Pojednanie, ale...

Maleńka Pawłokoma stała się na chwilę centrum relacji polsko-ukraińskich. Dziś oba narody podążają zupełnie inną drogą niż kilkadziesiąt lat temu. Trzeba pamiętać, trzeba przebaczyć, trzeba wspólnie iść do przodu - mówili zgodnie w minioną sobotę prezydenci, biskupi, uczestnicy dawnych wydarzeń, a także dzisiejsi mieszkańcy tej podkarpackiej wsi.

15.05.2006

Czyta się kilka minut

Uroczystości w Pawłokomie /fot. www.prezydent.pl /
Uroczystości w Pawłokomie /fot. www.prezydent.pl /

Pewnie każdy słowa te rozumiał po swojemu. Politycy chcieliby iść do przodu, duchowni przebaczać, a wśród zwykłych ludzi przeważała pamięć krzywd. Na szczęście nie na tyle, by mieszkańcy Pawłokomy opierali się otwarciu greckokatolickiego cmentarza, a środowiska ukraińskie nie czuły satysfakcji z ceremonii. - Gdyby ta ziemia, co skłamać nie może, przemówiła... Ona spływała krwią Ukraińców. Ale o tym trzeba zapomnieć. Przyjechałam się pojednać, choć pamiętać będę. Ale to będzie moje pamiętanie, takie po cichu, w sercu - mówiła nam Zofia Ziejło, starsza Ukrainka z Przemyśla.

Trudno się jej dziwić, tak jak trudno dziwić się mieszanym uczuciom dzisiejszych mieszkańców Pawłokomy, których wioska nagle stała się znana na całą Polskę jako miejsce okrutnej zbrodni.

Od lat wieś miała za złe Dionizemu Radoniowi, że przysparza jej złej sławy. 3 marca 1945 r. Radoń znalazł się w cerkwi. - Uratowało mnie, żem chrzczony w łacińskim kościele. Życie darowali, ale masakrę żem widział. Tego inaczej wytłumaczyć nie mogę, tylko że diabeł w ludzi wtedy wstąpił. Opętał ich i się katami stali - mówi nam dzisiaj Radoń, który na co dzień opiekuje się ukraińskimi mogiłami.

Radoń często występował w mediach. - On źle na wioskę gadał, brzydko o ludziach, a z siebie bohatera robił, że śmieci wywozi z cmentarza tych Ukraińców. A my tolerancyjni, to dali Radoniowi spokój, bo w innej wsi, to by go już dawno zariezali - mówi mieszkaniec Pawłokomy ("prosząc" o anonimowość: ­- Jak powiecie, że to ja, znajdę i łby poukręcam).

Pamięć krzywd

Uroczystość w Pawłokomie odbyła się dzięki trwającemu od kilku lat ociepleniu między oboma narodami. Nie mogło do niej dojść przez lata. Wśród wydarzeń, które przybliżały pojednanie nad mogiłami pomordowanych Ukraińców, zebrani wymieniali wizytę Jana Pawła II we Lwowie i Kijowie, Pomarańczową Rewolucję, wreszcie otwarcie Cmentarza Orląt we Lwowie rok temu. Tak wiele się musiało wydarzyć, by w maleńkiej wiosce pochylono się nad przeszłością. Choć mieszkańcy Pawłokomy pewnie nie brali tych wielkich wydarzeń pod uwagę.

- Pojednanie? A gdzie jest mój brat, co go Ukraińcy porwali? Przez całe życie grobu mu postawić nie mogłem, bo leży gdzieś w lesie - żalił się w przeddzień uroczystości Florian Banaś z Pawłokomy, który jednak nie był przeciwnikiem oddania hołdu pomordowanym Ukraińcom.

Bo pozostaje faktem: społeczność Pawłokomy, która długo opierała się upamiętnieniu tragedii z 1945 r., wreszcie się na to zgodziła. W ubiegłą sobotę wieś życzliwie przyjęła gości z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką na czele. Ubrani odświętnie uczniowie z miejscowej szkoły z ciekawością przyglądali się weteranom UPA, którą przez dziesięciolecia straszono tu dzieci. Ten wysiłek mieszkańców wioski zauważyli w swoich wystąpieniach obaj prezydenci.

