Wschód uczy się tolerancji

Szkoła w Berezówce pod Białą Podlaską jeszcze kilka lat temu miała przestać istnieć. Dziś wspólnie z polskimi uczą się w niej dzieci uchodźców.

18.07.2016

Czyta się kilka minut

Dni otwarte w ośrodku dla cudzoziemców w Horbowie-Kolonii k. Białej Podlaskiej: wspólna zabawa z dziećmi z okolicy, czerwiec 2015 r. / Fot. Wojciech Pacewicz / PAP
Dni otwarte w ośrodku dla cudzoziemców w Horbowie-Kolonii k. Białej Podlaskiej: wspólna zabawa z dziećmi z okolicy, czerwiec 2015 r. / Fot. Wojciech Pacewicz / PAP

Przyjrzyjmy się temu chłopcu: szczupły, jak na swój wiek wysoki, rzadko uśmiechnięty. Ma 12 lat.

Spośród rówieśników wyróżnia się powagą i skromnością.

– Szamil – powie pani nauczycielka – podejdź, proszę, do tablicy.

I Szamil posłusznie podejdzie.

– A powiedz, od ilu lat mieszkasz w Polsce?

Szamil pokornie odpowie: – Cztery lata.

Nie ma w jego zachowaniu dziecinnej odwagi, naiwności. Jest czujność.

Gdyby stanął przed mapą świata w szkolnym korytarzu i rozłożył ramiona jak ptak, odległość między jedną dłonią a drugą odpowiadałaby odległości między Polską a jego ojczyzną.

– Gramy razem w piłkę – mówi o Szamilu Paweł, kolega z klasy. – Fajny Szamil jest. Wczoraj byliśmy u niego w domu, to znaczy w ośrodku, i widzieliśmy, jak oni tam mają ciasno. Szamil mówi już całkiem dobrze po polsku. Bo jak my idziemy na religię z księdzem, to Szamil uczy się polskiego.

W szkole podstawowej w Berezówce, małej wsi pod granicą z Białorusią, uczy się 70 dzieci. Połowa to dzieci uchodźców umieszczonych w ośrodku dla uchodźców w Horbowie-Kolonii koło Białej Podlaskiej, w większości z Czeczenii i Tadżykistanu.

Kuratoria biernie patrzą

W kwietniu br. pisaliśmy w „TP” o dyskryminacji w polskich szkołach. Jedną z jej twarzy, wyłaniającą się z raportu Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA), było wykluczenie ze względu na narodowość czy grupę etniczną. Już w badaniu z 2015 r. w wypowiedziach uczniów pojawiały się obelgi w rodzaju „ty uchodźco”.

Najnowszy raport TEA o sposobach reagowania na przejawy dyskryminacji w szkołach jest druzgocący dla instytucji, których zadaniem jest kontrola placówek oświatowych (m.in. MEN i kuratoria). TEA przyjrzało się reakcjom instytucji publicznych na 31 przypadków dyskryminacji nagłośnionych przez media. Za każdym razem dochodziło do przejawów dyskryminacji wynikającej z domniemanej „inności” obiektu przemocy. Wiele przypadków miało tragiczny finał, jak w przypadku samobójczej śmierci 14-letniego Dominika, doświadczającego szkolnych prześladowań.

Ale nawet przerażające losy poszczególnych ofiar dyskryminacji nie skłoniły czterech kuratoriów do podjęcia działań. Urzędnicy zasłaniali się brakiem formalnych możliwości reakcji. Jak reagowała reszta? Najczęściej doraźnie: kontrolując poszczególne placówki i zgłaszając niewłaściwe zachowania nauczycieli do rozpatrzenia przez rzecznika dyscyplinarnego. Jedynymi działaniami prewencyjnymi podjętymi już przez same szkoły były lekcje wychowawcze, na których podejmowano tematykę przemocy, jednak najczęściej bez odnoszenia się do istoty problemu, czyli nierównego traktowania ze względu na „inność”.

Widać, że kadra nauczycielska w polskich szkołach nie ma narzędzi do przeciwdziałania i reagowania na przemoc. Tylko kilka spośród przepytanych kuratoriów oświaty przyznało, że nauczycielom brakuje fachowej wiedzy na ten temat.

