UNHA-3 leci w kosmos

Umierając rok temu, wódz Korei Północnej pozostawił sukcesorowi – najmłodszemu synowi – nie tylko władzę, boski status i 4 miliardy dolarów na koncie. Zobligował go też do realizacji planów, na które brakło mu czasu. W tym: zbrojeń atomowych.

31.12.2012

Czyta się kilka minut

Obraz na monitorach w centrum kontroli lotu; Cholsan w Korei Północnej, 12 grudnia 2012 r. / Fot. KCNA VIA KNS / AFP PHOTO / EAST NEWS
Obraz na monitorach w centrum kontroli lotu; Cholsan w Korei Północnej, 12 grudnia 2012 r. / Fot. KCNA VIA KNS / AFP PHOTO / EAST NEWS

Do głównych zadań, pozostawionych obecnemu przywódcy Korei Północnej, Kim Dzong Unowi, należała kontynuacja polityki poprzedników: jego dziadka Kim Ir Sena (Wielkiego Wodza) i ojca Kim Dzong Ila (Ukochanego Przywódcy). Strategia Kim Ir Sena, zakładająca samowystarczalność i niezależność kraju, zawsze była fikcją. Zaś strategia Kim Dzong Ila, wprowadzona w życie w 1998 r., stawiała na armię jako pierwszą i najważniejszą siłę w Korei Północnej. Tej polityce szczególnie wierny miał pozostać Kim Dzong Un, wnuk twórcy Korei Północnej – ona miała być gwarancją trwania „dynastii” Kimów.

PUNKT DLA PJONGJANGU

Tak też się dzieje. Un wiernie realizuje testament ojca i kontynuuje jego „dzieło” – w tym także plany atomowo-rakietowe.

Od 1998 r. reżim podejmuje próby wystrzelenia rakiety ze sztucznym satelitą w przestrzeń okołoziemską. Do kwietnia 2012 r. wszystkie one kończyły się niepowodzeniem i kolejnymi sankcjami międzynarodowymi. Ale Pjongjang nadal pompował w program rakietowy setki milionów dolarów – i odważył się też skorzystać z pomocy technologicznej Iranu.

Wynikiem tej współpracy była piąta już próba, z 12 grudnia 2012 r., w Korei Północnej odtrąbiona jako wielki sukces ogólnonarodowy. Tego dnia, o godzinie 9.51 czasu lokalnego, wystartowała rakieta Unha-3, wynosząc satelitę Kwangmyongsong-3 na orbitę. I choć satelita nie działa, eksperci na całym świecie zaliczają to jako duży punkt na konto Korei Północnej. Sukces misji wynikał bowiem nie tylko z faktu, że satelita dotarł na orbitę, ale głównie z właściwego rozłączenia w odpowiednim czasie wszystkich trzech elementów rakiety. A to kolejny krok na drodze do zbudowania broni rakietowej dalekiego zasięgu.

Na ulice wyszło 150 tys. obywateli, zachęconych przez aparat propagandy, aby okazać radość i dumę z potęgi kraju, będącego pod kontrolą tęgiego umysłu 31-letniego Una.

RAKIETA I JEJ KONTEKSTY

Dlaczego Korea Północna podjęła teraz próbę rakietową – wbrew Radzie Bezpieczeństwa ONZ, wbrew groźbom USA (i państw regionu), a nawet wbrew ostrzeżeniom Chin i Rosji? Powodów jest kilka. Próba rakiety dalekiego zasięgu była niezbędna, skoro Pjongjang chce ją zbudować. Test był też idealnym sposobem uczczenia – przypadającej 17 grudnia – pierwszej rocznicy śmierci Ukochanego Przywódcy, w którego głowie zrodziła się myśl posiadania tej broni. Reżim chciał również pokazać światu, zwłaszcza USA, poziom swych prac nad technologią rakietową – i rzeczywiście zaskoczył Stany. Sekretarz obrony USA Leon Panetta uznał teraz Pjongjang za jedno z priorytetowych wyzwań USA w zakresie bezpieczeństwa – obok wojny w Afganistanie i walki z Al-Kaidą.

Istotny jest też kontekst koreańsko-koreański: na 19 grudnia w Korei Południowej zaplanowano wybory prezydenckie, w których faworytami byli 59-letni Moon Jae-in (ze Zjednoczonej Partii Demokratycznej) i 60-letnia Park Geun-hye (z obozu Saenuri obecnego prezydenta Lee Myung-baka). Wybór ten nie był bez znaczenia dla Pjongjangu. Park, córka źle zapisanego w historii prezydenta-dyktatora generała Parka, deklarowała kontynuację twardej polityki wobec Północy. Z kolei Moon to zwolennik polityki ustępstw i dialogu z Pjongjangiem – w myśl tzw. „słonecznej polityki” byłych prezydentów Kim Dae-junga i Roh Moo-hyuna. Moon wydawał się więc lepszy dla Pjongjangu. Ale wygrała Park, zaś zabieg Korei Północnej przyniósł efekt odwrotny do zamierzonego.

Jest wreszcie kontekst wewnętrzny: Un musi dbać o wizerunek potężnego władcy. Udana próba (co nie powiodło się jego ojcu) cementuje jego pozycję lidera kraju. Kiedy pod koniec grudnia Un wybrany został „człowiekiem roku” w rankingu amerykańskiego magazynu „Time” (wynik głosowania był – jak się szybko okazało – wygłupem internautów...), trąbiły o tym wszystkie media północnokoreańskie. Zresztą propaganda od tygodni wychwala nie tylko płodność intelektualną Una: w radosnym tonie media donoszą też o ciąży jego wybranki.