Jednak wypowiedzi zarówno Polaków, jak i Ukraińców pokazują, jak wiele zostało do zrobienia. Kiedy mowa o pojednaniu i przebaczeniu, z obu stron zawsze w pewnym momencie pada "ale". Wyliczanie wzajemnych win sięga czasów Chmielnickiego. Łatwiej porozumieć się politykom, trudniej człowiekowi, który ma w pamięci śmierć bliskich.

Krzyż, który boli

Ukraińcy, którzy przyjechali na uroczystości w Pawłokomie, nie potrafili ukryć tego, co czują: to było wzruszenie i satysfakcja. I duże nerwy. Można powiedzieć, że dla wielu z nich to zakończenie pewnego etapu w życiu: spełnienie obowiązku. - Oddaliśmy cześć swoim ofiarom, teraz i my możemy już w spokoju odejść z tego świata - dało się słyszeć w rozmowach prowadzonych po ukraińsku wśród ludzi w podeszłym wieku.

Łzy, zapach kwiatów, chwila ciszy nad tym, co wydarzyło się w marcu 1945 r. Tego potrzebowali ludzie, których bliscy wtedy zginęli. Sumienie domagało się, by uczcić miejsce ich pochówku. Wielu Ukraińców nawet nie marzyło, że tak będzie, że cmentarz pomordowanych grekokatolików narodowości ukraińskiej zostanie oficjalnie otwarty. Dlatego do tej wioski zjechali z całego świata.

Po wojnie nad Pawłokomą zawisła kurtyna milczenia. Pomordowanym z rąk Polaków Ukraińcom nie należała się pamięć ani grób. Bo nic takiego wydarzyć się nie mogło. Polacy nie mogli mordować Ukraińców. Pawłokomy nie było. Groby Ukraińców porosła trawa, a miejscowi wspominali o tragedii tylko, gdy wypili. Polacy byli przyzwyczajeni do tego, że to oni ginęli z rąk Ukraińców. Że żadnych akcji odwetowych nie było. Wojenne i powojenne podziemie miało w Polsce tylko dobrą sławę. O sprawach złych milczano. Przyznanie przez prezydentów Polski i Ukrainy nad zbiorową mogiłą, że w ziemi tej leżą Ukraińcy zabici przez Polaków, przerosło - jak mówi Piotr Tyma, prezes Związku Ukraińców w Polsce - oczekiwania strony ukraińskiej.

To przyznanie prawdy i odkrywanie historii na nowo. Pierwszy raz nie mówiło się o winnych i ofiarach. Ale o tym, że cierpienie ludzi jest takie samo.

O tym, że trzeba nie rozpamiętywać krzywdy, ale wybaczać, mówił Wiktor Juszczenko. - Przed dwoma krajami były dwie drogi do wyboru. Kontynuować w duszach wojnę, albo wyciągnąć dłoń ­- prezydent Ukrainy zaapelował, że tylko ta druga droga daje perspektywę.

Nadzieje Ukraińców na uczczenie miejsc takich jak Pawłokoma rozbudziły się po otwarciu Cmentarza Orląt. Wiele dokonało się dzięki Pomarańczowej Rewolucji, choć i tak trudno było uniknąć wrażenia, że w rozmowach o otwarciu Cmentarza Orląt i cmentarza w Pawłokomie panowała pewna atmosfera targu: "Jeśli wy nam, to i my wam".

Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, mówi: - Dobrze byłoby się nie licytować. Ale, niestety, mamy do czynienia z bardzo trudnym problemem. Mowa przecież o emocjach związanych z II wojną światową.

Przewoźnik przyjeżdżał do Pawłokomy, przekonywał mieszkańców do tej uroczystości. Rozmowy o upamiętnieniu takich miejsc zawsze budzą emocje. Nie można powiedzieć za dużo, trzeba ważyć słowa. Czasem Ukraińcy czują się w tych negocjacjach stroną słabszą. Winę za to ponoszą nie tylko Polacy, strona ukraińska bywa gorzej przygotowana merytorycznie do takich rozmów.

Na krzyżu pod kościołem rzymskokatolickim, który upamiętnia Polaków zamordowanych przez Ukraińców, napisane jest, że to ofiary "ukraińskich nacjonalistów". Pomnik był inicjatywą lokalnej społeczności, jego projekt został pozytywnie zaopiniowany przez ROPWiM. Na krzyżu postawionym na ukraińskim cmentarzu nie wspomniano, że Ukraińcy ponieśli śmierć z rąk Polaków. Za kilkadziesiąt lat młody człowiek, nieznający historii, nie dowie się z ukraińskiego krzyża w Pawłokomie, jak ci ludzie zginęli.

