Zbrodnia pod gomółką twarogu

Simenonowi udała się rzecz niezwykła: opis dokonanej na zimno zbrodni, okraszony nieprzyzwoitym bogactwem szczegółów.

03.01.2011

Czyta się kilka minut

Niektórzy pisarze tworzyli w mękach, jak choćby Flaubert. Georges Simenon (1903-1989) należy do rzadkich autorów, którym pisanie przychodziło z łatwością. Pobił wszelkie rekordy: ponad 400 książek, przekłady na kilkadziesiąt języków, ponad 500 milionów egzemplarzy na całym świecie. Już jako nastolatek Simenon parał się dziennikarstwem i w młodości wydał 190 książek pod siedemnastoma pseudonimami. Po takim treningu powieść pisał w kilka dni. Żył z zegarkiem w ręku, precyzyjnie normując nie tylko czas pracy, ale także miłości i posiłków. Przez dwa dni rozmyślał nad fabułą, zapisywał dane bohaterów na szarej kopercie, a potem pisał po rozdziale dziennie. Jeśli wierzyć anegdocie, Alfred Hitchcock, który próbował się do niego dodzwonić, postanowił poczekać przy telefonie, aż Simenon skończy nową powieść.

Siły żywotne Simenona nie ograniczały się jednak do literatury - pisał raczej w porywach, zużywając potężną liczbę fajek i ołówków. Na co dzień stawał w szranki z Don Juanem - pochwalił się podobno Felliniemu, że zdobył 100 tysięcy kobiet. Na jego literacką płodność niekorzystnie wpłynął romans z Josephine Baker - owego roku wydał zaledwie kilka książek. Tryb pracy Simenona przypominał Balzaca czy Dickensa, którzy po nocach tworzyli kolejne odcinki wielkich powieści. Z drugiej strony, w swojej "literackiej produkcji" Simenon odpowiadał na wymagania nowoczesnego rynku.

Wśród książek po starej ciotce znalazłam kilka kolorowych, francuskich tomików z lat pięćdziesiątych - przygody komisarza Julesa Maigreta. Tej stworzonej w 1930 r. postaci Simenon towarzyszył przez 42 lata (ukazało się siedemdziesiąt sześć tomów). Groszowe tomiki ciotki są wyczytane - wyraźnie służyły pocieszeniu, wręcz zmysłowej przyjemności. W przerwach pomiędzy kolejnymi odcinkami Simenon pisał swoje poważne powieści. Ich motywem pozostaje zbrodnia, ale pozbawiona kryminalnej zagadki. To właśnie "twardym", ciężkim powieściom - zwanym romans durs - Simenon zawdzięcza literacką renomę. Zdobył uznanie André Gide’a i trafił do prestiżowej serii Gallimarda. Dziś gwiazda Simenona świeci w luksusowym francuskim wydaniu Plejady.

***

"Wdowa Couderc" po raz pierwszy ukazała się w 1942 r.; w tym samym, w którym wyszedł "Obcy" Alberta Camusa. Słynny stał się Mersault, który zabił, ponieważ prażyło słońce. Wdowa Couderc pozostała w cieniu. Simenonowi udała się jednak rzecz niezwykła: opis dokonanej na zimno zbrodni, okraszony nieprzyzwoitym bogactwem szczegółów. Pierre Granier-Deferre, reżyser filmowej adaptacji "Wdowy Couderc" (1971, z Simone Signoret i Alainem Delonem w rolach głównych), zmienił zakończenie, ponieważ, jak przyznał w wywiadzie, brakło mu odwagi, aby sięgnąć do dna opisanej przez Simenona potworności.

