Zuchwalec

Międzynarodowe grupy szmuglerskie w okupowanej Europie to temat tyleż fascynujący, co słabo znany. A jakby tego było mało, mamy tu też brawurowe uwolnienie więźnia z obozu pod Hamburgiem.

02.04.2021

Czyta się kilka minut

Roman Korzeniewski na wycieczce w górach, zdjęcie niedatowane. / ARCHIWUM PRYWATNE AUTORA
Roman Korzeniewski na wycieczce w górach, zdjęcie niedatowane. / ARCHIWUM PRYWATNE AUTORA

Był człowiekiem o silnym charakterze. Trudno jednak było mi uwierzyć, że w czasach owładniętych grozą terroru III Rzeszy, jako 21-letni chłopak wyprawił się do położonego pod Hamburgiem Konzentrationslager Neuengamme, by uwolnić stamtąd ojca.

Dopytywany o szczegóły, wyjaśniał niewiele. Rzucał tylko, że miał dobre papiery, był przebrany w niemiecki mundur i udawał, że ma kłopoty z wymową, bo bolą go zęby.

Inne jego wspomnienia z czasu wojny były równie zdawkowe. Brzmiały podobnie: sensacyjnie, wręcz fantastycznie. Napomykał, że bywał w różnych miejscach Europy, że we Włoszech miał dziewczynę, że parę razy groziła mu kara śmierci, ale udało mu się wywinąć.

Nigdy nie zdołałem go nakłonić, by opowiedział więcej. Zbywał obietnicą, że zostawi wspomnienia. Podobno je przygotowywał. Ale po jego śmierci zapisków tych nie odnaleziono.

Okazało się za to, że w rodzinnych archiwach oraz w Archiwum IPN zachowały się dokumenty, które potwierdzają tamte skąpo wydzielane informacje. Z ich pomocą można zanurzyć się w wydarzenia, które wydają się aż niewiarygodne.

ŚLAD PIERWSZY: trzy listy

Pierwszym tropem, na jaki trafiam, są trzy kartki pocztowe.

Jedna pochodzi z 3 listopada 1944 r., a jej adresatem jest Zofia Grześkowiak z Poznania (wówczas Posen w prowincji Warthegau). Nadawca pisze: „Kochana Ciociu, 1-go dostałem od Janinki list od tatusia, noc nie spałem, ale wykombinowałem, że 2-go z rana miałem papiery na Hamburg do tatusia. Co będzie to nie wiem, czasu nie tracę, głowa pracuje, obecnie siedzę w pociągu Berlin-Hamburg. Jestem trochę chory, ale to nieważne, na chorowanie w łóżku nie ma czasu. Od wczorajszego dnia postarzałem się o jakieś 10 lat, wszystko nerwy (...), co u mnie na porządku dziennym” (pisownia oryginalna).

Druga kartka trafia do Marianny Chmielewskiej, zamieszkałej w Mogilnie (także Warthegau): „Kochana Babciu, (...) 2-go jechałem już (...) ratować ojca. Czy mi się uda, nie wiem, popróbuję – jeżeli się uda, będzie to mym ostatnim wyczynem – tak mam poszarpane nerwy. Daj Boże, żeby się udało”.

Trzecia zostaje wysłana z Drezna 8 listopada 1944 r., a adresatką znów jest Zofia: „Hurra! Tatuś wolny – jedzie ze mną do Wiednia. Zdrowia i strachu kosztowało, ale się zrobiło. Kończę – piszę z drogi – już z Dresden – jutro będziemy w Wiedniu. W Wiedniu resztę załatwię już sam – tam mam plecy”.

Nadawca kartek to bohater tej opowieści: Roman Korzeniewski, sprawca uwolnienia więźnia z KL Neuengamme. Zofia Grześkowiak to siostra jego matki, a wspomniana w pierwszym liście Janinka – to jedna z trójki jego rodzeństwa.

ŚLAD DRUGI: Wiedeń

Z kolejnych dokumentów, jakie odnajduję, można się dowiedzieć, co działo się dalej, już w Wiedniu.

Na 9 listopada 1944 r. datowany jest wystawiony tam dokument, potwierdzający, że ojciec Romana, Jan, jest zatrudniony w Organisation Todt (to paramilitarna organizacja budowlana). Dokument prawdopodobnie jest fałszywy – miał być legalizacyjną przykrywką.

