Wyrwa

Regulacja rzek to świetny sposób na ujarzmienie "zwykłej" powodzi. Gdy przychodzi naprawdę wielka woda, technika obraca się przeciwko ludziom.

25.05.2010

Czyta się kilka minut

Nieco ponad dobę po tym, jak przez Czechowice-Dziedzice przeszła fala kulminacyjna, Robert Wawręty, ekspert oświęcimskiego Towarzystwa na rzecz Ziemi, nakłada gumowce i kurtkę przeciwdeszczową, a następnie rusza w objazd wzdłuż rzek i strumieni położonych na południe od jeziora Goczałkowickiego. 38-letni Wawręty, z wykształcenia magister inżynier ochrony środowiska, to postać, na widok której urzędnikom odpowiedzialnym za politykę przeciwpowodziową schodzi z twarzy uśmiech. Nie tylko dlatego, że potrafi być nieustępliwy i spoglądać zza wąskich okularów bardzo zimnym wzrokiem. TnrZ jest jedną z nielicznych organizacji pozarządowych specjalizujących się w monitoringu inwestycji hydrotechnicznych w kraju i od lat udowadnia, że w tej dziedzinie Polska popełnia katastrofalne błędy.

***

Pracy nie brakuje - po powodzi z 2001 r., która spustoszyła dorzecze Wisły, do kraju popłynął szeroki strumień pieniędzy. Europejski Bank Inwestycyjny przyznał wówczas Polsce ćwierć miliarda euro pożyczki na odbudowę zniszczonych urządzeń wodnych, co razem z wkładem własnym dało 385 mln euro. Za te pieniądze powstało tysiąc małych projektów wodnych, przez ekologów i część środowiska hydrotechnicznego uznanych w najlepszym razie za bezsensowne, w najgorszym zaś - za szkodliwe. Wawręty sypie jak z rękawa przykładami miejsc, w których melioranci chronią przed zalaniem pola uprawne, pastwiska, lasy i nieużytki. Czasem wbrew prawu.

Urzędnicy z kolei zarzucają ekologom nieodpowiedzialność i brak zdrowego rozsądku. Kilka dni temu władze gminy Oświęcim oskarżyły TnrZ, że przez blokowanie inwestycji hydrotechnicznych na Wiśle doprowadziło do zalania obozu w Brzezince. Ekolodzy proponują, by zamiast wycinki drzew nad jednym z najwartościowszych odcinków rzeki zastosować inne rozwiązanie. Melioranci odmawiają.

Na razie jednak Wawręty ogląda zachodnie obrzeża Czechowic. Dla hydrologów to miejsce szczególne z wielu względów. Bliskość gór, utrzymywane od średniowiecza stawy, jezioro Goczałkowickie, a także gęsta sieć strumieni i rzek sprawiają, że nawet w okresach suszy ten rejon nie narzeka na brak wody. Lokalne podtopienia zdarzały się tu od zawsze, rzadko kiedy powodując katastrofalne skutki.

Kiedy Wawręty wspina się na tor kolejowy Zebrzydowice-Trzebinia, widzi pejzaż apokaliptyczny. Na pobliskich polach woda nieco opadła, ale dalej na południe rozpoczynają się wielkie jeziora, z których wystają bezradnie domy jednorodzinne sołectwa Zabrzeg. Na co dzień płyną tamtędy trzy niegroźne, dobrze utrzymane rzeczułki - Jasienica, Wapienica i Iłownica. Rozlewiska widać również na północy, tam z kolei zbuntowała się Wisła.

Sołectwa Zabrzeg, Ligota i Bronowo znalazły się pod wodą.

Katastrofa dzieje się w krajobrazie, w którym woda już dawno została podporządkowana człowiekowi. Na co dzień rzeki i strumienie płyną prosto, meandrów brak, koryta wraz z wałami mają idealny przekrój trapezu. Tradycja regulacji rzek sięga na tym terenie jeszcze międzywojnia. Na zdjęciach z satelity do potoków i rzek można przykładać linijkę.

