Lewica i dylematy

Czas LiD dopiero nadejdzie - zapewniają jego politycy. W starciu gigantów - PO oraz PiS - ugrupowanie posklejane z kilku partii nie ma czego szukać. Celem jest przetrwanie.

18.09.2007

Czyta się kilka minut

rys. MIROSŁAW OWCZAREK /
rys. MIROSŁAW OWCZAREK /

- Jesteśmy jak ta szlachta, która poobijana wraca z różnych wojen. Ten nie ma buta, tamten ma wyszczerbioną szablę - mówi w rozmowie z "TP" Marek Borowski, jeden z liderów LiD. - Ale nie poddajemy się.

To pospolite ruszenie ma się stać profesjonalną formacją, a może nawet jedną partią. Na razie LiD nie ma nawet biura, poszczególne partie urzędują w dotychczasowych siedzibach. Kampania wyborcza zastała polityków LiD na wakacjach, tudzież przy pisaniu programu. LiD musi rozwiązać łamigłówkę list wyborczych tak, by koalicja się nie rozsypała. Szczęśliwie epopeję Leszka Millera, który urażony opuścił SLD, przyćmiły emocje towarzyszące układaniu list PO.

Odejście Millera, a także Marka Dyducha to pewnie to, o czym po cichu marzył Wojciech Olejniczak. Jednak atmosfera, w jakiej odchodzą starzy działacze, wcale nie pomaga LiD-owi. Z nimi mogą odejść jeszcze kolejni, a także część wyborców. Liderzy LiD mają na głowie również kilka innych problemów. Muszą wciąż tłumaczyć się za PRL (lewica), za neoliberalizm i prywatyzację (demokraci), za rządy Leszka Millera (znów lewica), a ostatnio (wszyscy) za wywiad Aleksandra Kwaśniewskiego. Zresztą, gdy w Polsce oś politycznego sporu wyznaczają billboardy oraz spoty PO i PiS, a także dyskusja, kto zbuduje prawdziwą IV RP, zwolennicy III RP nie mają łatwego życia.

Dylemat I: postkomunizm

Jan Lityński, dawny działacz opozycji antykomunistycznej a dziś polityk Demokratów.pl, przyznaje, że wejście do koalicji z partiami wywodzącymi się z PZPR to spore ryzyko. - Jeśli nie udowodnimy, że ta koalicja jest potrzebna, będzie to oznaczać, iż zdradziliśmy ideały - mówi.

Ludzie z formacji Lityńskiego przez ostatnie dwie dekady byli oskarżani o chęć współpracy z postkomunistami i choć nigdy do niej nie doszło, przyprawiona gęba nie pozwalała o sobie zapomnieć. - Być może najbliżej historycznego kompromisu byliśmy w 1993 r. - mówi Lityński. - Matematycznie się zgadzało, a i SLD Kwaśniewskiego było mniej butne niż w późniejszych latach. Ale rany po obaleniu rządu Hanny Suchockiej były zbyt świeże.

Kilkanaście lat później dla wielu działaczy Demokratów.pl sojusz z postkomunistami nadal jest nie do wyobrażenia. Ryzyko, o którym mówi Lityński, dobrze obrazuje wypowiedź Donalda Tuska dla "Dziennika": pytany o współpracę dawnych kolegów i SLD, stwierdził on, iż Jan Lityński i Aleksander Smolarz, wkraczając w dorosłe życie, byli "zanurzeni w środowisku PZPR-owskim". Ani słowa o ich antykomunistycznej działalności, ani o tym, że Lityński i jego partyjni koledzy popierali lustrację i współtworzyli Instytut Pamięci Narodowej.

Z drugiej strony, co ciekawe, część działaczy SLD nie może się pogodzić z żądaniem od nich wiecznego posypywania głów popiołem i ciągłym obnoszeniem się przez Demokratów ze swoimi dylematami moralnymi. Leszek Miller miał też pretensje o to, że w deklaracji LiD zapisano, iż upadek komunizmu był tylko zasługą opozycji.

