Żaba ma się dobrze

Odsuwając Tadeusza Iwińskiego od prac nad uchwałą w sprawie zabójstwa Grzegorza Przemyka, Leszek Miller ratował twarz SLD. Powinien się jednak zastanowić nad podejściem swoich kolegów do historii. Zwłaszcza tych młodszych.

21.05.2013

Czyta się kilka minut

Polityka historyczna – termin, który zrobił karierę w polskiej publicystyce przed kilkoma laty. Za specjalistów w tej dziedzinie uchodzili zazwyczaj politycy prawicy, którzy kładli nacisk na przypominanie momentów chwały i rozliczanie winnych zbrodni z przeszłości. SLD z trupem w szafie, jak to kiedyś określiła Barbara Labuda, na temat historii wolał się nie wypowiadać – nie miał zresztą do tego, zdaniem oponentów, moralnego prawa i właściwie powinien ograniczyć się do bicia w piersi. Zachowanie posła Tadeusza Iwińskiego, oprotestowującego projekt uchwały Sejmu dotyczącej uczczenia 30. rocznicy zabójstwa Grzegorza Przemyka, wydaje się potwierdzać te przekonania.

GIEREK JAKO PATRIOTA

Z drugiej strony warto zapytać: czy postawa posła SLD może dziwić? Średnia wieku w klubie tej partii wynosi 52 lata. Większość jej parlamentarzystów w czasach stanu wojennego była dwudziestolatkami – czyich biografii więc chciał bronić Iwiński?

SLD często oskarżano o cynizm – ale czy tu mamy do czynienia z cynizmem? Jeśli wziąć pod uwagę wciąż wysoki poziom akceptacji dla decyzji o stanie wojennym (według OBOP w grudniu 2012 r. 43 proc. Polaków było na tak, 22 proc. nie miało zdania), to Iwiński mógł liczyć, że jego akcja spotka się z akceptacją – wszak zabójstwo Przemyka było epizodem stanu wojennego.

Warto też zapytać, w jakiej Polsce Iwiński wpadł na pomysł, by podważyć tezę, że władze PRL tuszowały sprawę zabójstwa Przemyka. Otóż zrobił to w kraju, gdzie tematy najnowszej historii lądują często na pierwszych stronach gazet, a jednocześnie poziom wiedzy na temat ostatniego półwiecza jest wyjątkowo mizerny. Dowiódł tego zresztą sam rzecznik SLD Dariusz Joński, który nie wiedział, kiedy wprowadzono stan wojenny i kiedy wybuchło powstanie warszawskie. Sondaże wskazują, że młodzi Polacy mają kłopoty z identyfikacją najprostszych faktów i nie potrafią rozpoznać na zdjęciach najważniejszych postaci z polskiej historii, mimo milionów wydanych na „walkę o przeszłość”.

Niewiedza to jeden problem, drugim jest instrumentalne podejście do historii. Otóż Iwiński zachował się tak, jak się zachował, w kraju, w którym lider formacji odwołującej się do tradycji AK i Solidarności ustawiał swoich przeciwników (także wywodzących się z Solidarności) po stronie ZOMO, zaś ciepłych słów nie szczędził Edwardowi Gierkowi. Tak jakby nie było Radomia czy Ursusa albo niebywałego rozrostu służb specjalnych za rządów Gierka – to wtedy powstała w IV Departamencie MSW specjalna komórka „D”, której funkcjonariusze dopuścili się wielu przestępstw, z zabójstwem ks. Popiełuszki na czele.

Oczywiście ktoś może odpowiedzieć, że do relatywizowania historii przyczyniał się także Adam Michnik swym spoufalaniem się z generałami Kiszczakiem i Jaruzelskim (takie głosy pojawiły się w prawicowych mediach po jego artykule krytykującym Iwińskiego). Rzecz jednak w tym, że Michnik chwalił komunistów za Okrągły Stół i za to, co zrobili potem, a nie za ich rządy w czasach PRL, które potępiał i potępia do tej pory.

Ale fakt: historia w polskiej polityce jest relatywizowana niemal przez wszystkich. Przykładowo: z ust jednego z liderów „Krytyki Politycznej” usłyszeliśmy porównanie reform Balcerowicza do stanu wojennego. Czasem stoją za tym racje większe, czasem mniejsze. Sejm, zastanawiając się nad uchwałą z okazji rzezi na Wołyniu, musi rozważać, czy użycie słowa „ludobójstwo”, przyjętego przez polskich historyków, jest uzasadnione ze względu na dzisiejsze stosunki z Ukrainą. Zbyt często też w parlamencie pojawiały się projekty uchwał i ustaw, które pod przykrywką troski o przeszłość tak naprawdę miały służyć załatwianiu bieżących interesów i wyeliminowaniu konkurencji. Takie były też intencje wielu dekomunizatorów.

