Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nowy meczet w Mitrowicy jest największy w Kosowie: jego dwa minarety, wysokie na 48 metrów, widać z przedmieść. Świątynię otwarto w czerwcu. „Z tego Bożego domu będzie biło źródło wiedzy i pokoju” – zapowiadał wtedy jeden z liderów wspólnoty muzułmańskiej.
Stało się jednak inaczej, skoro w środę, 17 września, policja zatrzymała tutejszego imama Enisa Ramę. Razem z nim w Kosowie aresztowano 11 innych duchownych. Wszystkich oskarżono o rekrutację ochotników dla wojsk Państwa Islamskiego oraz Dżabhat an-Nusra – organizacji dżihadystycznych z Bliskiego Wschodu.
Pocisk pokoju
To nie pierwsze aresztowania: w sierpniu, podczas podobnej akcji zatrzymano 40 osób, zajęto broń i materiały wybuchowe. Ich skala mówi wiele o radykalizacji nastrojów na Bałkanach. Według władz Kosowa tylko w tym roku do dżihadystów w Syrii i Iraku dołączyło 200 Albańczyków. Niedawny raport CIA wspomina też o 350 obywatelach Bośni, którzy poszli na „świętą wojnę”.
Istotne są także zasięg i sposób działania ekstremistów. Przypadek Enisa Ramy jest znamienny: 43-letni dziś imam urodził się w Kosowie, lecz wykształcenie zdobywał w Jordanii, Arabii Saudyjskiej i Egipcie. Jest redaktorem naczelnym lokalnego, albańskojęzycznego oddziału Peace TV – internetowej telewizji z siedzibą w Dubaju, na Zachodzie oskarżanej o szerzenie antysemickich i dżihadystycznych treści (jedna z jej sztandarowych audycji ma tytuł „Pocisk pokoju”). Lokalna redakcja Peace TV kieruje swój program głównie do muzułmanów narodowości albańskiej, którzy stanowią większość w Kosowie i Albanii, i tworzą 33-procentową mniejszość w Macedonii. W Bośni i Hercegowinie, a także na pograniczu serbsko-czarnogórskim mieszkają z kolei Boszniacy: Słowianie, których przodkowie przeszli na islam w czasach osmańskich.
Choć normy islamu uchodzą tu za stosunkowo liberalne, to począwszy od lat 90. – gdy na wojny w Bośni i Kosowie zaczęli przybywać ochotnicy z krajów arabskich – wzrosło znaczenie ruchów skrajnych. Pojawili się wahabici; według wrześniowego raportu wywiadu Chorwacji ok. 3 tys. z nich może stanowić zagrożenie także dla tego kraju.
Niedawna wojenna przeszłość regionu ma znaczenie i dziś. Do tradycyjnych czynników sprzyjających radykalizacji (np. wysokie bezrobocie w Kosowie) dochodzi chęć „spłaty długu”, zaciągniętego wtedy u muzułmanów z Bliskiego Wschodu.
Mamo, wyjechałam walczyć
O zasięgu dżihadystycznej propagandy świadczą też problemy państw Zachodu, w których mieszkają imigranci z Bośni: do Syrii wyjeżdżają stamtąd nawet nastoletnie muzułmanki. Interpol szuka m.in. 15-letniej Sabiny Selimović i 16-letniej Samry Kesinović, które w kwietniu wyszły z domów w Wiedniu, zostawiając rodzicom listy z informacją, że jadą „walczyć za islam”. Kilka dni temu do Austrii dotarła informacja, że jedna z nich zginęła. Przed dwoma tygodniami policja z Grazu udaremniła wyjazd do Syrii kolejnym dwóm nastolatkom.
Rekrutacji ochotników sprzyja na Bałkanach bliskość Turcji, przez którą podróżują oni do Syrii. Korzystając z nieuregulowanego od lat statusu Kosowa i instytucjonalnego paraliżu Bośni, dżihadyści założyli tu – np. pod pozorem budowy szkół lub instytucji charytatywnych – sieć kontaktów, trudną do zinfiltrowania przez policję.
Co na to rządy krajów regionu? Ustawę zakazującą swoim obywatelom walki za granicą uchwaliły już Bośnia i Hercegowina oraz Macedonia; nad podobnymi pracuje Serbia i Kosowo. Przed niedawną wizytą papieża w Albanii islamski fundamentalizm potępił Skënder Bruçaj, lider największej organizacji religijnej kraju. „Apelujemy do wiernych, by trzymali się z daleka od ludzi, którzy posługując się religią chcą sprowadzić do nas radykalny islam i manipulować tymi, którzy nie znają zasad swojej religii” – mówił w wywiadzie telewizyjnym.
Serbska ambiwalencja
Choć obecność ochotników z Albanii i Kosowa nie ma wpływu na przebieg walk w Syrii i Iraku, informacje o „dżihadzie na Bałkanach” czynią szkodę znacznie bliżej: wywołują niemal odruchową reakcję w Serbii. Witryny belgradzkich księgarń eksponują w tych dniach dwa elementy: portrety Gawriły Principa, sprawcy zamachu w Sarajewie w 1914 r., tu uznawanego za bohatera, oraz – lepsze lub (w większości) gorsze – książki o zagrożeniu radykalnym islamem.
Ziarna strachu padają w Serbii na żyzny grunt: w kraju, który przez kilkaset lat był pod panowaniem osmańskim, wzmianki o „pochodzie islamu” uruchamiają miejscowy radykalizm. Gdy w sierpniu serbska prasa pisała, iż Państwo Islamskie marzy o utworzeniu kalifatu w Europie, drukowano też jego mapy – z zaznaczonym na czarno Półwyspem Bałkańskim.
Rzecz jednak znamienna: w dyskusji o rozpoczętych w miniony wtorek amerykańskich nalotach na wojska Państwa Islamskiego w Syrii – których celem jest, jak zapowiadał prezydent Barack Obama, zniszczenie dżihadystów – większość serbskich publicystów nie może się odnaleźć. Serbski antyamerykanizm – wspierany przez Rosję, jednego z ważniejszych partnerów gospodarczych tego kraju – jest wciąż zbyt silny.
Wygląda na to, że za sprawą dżihadystów cały region stał się znów zakładnikiem własnych emocji.