Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaczęło się późną wiosną, gdy litewska straż graniczna (VSAT) zaczęła zatrzymywać kolejne grupy migrantów. W połowie czerwca, gdy liczba zatrzymanych w tym roku sięgnęła niemal pięciuset (sześć razy więcej niż w całym 2020 r.), stało się jasne, że na granicy litewsko-białoruskiej zaczął działać nowy korytarz przerzutu migrantów do Unii Europejskiej.
CZYTAJ TAKŻE
Zatrzymując Ramana Pratasiewicza, reżim Łukaszenki pokazał, że jest gotowy na wszystko, żeby zastraszyć ludzi - rozmowa ze Sciapanem Puciłą
Potem było już tylko gorzej. W tych dniach Litwini zatrzymują codziennie co najmniej kilkadziesiąt osób. Do piątku 9 lipca łączna liczba zatrzymanych w tym roku migrantów wynosiła 1546 osób i nie ma wątpliwości, że będzie rosła. Litewskie centra dla obcokrajowców szybko się zapełniły i w niektórych przygranicznych miejscowościach trzeba było postawić namioty wojskowe. Już wcześniej, w piątek 2 lipca, rząd Litwy zdecydował o wprowadzeniu w całym kraju stanu sytuacji nadzwyczajnej, a Sejm przygotowuje zmianę prawa, aby migrantów można było łatwiej deportować.
W WILNIE OD POCZĄTKU nikt nie miał wątpliwości, że mamy do czynienia z próbą sztucznego wywołania przez Mińsk kryzysu migracyjnego. Potwierdzeniem są kolejne wypowiedzi Alaksandra Łukaszenki, który otwarcie grozi, że Białoruś rezygnuje z ochrony granicy. Ma to być odwet na Litwie i całej Unii za sankcje nałożone na reżim.
W ubiegłotygodniowym wystąpieniu Łukaszenka nie pozostawił wątpliwości, kpiąc: „Jeśli ktoś myśli, że zamkniemy granicę z Polską, Litwą, Łotwą, Ukrainą i zamienimy się w barierę dla zbiegłych z Afganistanu, Iranu, Iraku, Libii, Syrii, Tunezji i Afryki, to po prostu jest w błędzie. Nikogo nie będziemy zatrzymywać! Oni przecież nie do nas jadą, ale do oświeconej, ciepłej, wygodnej Europy”. W podobnym tonie od kilku tygodni grzmią media reżimowe, otwarcie deklarując, że celem Mińska jest wywołanie kryzysu migracyjnego na granicy z Unią.
Niezależni dziennikarze białoruscy szybko dopowiedzieli resztę. Migranci, głównie z Iraku (oni stanowią około połowy wszystkich), Konga, Kamerunu i Gwinei, docierają do Mińska samolotami białoruskiej linii Belavia ze Stambułu i Bagdadu. Uwagę zwraca zwiększona częstotliwość lotów z obu tych miast, wcześniej rzadkich. Sprawami „organizacyjnymi” zajmuje się spółka Centrkurort, która należy do Zarządu Spraw Prezydenckich – gospodarczej części Administracji Prezydenta Białorusi.
Z MIŃSKA MIGRANCI SĄ DOWOŻENI podstawionymi autobusami na granicę z Litwą, a białoruscy pogranicznicy dostali wytyczne, by ich nie zatrzymywać. Przejście przez długą na 679 km granicę nie jest problemem, ponieważ na większości odcinków pozbawiona jest ona jakiejkolwiek infrastruktury. Przy okazji przerzut migrantów jest świetnym interesem dla reżimu, gdyż każdy z nich płaci nawet kilkanaście tysięcy dolarów.
Władze Litwy próbują ograniczyć problem. Szef dyplomacji Gabrielius Landsbergis wybrał się z nadzwyczajną wizytą do Iraku, a premier Ingrida Šimonytė zapowiada wysłanie na granicę wojska oraz budowę tam ogrodzenia. Frontex, unijna agencja ds. ochrony granic, posłała na Litwę i (prewencyjnie) także na Łotwę grupę funkcjonariuszy z wozami patrolowymi i deklaruje dalsze wsparcie. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel, odwiedzając 6 lipca Wilno, obiecał rozmowy z władzami państw, z których pochodzą migranci. „Mamy podejrzenia, że dzieje się to nie bez udziału białoruskiego reżimu” – stwierdził Michel.
TAKŻE POLSKA STRAŻ GRANICZNA notuje w ostatnich trzech tygodniach zwiększony napływ migrantów, którzy usiłują nielegalnie przedostać się przez podlaski odcinek granicy z Białorusią. O ile w całym 2020 r. zatrzymano tu 114 osób, to do początku lipca było to już niemal 250, głównie Afgańczyków. Możliwe, że to dopiero początek większej fali migracyjnej. Granica polsko-białoruska pod względem infrastruktury wygląda nieco tylko lepiej niż litewsko-białoruska.
Tymczasem Łukaszenka deklaruje: „Jesteśmy gotowi zacząć [z Unią] rozmowy i wynegocjować, na jakich warunkach będziemy zatrzymywać migrantów”. Reżim najwidoczniej liczy, że poprzez otwarty szantaż uda mu się wpłynąć na złagodzenie (lub przynajmniej niezwiększanie) unijnych sankcji. Na razie nic nie wskazuje, aby taki szantaż mógł być skuteczny. ©