Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Myślę, że z moimi felietonami jest podobnie: jak piszę o poezji albo o tym, jak w dzieciństwie jadłem jabłka na chlebie, to zawsze ktoś jakieś ciepłe słowo powie. A jak o sprawach społecznych, to - nie było tematu. Przyzwyczaiłem się.
Zwłaszcza że nie brakuje też powodów do optymizmu. Wprawdzie nie ma jeszcze ostatecznych danych dotyczących tegorocznej "jednoprocentówki", ale wstępne, które ogłoszono pod koniec września, są budujące: ponad dwa miliony podatników więcej zdecydowało się w tym roku skorzystać z odpisu na rzecz organizacji pożytku publicznego. W sumie - siedem milionów trzysta tysięcy obywateli! To jeszcze nie jest nawet jedna trzecia tych, którzy podatki płacą, ale mimo wszystko ta liczba robi wrażenie. Zwłaszcza jeśli się pamięta, że kilka lat temu zaczynaliśmy od... osiemdziesięciu tysięcy.
Celowo zapisuję te liczby słowami, a nie cyframi, żeby podkreślić, że stoją za nimi żywi ludzie. Może część z nich zdecydowała o przekazaniu jednego procenta, nie zastanawiając się specjalnie nad tym, co robią - ktoś ich namówił, w programie komputerowym, który wypełniał pity, była wpisana jakaś organizacja, albo mieli taki kaprys, żeby państwu oddać jak najmniej... Nie widzę nic złego w tym, by jeden procent stał się rutyną, odruchem, dobrym zwyczajem, tak jak dobrym zwyczajem jest zostawiać wolne nakrycie w wigilię czy mówić "dzień dobry" sąsiadowi. Społeczeństwa stają się silne nie tylko dzięki aktywności i zaangażowaniu jednostek, ale też dzięki dobrym zwyczajom pozostałych obywateli.
Słyszę niekiedy argument, że jednoprocentowe odpisy mogą stać się alibi dla ludzkich sumień: płacę podatki, część podatków przeznaczam "na miłosierdzie" - i na tym koniec, niech o resztę martwią się ci, którzy z moich podatków korzystają. Pewnie bywa i tak. Aktywność organizacji, które o jeden procent zabiegają, powoduje jednak, że wszyscy jesteśmy lepiej poinformowani, dostrzegamy takie obszary, których może wcześniej nie widzieliśmy. Jeden procent nie wspiera wyłącznie działań charytatywnych, także naukowe, kulturalne, edukacyjne. Za sprawą "kampanii jednoprocentowej" w mediach jest trochę więcej miejsca dla spraw, o których na co dzień mówi się za mało.
Przybywa nas, gdy się dzielimy. Żeby w to uwierzyć, potrzeba czasu. Mam wrażenie, że mimo wszystko czasu nie marnujemy. Jeżeli za czymś tęsknię, to za tym, żebyśmy nauczyli się też dzielić uwagą. Czasem ludzie potrzebują tylko jednego: żeby ktoś wysłuchał ich historii. Niech to będzie choćby jeden procent uwagi. Na początek tyle.