Rosja na progu

Po pierwsze – wybory prezydenckie. Po drugie – mistrzostwa świata w piłce nożnej. Program Kremla na 2018 rok jest klarowny i przewidywalny: żadnych zmian czy nowości, tylko sukces.

22.12.2017

Czyta się kilka minut

Przed mundialem: nowy stadion w Rostowie nad Donem, wrzesień 2017 r. / MLADEN ANTONOV / AFP / EAST NEWS
Przed mundialem: nowy stadion w Rostowie nad Donem, wrzesień 2017 r. / MLADEN ANTONOV / AFP / EAST NEWS

Jak najwięcej wiary w geniusz przywódcy, jak najmniej dociekliwości i kreatywności – to hasła na nową sześcioletnią kadencję niezmiennego prezydenta, Władimira Władimirowicza Putina. System ma trwać. Tylko czy dynamiczne wyzwania współczesnego świata nie zmuszą Rosji do przyspieszenia? Czy pogrążający się w marazmie Kreml znajdzie skuteczne recepty? Czy zdoła utrzymać kurs na niezmienność?

W czwartą rocznicę

Po długich i ciężkich przymiarkach Putin ugiął się pod naporem ludu pracującego miast i wsi – i na początku grudnia zakomunikował, że zgłosi swą kandydaturę w wyborach.

Wybory Putina wyznaczono na dzień 18 marca 2018 r. Data nie jest przypadkowa – to rocznica przyłączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej cztery lata temu. Będzie to dodatkowa okazja, aby wyborcy mogli zamanifestować poparcie dla głównego wydarzenia mijającej kadencji Władimira Władimirowicza. Amok „krym­nasza” mocno się już jednak wypalił. Czym Putin zamierza wypełnić pustkę swojej polityki? Czy ktoś będzie w stanie podważyć jego absolutną władzę?

Użyte powyżej wyrażenie „wybory Putina” nie jest przejęzyczeniem. Głosowanie ma być wszak plebiscytem poparcia dla jedynego słusznego kandydata, rytualną akceptacją wszechmocy, aktem wiary w omnipotencję przywódcy. „Putin to ­constans rosyjskiej polityki. Toteż z wyborami nie wiążą się nadzieje na zmiany. Potencjalni wyborcy nie oczekują ani wielkich inicjatyw, ani sukcesów. Przejście z trzeciej kadencji w czwartą nie zmienia nic w sytuacji zwykłych obywateli. Alternatywy brak. Jedyne, co może zaproponować Putin, to zachowanie status quo, oby tylko nie było gorzej” – tak Andriej Kolesnikow (Carnegie.ru) opisuje stan na trzy miesiące przed wyborami w Rosji.

Wybory to zwykle moment ożywienia w polityce, nowe powiewy, zażarta walka o względy elektoratu. Tymczasem w zabetonowanym pejzażu politycznym putinowskiej Rosji to fasadowy rytuał, mający potwierdzić legitymację lidera. I to się nie zmienia w kolejnych elekcjach Putina.

Także teraz cały zapał sztabu wyborczego ma polegać na zapewnieniu jak największej frekwencji i odpowiednio wysokiego wyniku. W mediach można już dziś przeczytać, jaka będzie pożądana frekwencja (60-70 proc.) i wynik głosowania (65-70 proc. głosów oddanych na Putina). Czeczenia pod rządami Ramzana Kadyrowa prawdopodobnie zapewni tradycyjnie stuprocentowe poparcie. Ale i dla innych regionalnych naczelników właściwe parametry wyborów będą sprawdzianem ich przydatności i sprawności organizacyjnej.

Masa uwierzytelniająca

Formalnie wybory nie są bezalternatywne: startuje w nich nie tylko Putin, ale również inni kandydaci. Jak i w poprzednich elekcjach, swoich ludzi wystawiają partie koncesjonowanej opozycji: komuniści, Sprawiedliwa Rosja, LDPR Żyrinowskiego. Tę listę uzupełnia tolerowana partia ­Jabłoko i jej lider Grigorij Jawliński. Każdy z nich zbierze zapewne po kilka procent głosów, uwierzytelni hasło o demokratyczności wyborów i zyska prawo do uzgodnionego istnienia w ramach systemu.

Ci kandydaci niczym nie zaskoczą – ani wyborców, ani Kremla. Wypełnią swoją misję massa tabulettae. Władimir Żyrinowski znów może trochę pokrzyczy, kogoś obleje podczas telewizyjnych debat sokiem i tyle. W tym teatrze marionetek, pociąganych za sznurki przez kremlowskich inżynierów dusz, spektakl jest tak nudny, że widzowie zasypiają jeszcze przed podniesieniem kurtyny, nieciekawi odgrywanych ustawek.

