Wszystkie faule Moskwy

Mówi się: „W Rosji poeta to więcej niż poeta”. Również sport to w Rosji więcej niż sport.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Władimir Putin i prezydent FIFA Gianni Infantino (po prawej) wizytują stadion na Łużnikach. Moskwa, wrzesień 2017 r. / SEFA KARACAN / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
Władimir Putin i prezydent FIFA Gianni Infantino (po prawej) wizytują stadion na Łużnikach. Moskwa, wrzesień 2017 r. / SEFA KARACAN / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

Czym więc jest sport we współczesnej Rosji? To świadectwo globalnej potęgi. A także okazja do złomotania wrogów putinowskiej władzy. Oraz element wojny hybrydowej Rosji z resztą świata. Dlatego również XXI Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2018 będą nie tylko turniejem sportowym, lecz także areną walki prezydenta Putina o prestiż. Czy to się uda?

Wszystko w porządku

Był grudzień 2010 r., gdy Rosja otrzymała od FIFA prawo do organizacji piłkarskich mistrzostw świata w 2018 r. Prezydentem był wówczas Dmitrij Miedwiediew, w którym zachodni partnerzy Kremla pokładali nadzieje na zliberalizowanie polityki zagranicznej i wewnętrznej, ocieplenie stosunków, większe otwarcie.

Mijał już wszystkim powoli kac wywołany wojną w Gruzji (sierpień 2008 r.), w której Rosja oderwała od tego kraju dwie prowincje: Abchazję i Osetię Południową. Zachodni biznesmeni robiący interesy w Rosji przystąpili do szeroko zakrojonej ofensywy na rzecz przywrócenia we współpracy z Moskwą zasady business as usual – wszystko w porządku. Zaskakującą – mimo wszystko – decyzję gremium FIFA o przyznaniu organizacji mundialu przyjęto w Moskwie rzecz jasna z radością. Potraktowano ją jako kolejny wyraz uznania.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden wątek – będzie powracał wielokrotnie w opowieści o rosyjskich mistrzostwach. W 2010 r. głównym przegranym w pojedynku o organizację imprezy okazała się Wielka Brytania – państwo ostro krytykujące politykę Putina. Jeszcze wtedy nie opadł pył bitewny nad sprawą otrucia Aleksandra Litwinienki (brytyjskie śledztwo ustaliło, że Litwinienko został otruty promieniotwórczym polonem przez wysłanych z Moskwy do Londynu funkcjonariuszy FSB). Zaraz potem rozpętała się kolejna afera szpiegowska, których w historii stosunków rosyjsko-brytyjskich było wiele. A w przeddzień decyzji o przyznaniu organizacji mundialu 2018 w światowej prasie ukazało się wiele materiałów na temat korupcji w FIFA. Wskazywano w nich, że ówczesny przewodniczący światowej federacji Sepp Blatter został kupiony przez Putina. W Moskwie wzruszono ramionami: a gdzie dowody?

Wrócimy jeszcze do tego tematu.


MUNDIAL 2018: o wszystkich obliczach mistrzostw świata piszemy w naszym specjalnym serwisie >>>


Tracąc Ukrainę

Putin rozgrywał własną partię. Poza meczem z Wielką Brytanią oraz – szerzej – z Europą, była jeszcze newralgiczna rozgrywka z Ukrainą oraz o Ukrainę.

Legenda głosi, że w 2007 r. przewodniczący ukraińskiego związku piłki nożnej z pomysłem zorganizowania wspólnych mistrzostw europy w 2012 r. poleciał do Moskwy. Ale Kreml był wtedy rozżalony na Ukrainę po pomarańczowej rewolucji i propozycję odrzucił, podkreślając – w firmowym stylu – że jeżeli Rosja zechce zorganizować turniej piłkarski, to poradzi sobie sama.

W świetle wydarzeń, które nastąpiły potem w stosunkach rosyjsko-ukraińskich – Majdan, przygarnięcie przez Rosję zbiegłego eksprezydenta Janukowycza, aneksja Krymu, agresja na wschodnią Ukrainę, narastająca wrogość – można się zastanowić, czy tamta odmowa Putina nie przyczyniła się do pogorszenia relacji między Moskwą i Kijowem. Chyba zabrakło mu wyobraźni, górę wzięła urażona ambicja. A może ta sprawa pokazała tylko dobitnie, że ukraińsko-rosyjski rozbrat już nastąpił, i jedynie go przypieczętowała?