Ocalić szkołę

Szkoła w Berezówce mieści się w małym budynku po dawnej cerkwi, pamiętającym zabór rosyjski. Do 2012 r. działała jako gminna placówka. Została przejęta przez lokalne stowarzyszenie „Za rzeką Krzną”, założone przez ludzi, którzy nie zgadzali się na likwidację szkoły. Władze gminne uznały, że przy ok. 70 uczniach nie opłaca się jej utrzymywać. Ale wtedy zaprotestowali rodzice. Polacy razem z uchodźcami.

– Bo dzieci uchodźców uczyły się w naszej szkole od 2008 r. Polacy i cudzoziemcy uznali, że nie chcą wysyłać dzieci gdzie indziej, bo tutaj, w Berezówce, czują się bezpiecznie – mówi Monika Dziobek, prezes stowarzyszenia. – Bez uczniów cudzoziemskich, a więc połowy wszystkich, szkoła musiałaby zostać zamknięta.

Obecność dzieci uchodźców oznacza m.in. wyższe dotacje z MEN. Pieniądze mogą być przeznaczone na dodatkowe zajęcia i lekcje wyrównawcze. Zdaniem Związku Nauczycielstwa Polskiego, subwencje powinny być przeznaczane przede wszystkim na szkolenia dla nauczycieli mających pod opieką cudzoziemskie dzieci.

Władze szkoły mówią zgodnie: obecność dzieci uchodźców nigdy nie wpływała na poziom kształcenia w szkole. Dopiero kiedy sprawa kryzysu migracyjnego stała się tematem politycznym, w Berezówce i okolicach zaczęły krążyć nieprzychylne głosy.

– To jasne, że poziom edukacji w Czeczenii czy Tadżykistanie różni się od polskiego. Ale dopiero po doniesieniach medialnych o imigrantach na południu Europy w Berezówce zaczęło się mówić, że dzieci uchodźców obniżają poziom szkoły – mówi Monika Dziobek. – Dla nas żadnej „kwestii uchodźców” nie ma. Rodzice i dzieci współpracują z nauczycielami, uczymy się od siebie nawzajem, staramy się dostosowywać. A poziom wcale się nie obniża. Ostatnio jeden z uczniów z Czeczenii wygrał konkurs ortograficzny. Z języka polskiego.

Jeśli znają, to się nie dziwią

Na korytarzu harmider, właśnie zaczęła się długa przerwa. Wokół nas biegają dzieciaki o różnych kolorach skóry i oczu. Coś do siebie wołają, w różnych językach, najczęściej po polsku. Na ścianach mogą przeczytać, czym jest przemoc i dlaczego nigdy nie wolno jej stosować. Mówi dyrektor szkoły, Katarzyna Sobolewska: – Dzieci cudzoziemskie są w większości wyznania muzułmańskiego. Kiedy Polacy mają religię, oni w tym czasie mają dodatkowy polski. Staramy się szanować ich tradycję, zwyczaje. W stołówce wszystkie dzieci jedzą rosół, tyle że dla cudzoziemców jest gotowany z drobiu.

Najważniejsze, żeby niczego nie narzucać. Zrobiliśmy ostatnio wspólną Wigilię. Ale nie, żeby kogoś zmuszać do naszych tradycji, tylko żeby pokazać, wytłumaczyć. Muzułmanie obchodzą teraz ramadan. I też nam tłumaczą, na czym to polega.

– Ostatnio w jednej z kolorowanek, które dostały dzieci, jeden z czeczeńskich chłopców zamazał wizerunek św. Mikołaja – mówi ks. Marek Buch, katecheta. – Nie krzyczeliśmy, że zrobił źle. Spokojnie mu wyjaśniliśmy, że my przecież wszyscy od jednego Boga jesteśmy. Zrozumiał.

Jedna z dziewczynek z Tadżykistanu przychodzi do szkoły w tradycyjnym stroju. Pojawił się problem: co zrobić z WF-em?

– W takim ubraniu jest po prostu niewygodnie – mówi Katarzyna Sobolewska. – Ale zanim zdecydowaliśmy, zapytaliśmy jej rodziców, czy wyrażają zgodę, by przebierała się na WF. Nie zgodzili się i dziewczynka w swoim stroju chodzi nawet na basen. Szanujemy to.

