Zambijski cud

Na południu Afryki, w tej krainie politycznej niezmienności, Zambia jako jedyna daje nadzieję, że zmiany są jednak możliwe. Tylko tutaj opozycyjne partie wygrywają wybory i przejmują władzę.

11.07.2022

Czyta się kilka minut

Sukces zambijskiej opozycji daje nadzieję na podobną zmianę w sąsiednich krajach. Na zdjęciu: zwolennicy Nelsona Chamisy, kandydata na prezydenta Zimbabwe, na wiecu wyborczym w stołecznym Harare, 20 lutego 2022 r. / JEKESAI NJIKIZANA / AFP / EAST NEWS
Sukces zambijskiej opozycji daje nadzieję na podobną zmianę w sąsiednich krajach. Na zdjęciu: zwolennicy Nelsona Chamisy, kandydata na prezydenta Zimbabwe, na wiecu wyborczym w stołecznym Harare, 20 lutego 2022 r. / JEKESAI NJIKIZANA / AFP / EAST NEWS

Polityczny trend jest jednoznaczny: w krajach z południa afrykańskiego kontynentu – w Republice Południowej Afryki, Namibii, Angoli, Botswanie, Zimbabwe, Mozambiku i Tanzanii – rządzą te same partie, które przed laty wywalczyły dla nich niepodległość albo, jak w przypadku RPA, równouprawnienie czarnoskórych jej obywateli.

Wyjątki potwierdzają tam regułę. Bo choć głosowania skutkują zmianą rządzących formacji w Malawi oraz w górzystym Lesotho, to oba te kraje nie liczą się w regionalnej polityce i nie dyktują politycznych mód. Zresztą w niepodległym od 1964 r. Malawi tamtejsza partia założycielska, która po trzech dekadach rządów straciła władzę, dwa lata temu ją odzyskała i znów sprawuje – pod przywództwem wielebnego Lazarusa Chakwery jako prezydenta. Z kolei Lesotho jest królestwem i jego mieszkańcy za swojego przywódcę uważają króla, po nim wojskowych, a dopiero na końcu premierów i ich partie.

Nigdzie indziej

Partia-założycielka długo rządziła także w Zambii. Objęła władzę w 1964 r., gdy kraj – dawna brytyjska Rodezja Północna – ogłosił niepodległość. Sprawowała ją aż do roku 1991, gdy pierwszy i jedyny do tego czasu prezydent, Kenneth Kaunda, pod naciskiem Zachodu zgodził się urządzić pierwsze wolne i wielopartyjne wybory (nacisk Zachodu wymusił pierwsze wolne wybory także w sąsiednim Malawi).


ZOBACZ TAKŻE:

ZŁOTY INTERES. Mieszkańcy Zimbabwe i połowy Afryki zapadli na gorączkę złota. Ryją ziemię w jego poszukiwaniu, wierząc, że odmieni ich los, że z biedaków i tułaczy przemieni w królów życia >>>>


Kaunda przegrał je – podobnie jak rządzący w Malawi – po czym pogodził się z porażką i bez protestu oddał władzę swojemu pogromcy. Ustąpił z godnością. Choć jako przywódca popełnił wiele błędów i ściągnął na Zambię biedę, nie poddał się żądzy władzy, nie zmienił się – jak inni ojcowie-założyciele – w tyrana. Zmarł w 2021 r. i obok Nelsona Mandeli z Południowej Afryki, Juliusa Nyerere z Tanzanii czy Léopolda Senghora z Senegalu zapisał się w dziejach współczesnej Afryki jako mądry i sprawiedliwy patriarcha.

Wówczas po Kaundzie nastał związkowy przywódca, wielebny Frederick Chiluba – ten, który pokonał Kaundę w wyborach. Rządził dwie kadencje – tyle, na ile pozwalała konstytucja – po czym złożył władzę. Przejął ją jego dotychczasowy wiceprezydent i towarzysz partyjny Levy Mwanawasa (2002-08), ale umarł na urzędzie i drugą kadencję dokończył jego zastępca.