W każdym razie akces Rosji, by zorganizować piłkarskie mistrzostwa świata, był w tym kontekście ważnym zagraniem. Putin najwyraźniej postanowił wyrównać rachunek choćby w ten sposób. Ukraina dla Rosji, dla myślenia jej elit rządzących, to nie tylko sąsiad. Putin przy każdej okazji powtarza, że Ukraińcy to bracia, że wraz z Białorusinami i Rosjanami tworzą jeden naród, że niepodobna go rozdzielić. W rosyjskich programach informacyjno-publicystycznych najgorętsze dyskusje wywołuje nieodmiennie temat Ukrainy i jej proeuropejskich dążeń. Temperatura tych debat wskazuje, że gorączka nadal nie spada, że ta rana w rosyjskim sercu się nie goi. I że ciągle żywe są nadzieje, iż poobijana na drodze do Europy Ukraina pokornie wróci w ramiona stęsknionej Matki Rosji.

Na razie nie wróciła i nie zanosi się, aby w najbliższym czasie chciała. W przeddzień mundialu prezydent Putin pospieszył ogłosić obawę, że Ukraina może szykować podczas turnieju prowokacje, np. rozpocząć ofensywę na Donbas. I odradził takie akcje, bo „będą przykre konsekwencje”…

System państwowego dopingu

Kontrowersje wokół decyzji FIFA o przyznaniu mundialu Rosji powracały w ostatnich latach wielokrotnie. Bo też powodów do tych kontrowersji Rosja dostarczała nieustannie.

Zacznijmy od wielkiej afery dopingowej. W lutym 2014 r. w rosyjskim Soczi odbyły się zimowe igrzyska olimpijskie. Nikt z ekspertów nie dawał Rosji szans na wygranie klasyfikacji medalowej – typowano, że zajmie w niej piąte-szóste miejsce. Tymczasem zdobyła pierwszą lokatę.

Dwa lata po igrzyskach wyszły na jaw niedozwolone metody stosowane przez rosyjską ekipę olimpijską. Do nagłośnienia afery przyczyniła się niemiecka telewizja ARD, która wyemitowała kilkuczęściowy film „Doping Top Secret”, poświęcony dopingowi w rosyjskim sporcie. Oliwy do ognia dolał Grigorij Rodczenkow, szef rosyjskiej agencji antydopingowej, który w obawie o własne życie uciekł na Zachód (chyba miał powody – dwie osoby z kierownictwa rosyjskiej agencji zmarły w tajemniczych okolicznościach).

Po ucieczce Rodczenkow opowiedział mediom, że rosyjscy olimpijczycy koksowali pod czułym okiem trenerów, że niemal połowa rosyjskich medali w Soczi została zdobyta nieuczciwie, że stosowano przemyślny system zamiany próbek moczu, że plan został opracowany w Federalnej Służbie Bezpieczeństwa, a zaakceptowany na najwyższym szczeblu politycznym.

Afera miała opłakane dla rosyjskiego sportu skutki: część olimpijczyków podejrzanych o doping zdyskwalifikowano dożywotnio lub na długi czas, część pozbawiono medali, zabroniono im udziału w igrzyskach itd. Rosja prowadziła intensywny lobbing, by przywrócić prawo startu zawodnikom, trenerom i działaczom. W niektórych przypadkach to się udało. Np. do udziału w mundialu dopuszczono drużynę narodową Rosji, której zawodnicy też byli podejrzewani o stosowanie dopingu.

Komentatorzy używali sobie niepospolicie na tym podejrzeniu: „Skoro oni na dopingu grają jak nogi stołowe, to jak by grali bez wzmacniaczy?”. Faktycznie, Sborna (jak popularnie określa się rosyjską drużynę narodową) zajmuje odległe, bo 70. miejsce w rankingu FIFA, i ostatnimi czasy nie dawała kibicom powodów do zadowolenia. Choć nie brakuje głosów, że losowanie grup było tak łaskawe dla gospodarzy, że nie wypada im nie wyjść z fazy grupowej.

