Życie po życiu

Beata Chomątowska: STACJA MURANÓW...

12.11.2012

Czyta się kilka minut

– na zdjęciu z 1945 roku samotny kościół sterczy pośród pola rumowisk, poprzecinanego odgruzowanymi naprędce ulicami. To fragment zburzonego przez Niemców warszawskiego getta. Kilka lat później powstanie tu nowa dzielnica mieszkaniowa, nie tylko na szczątkach getta, ale i po części z nich – do budowy użyto bowiem gruzobetonu, fabrykowanego z przemielonych gruzów.

Młoda dziennikarka, krakowianka osiadła w Warszawie, napisała o tej dzielnicy fascynującą książkę – wielowątkowy reportaż historyczny o miejscu i zamieszkujących je ludziach, o zacieraniu i odzyskiwaniu pamięci. „Muranów góruje / na warstwach umierania / fundament wsparty o kość / piwnice w wyrwach / opróżnionych z krzyku” – napisał Jerzy Ficowski w jednym z wierszy z tomu „Odczytanie popiołów”. Nazwa Muranów pochodzi od weneckiej wyspy Murano; jej imieniem nazwał wzniesiony tutaj pałac Simone Bellotti, włoski architekt przybyły w XVII wieku do Warszawy. W XIX wieku w tej części Warszawy zaczęli osiedlać się Żydzi – na początku XX wieku stanowili już, jak pisze autorka, blisko 70 procent mieszkańców rejonu ograniczonego dziś ulicami Okopową, aleją Solidarności, Bonifraterską i Słomińskiego.

Nalewki, Nowolipie, Nowolipki, Gęsia, Dzielna, Leszno, Chłodna, Elektoralna – te nazwy, znane z literatury, wspomnień czy reportaży Bernarda Singera i Alfreda Döblina, można (choć nie wszystkie) odnaleźć na planie współczesnej Warszawy, znaczą jednak zupełnie co innego niż kiedyś. Dawny Muranów przestał istnieć po „wielkiej akcji likwidacyjnej” i powstaniu w getcie, gdy 16 maja 1943 roku Jürgen Stroop, kat getta, wysadził w powietrze Wielką Synagogę przy ulicy Tłomackie.

A co było po wojnie? O tym opowiada „Stacja Muranów”. Tytuł nawiązuje do stacji metra, którą zaplanowano tutaj w latach 50. Jej nieistnienie to znak widmowości będącej nieodłączną częścią historii tej dzielnicy, częścią muranowskiej tożsamości. Cytowany przez Chomątowską Jacek Leociak, współautor monografii getta warszawskiego, używa terminu „miejsce-po-getcie”, tłumacząc, że chodzi o szczególne doświadczenie „realnego braku i pozornego wypełnienia”.

Muranów jest – bardziej niż inne przestrzenie miejskie – historycznym palimpsestem, miejscem, gdzie warstwa współczesna zakryła niemal zupełnie wcześniejszą, całkiem inną. Takim palimpsestem czy też patchworkiem jest i książka Chomątowskiej. Dzieje Muranowa stają się punktem wyjścia dla refleksji o pamięci i zapominaniu – niekiedy instynktownym, niekiedy będącym świadomym zacieraniem śladów przeszłości. Znajdziemy tu jednak żywą opowieść o ludziach. O architektach – przede wszystkim o Bohdanie Lachercie – którzy projektując dzielnicę na gruzach getta, próbowali realizować modernistyczną utopię społeczną, zmuszeni łączyć ją z socrealizmem. O pokrewieństwie ulicy Marcelego Nowotki (dziś Andersa) z berlińską Karl-Marx-Allee. O brygadach ochotników odgruzowujących teren getta i o poszukiwaczach gettowych skarbów. O przodownikach pracy. O tych, co na Muranowie zamieszkali w wiele lat po wojnie – Piotrze, Jacku L., Jacku K. – i o nielicznych ocalonych, jak Pinkus Szenicer, strażnik cmentarza żydowskiego, czy zapamiętana przez Jacka K. sprzedawczyni z warzywniaka. O budowie pomnika Bohaterów Getta i biografii jego twórcy Natana Rapaporta. O nowym Muzeum Historii Żydów Polskich i jego fińskim architekcie.

„13 stycznia, w czwartek, na Nowolipiu zapadł się chodnik” – czytamy w epilogu. W ogromnej dziurze tuż pod czteropiętrowym blokiem widać było kawałek starego muru. Wcześniej Tomasz Lec, kopiąc dół pod jeden z minipomników pokazujących przebieg granic getta, wyciągnął z odsłoniętej wtedy piwnicy przedwojenne krzesło. Robotnicy wymieniający rury wodociągowe wielokrotnie znajdowali drobne przedmioty, szczątki mebli. Widmowe miasto nie daje o sobie zapomnieć. Dzięki książce Beaty Chomątowskiej łatwiej nam będzie szukać jego śladów. (Wydawnictwo Czarne, Warszawa 2012, ss. 462. Konsultacja Jacek Leociak i Jarosław Trybuś. Opracowanie graficzne i redakcja techniczna Robert Oleś. Mnóstwo ilustracji!)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2012