Natomiast w dotyczącym Romana oświadczeniu, złożonym już po wojnie przez Irenę Wieloszewską (przebywającą w tym samym czasie w Wiedniu), czytamy: „Zawdzięczam [mu] życie przez wyratowanie mnie z obozu w Strashofie z Wiednia, gdzie przebywałam po aresztowaniu we Lwowie za udzieloną pomoc Żydom przy likwidacji obozu Janowskiego [w tym obozie, we Lwowie, więziono Żydów – red.]. (...) Ukrył mnie i dwie Polki pochodzenia żydowskiego w obozie pracy w Gumtramsdorfie koło Wiednia, gdzie znajdowało się szereg osób jemu zawdzięczających życie. Pamiętam, że (...) zdobył fałszywe papiery, na podstawie których udało mu się wydobyć ojca (...) z obozu k/Hamburga. Ojciec jego przebywał ukryty w tym samym pomieszczeniu, w którym przebywałam ja i (...) Żydówka ze Lwowa. Równocześnie zaznaczam, że sama byłam świadkiem uratowania życia rodzinie polskiej z powstania warszawskiego (...), którą to rodzinę (...) nieprzeciętnym sprytem wyciągnął od niechybnej śmierci, ukrywając ich w starych grobowcach przed frontowymi oddziałami SS”.

Cytowane oświadczenie pochodzi z akt sprawy (zachowanych fragmentarycznie w rodzinnym archiwum), którą w czasach stalinowskich prowadzono przeciwko Romanowi w Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej. Obwiniono go i usunięto z szeregów PZPR za, jak to ujęto, łamanie dyscypliny i etyki partyjnej.

Jednym z zarzutów był „udział w międzynarodowej szajce przemytniczej w czasie okupacji”.

Szmuglerski biznes po okupowanej Europie

Zaintrygowany tym zarzutem, szukam informacji o czarnym rynku w okupowanej Europie. Temat nie doczekał się dotąd solidnego opracowania, gdzieniegdzie można trafić na śladowe o nim wzmianki. Np. Ferdynand Goetel we wspomnieniach „Czasy wojny” notuje: „Przemyt (...) sięgał do Rzeszy, Belgii i Francji (...). Przetok złota i klejnotów przestawał również być wewnętrzną sprawą Warszawy. Waluciarze warszawscy obracali dewizami i złotem w całej zajętej przez Niemców Europie i twierdzili, może i słusznie, że ceny i kursy »dyktuje« Warszawa, a nie Paryż czy Bruksela”.

Ciekawe źródło to także artykuł Jacka Szczerby o Jerzym Lipmanie, polskim operatorze filmowym (w „Gazecie Wyborczej” z 12 lutego 1999 r.). W przebraniu członka Organisation Todt lub Luftwaffenbau (formacji budowlanej sił powietrznych), wyprawiał się on w celach handlowych na okupowany Wschód, a także do Berlina, Francji, Austrii, Włoch i Węgier. „Lipman, który od 1942 należał do podziemnych struktur PPS [Polskiej Partii Socjalistycznej – red.], zajmuje się w tym czasie dostarczaniem broni dla Podziemia. Wiemy o jakichś transakcjach z Jugosłowianami i Bułgarami” – pisze autor artykułu. I dalej: „W drugą podróż do Mediolanu Lipman wyruszył (...) z sześcioma chłopakami z Grochowa. Oficjalnie mieli skierowanie na budowę w Piacenzie. W rzeczywistości handlowali, rozbrajali Włochów i Niemców, zyskując papiery i broń”.

Z kolei we wspomnieniach Bernarda Konrada Świerczyńskiego „Przemytnicy życia” czytamy: „Tu [przy warszawskiej knajpie „U Antka”] zatrzymywały się wielotonowe cysterny z melasą (...). Część produkcji [tj. już bimbru] rozlana w butelki Monopolu Spirytusowego, a nawet w oryginalnych flaszkach niemieckich, wędrowała (...) do Rzeszy, stamtąd szły aparaty fotograficzne Leica i Exakta, chemikalia, a jak dobrze poszło, to amunicja i broń”.

Świerczyński przytacza nacechowany warszawskim fasonem dialog:

„– Potrzeba sześć mundurów organizacji Todta, auswajsy, karty urlopowe, marszbefele [rozkazy podróży] i wojskowe karty na żarcie. Kierunek Włochy.

– A na cholerę że im taka wycieczka?