Czwartym prezydentem został kandydat opozycji Michael Sata (2011-14) i władza po raz drugi przeszła w Zambii z rąk rządzących w ręce opozycji. Po Sacie, który również umarł na urzędzie, nastał Edgar Lungu (2015-21), a w zeszłym roku wybory znów wygrał kandydat opozycji Hakainde Hichilema.

Nigdzie indziej na południu Afryki takie rzeczy się jeszcze nie zdarzyły.

Hichilema kontra Lungu

Jednak nawet w Zambii, będącej – jak widać – wyjątkiem w południowoafrykańskiej krainie niezmienności, wygraną Hichilemy uznano za cud. Bo w przeciwieństwie do Kaundy, żaden z jego następców nie chciał żegnać się z władzą i na wszelkie sposoby starali się oni swoje panowanie przedłużać. Choć, koniec końców, bezskutecznie.

Edgar Lungu nie był wyjątkiem. Pretendentów do tronu zwalczał bez ceregieli, a Hakainde Hichilema zalazł mu za skórę jak nikt. W 2015 r., po śmierci Saty, rywalizował z Lungu o to, kto dokończy kadencję zmarłego prezydenta, i przegrał tylko o włos. Rok później, w regularnych wyborach o pełną kadencję, znów minimalnie przegrał z Lungu, ale nie uznał przegranej i zaskarżył wynik do sądu, twierdząc, że został oszukany. W sierpniu 2021 r. stanął do pojedynku z Lungu po raz trzeci.

Lungu wiedział, że choć dwukrotnie go pokonał, to Hichilema nie zrezygnuje (zanim zmierzył się z Lungu, przegrał jeszcze trzy wcześniejsze elekcje, w których przychodził na metę jako trzeci). Żeby utrącić więc rywala, wiosną 2017 r. Lungu kazał go wsadzić do więzienia i wykluczyć z elekcji.

Poszło o zwykły drogowy wypadek. Kawalkada pojazdów, w której Hichilema jechał na wiec, nie ustąpiła pierwszeństwa prezydenckiej kolumnie. Hichilema został oskarżony o próbę zabójstwa głowy państwa i zdradę stanu, za co w Zambii grozi kara śmierci. Lungu planował, że skazanego Hichilemę ułaskawi, a wydany wcześniej prawomocny wyrok raz na zawsze zamknie mu drogę do prezydentury. Ustąpił jednak przed żądaniami Zachodu i po czterech miesiącach kazał po prostu wypuścić rywala z więzienia.

Zrobił to na swoje nieszczęście, bo w sierpniu zeszłego roku Hichilema stanął z nim po raz trzeci w wyborcze szranki i tym razem zwyciężył. W swojej szóstej próbie (równie długo w Afryce o prezydencki fotel ubiega się Nigeryjczyk Atiku Abubakar, który w przyszłym roku stanie do walki po raz szósty) sięgnął w końcu po prezydenturę.

Tatko Kalkulator

Hichilema, rocznik 1962, zwyciężył Lungu, bo udało mu się przekonać wszystkich liczących się przywódców partii opozycyjnych, by właśnie jego wybrali na wspólnego kandydata całej opozycji.

Nic tak nie ułatwia satrapom obrony władzy, jak kłótliwość opozycji. Nie wiadomo, czym Hichilema przekonał do siebie opozycyjnych konkurentów ani co im obiecał. Może po prostu sami zrozumieli, że jeśli ktoś ma pokonać Lungu, to właśnie Hichilema, wspierany przez nich wszystkich.

Bo to on najlepiej z nich poznał sztukę wirtualnego komunikowania się z młodzieżą, która zmian pragnęła najbardziej. Przekonał ją, że zmiana będzie możliwa tylko pod jego rządami. Imponował młodym jako bogacz, który w Zambii, mimo wszystkich przeciwności, dorobił się majątku, a jednocześnie mówił językiem ulicy, jakby dola biedoty nie była mu obca.