Młody mężczyzna, który szedł drogą bez bagażu, wsiada w wiejski autobus. Tati, czyli wdowa Couderc, wraca z targu z nowym inkubatorem dla kurcząt. Rozumieją się bez słów. On niesie jej pakunki, ona częstuje go omletem. Jean zamieszkuje u wdowy jako parobek i kochanek, chociaż ona sypia także z niedołężnym teściem. Jean wygląda na cudzoziemca, ale w istocie jest synem zamożnego właściciela gorzelni. Opowiada wdowie o morderstwie, które popełnił kilka lat temu - trochę bezmyślnie i przez przypadek, z powodu kobiety, ale nie z miłości. Ta historia nie odcisnęła na chłopaku żadnego piętna i nie zrobiła wrażenia na wdowie. Za mostem mieszka skłócona rodzina Couderc. Wdowa najbardziej nienawidzi siostrzenicy, młodocianej matki Félicie. I tak jak się obawiała, w niej właśnie zakochuje się Jean. Pomiędzy młodzieńczym zauroczeniem a zaborczym przywiązaniem starej kobiety, Jean pozostaje bez wyjścia. "Wiedział o tym od dawna". Na zimno, skutecznie, wypełnia swoje przeznaczenie.

Simenon nie opisuje uczuć, nie wyjaśnia motywacji. Swój pierwszy straszny czyn Jean przeżył obojętnie: "Nikt się specjalnie nie przejmował losem przedsiębiorcy z Le Mans, który osierocił dwoje małych dzieci. Jeana również to nie obeszło. Nigdy nie czuł wyrzutów sumienia. Ledwo go pamiętał: bezkształtna pałuba w grubym watowanym palcie". Zbrodnia pozostaje absurdalna, konieczna, jak fatum. Dopiero po latach powraca w postaci koszmaru: "I dopiero teraz, w kilka lat później, kiedy już nic mu nie groziło, ogarnął go strach, niewczesny strach, przeszywający i paraliżujący". Simenon nie zagłębia się jednak w czeluściach psychiki. Dokładnie opisuje natomiast to, co dzieje się na powierzchni. Jednym ruchem kreśli portret wdowy: "podparta pod boki, krępa i tęga, z krótką szyją, nabitym ciałem", wdowa miała "władczą minę i ten sposób patrzenia na ludzi, jakby się zastanawiała, jak dalece może ich sobie podporządkować".

U Simenona straszne zdarzenia nie mają miejsca w rozrzedzonej, egzystencjalnej atmosferze. Jego świat jest mięsisty, pełen zapachów i smaków. Oczami wyobraźni widzimy dom wdowy Couderc, z wiszącą nad stołem wielką szynką i kapiącą na strychu gomółką domowego twarogu. Simenon każe delektować się także tym, co odpychające, ale zmysłowo sugestywne, jak czarne wełniane pończochy, wystające spod zbyt krótkiej spódnicy, odór potu, koszula postrzępiona przy mankietach i kołnierzyku czy włochata, brązowa myszka na policzku wdowy. Wtrąca także didaskalia, jakby gotowe do realizacji filmowej: "był koniec maja. Agrest już dojrzał. Truskawki zaczynały się zawiązywać. W kącie ogrodu ciągnęła się duża grządka bobu". Takie zdania nie posuwają naprzód fabuły, ale pobudzają apetyt czytelnika. Nie wszystkie szczegóły są smakowite - Simenon opisuje także rzeczy "obscenicznie proste" - jak seks wdowy i Jeana, jak "emaliowany dzbanek do kawy, obtłuczony, z wielką czarną plamą na niebieskiej powierzchni".

***

Takie detale nie przystoją wysokiej literaturze, ale właśnie one stanowią przyprawę opowieści Simenona, sprawiają, że opis zacieśniającego się ku zbrodni horyzontu losu staje się jeszcze bardziej bezlitosny, nieprzyzwoity. Simenon pisze soczyście. "Wdowę Couderc" połyka się jednym haustem, albo też smakuje powoli, jak tę kawę, która wdowa zwykła pić małymi łyczkami.

Georges Simenon "Wdowa Couderc", z przedmową Paula Theroux, tłum. Hanna Igalson-Tygielska, seria Nowy Kanon, W.A.B. 2010

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2011