Jak dzieci reagują na inność? – One już ją znają. A jeśli coś znają, to się temu nie dziwią – mówi dyrektorka. – Czasem kłótnie się zdarzają, jak to w szkole. Ale nikt nikogo od uchodźcy nie przezywa.

Z Polakami idzie dobrze

Przerywamy lekcję polskiego dla czteroosobowej klasy. Wśród uczniów, w ostatniej ławce, siedzi skupiony Szamil. – Zawsze zaczynamy od podstaw, czyli alfabetu – mówi Joanna Ostrowska, nauczycielka języka polskiego. – Niektóre dzieci z ośrodka posługują się tylko rosyjskim, niektóre znają trochę angielski, czasem kilka słów po polsku. Ale większość się go uczy od początku. Naszym zadaniem jest wprowadzenie do języka, żeby dzieci mogły się ze sobą porozumieć.

Wdrażanie w polski system edukacji cudzoziemskich dzieci przebiega etapami. Na początku jest zbieranie informacji, na jakim poziomie są uczniowie, często niemający kontaktu ze szkołą przez długie miesiące.

Edukacja cudzoziemców nie może się odbywać kosztem polskich dzieci. – Staramy się dzielić czas po równo – mówi polonistka. – Nikogo nie możemy pominąć. Co jest najtrudniejsze? Chyba wyjaśnienie, dlaczego w naszym języku dane słowo oznacza jakąś czynność. Nasze kultury się różnią w wielu aspektach, bardzo trudno jest być pośrednikiem między nimi.

Między innymi dlatego szkoła zwróciła się do MEN-u z prośbą o przygotowanie programu nauczania uwzględniającego różnice kulturowe. Ale pomysł w ministerstwie nie zyskał zwolenników.

– Państwo w zdecydowanie większym stopniu powinno wspierać szkoły takie jak w Berezówce – uważa Marta Rawłuszko z TEA. – Należałoby zwiększyć liczbę asystentów międzykulturowych pracujących w szkołach [taki asystent pracuje także w Berezówce – przyp. red.]. To osoby wywodzące się z kultury pochodzenia dzieci cudzoziemskich, w szkole pełnią funkcję międzykulturowych „tłumaczy”. Poza tym, standardowym rozwiązaniem powinno być nauczanie języka polskiego jako języka obcego w ramach regularnych, a nie dodatkowych zajęć.

Dziś nauczyciele zapewniają, że cudzoziemskie dzieci czytają po polsku całe lektury. Raz w tygodniu przeznaczają godzinę wychowawczą na poznawanie polskiej kultury.

Szamil ostatnio przeczytał „Przygody Tomka Sawyera”.

– Na początku było trudno – mówi. Zapytany o kilka słów po polsku, odpowiada: – Mam 12 lat, jestem cudzoziemcem, przyjechałem z Czeczenii. Z Polakami wszystko idzie dobrze.

Sam się do tego nie przyzna, ale jego nauczycielka już tak.

– Szamil ma czasem lepsze oceny niż jego polscy koledzy – uśmiecha się Joanna Ostrowska. – Najbardziej lubi matematykę.

A czego z pracy z cudzoziemcami uczy się polski nauczyciel?

– Umiejętności rozmowy, kontaktu – przyznaje Ostrowska. – I podzielności uwagi. Bo muszę ją poświęcić jednym i drugim, po równo.

Głupot nie narobić

Cudzoziemskie dzieci mają za sobą długą drogę. Zwykle z Czeczenii, Tadżykistanu, ale też Ukrainy. Przechodzą z rodzicami etapy, które musi przejść w Polsce każdy cudzoziemiec stawiający się na polskiej granicy z prośbą o ochronę międzynarodową. Ci, którzy zostają zakwalifikowani do procedury udzielenia azylu, trafiają do otwartego ośrodka dla uchodźców, np. w Horbowie-Kolonii. Obecnie pod jego dachem przebywa 125 osób, w większości Czeczeńców.