Poza obietnicą zmiany i doświadczeniem w interesach Hichilema zapowiadał, że przywróci praworządność i swobody obywatelskie, którymi Lungu pogardzał, że wyda wojnę korupcji, zaradzi biedzie, bezrobociu i drożyźnie, że przyciągnie zagranicznych inwestorów oraz wyciągnie kraj z długów, w jakie wpędził je Lungu, zapożyczając się na Zachodzie, a jeszcze bardziej u Chińczyków. „Znam się na tym – obiecywał na wiecach. – Tatko wszystkim tym się zajmie”.

Tak właśnie – Bally, czyli Tatko – mówią na Hichilemę jego zwolennicy. ­Zambijczycy zwą go także „Kalkulatorem” w uznaniu dla jego skrupulatności w księgach rachunkowych i dla mistrzostwa, z jakim zarządzał własnymi interesami.

Najbardziej jednak na sukces Hichilemy zapracował sam prezydent Lungu. Władza tak bardzo uderzyła mu do głowy, że uwierzył, iż stała się jego własnością, a wszystkich, którzy próbowali mu ją wyrwać, uważał za osobistych wrogów. Przeciwników politycznych i krytycznych dziennikarzy kazał zamykać w więzieniach, a lojalność urzędników i partyjnych dygnitarzy kupował przyzwoleniem na korupcję. Otaczał się wyłącznie ziomkami, a innych skłócał w myśl zasady „dziel i rządź”. Z kosztami się nie liczył, a kiedy państwowa kasa zaczynała świecić pustkami, pożyczał u Chińczyków. Wpędził kraj w takie długi, że w 2020 r. nie był on w stanie spłacać odsetek od pożyczek.

Zambijczycy mieli go już tak serdecznie dość, że w końcu przeciwko Lungu zwrócili się nawet jego krajanie – i zagłosowali na Hichilemę oraz na jego obietnicę wielkich zmian.

Nadzieje sąsiadów

Wygrana wiecznego, zdawało się, dysydenta i kolejna wymiana ekip rządzących w Zambii obudziła nadzieję przywódców opozycji w Południowej Afryce i Zimbabwe.

Ci pierwsi chcieliby za dwa lata odsunąć od władzy panujący od 1994 r., tj. od upadku apartheidu, Afrykański Kongres Narodowy – partię Nelsona Mandeli. Z kolei opozycja w Zimbabwe za rok stanie do walki z ZANU-PF, Afrykańskim Związkiem Narodowym Zimbabwe – Frontem Patriotycznym, rządzącym od uzyskania niepodległości w 1980 r.

W Południowej Afryce z każdym rokiem swoich rządów Kongres traci zwolenników i rozpada się na frakcje. Ale bratobójcze waśnie i schizmy sprawiają jedynie, że przybywa opozycyjnych partyjek, które – skłócone ze sobą – rozpraszają tylko głosy wyborców i nie są w stanie pokonać w wyborach nawet coraz słabszego Kongresu.

W Zimbabwe niewiele brakowało, by opozycja przejęła władzę. Na przełomie stuleci związkowy przywódca Morgan Tsvangirai stanął na czele Ruchu na Rzecz Demokratycznej Zmiany i zjednoczył wszystkich niezadowolonych z rządów Roberta Mugabego – związkowców, białych farmerów, wielkomiejskich inteligentów, dawnych towarzyszy broni Mugabego (którzy zwrócili się przeciw niemu, gdy został prezydentem), a także młodych, mających powyżej uszu patriarchalnych rządów starego przywódcy. Jednak w wyborach prezydenckich w 2002 r. Tsvangirai przegrał z Mugabem (42 proc. do 56 proc.). Opozycja twierdziła, że władze oszukały przy liczeniu głosów.

