiele bardziej skomplikowany i budzący więcej kontrowersji. Przeciwnicy reformy emerytalnej podają bowiem w wątpliwość sam sens istnienia OFE. Ci najbardziej radykalni chcieliby likwidacji funduszy albo przynajmniej znacznego ograniczenia płynących do nich składek.

Powód? Krytycy dość przewrotnie dowodzą, że gdyby nie OFE, to sytuacja finansów publicznych nie byłaby tak kiepska; minister Rostowski policzył nawet, że relacja długu publicznego do PKB w Polsce byłaby o jedną trzecią niższa niż obecnie. Jak to możliwe?

Mówiąc najprościej, ZUS-owi, który co miesiąc przekazuje środki do OFE – od 1999 r. to już ponad 187 miliardów – brakuje pieniędzy na wypłaty bieżących emerytur. Państwo więc się zadłuża, emitując obligacje, a te w dużej mierze lądują w portfelach OFE. Obecnie wartość zgromadzonych przez fundusze emerytalne obligacji jest kilkakrotnie większa od zaplanowanego na ten rok deficytu budżetowego. To papiery, które rząd w następnych latach będzie musiał wykupić.

Dla krytyków jest więc jasne, że gdyby nie OFE, to w ZUS byłoby więcej pieniędzy na wypłaty bieżących świadczeń, a przyszli emeryci mieliby z kolei swoje wirtualne zapisy na kontach w ZUS – wszyscy byliby zadowoleni. Właśnie z tego powodu przed dwoma laty rząd zdecydował o obcięciu składki płynącej do OFE.

OFE miały rozwinąć gospodarkę. Zabrakło innych reform

Sprawa nie jest jednak aż tak prosta. Aby to zrozumieć, musimy się cofnąć do 1999 r.

Co ciekawe, prof. Gomułka przyznaje, że powodem stworzenia OFE była nie tylko chęć naprawy systemu emerytalnego – chodziło też o to, by stworzyć instytucje finansowe zdolne do wpompowywania realnych pieniędzy w polską gospodarkę i młody rynek kapitałowy. Autorzy pomysłu mieli też nadzieję, że zmniejszenie środków płynących do państwowego funduszu ubezpieczeń skłoni kolejne rządy do kolejnych reform. – Wystarczy wspomnieć o służbach mundurowych, emeryturach górniczych i szeregu przywilejów różnych grup zawodowych – mówi były wiceminister finansów.

Reformy ze względu na koszty polityczne szły jednak jak po grudzie, a długi rosły. Efekt widać jak na dłoni. – Mówienie o tym, że reforma emerytalna była zła, to kompletny nonsens – oburza się prof. Gomułka. – Wymagała tylko tego, by wprowadzać kolejne zmiany. Tymczasem teraz próbuje się załatać dziurę budżetową krokiem w tył i ograniczaniem składek dla OFE.

Całkowita likwidacja funduszy emerytalnych wydaje się mało prawdopodobna, choć ekonomiści z pewnością nie będą zdziwieni, jeżeli rząd zdecyduje się na dalsze ograniczenie poziomu składek płynących do OFE bądź czasowe ich zawieszenie. O obiecanym powrocie do poziomu 3,5 proc. możemy na razie zapomnieć.

Likwidacja OFE katastrofą dla giełdy

Ograniczanie składek do OFE czy sugerowanie ich zlikwidowania stawia w niezręcznej sytuacji ministra skarbu. Powód jest prosty: gdyby nie środki przyszłych emerytów, praktycznie żadnych szans nie miałyby prywatyzacje spółek Skarbu Państwa za pośrednictwem warszawskiej giełdy. OFE regularnie lokują bowiem środki w akcjach firm notowanych na GPW, także tych, które wprowadzali na rynek kolejni szefowie resortu skarbu.

Do dzisiaj OFE zgromadziły akcje warte 100 miliardów zł. To oznacza, że mają ogromny, bo aż 20-procentowy udział w wartości wszystkich krajowych spółek notowanych na warszawskim parkiecie. Coraz mocniej zaznaczają również swoją obecność na rynku obligacji korporacyjnych Catalyst, kupując papiery dłużne przedsiębiorstw. Pieniądze przyszłych emerytów są obecnie ulokowane w akcjach ponad 270 spółek. Wśród nich są takie, w których OFE mają w sumie pakiety kontrolne. To np. kopalnia węgla Bogdanka.

