Zaginione księgi

Bycie pisarzem to zawód prawdziwie niebezpieczny.

29.04.2008

Czyta się kilka minut

Okładka "Księga Ksiąg Utraconych" /
Okładka "Księga Ksiąg Utraconych" /

Dla Stuarta Kelly’ego historia literatury jest rodzajem wyzwania - ze wszystkich sił stara się udowodnić, że powtarzane od pokoleń fakty jeśli nie są całkowicie fałszywe, to przynajmniej mają drugie dno. I to drugie dno jest o wiele ciekawsze niż znana ze szkoły historia. Co by było, gdyby nie zaginęły dzieła Sokratesa? Gdybyśmy mogli przeczytać komedie Arystofanesa, może co innego śmieszyłoby nas dzisiaj? Co czytaliby i naśladowali mistrzowie naszych mistrzów, gdyby nie spłonęła biblioteka aleksandryjska? Rzeczywistym "drugim dnem" tych rozważań wydaje się być przeświadczenie, że książki zmieniają świat. Pytanie, czy rzeczywiście coś poszłoby inaczej, gdyby nie zaginęły księgi, które zaginęły, jest pytaniem o wpływ literatury na życie.

Cierpienia i męki

Odpowiedzi, jakich udziela Kelly, są i ciekawe, i chaotyczne. "Utracone" księgi dzieli on na cztery kategorie: dzieła zaginione, nieukończone, niezaczęte i nieczytelne. Na wyklejce książki umieszczono wykaz autorów z graficznym oznaczeniem przynależności ich nieznanych nam dzieł do tych właśnie kategorii. Dzieła zaginione są kategorią, z którą jesteśmy najbardziej oswojeni. Nieczytelne - cóż, można mieć nadzieję, że ktoś je kiedyś odcyfruje i że warte będą trudu w to włożonego. Dzieła nieukończone budzą refleksje nad meandrami geniuszu, który nie znalazł swojego wyrazu. Im bliżej współczesności, tym więcej "zaginionych" dzieł, które Kelly klasyfikuje jako "niezaczęte". Co mógł był napisać Torquato Tasso, John Milton czy Dylan Thomas, gdyby dane im było zrealizować pomysły, o których pisali w listach do przyjaciół czy wydawców? Tu przechodzimy z poletka historii literatury na tereny psychologii twórczości. Trudno traktować zamiar napisania w taki sam sposób jak dzieło i nie ma chyba wielkiego sensu w porównywaniu tego, co wyszło spod pióra danego autora, z tym, co mógłby napisać, gdyby nie przeszkodziły mu okoliczności. Ale "Księga ksiąg utraconych" to nie praca naukowa i autor ze swobodą korzysta z wyobraźni.

Gdyby za życia Leibniza odkryto elektryczność, być może skonstruowałby pierwszy komputer. Gdyby Hawthorne podjął temat podsunięty przez Melvilla... Gdyby królowa Wiktoria, której Dickens na krótko przed śmiercią czytał swoją powieść, zainteresowała się jej zakończeniem... Gdyby podjąć wątki niedokończone przez pisarzy - historia literatury byłaby całkiem inna, ale czy lepsza, ciekawsza, ważniejsza dla kultury? Zadawać takie pytania serio to jałowe zajęcie. Kelly stawia sobie inny cel w tej napisanej lekko książce.

Powinni ją przeczytać wszyscy planujący karierę literacką - dowiedzą się, czym jest pisarstwo: zbiór cierpień, mąk i chorób, zakończony klęską finansową, rodzinną, towarzyską i jaką tam jeszcze, po czym, w najlepszym razie, zapomnienie i niesława. W razie sukcesu - przekleństwa przymusowych czytelników lektury szkolnej. Nawet najwybitniejszych rzadko doceniają współcześni (jeszcze rzadziej dobrze opłacają), a potomni gubią bądź przeinaczają wiekopomne dzieła.

Nawet tak płodny pisarz jak Walter Scott zmarł w niedostatku, choć pisał do ostatnich chwil, mimo ciężkiej choroby. Genialne odkrycia Leibniza, które mogły zrewolucjonizować nie tylko naukę, ale i całą myśl ludzką, pozostały zapomniane na dziesiątki lat, po czym "odkryte" na nowo przez kogo innego. Jane Austen: "Boska Jane! Miała zaledwie 42 lata, tylko 6 powieści pod własnym nazwiskiem i jedynie 4 z nich wydane, kiedy systematyczny rozkład kory nadnerczy zawiódł ją do staropanieńsko zimnej ziemi" (s. 295).

