Z zawiązanymi oczami

„Co wieczór patrzę na księżyc. Słyszę płacz ludzi i wołania »mamo, pomóż!«. To był czas śmierci i bólu”. Gdy Bou Meng mówi o przeszłości, sprawia wrażenie nieobecnego. Ale opowiada z uśmiechem, jakby nie mówił o tragedii – swojej i swojego narodu.

26.10.2013

Czyta się kilka minut

Bou Meng w rozmowie z autorem artykułu / Fot. Andrzej Bober
Bou Meng w rozmowie z autorem artykułu / Fot. Andrzej Bober

17 kwietnia 1975 r. Czerwoni Khmerzy, na czele ze swym wodzem Pol Potem, wkroczyli do stolicy Kambodży Phnom Penh. W ciągu 48 godzin zamknęli szkoły, biura, szpitale, fabryki. Wszyscy mieszkańcy miast zostali zmuszeni do ich opuszczenia w ciągu trzech dni.

Pol Pot chciał stworzyć nowe społeczeństwo, z jedną klasą społeczną, samowystarczalne i odcięte od świata. Zabronił wyznawania jakichkolwiek religii; ludzie mieli być ślepo posłuszni tylko rozkazom armii Czerwonych Khmerów.

S-21: OBÓZ ZAGŁADY

W ciągu czterech lat jego rządów zginęła jedna czwarta, może jedna trzecia ludności 7-milionowej Kambodży. Wymordowano inteligencję, a także mnichów buddyjskich, chrześcijan, muzułmanów. Ginęli ludzie znający języki obce, mający delikatne dłonie (tj. niezniszczone pracą), noszący okulary. Ci, którzy nie zginęli od razu, pracowali po minimum 12 godzin dziennie. I umierali, zabici przez mordercze warunki lub strażników.

Od prawie 40 lat rzesze historyków zadają sobie pytanie: jak to się stało, że Pol Pot doprowadził do takiego ludobójstwa? Jeszcze we Francji, gdzie studiował, zaczął sympatyzować z komunistami; po powrocie do kraju wraz z jemu podobnymi stworzył grupę radykalnych rewolucjonistów. Armię utworzył z niewykształconych chłopców ze wsi. Ponieważ 80 proc. społeczeństwa żyła w nędzy, o chętnych nie było trudno; rekrutom wmawiano, że za ich biedę odpowiadają zachłanni mieszkańcy miast. Nowa władza zapewniała im pracę i karierę w nowym porządku.

Jednym z najsłynniejszych obozów koncentracyjnych był S-21, powstały w stolicy zaraz po zwycięstwie Khmerów. Stąd, po torturach, więźniów transportowano na pobliskie pola śmierci. Tajny obóz zajął teren dawnego kompleksu szkolnego. Jego załogę tworzyło 1700 chłopców-strażników w wieku 15-21 lat (pracowali w sekcjach: śledczej, egzekucji itd.).

Z kilkudziesięciu tysięcy ludzi, którzy trafili do obozu S-21– należałoby chyba powiedzieć: obozu zagłady – przeżyło kilkunastu. Wśród nich 72-letni dziś Bou Meng.

SPOTKANIE PO LATACH

Miał szczęście: przeżył i dziś może mówić w imieniu tych, którym odebrano bliskich, szczęście, godność i życie. Choć trafił tutaj w 1976 r., w S-21 przetrwał najpierw tygodnie tortur, a potem uwięzienie i dożył końca rządów Pol Pota. Przetrwał, bo był artystą-malarzem, a tych reżim potrzebował do malowania portretów Pol Pota i dokonań jego armii rewolucyjnej. Spod ręki Menga wychodziły też wizerunki współwięźniów. Wszyscy, których sportretował, zginęli.

Jego żona, Ma Yoeun, szczęścia nie miała: dla oprawców bezużyteczna, zginęła prawdopodobnie na skutek tortur. W każdym razie od chwili, gdy rozstali się w 1976 r., Bou nigdy więcej jej nie ujrzał. Jedyny obraz, jaki mu po niej został, to zdjęcie, na którym się uśmiecha: szczęśliwa i piękna 28-letnia kobieta, nieświadoma, co szykuje jej los.

W 2008 r. Bou Meng odwiedził znów miejsce swej kaźni jako świadek. Spotkał tu swego oprawcę „Ducha”, tym razem w roli oskarżonego. „Duch”, czyli Kaing Guek Eav, w wieku 34 lat został szefem S-21 (wcześniej był nauczycielem). Tyle samo lat miał Bou Meng, gdy zabrali go Khmerzy. Aresztowany dopiero w 2007 r., „Duch” był sądzony przez nadzwyczajny trybunał – powołany po prawie trzech dekadach od obalenia Pol Pota. Za ludobójstwo dostał dożywocie.