Sześć lat później Tsvangirai pokonał wprawdzie Mugabego, ale według wyborczych rachmistrzów zdobył tylko 48 proc. głosów (Mugabe – 42 proc.), czyli za mało, by zostać ogłoszonym zwycięzcą już w pierwszej rundzie.


CZYTAJ TAKŻE:

EPIDEMIA PRZEMYTNIKÓW. Gdy Południowa Afryka wprowadziła rygorystyczne restrykcje sanitarne – w tym zakaz sprzedaży papierosów – szmuglerzy z sąsiedniego Zimbabwe nie mogli uwierzyć w swoje szczęście >>>>


Opozycja znów twierdziła, że została oszukana i że Tsvangirai zdobył ponad połowę głosów, czyli większość wystarczającą, by uniknąć drugiej rundy. A potem, zanim doszło do dogrywki, bojówki Mugabego sterroryzowały kraj, zabijając ponad 150 zwolenników opozycji. Protestując przeciw tyranii i oszustwom, Tsvangirai nie stanął do drugiej tury. Mugabe został wprawdzie ogłoszony prezydentem, ale pod naciskiem Unii Afrykańskiej zgodził się wyznaczyć niedawnego konkurenta na premiera i podzielić się z nim władzą.

Panowanie Mugabego przerwał dopiero jesienią 2017 r. wojskowy pucz, który wyniósł do władzy obecnego prezydenta Emmersona Mnangagwę – wcześniej „prawą rękę” Mugabego i jego „człowieka od brudnej roboty”.

Pastor się nie poddaje

Morgan Tsvangirai umarł w 2018 r., a po jego śmierci na czele Ruchu na Rzecz Demokratycznej Zmiany stanął 44-letni dziś pastor Nelson Chamisa, który w tym samym 2018 r., w pierwszych wyborach prezydenckich po obaleniu Mugabego (ten umarł w 2019 r.), przegrał z Mnangagwą (44 proc. do 51 proc. głosów). Opozycja znów skarżyła się, że została okradziona z wygranej.

Teraz, po zwycięstwie Hichilemy w Zambii, w przywódców zimbabweńskiej opozycji wstąpiła nowa nadzieja. „Zimbabwe będzie następne” – zakrzyknęli. „To, co zdarzyło się w Zambii, w Zimbabwe nigdy nie będzie mieć miejsca” – zapowiedział jednak prezydent Mnangagwa. Posłuszni mu sędziowie już w 2020 r. orzekli, iż Chamisa na przywódcę Ruchu na Rzecz Demokratycznej Zmiany został wybrany nieprawidłowo. Nie dość na tym: kolejnym wyrokiem oddali opozycyjną partię w ręce rywali Chamisy, którzy sprzymierzyli się z partią rządzącą, byle tylko pozbyć się pastora.

Choć pozbawiony własnej partii, jej sztandaru, barw, organizacyjnych struktur i pieniędzy, niezrażony Chamisa założył nową organizację, Koalicję Obywatelską na Rzecz Zmiany (CCC), i pod koniec marca poprowadził ją do wyborów uzupełniających – do parlamentu i samorządów.

W drugim zaledwie miesiącu swojego istnienia nowa partia Chamisy odniosła w tym głosowaniu spektakularny sukces. Wygrała aż w 19 z 28 wyborów uzupełniających do parlamentu i 75 ze 122 samorządowych. Sukces uznano za tym bardziej znaczący, bo marcowe wybory okrzyknięto próbą generalną przed tymi najważniejszymi, przyszłorocznymi, w których młody pastor znów zmierzy się z dobiegającym osiemdziesiątki Mnangagwą.

Radość przedwczesna

Sukces Chamisy pomniejszyła jednak niska frekwencja, a przede wszystkim fakt, że wybory uzupełniające przeprowadzono w okręgach, z których w parlamentarnych ławach i tak zasiadali głównie posłowie opozycji, a stracili mandaty wskutek rozłamu w Ruchu na Rzecz Demokratycznej Zmiany (zgodnie z zimbabweńskim prawem poseł, który podczas trwania kadencji parlamentu zmienia partyjne barwy, traci mandat).