Uśmiechnięty jak kibic

A jeśli już mowa o kibicach – to kolejna z kontrowersji, jakie pojawiły się na horyzoncie w trakcie przygotowań do rosyjskiego mundialu.

Rosyjscy ultrasi wielokrotnie sprawiali kłopoty na rodzimych stadionach. Krewkim młodzieńcom w klubowych szalikach czasem nie wystarczało zdemolowanie stadionu – przenosili bitwy na ulice. Do haseł wsparcia dla umiłowanej drużyny czy pohańbienia drużyny przeciwnej dopisywano niekiedy hasła rasistowskie i ksenofobiczne.

Socjolodzy rosyjscy od lat twierdzą, że środowiska kibolskie mają „kryszę” (patronat) w służbach specjalnych, które realizują polecenia Kremla w tym zakresie. Poszlaki są: w razie potrzeby energię kibiców najwyraźniej kanalizowano zgodnie z odgórnym zaleceniem. Próbkę tej metody można było zaobserwować podczas mistrzostw Europy we Francji w 2016 r.: w Marsylii doszło do regularnej bitwy z udziałem rosyjskich ultrasów, którzy wyżyli się na znienawidzonych kibicach z Wielkiej Brytanii.

Do dziś jest to dla rosyjskich kibiców powód do chwały: dali Brytolom, zadawnionym wrogom, nieźle popalić. Burdy były szeroko komentowane w sieci. Zacytujmy taki komentarz: „Przemoc, jakiej dopuścili się rosyjscy kibice w Marsylii, to jeszcze jeden argument na rzecz twierdzenia, że przyznanie organizacji mundialu 2018 Rosji to wielki błąd skorumpowanej FIFA. Jak można przeprowadzić mistrzostwa w kraju, gdzie antyamerykańska i anty­europejska propaganda wywołuje nienawiść do wszystkiego, co inne. Nie, to nie jest miejsce na mistrzostwa”.

Teraz, w przeddzień mundialu, w brytyjskiej prasie pojawiło się kilka ciekawych artykułów poświęconych rosyjskim kibicom. Zdaniem publicysty dziennika „­Guardian” Kreml, który latami podgrzewał nastroje wśród skrajnie prawicowych środowisk kibolskich, kontrolował je i wykorzystywał do własnych celów, teraz może nie dać sobie rady z agresywnymi kibicami. Dżin został wypuszczony z butelki i nie ma zamiaru tam powrócić.

Z kolei rosyjskie media państwowe od pewnego czasu prowadzą kampanię na rzecz stworzenia pozytywnego wizerunku rodzimych wielbicieli piłki. W każdym materiale podkreśla się, że cudzoziemscy kibice nie powinni się bać o własną skórę, gdyż spotkają się jedynie z życzliwym przyjęciem. Gospodarzom wszak zależy, aby pokazać rumianą, dobrotliwą twarz Rosji, kraju pełnego niespożytej energii, otwartego na świat, nowoczesnego i uśmiechniętego.

„Russia no criminality”

Właśnie: skorumpowana FIFA, o której pisali komentatorzy po kibolskiej demolce na Euro 2016, to jeszcze jeden wątek związany z organizacją mistrzostw w Rosji.

Decyzja o przyznaniu tego prawa Rosji zapadła w chwili, gdy FIFA wypisała sobie na sztandarach wspieranie idei futbolowych tam, gdzie nie są one jeszcze silne. W Rosji piłka nożna jest wprawdzie bardzo popularna, ale infrastruktura była zdecydowanie niewystarczająca, aby zorganizować imprezę rangi mistrzowskiej.

Do sprawy budowy mundialowych obiektów za chwilę powrócimy. Najpierw o korupcji.

W maju 2015 r. wybuchła wielka afera korupcyjna w FIFA, aresztowano kilku ważnych działaczy. Rosyjscy politycy okazali się bardzo tym zaniepokojeni – dostrzeżono w tym zagrożenie dla prawa do organizacji mistrzostw przez Rosję. Media pękały od publikacji, że Rosja kupiła sobie prawo do mundialu.

