Wyjście z pustelni

We wtorkowy wieczór Kate Bush rozpoczęła cykl koncertów w londyńskim teatrze Apollo. Niezmiernie wyczulona na punkcie swojej prywatności artystka spotyka się ze swoimi fanami po raz pierwszy od 35 lat.

25.08.2014

Czyta się kilka minut

Trudno powiedzieć, co było oficjalną przyczyną zarzucenia przez Bush występów na żywo. Najbardziej prawdopodobne jest to, że Brytyjka nie mogła znieść faktu, iż coś może pójść nie po jej myśli. Wszak w przypadku koncertu nie da się wszystkiego zaplanować i przewidzieć w stu procentach. Ta perfekcjonistka brała wówczas udział w produkcji show, kontrolowała pracę choreografów i stylistów. Zmotywowała nawet zatrudnionych inżynierów, aby zaopatrzyli ją w mikrofon, który pozwoli jej jednocześnie tańczyć i śpiewać. Odbiór występów był bardzo dobry, jednak artystka stwierdziła, że gra nie jest warta świeczki – przygotowania pochłaniały mnóstwo sił i czasu, a marginesu błędu nie udało się wyeliminować. Do perfekcji opanowała za to ochronę własnej prywatności. Przy okazji premiery swojej ostatniej płyty („50 Words for Snow”) Kate Bush ani razu nie pokazała się publicznie. Nie tylko nie dawała koncertów, ale nie pojawiała się też w mediach – udzieliła jedynie kilku wywiadów przez telefon lub Skype’a. Nie pojawiła się ani na okładce albumu, ani w żadnym z teledysków. Pomimo otrzymanej nominacji nie zaszczyciła swoją osobą gali corocznych nagród Brit Awards. Sąsiedzi z hrabstwa Berkshire widywali ją tak rzadko, że byli przekonani, iż dawno się wyprowadziła. Bush dawała się za to częściej we znaki miejscowym z wiosek okalających jej posiadłość w Devon. Liczne kamery, ogrodzenia i próby zablokowania przebiegającej nieopodal rezydencji ścieżki doprowadziły do ostrego sprzeciwu okolicznej ludności. Biorąc pod uwagę tę, chorobliwą wręcz, ochronę własnej prywatności, trudno się dziwić, że na informację o cyklu koncertów Kate Bush jej fani zareagowali niedowierzaniem. Mieli pecha, jeśli wahali się zbyt długo, bo już po piętnastu minutach wszystkie kilkadziesiąt występów zostało wyprzedanych. Wśród masy pytań, które rodzi ta niespodziewana (i ograniczona do jednego klubu) trasa, znajdują się nie tylko te dotyczące repertuaru. Nie sposób przecież ustalić, w jakiej formie wokalnej jest artystka oraz – co najważniejsze – jak udźwignie spotkanie z publicznością. Tym bardziej że jest to przecież audytorium znacznie odbiegające od tego z 1979 r. Kilka dni temu Bush poprosiła fanów, którym udało się kupić bilety na jej koncerty, o nieprzynoszenie aparatów, iPhonów, iPadów i całego tego elektronicznego ekwipunku. Zależy jej na zbudowaniu intymnej, kameralnej atmosfery. Jeśli publiczność zdecyduje się jej pomóc, wokalistka ma szansę znów wspiąć się na wyżyny. Może nawet wyższe niż pamiętne „Wichrowe Wzgórza”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2014