Nikt nie wątpi, że lewica ma kłopot z przeszłością, ale kłopot z właściwym podejściem do historii ma większość polskich polityków. Jedni po prostu nie chcą być przez historię napiętnowani, inni chcieliby za jej pomocą piętnować rywali.

W takiej oto atmosferze Iwiński mógł pomyśleć, że jego niby racjonalny argument, iż skoro sąd nie wydał wyroku, to Sejm nie powinien rozstrzygać kwestii odpowiedzialności za zabójstwo Przemyka, zyska poklask. SLD jest bowiem częścią rzeczywistości, w której powstanie warszawskie wybuchło w 1988 r., a Leszek Balcerowicz wyrządził Polsce tyle szkód, co generał Jaruzelski.

POLITYKA JAKO ZGRYWA

Trzeba jednak stwierdzić, że zachowanie Iwińskiego nie jest całą prawdą o polskiej lewicy. Szybka decyzja władz partii o odsunięciu posła od prac nad uchwałą pokazała, że lider SLD wie, gdzie są granice cynizmu. I nieważne, czy Leszek Miller zdecydował się na to pod presją mediów: ten polityk wielokrotnie dowiódł, że potrafi podejść do kwestii historycznych bez ideologicznego zacięcia. Uważany powszechnie za postkomunistyczny beton, był nawet w stanie przeprowadzić operację uniewinnienia pułkownika Kuklińskiego, który przekazywał Amerykanom drażliwe dla Układu Warszawskiego informacje. W wydanym niedawno wywiadzie rzece pt. „Anatomia siły” mówił Robertowi Krasowskiemu: „Dla mnie sprawa Kuklińskiego wymagała zakończenia, bo szkodziła polskiej racji stanu. Była przeszkodą w drodze do NATO, więc tę przeszkodę należało usunąć”.

Zero refleksji nad rzeczywistym znaczeniem historii pułkownika Kuklińskiego, zero wątpliwości, czysty pragmatyzm. Miller, a także Kwaśniewski, który przeprosił za komunizm i potrafił przyznać historyczną rację działaczom Solidarności (choć zarazem udział w niej nazywał „owczym pędem”), jeśli mieli przekonanie, że przysłużą się tym lewicy (i Polsce), potrafili zjeść żabę, jaką była przeszłość ich formacji. To zachowanie jest doskonałym przykładem polityki historycznej, która wbrew powszechnym opiniom nie polega na uporczywym lansowaniu swojej wizji, ale na elastycznym podejściu do przeszłości i osiąganiu z tego doraźnych korzyści.

Niestety, mimo zabiegów Kwaśniewskiego i Millera, żaba ma się całkiem dobrze. Kilka miesięcy temu politycy SLD wpadli na pomysł, by rok 2013 był rokiem Edwarda Gierka, a już całkiem niedawno kojarzone z SLD Centrum im. Ignacego Daszyńskiego wydało „Niezbędnik historyczny lewicy”, w którym broni PRL za osiągnięcia w dziedzinie polityki społecznej, bagatelizuje ciemne strony jej historii, a całości przyświeca idea, że lewica nie może bez końca przepraszać za przeszłość. Dyskusja na temat „Niezbędnika” zbiegła się z wystąpieniem posła Iwińskiego – warto zauważyć, że bronili go nie sędziwi, ale młodzi intelektualiści lewicy, co tylko pokazuje, że opór wobec uchwały w sprawie zabójstwa Przemyka wyrósł na żyznej glebie i nie był jednorazowym wyskokiem podstarzałego polityka.

Czasem wręcz trudno się zorientować, czy działaczom SLD chodzi o coś więcej niż o zgrywę. Kilka lat temu dwaj, wtedy jeszcze zgodni, liderzy SLD młodego pokolenia, Wojciech Olejniczak i Grzegorz Napieralski, potrafili opublikować 21 postulatów Solidarności, twierdząc, że teraz oni je reprezentują.

Ci ludzie nie bronią już własnych biografii: chcąc przełamać prawicową narrację, próbują jej zaprzeczyć. Nie potrafiąc jednak wymyśleć własnej wizji historii, sięgają po instrumentarium propagandystów PRL. Nakłada się na to tabloidyzacja polskiej polityki, która promuje tezy skrajne, nawet jeśli najbardziej niedorzeczne. Zresztą w czasach kryzysu i bezrobocia tezy – ochoczo wygłaszane przez młodego rzecznika SLD – że w epoce Gierka była praca, a mieszkania dostawało się bez morderczych kredytów, dla wielu brzmią wiarygodnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2013