Gdy się spotkali, „Duch” poprosił Bou Menga o wybaczenie. Przekonywał, że to, co robił, robił dla kraju i narodu. Ale Bou Menga nie było stać na przebaczenie. Pamiętał „Ducha” skaczącego po klatce piersiowej pewnego staruszka, który z wycieńczenia ośmielił się zasnąć w swej celi. Do dziś nie może wymazać obrazu charczącego, duszącego się krwią starca. Podczas tego spotkania oprawcy z ofiarą Bou Meng chciał się tylko dowiedzieć, gdzie pogrzebano jego żonę. Ale jak komendant więzienia mógł zapamiętać miejsce pochówku jednej z tysięcy ofiar? „Duch” wskazał ogólnie na pola śmierci blisko Phnom Penh, Choeung Ek.

Dziś Bou ma nową żonę. Ale nie ma dnia, by nie myślał o pierwszej: jak długo udało się jej przeżyć? Czy bardzo cierpiała?

KILLING FIELDS

Pola śmierci: tak nazwano później miejsca, na które z zasłoniętymi oczami trafiali mężczyźni, dzieci, kobiety i starcy. Uspokajano ich, okłamywano. Czy wielu zdawało sobie sprawę, że to ich ostatnia droga? Z tych, którzy zostali na wolności, mało kto wiedział, co się tam działo.

Dziś na jednym z tych cmentarzysk pamięci można wysłuchać relacji strażnika Him Huya: „Pracowaliśmy w grupach, w zespołach. Więźniowie byli ze sobą powiązani za ręce za plecami, by nie uciekali. Oczy mieli zasłonięte. Uspokajano ich, mówiąc, że przenoszeni są do nowych domostw”. Codziennie przybywały ciężarówki z nowymi więźniami. Było ich tak wielu, że nie nadążano z zabijaniem. Wtedy przetrzymywano ich w drewnianych domach o wzmocnionych ścianach i drzwiach, bez okien. Odgłosy z nich dochodzące były wygłuszane, nic nie było widać.

Oprawcy oszczędzali na kulach. Zabijali siekierami, młotami lub workami foliowymi, dusząc ofiary; małym dzieciom rozbijali czaszki o drzewa. Zabójcami były zwykle – jak w S-21 – nastolatki ze wsi. Wiele ofiar żyło jeszcze, gdy były wrzucane do masowych mogił.

NADZWYCZAJNA IZBA

W 1979 r. reżim najechał i obalił Wietnam. Pol Pot z resztkami swej armii schronił się w dżungli, skąd kontynuował walkę do końca lat 90. XX wieku. Umarł w 1998 r., prawdopodobnie otruty; dożył 73 lat. Na rok przed śmiercią stwierdził, że o istnieniu obozu S-21 dowiedział się dopiero tuż przed upadkiem swych rządów (co było oczywiście kłamstwem). Nie omieszkał zaznaczyć, że działał dla dobra kraju i niczego nie żałuje.

Tymczasem prawda o zbrodniach Khmerów wyszła na jaw zaraz po ich upadku. Do dziś odkryto około 300 pól śmierci, gdzie spoczywają pomordowani. Około 80 z tych cmentarzysk jest swoistymi pomnikami. W Choeung Ek, najczęściej odwiedzanym przez turystów, jest 129 masowych grobów; leży tu 20 tys. ofiar. Wielu pól śmierci nie odnaleziono – bywa, że ujawnia je przypadkiem deszcz podmywający ziemię.

W 2006 r., na mocy porozumienia rządu Kambodży i ONZ, powołano Nadzwyczajną Izbę Sądu Kambodży dla Osądzenia Zbrodni Popełnionych w Czasach Demokratycznej Kampuczy. Ten dość dziwny twór korzysta z zasad prawa międzynarodowego i pomocy technicznej ONZ; ma mieszaną obsadę: 17 sędziów z Kambodży, 12 międzynarodowych. Ale mają sądzić tylko przywódców i osoby podejrzane o najcięższe zbrodnie.

Pierwszy proces ruszył dopiero w 2009 r. – i był to proces „Ducha”. Komendant S-21 twierdził, że był tylko pionkiem, który wykonywał rozkazy. Jego linia obrony upadła pod ciężarem dowodów, w tym po wysłuchaniu 150 świadków. Potem, w 2011 r., czterech innych członków rządu Pol Pota stanęło przed sądem.

Jednak wielu mieszkańców Kambodży wątpi, że winni ówczesnych zbrodni zostaną ukarani. Obecny premier Hun Sen, rządzący nieprzerwanie od 1985 r., zanim podjął walkę z reżimem Pol Pota, walczył po jego stronie. On i wielu obecnych polityków choćby okresowo współdziałało z Czerwonymi Khmerami – i mogli być współwinni zbrodni.

Większe kontrowersje w Kambodży budzi jedynie fakt, że miejsca upamiętniające owe zbrodnie, które co roku odwiedza ponad milion turystów z całego świata, często kontrolują i czerpią z nich korzyści... ludzie wywodzący się z reżimu Khmerów, czy nawet mający udział w ludobójstwie.

Ofiary już nie przemówią, a głos wypowiadającego się w ich imieniu Bou Menga zagłuszają ci, dla których pamięć o przeszłości jest niewygodna. 


Dr ANDRZEJ BOBER jest podróżnikiem i politologiem specjalizującym się w problematyce azjatyckiej. Tekst powstał na podstawie rozmowy autora z Bou Mengiem oraz materiałów zebranych podczas pobytu w Kambodży.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2013