Zabawa w doktora

Człowiek leży sobie w łożu, chory z nienawiści, i dawajże sądzić: i na swój własny temat, i na temat bliźnich. Oto zastawia się ów takoż, czy aby po wyborach chorym będzie tak samo, jak przed wyborami?

25.10.2015

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Czy zaiste coś się zmieni? Każdy chory – nie tylko z nienawiści – żyje jednaką nadzieją: i że mu gorączka kiedyś spadnie, i że pójdzie wreszcie ku dobremu. Każdy lekarz polski rzeknie jednak, kiwając smutno głową, że niestety nie spadnie i nie pójdzie. Że omamy się, niestety, nasilą, że wodowstręt takoż, że niestety – na co rady nie ma – zęby jadowe się zaostrzą, że takoż woreczki – jadowy i żółciowy – mocniej napęcznieją, wątroba opuchnie, no i język się rozdwoi, bo już widać, że się powoluśku rozdwaja. Każdy rezolutny umiarkowanie felczer rzeknie, zaglądając pod kołdrę chorego z nienawiści, że rośnie temuż ostroga jadowa na pięcie, jako dziobakowi, i że już ostrogą tą ów kiwa, że nią młynkuje, i że dziabnie, gdy się ku temu nadarzy okazja. Że oto, być może, trzeba by już postawić obok łóżka – za przeproszeniem – kaczkę. Na jad ulewający się, który zaiste neutralizować może jedynie chemia czystoniemiecka. Ale, ale! Czy smarowanie, czy też podawanie doustnie, wziewnie bądź też doodbytniczo chemii czystoniemieckiej może poprawić stan chorego z nienawiści? Tak? To pytanie paść musi. Otóż może. Na chwilę. Odurzy go na momencik, ale go, niestety, nie uzdrowi, oj nie. Podobnież żadna z tutejszych świętych metod na schorzenia, czyli ani ząbek czosnku, ani sok z cebuli, stanu chorego z nienawiści nie zmieni, ani kapeńka bigosu, ni rosołu z kury. One raczej mu żądła rozpalą, jad roztopią aż do rozwolnienia, a potem do zatwardzenia doprowadzą i skłonią go w efekcie do szalonego dziabania, kąsania i bryzgania.

Tak postawiona diagnoza i takoż opisane terapie są – przyznajmy – wstrętne, odstręczające mocno i zasmucające. Cóż zatem czynić, skoro nawet skondensowana chemia niemiecka nie daje nadziei? Da ją chemia polska? Da rosół? To żarcik. Więc może modlitwa, tak reklamowana tu i ówdzie?

Odrzućmy te złudzenia, bowiem po kruchym lodzie stąpamy, zważywszy, o co się raczą ludzie w ojczyźnie naszej modlić. Z rzeczy pozytywnych, a znanych, jest to deszcz zaledwie. Deszcz chorego z nienawiści zwilży, pomoczy, podziębi, ale go raczej rozjuszy niż do dobroci skłoni. Nie kuśmy zatem złego, gdyż tak jest, gdy chorego z nienawiści namawiamy na pacierz.

Może zatem innych bogów, z obcych krain wezwać, by tu spróbowali kiełznać bądź jakimiś obrazami egzotycznych piekieł straszyć lud skuteczniej? Tak, by chorym z nienawiści w gacie poszło? Allah? Budda? Ułuda to jest kolejna, bo bogowie obcy w innych rejestrach grają, w innych językach i klimatach, na innym grzechu pracują. Dobro i zło inaczej rozumieją. Może mogliby tu porobić coś od kwietnia do września, ale potem – gdy szaro, gdy pada, gdy błoto – na nic ich aureole, zapachy i kolory. Nawet gdy są to kolory egzotycznych piekieł, to tu nie pomogą. Ciemny nasz lud tego nie kupi i się przeciw obcym bogom zawsze obróci, a potem dawajże dziabać i religijnie czyścić oraz higienizować, a głównie szukać owsików.

Idźmyż zatem dalej, ale się nie zapędzajmy, bowiem o chorego tu idzie i nie mają to być żarty, a pomysł serio. Może więc trzeba pomyśleć paradoksalnie i oto zło złem próbować zwyciężyć, a zatem diabła wezwać? Rodzimego, a nie jakiegoś cudzesa, przedszkolaczka w diabelstwie, poprawnego politycznie mięczaka i pożytecznego dla niebios idiotę, który zaledwie siarką pierdnąwszy, zemknie stąd i zostawi bajzel jeszcze większy. Niestety. Na analogowego lokalsa, takiego, co w dziupli wierzby – poczciwości – konserwatywnie pohukuje, albo skrzeczy w dąbrowie, bądź zgodnie z tradycją stęka na cmentarzu, czy też smrodzi po apartamentach władzy, takoż liczyć nie ma co. Oj, nie. Taki niezdatny na dzisiejsze czasy. Cóż zatem? Do głowy przychodzi rzesza naszych w ojczyźnie etatowych egzorcystów, rzekomo największa w świecie kadra w tej materii, którzy to wydają się siedzieć na laurach i do chorych z nienawiści nie chodzą.

A powinni. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2015