– Mają świnki [złote monety pięciorublowe], chcą przywieźć trochę jedwabiu, pończochy. (...)

– Samobójcy.

– Jacy samobójcy? To odczajniaki [cwaniacy] z Marymontu, już trzeci kurs robią.

– I wszyscy żywe wracają?

– Czasami”.

ŚLAD TRZECI: ankiety, życiorys, wspomnienie

Relacje na temat międzynarodowego szmuglu po Europie idą w parze z dalszym pozyskiwaniem informacji o losach Romana. Cenne źródło to odnalezione ankiety personalne (w rozproszonych rodzinnych archiwach) i spisany przez niego na brudno życiorys (zachowany również w rodzinnych zbiorach, wśród dokumentów dotyczących sprawy prowadzonej przez Wojewódzką Komisję Kontroli Partyjnej).

Wedle tych źródeł, przychodzi na świat w 1923 r. w rodzinie robotniczej na warszawskiej Ochocie. W 1939 r. fałszuje datę urodzenia (na rok 1921) i zgłasza się na ochotnika do wojska. Skierowany do Modlina, służy w łączności, trafia do niewoli, ale ucieka i wraca do Warszawy. Tu dwukrotnie zatrzymany w łapankach, zostaje wywieziony do Niemiec na przymusowe roboty. Udaje mu się zbiec, a po drugim razie musi ukrywać się przed Gestapo. „Ukrywając się i nie mając żadnych środków do życia – napisze potem w życiorysie – przyłączyłem się do zespołów zajmujących się szmuglem międzynarodowym. Po kilku wyjazdach zostałem aresztowany i osadzony w ciężkim więzieniu w Kielcach, gdzie przebywałem do 1.8.1944. Likwidacja więzienia przed zbliżającym się frontem ułatwiła wykupienie mnie oraz kilku innych kolegów”.

Po uwolnieniu podąża ku objętej powstaniem Warszawie. Zatrzymuje się w Raszynie, gdzie kontaktuje się z oddziałem niewielkiej konspiracyjnej organizacji Polska Armia Ludowa (nie mylić z komunistyczną Armią Ludową). Znów ujęty przez Niemców, zostaje wywieziony na przymusowe roboty do Wiednia. To stąd udaje się do Neuengamme, by uwolnić ojca. Gdy w kwietniu 1945 r. Armia Czerwona zajmuje Wiedeń, organizuje powrót ocalonych przez siebie osób do Polski.

Kolejny ślad, na jaki udaje mi się trafić, to urywkowo omówione wspomnienia siostry Romana, Janiny Korzeniewskiej Clark, dostępne w internecie na stronach amerykańskich mediów. W jednym z omówień zapisano: „Kiedy ojciec Janiny został wysłany do obozu pracy, (...) brat i partyzanci ukradli niemiecki samochód służbowy, udali się do obozu i zażądali jego uwolnienia. W innym przytoczono słowa Janiny: Mój młodszy brat podszył się pod wysokiego rangą niemieckiego oficera. Kiedy ojciec rozpoznał, że oficerem (...) był jego syn w przebraniu, krzyknął »Roman«. Mój brat wrzasnął »Jak śmiesz« i uderzył ojca w twarz. Brat był rosłym człowiekiem”.

ŚLAD CZWARTY: powojenne archiwa

Ostatnim etapem poszukiwań jest Archiwum IPN. Prowadzi mnie tam przypuszczenie, że tajne służby PRL musiały interesować się kimś, kto od połowy lat 50. zajmował się handlem zagranicznym. W przypadku Romana chodzi o kontakty z przedstawicielami firm z Niemiec Zachodnich.

Czy ma skrupuły, gdy jest werbowany jako tajny współpracownik tych służb? Odpowiedź może kryć się w parokrotnie zasłyszanym od niego zdaniu, że za to, co Niemcy wyrządzili Polsce podczas wojny, należy ich wykorzystywać, ile się da i jak się da. Z kolei o jego nastawieniu do PRL wiele mówią być może jego słowa, jakie przytacza w donosie jeden z otaczających go konfidentów: „Nie jestem komunistą, powiedział. Z przekonania byłem i pozostanę nadal pepeesowcem”.