Przewoźnik: - Uczulaliśmy Ukraińców, że napisy powinny być neutralne, bez wskazywania winnych. Podobny napis jest też w sprawie polskich ofiar Wołynia. A jeśli mowa o Pawłokomie, to strona ukraińska zaproponowała nam taką właśnie treść napisu i od razu się zgodziliśmy.

Czy to może boleć Ukraińców? Boli - zarówno tych, którzy w wojnie nie brali udziału, jak i dawnych żołnierzy UPA. Ale także ci ostatni gotowi są do pojednania. - No nie ma rady, trudno, trzeba iść dalej - mówili nam ukraińscy weterani.

"Szczególny egzamin"

Dla Polaków Pawłokoma to kolejna po Jedwabnem trudna lekcja historii. Tym razem odbyła się bez wielkiej dyskusji w mediach. Może tamta debata uświadomiła nam, że nie warto kłócić się o fakty. Może także dzięki debacie o Jedwabne prezydent Polski mógł dziś powiedzieć, że "nadszedł już czas, aby nie ukrywać prawdy i mówić o nienaprawionych krzywdach", że "w żadnych okolicznościach dla żadnej zbrodni nie ma usprawiedliwienia". A także: "Umiejmy z miłosierdziem i odwagą wspólnie modlić się do Boga słowami »odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom«. O to proszę".

Podobnie mówił w Pawłokomie abp Józef Michalik, przewodniczący Episkopatu: "Szczególny egzamin zdaje każdy człowiek i każdy naród w sytuacji, kiedy przychodzi mu uznać własny błąd, pomyłkę, popełniony grzech, wyrządzoną krzywdę".

W pewnym sensie Polakom trud przyznania się do odpowiedzialności ułatwił fakt, że w Pawłokomie wcześniej zginęli Polacy. Obustronne przyznanie się do winy i proszenie o wybaczenie jest łatwiejsze. Jedwabne to miejsce, w którym dokonał się akt skruchy Polaków, lecz nie stało się ono symbolem pojednania między narodem polskim i żydowskim. Pawłokoma ma inny wymiar, obustronny.

W kwestii pojednania polsko-ukraińskiego Polacy są niejako zobowiązani do większej wyrozumiałości. Między innymi dlatego, że już propaganda PRL wylewała na "ukraińskich nacjonalistów" kubły pomyj, przedstawiając ich jako faszystów, w dodatku najbardziej okrutnych. "Ślady rysich pazurów" czy "Łuny w Bieszczadach" - te tytuły znają nawet całkiem młodzi Polacy. My mogliśmy mówić o tym, jakie cierpienie przyniosła nam UPA. Opowieści o tym, jak Ukraińcy katowali Polaków, cięli i posypywali solą rany, słyszały nawet dzieci. Zresztą taką sławę UPA miała nie tylko w PRL, ale i w ZSRR, i potem na niepodległej Ukrainie, już po upadku sowieckiego imperium. Tak jak dla weterana Armii Czerwonej 9 maja jest świętem zwycięstwa w II wojnie światowej, tak dla żołnierza UPA to nie był koniec walki, bo po wojnie popadli w kolejną niewolę.

III Rzeczpospolita zrobiła wiele, by oddać cześć ofiarom Katynia i pomordowanym na Wołyniu, a nawet potępiła Akcję "Wisła". Ukraińcy musieli milczeć przez dziesięciolecia, a wolna Ukraina jest w sprawach historycznych wewnętrznie podzielona. Tyma: - Wcześniej nie miała serca, by się zajmować bolesną historią.

Stąd z ust starszych Ukraińców wiele emocjonalnych sformułowań. Nie zawsze są wyrazem pretensji wobec Polaków, czasem to złość na własne państwo. Polacy mieli czas, by takie emocje oswoić. - Najlepiej byłoby usiąść przy stole i porozmawiać - postuluje Przewoźnik. - Niech dla nas w tym wszystkim będzie najważniejsze, że wspólnie się pomodlono, złożono kwiaty. Cieszę się z tej uroczystości. Dużo pracy włożyłem w załatwienie tej sprawy. Efekt jest bardzo dobry.