W stojącej od lat wodzie potrzeba choćby imitacji świeżego nurtu. Zabiegiem wprowadzającym pewne modyfikacje w scenariusz jest pojawienie się na scenie Kseni Sobczak. Córka byłego protektora Putina, Anatolija Sobczaka, skandalizująca swego czasu celebrytka, dziennikarka i prezenterka telewizyjna, kilka tygodni temu oznajmiła swój zamiar startu. Hasłem jej kampanii jest: „Przeciwko wszystkim”. Śmiało i o niczym. Większość obserwatorów uznała Ksenię Sobczak za „projekt Kremla”. Jej udział miałby w zamyśle autorów projektu odebrać wyborców potencjalnemu kandydatowi spoza oficjalnej sceny politycznej – Aleksiejowi Nawalnemu.

Ciało obce

Nawalny od lat walczy o uwagę Rosjan, prowadząc kampanię antykorupcyjną. Jego Fundacja Walki z Korupcją pokazuje liczne patologie systemu, śledzi nielegalne działania polityków korzystających z „renty korupcyjnej”.

Aleksiej Nawalny jest politykiem nowego typu, apelującym do młodego audytorium. Głosi hasła oczyszczenia polityki, a przede wszystkim zapewnienia podmiotowości obywatelowi z jego prawem do zdobyczy socjalnych. Dlatego Nawalny to ciało obce w biurokratycznym układzie, nastawionym na nieodmienne trwanie i ssanie. Jako kandydat miałby prawo do wystąpień w telewizji, czego teraz jest pozbawiony.

Kreml jednak najwyraźniej nie chce pozwolić choćby na takie ryzyko jak dotarcie z przekazem do telewidzów – Nawalny najprawdopodobniej nie zostanie dopuszczony do wyborów. Ciąży na nim wyrok za malwersacje finansowe (wydany w ustawionym procesie), a zatem jest pozbawiony biernego prawa wyborczego.

Aleksiej Nawalny od kilku miesięcy działa jednak tak, jak gdyby ten zakaz nie był ostateczny, i przygotowuje się do startu. Jeździ po kraju, otwiera sztaby wyborcze (choć lokalne władze uprzykrzają mu życie, jak mogą), rozbudza nadzieje na zmiany. Czy to wystarczy? Sondaże dają mu kilka procent w granicach błędu statystycznego.

Ale Nawalny ma coś, czego nie mają inni kandydaci – odwagę i perspektywę. Teraz walczy o to, co będzie po kolejnej kadencji Putina. Jest młody. Znamienne jest, że sam Putin jak ognia unika wymieniania nazwiska Nawalnego. Tak było np. podczas ostatniej wielkiej konferencji prasowej. Nawalny uosabia sprzeciw wobec skorumpowanego putinowskiego systemu, walczy o poszerzenie grona zwolenników (nie popiera go cała antyputinowska opozycja, rozproszona i zajęta własnym lansem). A to poszerzenie nie będzie łatwe: Putina popierają zwolennicy „wiecznotrwania”, bez zmian i wstrząsów. A imię ich legion.

Dziadek narodu

Na wspomnianej konferencji prasowej dziennikarka z Tatarstanu trzymała wielki plakat z napisem „Putin Babaj”. Prezydent zapytał żartem, czy to oznacza „Putin, bye, bye”, na co otrzymał poważną odpowiedź: „Po tatarsku to słowo oznacza »dziadek«”.

Spostrzeżenie na czasie. Bo choć scenariusz wyborów Putina jest znany, a kurs na utrzymanie niezmiennego kursu pewny, to jednak upływ czasu i sytuacja między­narodowa wymuszają zmiany i dyktują warunki. Jak zauważają rosyjscy politolodzy, Putin nie jest już ojcem narodu, lecz stał się nestorem, patronem, dziadkiem właśnie.

Jednak system nie jest w stanie sprostać problemom, działa siłą bezwładu, a następną fazą będzie przejście na autopilota: siedzący na szczycie piramidy władzy nie jest w stanie kontrolować choćby rywalizujących między sobą grup wpływu – twierdzi Kolesnikow. Tymczasem tort do podziału się kurczy, zachodnie sankcje są mocno dolegliwe, walka o dostęp do kormuszki (koryta) będzie coraz bardziej zacięta.