Ówczesny przewodniczący federacji Sepp Blatter (w wyniku afery w końcu utracił stanowisko) był postrzegany jako sojusznik Moskwy. Deklarował, że „sport i polityka powinny być rozdzielone”. Podobne deklaracje składał Putin. A jednak obaj w chwili kryzysu spotkali się na poufnych rozmowach w rezydencji rosyjskiego prezydenta w Nowo-Ogariowie. W spotkaniu brał też udział Witalij Mutko, wówczas członek komitetu wykonawczego FIFA, a potem minister sportu, pod skrzydłami którego wyrosła wielka afera dopingowa. Pytany wtedy przez dziennikarzy o kulisy afery korupcyjnej w FIFA, Mutko próbował wypowiedzieć się światowo, przekonująco i po angielsku: „Russia no criminality” – wybąkał, cały w pąsach.

Ale w 2015 r. chodziło nie tylko o afery z kupowaniem decyzji FIFA. Doszły jeszcze kontrowersje polityczne. W 2014 r. Rosja anektowała Krym i dokonała agresji na wschodnią Ukrainę; w lipcu 2014 r. nad Donbasem został zestrzelony samolot ­Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie. Wielu polityków twierdziło, że w związku z tym należy odebrać Rosji organizację rozgrywek, jako że mistrzostwa nie mogą odbyć się w kraju prowadzącym wojnę. Świat zachodni wprowadził sankcje.

Rosja konsekwentnie się broniła, twierdząc, że nie jest stroną w toczącej się na Ukrainie wojnie (i nazywając ją „domową”), oraz zapewniając, że z zestrzeleniem samolotu nie ma nic wspólnego. W tej grze FIFA wspierała Moskwę, powołując się na zasadę apolityczności.

Nerwowo zrobiło się znów przy wymianie władz federacji piłkarskiej. Ale następca Blattera, Gianni Infantino, z dziecięcą radością ściskał prawicę Putina, pozwalał mu się zapraszać na imprezy sportowe do Rosji, odwiedzał szkółki piłkarskie i wyuczył się kilku słów po rosyjsku, aby w oficjalnych wystąpieniach zrobić dodatkową przyjemność gospodarzom. O odwołaniu mundialu nie było ze strony FIFA mowy.

Bojkot? Jaki bojkot?

Ukraiński rysownik Andrij Jermołenko stworzył serię antyplakatów mundialowych pod hasłem „FIFA War Cup”. Nawiązują one stylistyką do oficjalnej symboliki mistrzostw. Artysta zestawił też listę tematów, z których każdy, jego zdaniem, powinien stanowić powód do zbojkotowania rosyjskiego mundialu przez cywilizowany świat.

I tak, logotyp mistrzostw przedstawił w obudowie z drutu kolczastego – to protest przeciw przetrzymywaniu przez Rosję więźniów politycznych. Osobny plakat poświęcony jest ukraińskiemu reżyserowi Olegowi Sencowowi, skazanemu w Rosji w sfingowanym procesie na karę 20 lat kolonii karnej (od kilku tygodni Sencow prowadzi głodówkę protestacyjną). Dalej: aneksja Krymu, rozpętanie wojny w Donbasie przy udziale rosyjskiej armii, wojna w Syrii, zestrzelenie malezyjskiego samolotu cywilnego, otrucie eksagenta rosyjskich służb specjalnych Siergieja Skripala i jego córki Julii...

Zatrzymajmy się przy dwóch ostatnich tematach.

Pod koniec maja Międzynarodowa Grupa Śledcza potwierdziła, że pocisk, którym zestrzelono samolot Malaysia Airlines, został odpalony z zestawu przeciwlotniczego typu „Buk”, należącego do 53. Brygady Przeciwlotniczej armii rosyjskiej. Holandia i Australia, których obywatele zginęli w katastrofie, oficjalnie oskarżyły Moskwę o udział w zestrzeleniu samolotu, co było konsekwencją pogwałcenia przez Rosję norm prawa międzynarodowego. Znowu zabrzmiały wezwania do zbojkotowania mundialu – jako sankcji za zbrodnię, do której sprawca nie chce się przyznać. Ale na razie na wezwaniach się skończyło.