Powodzi prawdopodobnie nie dało się uniknąć. Robert Wawręty jest jednak przekonany, że jej skutki nie musiały być tak katastrofalne. W efekcie wyprostowania trzech rzek i odcięcia ich obwałowaniami od terenów zalewowych fala kulminacyjna wzrosła. Musiała w końcu wylać.

***

Nasypem kolejowym idzie szczupła, spracowana kobieta z córką. To Bronisława Wilczek, właścicielka jednego z dwóch największych gospodarstw w okolicy. Wilczki i Mikołajczyki posiadają wspólnie ponad 120 ha położonych nad rzekami pól, przede wszystkim w newralgicznym miejscu - tam, gdzie Iłownica wpada do Wapienicy. Miejsce wydaje się stworzone do tego, by zbudować tam polder, na którym zatrzymywałaby się część powodzi. Kilkaset metrów niżej, za wiaduktem, zaczynają się już gęsto zabudowane tereny.

Bronisława Wilczek: - Jak nas zalało w 1997 r., o!, to była dyskusja, to były plany. Mówili nam w gminie tak: "Słuchajcie, w razie powodzi wasze pola powinny trzymać wodę. Zbudujemy konstrukcję, a jak woda zniszczy wam plony, dostaniecie odszkodowania". Myśmy nie mieli nic przeciwko, wiadomo, że domy chronić trzeba najpierw. Ale jakoś wszyscy zapomnieli.

Wilczkom powódź zniszczyła całe zasiewy kukurydzy dla świń. Pola nie były ubezpieczone - towarzystwo podało tak zawrotną stawkę, że musieli zrezygnować.

***

Kilka kilometrów wyżej nic nie wskazuje na możliwość katastrofy. Jasienica, Wapienica i Iłownica toczą się swoimi rynnami, wały nigdzie nie są przerwane, widać, że poziom wody opadł i największe zagrożenie minęło. Widać też trudną do wytłumaczenia prawidłowość - wały są jednakowo wysokie, niezależnie od tego, czy za nimi leży uprawne pole, rośnie las, czy stoją zabudowania. Woda nie ma gdzie wylać. A ponieważ koryto jest proste jak strzała (meandry, przypomnijmy, dawno zniknęły), rzeka nabiera prędkości i sunie coraz szybciej w dół.

Efekt widać na Wapienicy. Jest tam miejsce, gdzie woda napotkała stalowy mostek. Mostek zmienił się w tamę i wygiął w łuk, ale nie puścił. Puścił za to poprzedzający go wał przeciwpowodziowy, w którym zieje zasypywana właśnie przez koparkę wyrwa. Pobliskie pola zmieniły się w wymyte do czysta klepisko, woda zalała domy.

Jak zawsze w takich sytuacjach, tak i w Czechowicach pojawią się z pewnością głosy, że katastrofie winny jest brak środków finansowych na dalsze podnoszenie wałów. Jednak w przypadku okolic Bielska-Białej nie można powiedzieć, że zawinił brak regulacji. Biuletyn Informacji Publicznej pokazuje, że nadal trwają tam prace hydrotechniczne. Na podwyższanie wałów nad Iłownicą i regulację tej rzeki wydano w ostatnich latach 1,5 mln zł, nad Wapienicą 2,5 mln, znalazły się też pieniądze na dalszą regulację Jasienicy.

Robert Wawręty: - Nie jestem przeciwnikiem budowania wałów przeciwpowodziowych, są z pewnością miejsca, gdzie nie da się ich uniknąć. Ale w Polsce nadal traktujemy je jak najlepszy lek na powódź. To czysta głupota, z której zdały już sobie sprawę kraje takie jak Niemcy czy Francja - opowiada. - Nad Renem prowadzone są prace, które pozwolą na odzyskanie 6800 ha powierzchni. Ta przestrzeń przyjmie w czasie powodzi 260 mln. m3 wody. Obejmują one na przykład odsuwanie wałów od rzek oraz budowę polderów. Wyprostowanie Renu miało skutki tak katastrofalne, że podjęto w końcu odważną decyzję. Regulacja rzek to świetny sposób na ujarzmienie "zwykłej" powodzi. Ale gdy przychodzi naprawdę wielka woda, technika obraca się przeciwko ludziom.