Jaka będzie kampania wyborcza, zapowiadająca najważniejsze trendy kadencji 2018-24? Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że słowem kluczem będzie „łagodność”, przynajmniej zadeklarowana. Putin postawi na bliski kontakt z ludem, będzie kreował się na władcę mądrego, stabilnego, pochylonego z troską nad obywatelem (zapowiedź rosyjskiego wariantu programu 500 plus jest zwiastunem innych socjalnych obietnic). Dobrotliwy, pełen miłości człowiek-prezydent, prezydent-człowiek. Kolejny wizerunkowy lifting i kandydat na prezydenta jak nowy. To dotyczy wersji nie tylko na użytek wewnętrzny, ale także na zewnątrz.

Na początku grudnia Putin poleciał do Syrii, gdzie zapowiedział wycofanie większości rosyjskich sił (choć dwie rosyjskie bazy zgodnie z podpisanymi z prezydentem Asadem umowami pozostają) i ogłosił zwycięstwo w syryjskiej wojnie (choć do tego jeszcze daleko). Sygnał był jasny: jestem gołębiem pokoju, niosącym narodom wolność i porządek, ze mną można, a nawet trzeba rozmawiać, głos Rosji w koncercie mocarstw jest warunkiem niezbędnym uregulowania sytuacji konfliktowych. To przesłanie dotyczy także, a może przede wszystkim, sytuacji na Ukrainie.

Sport na dopingu

Podczas uroczystości otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi, na początku 2014 r., nastąpiła chwila konsternacji, gdy nie udał się trik polegający na rozwijaniu się w koła olimpijskie białych śnieżynek. Jedna z nich nie rozwinęła się i symbol olimpiady pozostał kaleki. Symbolika tej organizacyjnej wpadki powróciła teraz, po latach, gdy Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował się zareagować na skandal związany z dopingiem.

Po długich badaniach, śledztwie i konsultacjach MKOl ogłosił, że dyskwalifikuje Rosyjski Komitet Olimpijski i nie dopuszcza go do udziału w zimowych igrzyskach w południowokoreańskim Pjongczangu, które mają się odbyć w lutym 2018 r. Powodem jest afera dopingowa. Ze zdobytych przez rosyjskich sportowców w Soczi medali zakwestionowano i odebrano aż jedenaście. W Pjongczangu mają się odbyć dekoracje olimpijczyków, którym należne medale przyznano po zdyskwalifikowaniu rosyjskich oszustów.

Przed olimpiadą w Soczi eksperci od sportów zimowych plasowali rosyjską kadrę na piątym-szóstym miejscu. Zadziwiające więc było to, że w klasyfikacji medalowej Rosja zajęła pierwszą lokatę. Teraz wiadomo, jak to się stało – realizowany przy współudziale FSB program wspomagania naszpikowanych dopingiem rosyjskich sportowców umożliwił im sięgnięcie po nienależne laury.

Rosyjscy działacze sportowi i politycy gniewnie fukają na MKOl za pozbawianie „zdopingowanych” Rosjan medali olimpijskich; sekretarz prasowy Putina oznajmił, że Rosji nikt nie odbierze zwycięstwa. Zdemaskowani sportowcy natomiast śmieją się MKOl-owi w nos i mówią, że swoich medali nie oddadzą. Nikomu jakoś nie jest przykro, że doszło do grubego przekrętu, nikt za to nie przeprasza. Przykrość delikwenci odczuwają jedynie z powodu odebrania ukradzionych splendorów i zakazu ze strony MKOl.

Po ogłoszeniu decyzji o dyskwalifikacji Rosji nastąpiła krótkotrwała konsternacja – jak wtedy, gdy w Soczi nie rozwinęła się śnieżynka. Reakcja rosyjskich oficjeli była wszakże więcej niż stonowana. Tylko nazajutrz po ogłoszeniu decyzji MKOl odbyła się burzliwa dyskusja w Dumie – wybrańcy narodu dali upust świętemu oburzeniu, wielu wzywało do bojkotu olimpiady, darło patriotyczne pierze, odgrażało się odwetem. Jedna z deputowanych na Twitterze przypomniała w tym kontekście, że Rosja ma broń atomową.

Atom atomem, ale Kreml nie zdecydował się nawet na użycie procy. Głos zabrał sam Putin i łagodnym głosem dziecięcego dentysty oznajmił, że choć Rosyjski Komitet Olimpijski został zdyskwalifikowany, to MKOl pozostawił czystym rosyjskim sportowcom furtkę: mogą pojechać do Pjongczangu i wystąpić pod flagą olimpijską. I niech jadą, bo nie wolno odbierać ludziom szansy na sportowy sukces, na który pracowali latami. Znowu: mąż stanu pokój miłujący.

Mundial na rany

Sport to w Rosji więcej niż tylko sport – w pojęciu i władz, i dużej części społeczeństwa to jeden z ważnych komponentów składających się na mocarstwowość.