- Bo był - mówi Borowski, który zapewnia, że nie ma kłopotu z przyznaniem historycznej racji dawnej opozycji. - W deklaracji mówimy, że odzyskanie suwerenności było dziełem opozycji demokratycznej, ale dokonało się dzięki odpowiedzialności dwóch stron. Przestańmy natomiast opowiadać, że upadek PRL był dziełem PZPR i gen. Jaruzelskiego. Zachowali się odpowiedzialnie i to jest powiedziane. Także z myślą o tych ludziach, którzy wtedy byli w PZPR, a dziś są w LiD.

Dylemat II: neoliberalizm

Choć główni autorzy prywatyzacji i zwolennicy "niewidzialnej ręki rynku", która - jak dodawali złośliwi - okazała się ręką złodzieja, są dziś politykami PO, to właśnie na Demokratach.pl ciąży zarzut o złodziejską transformację. Lityński jest pewien, że droga, jaką wybrała Polska po 1989 r., była prawidłowa, choć zgadza się, że nie wszystko było w porządku. - Popełniliśmy błąd - mówi. - Wtedy w telewizji bohaterami byli Grobelny i Bagsik, a my mówiliśmy, że wszystko jest ok.

Przyznaje, że choć wiedzieli, iż istnieją problemy społeczne, ignorowali je i nie dawali na nie odpowiedzi. - W tę lukę wszedł Jarosław Kaczyński - mówi Lityński. - PiS odezwał się głosem ludzi pokrzywdzonych, a my nie umieliśmy się do tego ustosunkować. To był problem środowiska UW, ale też "Gazety Wyborczej" i Leszka Balcerowicza.

Kaczyńscy, zdaniem Lityńskiego, dobrze rozpoznali rzeczywiste problemy społeczne i dziś reprezentują istotną rację. - Nasza formacja wprowadziła zasadnicze zmiany - mówi. - dobre miejsce Polski w świecie, dobrą gospodarkę. Ale popełniliśmy błędy.

Świadomość tych błędów i świadomość porażki w demokratycznych wyborach jest dla Lityńskiego dotkliwa. Dziś, choć program ekonomiczny Demokratów jest znacznie mniej liberalny, to lewica wciąż o nim pamięta.

Ale, jak zapewnia Borowski, wszystkie ugrupowania przeszły długą drogę. - SdPl też przeszło od postulowania państwa zasiłków do państwa pracy, i również dla nas dziś problem prywatyzacji polega na tym, że się nie prywatyzuje, utrzymując liczne spółki skarbu państwa głównie po to, aby umieścić tam swoich partyjnych kolegów i krewnych - mówi.

Dylemat III: Rywinland

Postkomunizm w połączeniu z prywatyzacją stworzył "rywinland" - ta interpretacja dziejów najnowszych rządzi językiem polityki już od kilku lat i najpewniej zdominuje także kampanię wyborczą. A wszystko przez Millera. To za jego czasów doszło do afer, które rozbiły lewicę i pozwoliły o wszystko, co złe, oskarżać III RP. Właśnie wtedy Marek Borowski wraz z grupą działaczy opuścili SLD. - Ten gest określa naszą tożsamość i jesteśmy z tego dumni - mówi lider SdPl. - Ale nie możemy bez przerwy tego wypominać naszym partnerom. Zresztą SLD się od tej pory zmieniło.

Dla Lityńskiego styl rządów Millera był efektem peerelowskiej mentalności wielu działaczy tej partii. - SLD jednak jako formacja ma poczucie grzechu, tego sprzed 1989 r. i z czasów Millera - dodaje. - To ich odróżnia od Kaczyńskich, którzy uważają, że w imię ideałów można czynić rzeczy niemoralne. Ze skruszonymi grzesznikami łatwiej siąść do stołu niż z fanatykami.

Ale problem polega też na czymś innym. Takich pojęć jak "afera Rywina" czy "afera starachowicka" nie sposób wymazać, choć Andrzej Lepper czy Janusz Karczmarek dostarczyli, wydawałoby się, sporo materiału. LiD nie ma na razie pomysłu na nowy język komunikowania się ze społeczeństwem. Pojęcia, które pozwalały odnosić sukcesy, takie jak "Polska w UE", "społeczeństwo obywatelskie", "Polska samorządna", itp. straciły siłę przyciągania.