Dla giełdy pieniądze z OFE oznaczają więc comiesięczny dopływ świeżej gotówki. Ma to szczególne znaczenie dla stabilizacji notowań, zwłaszcza w okresie niepewności na rynku, gdy z polskiego rynku uciekają inwestorzy zagraniczni. To w tym właśnie kontekście trudno sobie wyobrazić likwidację OFE: nie jest możliwe, by fundusze w krótkim czasie spieniężyły wszystkie posiadane akcje. Poskutkowałoby to gigantycznymi przecenami na giełdzie, a więc i utratą znacznej części środków zgromadzonych w drugim filarze.

Inna droga? Czysto teoretycznie można założyć, że rząd likwidując OFE, przejąłby ich aktywa w postaci akcji. Takie rozwiązanie z pewnością jednak wywołałoby protesty samych firm. Wejście Skarbu Państwa do ich akcjonariatu byłoby odebrane jako nacjonalizacja spółek, wśród których wiele nigdy nie miało nic wspólnego z państwowym biznesem. Za przykłady niech posłużą takie firmy z obecnymi udziałami OFE jak deweloper GTC, sieć restauracji Pizza Hut (AmRest) czy wydawca prasy Agora.

Albo środki z OFE, albo wyższe podatki?

Rządowy opór przed oddaniem funduszom kolejnych pieniędzy będzie tym wyraźniejszy, im większe problemy będzie miał minister Rostowski z „dopięciem” tegorocznego budżetu. Wśród ekonomistów już pojawiają się głosy, że w połowie roku najprawdopodobniej czeka nas jego nowelizacja. Pieniędzy szybko ubywa: tylko przez pierwsze dwa miesiące tego roku rząd wydał z kasy państwa prawie o 22 mld zł więcej niż zarobił – to ok. 60 proc. całego zaplanowanego na ten rok deficytu.

Tymczasem sytuacja po stronie dochodowej nie wygląda najlepiej: również w pierwszych dwóch miesiącach tego roku do kasy państwa wpłynęło o 8 proc. mniej środków niż przed rokiem, podczas gdy rząd zakładał wzrost o 4 proc. Prędzej czy później tę różnicę będzie trzeba załatać i użycie środków przeznaczonych dla OFE jest jedną z możliwości. Inną byłaby np. podwyżka podatków, ale w tym przypadku rząd naraziłby się na zdecydowanie większą krytykę społeczeństwa. Wyższe podatki Polacy od razu odczują w kieszeniach. Tymczasem emerytura to po pierwsze dla wielu sprawa odległa, a po drugie, same fundusze nie cieszą się dużą sympatią.

Jaki zatem scenariusz dla naszych emerytur?

Rząd na razie unika jednoznacznej odpowiedzi. Premier Donald Tusk zapowiada, że decyzje zapadną w połowie roku, ale dodaje, że nie muszą one być ostateczne. Takie słowa oczywiście mogą budzić niepokój. Tym bardziej że praktyka ostatnich czasów pokazuje, iż rząd w obliczu trudności w finansach publicznych potrafi sięgnąć po pieniądze obywateli. Tak było niedawno na Cyprze czy w 2010 r. na Węgrzech.

Nad Balatonem zdecydowano się na likwidację drugiego filaru jednym ruchem, teoretycznie dając ludziom wybór: możecie zostać w drugim filarze, ale wtedy tracicie prawo do państwowej emerytury. A ponieważ – podobnie jak w Polsce – państwowa część świadczenia jest większa, to drugi filar został sprawnie zdemontowany. Zgromadzone w nim akcje spółek przejęła rządowa agencja, która zajęła się ich sprzedażą na giełdzie, wywołując jednocześnie znaczące spadki. Należy jednak pamiętać, że wielkość drugiego filaru na Węgrzech była znacznie mniejsza niż w Polsce.

Na razie za najbardziej realny scenariusz można więc przyjąć stopniowe ograniczenia roli OFE przez dalsze cięcie bądź zawieszenie wpływu nowych składek.


ŁUKASZ PAŁKA jest analitykiem portalu finansowego Money.pl. Stale współpracuje z „TP”.



LICZBY OFE

16 milionów – tylu klientów mają obecnie OFE. Ponad połowa (8,4 miliona) jest wieku 26-40 lat.


187,6 miliarda zł – kwota składek i odsetek przekazanych do OFE przez ZUS od 1999 r.


271 miliardów zł – aktywa zgromadzone przez OFE. Ponad 55 proc. portfela stanowią obligacje, a prawie 35 proc. – akcje spółek notowanych na GPW. Reszta to np. depozyty bankowe, bony skarbowe czy akcje NFI.


9 procent – w takim tempie rocznie OFE średnio pomnażają kapitał. Indeksacja w ZUS jest o ok. 1,5 punktu procentowego niższa.


* Dane aktualne na koniec 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2013