Ekolodzy przywołują też inne przykłady. Amerykanie wyliczyli, że każda wielka woda przynosi kilkukrotnie większe straty niż poprzednia - po katastrofie podwyższane są zazwyczaj obwałowania, co sprawia, że zwiększa się poczucie bezpieczeństwa okolicznych mieszkańców, którzy znowu inwestują w nieruchomości na terenach zagrożonych zalaniem. Kolejna wielka woda zrywa wały i sytuacja się powtarza.

Na niekorzyść mieszkańców sołectw graniczących z Czechowicami działa charakterystyczne zagospodarowanie przestrzenne. Zabudowa jest rzadka, domy porozrzucane daleko jeden od drugiego. Kiedy przychodzi wielka woda, zdarza się, że obrona jednego gospodarstwa szkodzi innym właścicielom.

***

Za wiaduktem, tam, gdzie Iłownica zbliża się do Wisły, pełno ludzi. Stanisław Mucha patrzy z torów kolejowych na to, co zostało z jego działki. Instynkt podpowiedział mu, żeby ratować zwierzęta, zdążył w ostatniej chwili. Inni nie zdążyli. Z ogrodów działkowych "Apollo-Camping" dwa dni po powodzi widać jedynie czubki drzew i dachy altanek. W brudnej wodzie pływają piłki plażowe, beczki po chemikaliach, plastikowe krzesła. Pomalowana na optymistyczną żółć altana wypłynęła na powierzchnię i wygląda jak przewrócony na bok statek.

Stanisław Mucha wybucha stekiem przekleństw. Nie z powodu deszczu jednak - podtopienia na działkach zdarzały się zawsze. Teren położony jest w widłach Iłownicy i Wisły, więc ryzyko jest duże. Muchę interesuje, czy prawdą jest, że zbiornik goczałkowicki zaczął zrzucać wodę do Wisły zbyt późno. Interesuje go, czy to prawda, że również zbiornik retencyjny na Wapienicy czekał zbyt długo na opróżnienie. I w końcu: dlaczego nikt nie poinformował mieszkańców o nadchodzącej powodzi, skoro meteorolodzy spodziewali się katastrofalnych opadów?

- W polskiej polityce przeciwpowodziowej widać jeszcze jeden błąd: zbiorniki, które mają chronić przed powodzią, służą jednocześnie jako rezerwuar wody pitnej, przemysłowej czy obiekt turystyczny - twierdzi Wawręty. - Goczałkowice np. zapewniają wodę dla Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, trudno więc sobie wyobrazić, że nawet w razie powodzi zbiornik zostanie opróżniony do zera. Nie da się pogodzić tak różnych funkcji.

Razem z ogródkami działkowymi zatonęło również osiedle domów jednorodzinnych. Niektórych właściciele nie zdążyli jeszcze otynkować.

- Mieszkałem przy działkach od dwóch lat - opowiada jeden z napotkanych powodzian. - Woda zabrała nam wszystko w ciągu dwóch godzin, ale do wody pretensji nie mam. Teraz słyszę, że to jest teren zalewowy, ale jak załatwiałem dokumenty w urzędzie, nikt się nie zająknął, a ja nie pochodzę stąd i nie muszę wiedzieć, co i kiedy wylewa. Nawet ubezpieczyciel nic nie mówił, zapłaciliśmy zwyczajną stawkę.

***

Przy okazji powodzi ministerstwo ogłosiło, że "Program dla Odry 2006" realizowany jest zgodnie z planem. W latach 2002-2009 uregulowano przeszło 880 km rzek i potoków.

A na obrzeżach działek, od strony Iłownicy, tworzy się zbiegowisko, dyskutują tam zawzięcie ludzie, widać wyciągnięte ramię koparki. Praca wre. Jedni są przeciwko, inni za. Za chwilę przyjdą policjanci i dla obowiązku będą próbowali wyjaśnić sprawę, ale szybko odejdą, żeby nie prowokować.

Właściciele zalanych domów i działek nielegalnie demontują wał przeciwpowodziowy.

Przez wyrwę do Iłownicy wraca brudnożółty wodospad.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2010