- Nie przewidzieliśmy wyborów, stąd brak nowego języka - przyznaje Lityński.

- Nie pozwolimy zawłaszczyć języka polityki przez PiS i PO - mówi Borowski. - Przecież wszyscy operujemy na żywym organizmie społecznym i jeśli my również przyjmiemy język agresji, szkody w świadomości społecznej będą już nieodwracalne.

Póki co, niemałe szkody poczynił Aleksander Kwaśniewski wywiadem dla jednej z zachodnich gazet. Niefortunne słowa o tym, że Niemcy powinny ostrzej traktować Polskę, były omawiane w mediach przez kilka dni.

- Jasne, można było mu to wytknąć, ale cały ten medialny zgiełk miał tak naprawdę przykryć fiasko polityki zagranicznej pani Fotygi i braci Kaczyńskich - mówi Borowski. Rzeczywiście, publicyści, którzy nie zostawiali na Kwaśniewskim suchej nitki, jakoś zapomnieli, że niefortunne wypowiedzi obecnie rządzących polityków w zagranicznych mediach, też dziwnym trafem okazywały się "nieautoryzowane". Inna rzecz, że tłumaczenia Kwaśniewskiego jako żywo przypominały historię z "golenią".

Były prezydent powrotem do polityki miał odczarować sondaże lewicy, ale idzie mu to z oporem. Nadal jest jednym z najpopularniejszych polityków, nie ma już jednak tego czaru, który uwodził wyborców w latach 90. - Ciągle widzę w nim charyzmę - mówi Lityński. - Ale faktycznie, nie przekłada się to na poparcie całej formacji. Pewnie tak silne jest rozczarowanie czasami Millera.

Dylemat IV: LiD

Na razie walka toczy się o dobre miejsca na listach. Najwięcej kłopotów ma Wojciech Olejniczak. Buntuje się stara gwardia, bo się ją wycina, buntują się młodzi, bo się ich blokuje, buntuje się całe SLD, bo trzeba zrobić miejsce dla działaczy z innych partii. LiD zgarnie kilkadziesiąt mandatów - liczą się więc tylko jedynki. W SLD - z racji tego, że tylko ta partia weszła ostatnio do Sejmu - nie brak głosów domagających się wasalizacji mniejszych partii. To SLD w momencie powstawania LiD miało klub w parlamencie, pieniądze, struktury i ponadpięcioprocentowe poparcie. A inni? Wyższość moralną. W "Przekroju" Olejniczak przyznał, że imponuje mu bycie z Władysławem Frasyniukiem na ty. Osobiste przyjemności lidera SLD nie wszystkich jednak przekonują.

- Uznajemy pozycję SLD - zapewnia z kolei Borowski. - Sondaże wykazały jednak, że ta partia też by się marginalizowała, gdyby nie sprzymierzyła się z innymi. Korzyść mają wszyscy.

LiD zajmuje się więc sobą i tym, by wynieść jak najwięcej korzyści z kampanii wyborczej, żeby móc dalej tworzyć centrolewicową formację w następnej kadencji. Wydawałoby się, że celem partii politycznej powinno być dążenie do władzy. Ale tu niespodzianka. Kontakty z PO - jedynym możliwym koalicjantem - są bliskie zeru.

W oczach polityków LiD nie widać żaru. Biuro Demokratów świeci pustkami.

- Jak się dwa razy przegrało, trudno o entuzjazm i pewność swych racji - mówi Lityński. Inna sprawa, że udział w dzisiejszej polityce, gdzie tematem przewodnim bywają seksualne ekscesy posłów, nie musi budzić entuzjazmu. Problemem stały się sprawy drugorzędne.

Borowski: - Wiemy, że nasz czas jeszcze nie nadszedł. Nie ma powodu, byśmy się straszliwie szarpali i walczyli teraz o władzę. Jak z PO nie wyjdzie, to nie wyjdzie. Ważniejsze jest, czy wyjdzie LiD jako profesjonalna formacja obliczona na lata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2007