Zimowe igrzyska w Soczi miały pokazać światu, że Rosja jest otwarta i gościnna, pod przewodem umiłowanego przywódcy zmierza ku świetlanej przyszłości. Rosjanom natomiast miały zademonstrować, że ich przywódca należy do pierwszej światowej ligi politycznej, że siedząc na trybunie honorowej obok najważniejszych liderów jest „swoim chłopem”, jednym z nich. Ale z różnych względów ci najważniejsi zbojkotowali olimpiadę w Soczi, a po latach ze sportowego prestiżu zwycięskiej Rosji wyszły wstydliwe pakuły przekrętu.

Nie jest to dobre tło dla mistrzostw świata w piłce nożnej, które mają się odbyć w 2018 r. w Federacji Rosyjskiej. W zamyśle gospodarzy miało to być kolejne świadectwo potęgi Rosji, powód, dla którego reszta świata będzie ją podziwiać, okazja do zbratania się, do poprawy wizerunku nadszarpniętego aneksją Krymu i agresją na wschodnią Ukrainę.

Tymczasem w prasie (głównie angielskiej i niemieckiej) od dawna obecny jest temat bojkotu mistrzostw – bo Krym, bo sankcje, bo bezpieczeństwo. Wreszcie – bo doping. Tak, wedle enuncjacji prasy, również rosyjski futbol nie jest wolny od „dawania w palnik”.

FIFA na razie zachowuje daleko posuniętą powściągliwość. Przewodniczący organizacji Gianni Infantino przyjeżdża do Rosji i fotografuje się z Putinem i Witalijem Mutką, eksministrem sportu, obecnie wice­premierem – i nie komentuje rewelacji o dopingu wśród rosyjskich piłkarzy, nie krytykuje też Mutki.

Tymczasem wedle raportu Światowej Agencji Antydopingowej to Mutko był patronem programu dopingu dla rosyjskich sportowców w Soczi. MKOl dożywotnio zakazał mu udziału w igrzyskach. Mimo ciążących na nim zarzutów o wspieranie programu dopingu Mutko nadal zachowuje stanowisko w rządzie. I – co znamienne – wciąż odpowiada za przygotowania do mundialu. Kolejny skandal wisi na włosku.

Piłowanie „babła”

Podobnie jak o przygotowaniach obiektów olimpijskich w Soczi, wiele pisze się w światowej prasie o budowie obiektów na mundial.

Przed 2014 r. liczono miliony rubli z budżetu, które osiadły na kontach przyjaciół Putina, realizujących lukratywne olimpijskie kontrakty. A już w trakcie igrzysk łamy gazet zdobiły liczne zdjęcia śmiesznych niedoróbek w pokojach olimpijczyków. Krytykowano budowę olimpijskich aren w rezerwatach, wskazywano na wszechobecną inwigilację zawodników oraz kibiców itd.

Z podobnymi zjawiskami mamy do czynienia teraz. Do „piłowania babła” (forsy) z budżetu dochodzą niejasne afery z wykorzystaniem niewolniczej pracy gastarbeiterów z Azji na nowo budowanych arenach czy pokraczne przeróbki stadionów, którym powiększa się trybuny zgodnie z wymogami FIFA.

Podczas zorganizowanego w Moskwie losowania grup mundialu 2018 Putin zapewniał, że Rosja – „piękny i gościnny kraj” – z radością przyjmie kibiców. Czy tak będzie? Nawet gdy reprezentacja gospodarzy zostanie obciążona zarzutami o stosowanie niedozwolonych środków? Nad imprezą jeszcze wiszą znaki zapytania i wcale nie jest powiedziane, że wszystko pójdzie zgodnie z planem Kremla.

Wszystko jest możliwe

Od lat sportowy styl życia Putina stanowi jeden z głównych rysów jego wizerunku. Czy nadal „babaj Putin” jest w stanie sprostać wyzwaniu? Bo zdrowie już nie to. Na prezentowanych w telewizji migawkach z gospodarskich wizyt prezydenta w zakładach pracy widoczne było, że Putin ma trudności w poruszaniu się, że znowu utyka. Raziło sztucznością zadane przez jednego z uczestników spotkania wazeliniarskie pytanie o dobrą formę fizyczną człowieka, który powłóczy nogą, jednocześnie ze wszystkich sił starając się tę nieudolność zamaskować.

W związku z tym, a może całkiem bez związku, w mediach pojawiły się rozważania, że przez kręgi decyzyjne rozważany jest scenariusz B: Putin rezygnuje i przekazuje insygnia władzy wyznaczonemu następcy. Tylko nie bardzo wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić – przed wyborami Putina czy po nich. Ale, wedle słów samego Putina, „w Rosji wszystko jest możliwe”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2018