Po drugie, Zimbabwe to jednak nie ­Zambia. Komisja wyborcza i sądy z Lusaki, zambijskiej stolicy, utrzymują standardy przyzwoitości, podczas gdy w komisji wyborczej w Harare zasiadają byli wojskowi, którzy nawet nie udają bezstronności. Uzurpując sobie rolę najwyższych arbitrów, otwarcie odgrażają się, że władza w Zimbabwe może należeć wyłącznie do tych, którym kraj zawdzięcza niepodległość – czyli do partii ZANU-PF, wyrosłej z dawnego ruchu wyzwoleńczego i partyzantki. Rządowa telewizja z Zimbabwe pełni wyłącznie rolę propagandowej tuby, a opozycja nie ma do niej wstępu, chyba że w roli chłopca do bicia. Odwaga i charyzma wielebnego Chamisy mogą nie wystarczyć do pokonania Mnangagwy i generałów, strażników monopolu rządzącej partii na władzę.

Zwłaszcza że ostrzeżeni sukcesem pastora, do przyszłorocznych wyborów rządzący przygotują się lepiej. A jeśli to nie wystarczy, by zachować władzę, po prostu jak zwykle nie dopuszczą, aby elekcja była uczciwa i wolna. Były dowódca zimbabweńskiego wojska, generał Constantino Chiwenga, który po zamachu z 2017 r. został wiceprezydentem, już dziś odgraża się, że „zmiażdży opozycję kamieniem, tak jak miażdży się wszy”.


CZYTAJ TAKŻE:

KONGO: ZNOWU WOJNA. Na wschodzie Konga, gdzie od dziesięcioleci kryją się wszelkiej maści buntownicy, banici i rabusie, znów grzmią strzały >>>>


Chiwenga, namaszczony na następcę Mnangagwy, przebiera nogami, by już dziś go zastąpić. Zwolennicy generała w rządzącej partii przekonują, że skoro sędziwy Mnangagwa nie potrafił w marcu zapewnić wygranej, to może zawieść jako przywódca także za rok. Nie ma więc na co czekać i już dziś, dla dobra ZANU-PF, lepiej zastąpić go energicznym 65-letnim generałem. W Zimbabwe nie brak głosów, że kwestia władzy rozstrzygnie się właśnie podczas „wojny na górze”, a nie podczas elekcji.

Rok nie wyrok

Mimo to zwolennicy Chamisy zerkają z nadzieją na północny brzeg granicznej rzeki Zambezi, gdzie przed rokiem Hichilema w nierównej walce pokonał panującego prezydenta. „A jednak – wzdychają tęsknie – a jednak cuda się zdarzają”.

Wszelako ci z północnego brzegu, którzy przed rokiem uwierzyli w Hichilemę, że potrafi czynić cuda, po roku jego rządów nie są już tego tacy pewni. Ich życie niewiele się zmieniło, a Hichilema nie spełnił obietnic, których nie skąpił, walcząc o prezydenturę. Miał walczyć z korupcją i karać winnych, a w pierwszym roku powiedział, że wystarczy, gdy złodzieje zwrócą, co ukradli, a ich grzechy pójdą w zapomnienie. Nie zmieniła się też służalcza rządowa telewizja: tak samo poddańczo pokazuje tylko tych, którzy są u sterów władzy, a ich przeciwników obrzuca wyzwiskami i oskarżeniami.

Ci, którzy wiary nie stracili, przypominają, że w ciągu zaledwie roku Hichilema na powrót przyciągnął zagranicznych inwestorów i porozumiał się z zachodnimi bankami w sprawie warunków spłaty starych długów oraz zaciągnięcia nowych, bez których Zambia nie wydobędzie się z zapaści. „Rok nie wyrok – powiadają wyznawcy Hichilemy. – Trzeba dać mu czas”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2022