Ze stołem w Polskę

Wiadomość, że za panią premier jeździ po Polsce wóz meblowy, jest zaiste najdziwniejszą nowiną wakacji, czasu dorocznie obfitującego w purchawki giganty, rekiny polujące w dorzeczach i pantery pojawiające się na rżyskach.

04.08.2015

Czyta się kilka minut

Fot. Grażyna Makara
FOT. GRAŻYNA MAKARA

Dziwność naturalnie nie dotyczy wydatku na transport mebli, jakby chcieli tego ludzie, dla których każdy wydatek pieniędzy publicznych, jeżeli tylko nie jest to wydatek na nich samych, uważają za skandal. Otóż wóz meblowy w pochodzie za przywódcą narodu to nie jest skandal finansowy, ale ilustracja jednej z największych zagwozdek natury psychologicznej naszego kraju, i tak już – z punktu widzenia nauk zajmujących się psychiką – na granicy stanu klinicznego.

Zanim o lekarzach, warto najsamprzód dać tu Czytelnikowi choćby namiastkę panoramy o charakterze historycznym. Wożenie sprzętów gospodarstwa domowego przez możnowładców było przez wieki praktyką powszechną. Rutynowo w takich przypadkach przywołuje się Bolesława Wstydliwego, którego podróż do Koperni w czerwcu 1257 r. można – naciągnąwszy mocno strunę interpretacji – porównać do podróży premier Ewy Kopacz po ojczyźnie naszej. Otóż ów książę, jadąc ku arcygościnnej ziemi świętokrzyskiej, miał ze sobą i zydle dla czeladzi, i łoże, i niewątpliwie stół. Osobom średnio zorientowanym warto rzec tu, że Wstydliwy do Koperni pojechał, by ogłosić tam akt lokacyjny Krakowa. Czemu tam? Jest to akurat podobna zagadka jak powód, dla którego jeździ po Polsce Ewa Kopacz. Nie w tym rzecz.

Otóż książę pakując się, niewątpliwie miał informacje pewne, że mianowicie w Koperni połowy XIII wieku stołu on nie uświadczy, że lokację Krakowa musiałby ogłosić, siedząc w kucki, jak nie przymierzając dzikus, a nie elegancko – jak trzeba – spoza stołu prezydialnego obłożonego suknem. Lud miejscowy do dziś wspomina o szoku cywilizacyjnym, jaki przeżyli tamtejsi, gdy zobaczyli stół, przy którym się siedzi, przy którym siedział i książę, i święta Kinga, żona jego, a na dodatek Grzymisława, matka jego. Każdy przyzna, że wyobrażenie sobie Grzymisławy siedzącej inaczej niż za stołem budzić musi najprzykrzejsze fantazje dla poczucia godności narodu. Słowem: wożenie stołu w celach reprezentacyjnych musimy uznać za przejaw zarówno zapobiegliwości, jak i państwowotwórczej odpowiedzialności. Tyle rozważań o charakterze historycznym i społecznym.

Zważmy jednak, że przypadek wożenia stołu w dzisiejszej rzeczywistości technologicznej jest nieco inny. Stół jest oto przedmiotem niebudzącym powszechnego zdumienia i wpisał się w tradycję obradowania z sukcesem i na stałe. Chcemy przez to powiedzieć, że stoły są dziś sprzętem powszechnym i dostępnym, na co bezwzględnie wpłynęło umasowienie picia piwa, a nie – bynajmniej – iluminowanie inkunabułów. Nie bądźmy dziećmi.

Stół jeździ dziś po Polsce z powodu tzw. złych wspomnień i złych skojarzeń oraz specyficznie pracującej wyobraźni. Oto mniema się w najwyższych sferach władzy w Polsce, że ogół siedzących przy stołach Rzeczypospolitej jest nagrywany, a więc żaden niemal stół w Polsce nie jest meblem bezpiecznym. Ani kwadratowy, ani okrągły. Jest to tłumaczenie oficjalne i ciekawe. Musimy przyznać, że jest to takoż tłumaczenie na pewno szczere i prawdziwe, i na pewno nikt tu niczego nie zmyślił. A zatem szefowa kraju członkowskiego NATO, z chmarą najnowocześniejszych myśliwców na podorędziu, kraju zabezpieczającego dziarsko wschodnią flankę Sojuszu, musi po kraju jeździć z własnymi meblami, by kelner, byle misiek bądź miłośnik PiS-u, nie wmontował jej do stołu mikrofonu.

Warto tę sytuację rzucić na blat życia przeciętnego człowieka. Gdybyśmy oto, jak tu jesteśmy, my, szarzy szarością mysią obywatele, poszli do dowolnego lekarza pierwszego kontaktu, rzekomo z kłopotami prokreacyjnymi, i gdyby za nami do gabinetu wkroczyła ekipa niosąca meble, możemy być w zasadzie pewni, że następnym lekarzem, który by z nami podjął rozmowę, okazałby się psychiatra na dyżurze ostrym. Prawdopodobnie podano by nam bardzo silne leki, skrępowano nas pasami, stół zaś i fotele odesłano by do komisu. Wcześniej jednak, w ramach pracy nad pacjentem, zgodnie z przysięgą Hipokratesa, podczas próby sprawdzenia, czy racjonalnie reagujemy na komunikaty oralne, zaproponowano by nam, byśmy sobie pod nie nasz, albo pod dowolny stół zaglądnęli. Taka to różnica. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2015