Z dokumentów w Archiwum IPN wynika, że pierwszy raz na przymusowe roboty Roman zostaje wywieziony w 1940 r., do fabryki maszyn w Essen, skąd ucieka po czterech miesiącach. Kolejny raz trafia w 1941 r. do Lipska i musi pracować w fabryce aluminium. Przed Komisją Kontroli Partyjnej zezna: „Brat tam zrobił sabotaż i uciekł, a ja zostałem aresztowany i uciekłem”. Po powrocie do Warszawy znów zostaje aresztowany i zwolniony (przyczyny zwolnienia nie podaje; zaznacza, że musiał się ukrywać).

Przyłączywszy się do międzynarodowych przemytników, ma zostać szefem jednej z ich kilkuosobowych grup. Ma pseudonim „Czarny Wariat”. Posiadają fałszywe zaświadczenia i mundury, a także podrobione dowody tożsamości folksdojcza albo rajchsdojcza. W jego grupie mają być Polacy i Żydzi. Jak zeznaje, wyprawia się z nimi do Niemiec, Włoch, Austrii, Czechosłowacji, Węgier, Jugosławii, Litwy i Francji (w tym do Mediolanu i Werony „około 6 razy”). Z okupowanej Polski wywożą złom srebra, a przywożą złoto, biżuterię, jedwabie i szyfony. W drodze powrotnej, na stacji w Skierniewicach, grupa przebiera się w stroje cywilne i koleją towarową przyjeżdża do Warszawy.

W swoich zeznaniach Roman wspomina, że poza przemytem towarów przerzucał też obywateli polskich narodowości żydowskiej, których miał odstawiać na granicę szwajcarską.

W pierwszej połowie 1944 r. dwie grupy, w tym i jego, na skutek denuncjacji narzeczonej jednego z członków, zostają aresztowane na stacji w Kielcach. Wszyscy trafiają do tamtejszego więzienia. Romanem interesują się podobno gestapowcy z Berlina.

Z więzienia ma go wybawić kobieta, która w swym powojennym oświadczeniu poda, że w Kielcach zjawiła się na polecenie przełożonego swojej organizacji konspiracyjnej z zadaniem uwolnienia „czterech bojowców”. Przez przekupionego żandarma nawiązała kontakt z niemieckim sędzią sądu doraźnego, który za wysoką sumę dał się skorumpować. Podczas pertraktacji okazało się, że w celi z owymi bojowcami jest jeszcze dwóch Polaków. Postanowiono uwolnić także ich. Jednym z nich był Roman. Na jego pytanie, jakim sposobem się to udało, kobieta miała oświadczyć, że zdobyła druki zwolnień in blanco. Pozostali członkowie obu grup, wedle zachowanych świadectw, zostali zamordowani przez Gestapo.

Człowiek, istota żywotna

Odnośnie do zuchwałego uwolnienia ojca z KL Neuengamme, w materiałach z Archiwum IPN jest niewiele informacji. W jednym z dokumentów Roman zeznaje: „Po ojca udałem się w mundurze wyższego oficera hitlerowskiego z niemieckimi papierami, które kupiłem na czarnym rynku. W Hamburgu byłem w obozie u komendanta, w dowodach miałem pismo, że jestem z Warthegau”. W innym zanotowano: „W przebraniu sztabowego oficera udał się do obozu Neuengamme i przedstawił, że ojciec jego został niewinnie wzięty do niewoli i matka jego jest Niemką i na podstawie jego interwencji (...) ojca jego zwolniono z obozu”.

Zachwycony warszawską żywotnością w czasie okupacji, Ferdynand Goetel pisał we wspomnieniach: „Człowiek, istota nieznana, jest równie nieuchwytny indywidualnie, jak i zbiorowo. Polak jest podobno najmniej uchwytnym z ludzi, warszawiak – jeszcze mniej od przeciętnego Polaka. Warszawiak, podrażniony przymusem regulaminowym, wyłamuje się w ogóle spod oceny”.

Roman Korzeniewski często podkreślał – z apaszowskim błyskiem w oku – że jest z krwi i kości warszawiakiem, wyrosłym w żywiole targowisk i bazarów. Przyswoił sobie ich wdzięk i spryt. Wojenne przeżycia przydały tym cechom jedną jeszcze: zuchwałość wobec ryzyka. W rodzinie zapamiętano, że wobec zagrożenia nie upadał na duchu i zagrzewał się słowami: „Romciu, jeszcze Polska nie zginęła”.

Być może takie słowa powtarzał sobie również w duchu, gdy mając 21 lat, w przebraniu niemieckiego oficera, zmierzał do KL Neuengamme, aby uwolnić ojca. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2021