Zbrodnia z premedytacją

Gdyby to kogoś nie zniechęciło, niech przestrogą będzie fragment poświęcony technice pisarskiej wielkiego Flauberta: "kiedy pióro dotykało papieru, zaczynał się bolesny poród. Pulchny autor rozwalał się w fotelu, przeciągał, a puste kartki wydawały się z niego drwić. Pozwalał sobie na napady płaczu lub z pasją oddawał się masturbacji. Pisanie napełniało go obrzydzeniem, »tak, jakbyś musiał wypić cały ocean, a potem go wysikać«".

Cóż, po lekturze Kelly’ego trudno mieć złudzenie, że życie wielkich pisarzy usłane było różami. Jeśli oczywiście zaakceptować dezynwolturę, z jaką traktuje autorów wiekopomnych dzieł. Gdyby Czytelnik wolał, żeby spoglądali spiżowym okiem z cokołu pomnika, niech lepiej od razu odłoży tę książkę na półkę.

Sporą grupę w tej swoistej encyklopedii pisarstwa stanowią szaleńcy. Kelly dokonał takiego wyboru autorów, szczególnie w obrębie XX w., że zbieżność talentu z szaleństwem jest niemal stuprocentowa: Georges Perec - geniusz paranoi, Sylvia Plath - psychoza i depresja zakończone samobójstwem, William Burroughs - narkotyczne halucynacje i paranormalne mutacje, Dylan Thomas - niestabilny psychicznie alkoholik, T.S. Eliot - liczne załamania psychiczne, Ezra Pound - leczenie w zakładzie zamkniętym...

Wyróżnia się na tym tle "pewien epizod, ukazujący całą twórczą fantazję [Roberta] Lowella, jego pełen ambicji gniew i żałosną megalomanię. W 1975 r. uciekł z kliniki Greenways, po czym znaleziono go w modnej restauracji L’Escargot, gdzie zagadywał współbiesiadników, by pomogli mu napisać »Antologię światowej poezji«. Poinformował ich, że jest królem Szkocji" (s. 409). Wielość wariantów jest niemal nieskończona: albo pisarz jest wariatem, albo jest za takiego uznany przez otoczenie, w końcu też jego spuścizna może trafić w ręce szaleńca - krewnego lub wydawcy.

Pomysł na książkę jest bardzo ciekawy - realizacja nieco rozczarowuje. Nie tylko dlatego, że autor "odpuszcza", kiedy dochodzi do materii tak skomplikowanej jak np. dzieła Szekspira. Ciekawa mogłaby być historia odnajdywania i odczytywania zaginionych tekstów, przez Kelly’ego zbyta napomknieniem. Oczywistym minusem, wkalkulowanym pewnie w ryzyko przedsięwzięcia, jest arbitralność wyboru omawianych "ksiąg". Na miejscu autora dokonałabym poważnej selekcji: materiał przez niego zgromadzony nie może aspirować do miana opracowania encyklopedycznego czy naukowego, niech więc nie zamęcza czytelnika nadmiarem często nieistotnych szczegółów.

***

"Księga ksiąg utraconych" to lektura dla wielbicieli książki, nie tylko jako dzieła, ale także jako przedmiotu. W dobie wieszczonego upadku literatury ciągle sporo jest ludzi, którzy je kochają i kolekcjonują. Do tego grona należą bibliofile różnej maści, poszukiwacze pierwszych wydań, książek z autografem autora, woluminów ozdobionych ilustracjami, zapomnianych utworów, twórców, których nazwisk nie ma w Wikipedii. Z myślą o takich czytelnikach powstają - przeważnie pisane przez podobnych im pasjonatów - książki o książkach. Książka jako motyw literacki czy temat opowieści, mole książkowe w charakterze bohaterów zajmują przytulną niszę w wielkiej bibliotece, czy może raczej fabryce literatury.

I niestraszne im, przytoczone przez Kelly’ego, słowa Franza Kafki: "Dobry Boże, jakże szczęśliwie bylibyśmy żyli, gdyby w ogóle nie było książek" ( s. 377).

STUART KELLY "Księga ksiąg utraconych", przeł. Ewa Klekot, W.A.B., seria "Z wagą", 2008.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2008