– Ośrodek powstał w 2008 r. – opowiada jego kierownik Grzegorz Machno. – Na początku miejscowa ludność myślała, że nie wiadomo, co to będzie, że przyjadą jacyś szemrani ze Wschodu. Przez pierwsze pół roku zdarzały się zatargi między cudzoziemcami a miejscowymi. Głównie wśród młodych. Ci, którzy tu przyjeżdżali, chcieli się pokazać, wejść w lokalne towarzystwo. I zdarzało się, że pijąc z miejscowymi pod sklepem spożywczym, wdawali się w jakieś pijackie awantury. Teraz wśród cudzoziemców wytworzył się taki zwyczaj, że dbają jeden o drugiego, żeby głupot nie narobić. Bo wiadomo, przez jakiś wybryk można dostać deportację.

Wśród miejscowych nie słychać głosów, które można wyczytać na forach internetowych pod artykułami o uchodźcach. Okolica przyzwyczaiła się do widoku hidżabów i ciemnej karnacji. Wielu zapytanych o ośrodek nie wie nawet, że taki istnieje w najbliższej okolicy. – Ludzie się przekonali, że cudzoziemcy nie przyjeżdżają do Polski ze złymi zamiarami – tłumaczy Grzegorz Machno. – Są wśród nich lekarze, dziennikarze, artyści po akademii sztuk pięknych. Tamtejsza klasa średnia. Mieszkają na kupie, po kilka rodzin w jednym domu. Uciekają ze swojego kraju przed prześladowaniami i dyktaturą. Albo po prostu za lepszym życiem.

Dzień wcześniej Polacy mieli okazję poznać historię przybyszów ze Wschodu. Ośrodek zorganizował dzień otwarty dla wszystkich zainteresowanych tym, jak wygląda życie w ośrodku dla cudzoziemców. Większość gości stanowili rodzice polskich dzieci z Berezówki. Dowiedzieli się, że dziennie każdemu cudzoziemcowi przysługuje 9 zł na wyżywienie. Nauczyciele i kierownictwo ośrodka zgodnie przyznają:

– Po dniu otwartym wielu Polaków zmieniło zdanie o uchodźcach.

Rozmawiam z Magometem, 34-letnim Czeczeńcem. W swoim kraju był dziennikarzem, muzykiem i aktorem w teatrze. Uciekł przed prześladowaniami reżimu Ramzana Kadyrowa.

– Mój ojciec zginął w walce w pierwszej wojnie czeczeńskiej. Dlatego rząd uważa, że i ja mam coś wspólnego z polityką – opowiada Magomet. Siedzimy w ciasnym pokoju hotelowym. Magomet, jego żona i dwóch małych synów mają do dyspozycji niewielką łazienkę, piętrowe łóżko, kanapę i stół z krzesłami. Mówią, że to i tak wiele w porównaniu z warunkami w Czeczenii.

– Chcemy tu zostać, uczyć się i pracować – deklaruje Magomet. – Na początku myśleliśmy, że z Polakami będzie się ciężko dogadać. Ale okazało się, że jest odwrotnie. Nie narzekamy. Wy macie własne problemy polityczne, a i tak nam pomagacie.

Stąd przyjechałem

– Wielu cudzoziemców, kiedy już tu trafia, chce zostać w ośrodku jak najdłużej – mówi Grzegorz Machno. – Serce mnie boli, jak myślę o przyszłości tych dzieci. Bo tylko niektórym się tutaj powiedzie.

Z jaką wiedzą dzieci wyjdą ze szkoły w Berezówce?

– To widać w takich codziennych sytuacjach – mówi Monika Dziobek. – Zauważamy ich wiele. Na przykład, kiedy cudzoziemskie dzieci stają razem z polskimi kolegami przed mapą i palcem pokazują: o, stąd przyjechałem. Na polskich dzieciach robi to wielkie wrażenie. Z kolei kiedy w grupie przedszkolnej chcemy skończyć zajęcia, to nie mówimy: „Proszę posprzątać zabawki”. Na to dzieci nie reagują. Za to na rosyjskie „Ubirajem igruszki” od razu.

Między polskimi i cudzoziemskimi dziećmi nie ma większych konfliktów. Nauczyciele opowiadają, że częściej kłócą się między sobą sami Polacy. Jakiś czas temu czeczeńska dziewczynka pochwaliła się nowym słowami, których nauczyły ją polskie dzieci. Zapytana, jakie to słowa, odpowiedziała z dumą: – Pani, a chcesz w mordę? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2016