Dla Lecha Kaczyńskiego uroczystość w Pawłokomie z pewnością była wyzwaniem. Określa się on jako spadkobierca Polski AK-owskiej, odwołuje się do tej tradycji, a za jedno z najważniejszych swych dokonań uważa stworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego. Tym razem sięgnąć musiał do niechlubnej tradycji tamtej Polski. Upieranie się, że mordu nie dokonał oddział AK, bo nastąpił on już po rozwiązaniu AK (w styczniu 1945 r.), jest słuszne z formalnego punktu widzenia, ale nie zmienia faktu, że to "polskie formacje zbrojne wymordowały większość ukraińskich mieszkańców Pawłokomy" (Kaczyński).

Wiele zdań prezydent wypowiedział więc wbrew części swego elektoratu. Młodzież Wszechpolska, protestująca przeciw ceremonii w Pawłokomie, nie była osamotniona w sprzeciwie. Z drugiej strony, wielu oczekiwało na słowa przeprosin. Tych, wypowiedzianych wprost, zabrakło.

- Na słowo "przepraszam" z ust polskiego prezydenta nie czekałem - mówi jednak Przewoźnik. - Niczemu nie służy psychoza wymuszania tego słowa. Padło wiele innych słów podniosłych i ważnych.

O ile politycy PiS nie mieli wątpliwości, by w 2004 r. wspierać Pomarańczową Rewolucję, o tyle bicie się w piersi za trudną historię może wywoływać niezadowolenie w części tej partii, a tym bardziej w LPR. Zachowanie prezydenta w Pawłokomie docenia więc także Piotr Tyma: - Faktycznie, prezydent odstaje od "średniej prawicowej". To zarysowało się już we wcześniejszych jego wystąpieniach w prasie na temat Pawłokomy. Prezydent najwyraźniej szuka nowej drogi w stosunkach z Ukrainą.

Nie tylko stypendia

Akurat relacje z Ukrainą prezydent odziedziczył po poprzedniku wyśmienite. Tym większa chęć odniesienia jeszcze bardziej znaczących sukcesów. Kaczyński jako prezydent był na Ukrainie już dwukrotnie. Tyle że o wydarzenia spektakularne będzie trudno. Wstąpienie Ukrainy do UE jest odległe. Pozostaje żmudna praca.

Przewoźnik: - Pojednanie nie opiera się na budowaniu i odsłanianiu pomników, tylko na zmianie świadomości społecznej.

Tymczasem środowiska Ukraińców w Polsce wskazują na problemy, do rozwiązania których zobowiązała się strona polska. Tyma: - Nie o jedną Pawłokomę chodzi, liczba podobnych miejsc w protokole polsko-ukraińskim sięga kilkudziesięciu. Choćby Terka w Bieszczadach; 60. rocznicę mordu dokonanego tam przez żołnierzy WOP będziemy obchodzić w lipcu.

Ukraińcy wskazują na wlokące się śledztwa IPN w sprawie zabójstw obywateli polskich narodowości ukraińskiej (rzeszowski IPN nie chciał o tym rozmawiać z "TP"). A także na bardziej współczesne problemy, jak Narodnyj Dom w Przemyślu, którego władze miasta nie chcą oddać mniejszości ukraińskiej, prowadząc dziwny targ: domagają się od Cerkwi greckokatolickiej innych nieruchomości w zamian.

Polska strona deklaruje chęć wprowadzenia ułatwień wizowych, stypendiów dla studentów i wymiany młodzieży. To sprawy ważne, ale postęp w nich jest tak trudno weryfikowalny, że stały się wygodnymi formułami, o których można mówić, nie wdając się w konkrety. Choć akurat w kwestii wiz prezydent Polski obiecał, że nasz kraj "jest w stanie wprowadzić wszelkie możliwe ulgi, jakie są dopuszczalne".

Przed rokiem głośno było o uregulowaniu prawnym dla Ukraińców, którzy pracują w Polsce na czarno - i cisza. Polska sprawia czasem wrażenie, że w relacjach z Ukrainą wystarczy być, a Ukraińcy niech czerpią wzór z "polskiej transformacji". Zapominamy, że transformacje w obu krajach idą po odmiennych torach.

Poza tym, Ukraina już w 2004 r. przełamała międzynarodową izolację. Jeśli Polska chce być jej "adwokatem" w Europie, musi zrobić więcej. Inaczej Kijów zacznie pukać do drzwi bardziej wpływowych krajów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006