Kwestia bojkotu została też częściowo – by nie powiedzieć: śladowo – włączona w sprawę sankcji Wielkiej Brytanii po otruciu rodziny Skripalów. Londyn oskarżył o tę zbrodnię Moskwę i wywołał reakcję dyplomatyczną (nastąpiło wydalenie rosyjskich dyplomatów z Wielkiej Brytanii i brytyjskich z Rosji; potem dołączyły kolejne kraje). Premier Theresa May zapowiedziała, że na mundial do Rosji nie wybierze się żaden brytyjski polityk ani członek rodziny królewskiej. Do „dyplomatycznego” bojkotu dołączyła ­Islandia, a także pojedynczy politycy z Japonii, Australii, Szwecji, Danii i Polski. Ale drużyny Anglii i Islandii pojadą do Rosji.

Rosyjska telewizja pokazuje ostatnio dzień w dzień, że na mundial wybierają się i piłkarze, i ich rodziny, i kibice, nawet z wrogo nastawionej Wielkiej Brytanii. Chęć wzięcia udziału w święcie sportu jest większa niż chwilowe polityczne nieporozumienia – tak przekonują komentatorzy.

Mundial potiomkinowski

Gdy Rosji przyznawano prawo do organizacji mundialu, w kraju brakowało odpowiedniej infrastruktury. Organizatorzy w trybie pilnym stworzyli więc „plan ośmioletni”: miały powstać nowe stadiony, lotniska, dworce, linie kolejowe, połączenia drogowe, baza hotelowa.

W 2010 r. rosyjska gospodarka niezbornie dźwigała się z kryzysu, który mocno dotknął ją dwa lata wcześniej. Budowa obiektów na mistrzostwa miała rozkręcić koniunkturę i zapewnić Rosji wzrost. Ale nic się nie rozkręciło. Do tego doszły następne problemy: przede wszystkim trwały spadek cen ropy na światowych rynkach i dotkliwe międzynarodowe sankcje po 2014 r., które znacznie ograniczyły inwestycje. Z kolei niejasna sytuacja po wzajemnych sankcjach, jakimi Turcja i Rosja obłożyły się po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu nad Syrią, sprawiła, że tureckie firmy budowlane – od lat obecne w Rosji – musiały się na pewien czas wycofać, co spowodowało opóźnienia w oddaniu obiektów do użytku.

Z ambitnych planów wypadały więc kolejne inwestycje mundialowe. Np. nie powstała droga szybkiego ruchu Moskwa–Petersburg, stacje metra, obwodnice, szybka kolej do Kazania, nie zbudowano też większości planowanych hoteli. W Wołgogradzie miała być wymieniona nawierzchnia ulic – tego też nie udało się przeprowadzić. Rosyjska prasa opozycyjna podnosiła, że nie wystarcza pieniędzy na planowane obiekty, bo dla Putina ważniejsze jest zbudowanie mostu z Rosji kontynentalnej na Krym. Ten najdłuższy w Europie most powstał i niedawno, w połowie maja, został otwarty z pompą.

Po drodze na mundial przytrafiały się też różne przygody. Bunt i rwetes na całą Rosję podnieśli pracownicy sfery budżetowej, których przymusowo zagoniono do budowy opóźnionego stadionu w ramach czynu społecznego. Pieniądze gdzieś się rozeszły, więc budowniczowie stadionu odmówili pracy za darmochę.

Po rosyjskim internecie od tygodni krążą zdjęcia przysłoniętych wielkimi płachtami fasad starych budynków w Samarze i Niżnym Nowogrodzie. Miały być wyremontowane, ale jak to w rosyjskich bajkach bywa, na dobrych chęciach się skończyło. Przeto włodarze miast wpadli na pomysł, aby schować ruinę za zasłoną.

A żeby nie było ponuro, na lipnych frontonach namalowano okieneczka i sylwetki witających gości mieszkańców. Tradycje księcia Potiomkina mają się w Rosji dobrze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018