ATOMOWE MARZENIA KIMÓW

Ale choć USA nie kryją zaskoczenia udaną próbą rakietową, reżimowi Kimów ciągle daleko od celu, jakim jest zdolność rażenia terytorium Stanów. W 2010 r. ówczesny sekretarz obrony Robert Gates szacował, że nie nastąpi to przed rokiem 2016. A nawet gdyby nastąpiło, potrzebnych będzie wiele testów i lata badań. Na skuteczność systemu rakietowego składa się jego niezawodność i precyzja, do której Pjongjangowi daleko.

Korea Północna daleka jest też od możności uzbrojenia głowic w ładunek atomowy. Jego miniaturyzacja i zabezpieczenie, aby nie eksplodował przy starcie, jest na razie poza zasięgiem Pjongjangu. Nadto głowica z ładunkiem ważą minimum pół tony, podczas gdy wyniesiony na orbitę satelita nie ważył nawet 100 kg. Północ musiałaby zatem zbudować większą rakietę, co wiąże się z nowymi (i drogimi) testami. A to niełatwe, przy obecnej sytuacji gospodarczej i zacofaniu kraju.

Biały Dom potępia dziś działania Pjongjangu i określa je jako „bardzo prowokacyjne oraz zagrażające bezpieczeństwu regionalnemu”. Zaniepokojenie próbą rakietową wyraziły też Chiny, od lat najbliższy partner Pjongjangu. Pekin jest w trudnej sytuacji: Waszyngton naciska, aby Chiny poparły na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ wniosek o nałożenie kolejnych sankcji na Koreę Północną – i podkreśla, że w przeciwnym razie USA będą zmuszone zwiększyć swą obecność wojskową w regionie. Tymczasem wielu Chińczyków widzi w Korei Północnej „dzielnego młodszego brata”, stawiającego opór Japonii i USA. Państwo Środka ograniczy się więc raczej do „kary” w postaci niezapraszania Una przez najbliższe miesiące do Pekinu.

Położenie Chin jest trudne także dlatego, gdyż potrzebują one zarówno Korei Północnej, jak i Południowej. Północ zabezpiecza granicę z Koreą Południową, gdzie stacjonują wojska amerykańskie. Ale Pekin chce też zacieśnić relacje z Seulem, by zwiększyć wymianę handlową obu krajów. Wzrastające napięcie między Chinami i Japonią zmusza wreszcie Pekin do szukania poparcia w całym regionie.

Ale istotna jest tu jeszcze jedna okoliczność: kolejne sankcje mogą skłonić Północ do kolejnej – trzeciej już – próby jądrowej. Wywiad Korei Południowej ocenia, że reżim Kimów jest gotowy do przeprowadzenia jej „nawet dziś lub jutro”. Dwie poprzednie odbyły się w kilka tygodni po próbach rakietowych.

PÓŁTORA MILIONA NA MUMIĘ

Choć Kim Dzong Un deklarował, że jego poddani będą mieć lepsze życie, polepszenia nie widać. Zamiast tego Un nadal dokonuje zmian personalnych na najwyższych szczeblach wojskowych i politycznych – umacnia swą pozycję i konsoliduje władzę. Choć od ponad 20 lat reżim przeżywa permanentny kryzys, nie przeszkadza mu to w utrzymaniu nakładów na armię na poziomie 25-30 proc. całego budżetu.

Kim Dzong Un wzmacnia też kult jednostki. Propagandyści prześcigają się we wspomnieniach o heroiczności jego ojca Kim Dzong Ila. Nadal powstają tysiące wierszy i innych prac literackich, autorstwa pogrążonych w żałobie obywateli – w tym takie jak: „On jest zawsze z nami”, „Cały kraj płacze” czy „Ryk Góry Pektu”. Reżim wydał też ponad 110 mln dolarów na pomniki Ukochanego Przywódcy. Wzniesienie – obok już istniejącego posągu Kim Ir Sena – równie wielkiej, około 20-metrowej statuy Kim Dzong Ila z brązu kosztowało 10 mln dolarów.

Kolejnych 20 mln dolarów wydano na wydrukowanie portretów zmarłego lidera, by pozostał w świadomości obywateli. Aby zaś Ukochany Przywódca fizycznie mógł trwać z narodem, półtora miliona dolarów wydano na zabalsamowanie jego zwłok. W pierwszą rocznicę śmierci ojca, 17 grudnia Un złożył mu hołd w mauzoleum Kumsusan, gdzie spoczęło ciało byłego przywódcy.

Tymczasem mieszkańcy kraju od lat głodują. Jakby tego było mało, w sierpniu 2012 r. kraj nawiedziła wielka powódź, która pozbawiła dachu nad głową 200 tys. ludzi. Odpowiedzią Kim Dzong Una na tę tragedię było otwarcie parku rozrywki w stolicy.

Un zdaje się mieć jednak także własne ambicje i plany. Ostrożnie, na małym poletku trzech prowincji, od niemal roku próbuje reform – na wzór chiński, tych autorstwa Deng Xiaopinga z końca lat 70. XX wieku. Jakie będą tego efekty, zapewne nie dowiemy się prędko.  


Dr Andrzej Bober jest politologiem, zajmuje się problematyką Półwyspu Koreańskiego. Stały współpracownik Centrum Badań Azji Wschodniej i Pacyfiku ISP PAN, podróżował po obu Koreach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2013