Wierzymy głębiej, niż się nam wydaje

Przy okazji kanonizacji nie było końca utyskiwaniom na naszą wiarę i pobożność. Tymczasem w Łagiewnikach spotkałem prawdziwą wiarę.

05.05.2014

Czyta się kilka minut

Łagiewniki, 27 kwietnia 2014 r. / Fot. Marek Lasyk / REPORTER
Łagiewniki, 27 kwietnia 2014 r. / Fot. Marek Lasyk / REPORTER

Kanonizacja Jana Pawła II na nowo wzbudziła dyskusję o jego roli dla Polski, Kościoła i świata, o recepcji jego nauczania, o formach kultu i pamięci. Znów w dyskusjach pojawiła się słynna fraza, że Polacy swojego świętego papieża – owszem – podziwiają, ale nie słuchają. Że mnóstwo w tym bałwochwalczego uwielbienia, a bardzo mało świadomości tego, co mówił, do czego wzywał, czego od nas wymagał. Mam jednak nieodparte wrażenie, że wszystkie te tezy formułowane są zza biurek dziennikarzy, którzy zupełnie się nie liczą z realiami wiary.

Wrażliwość oświeconych

Niektórzy mniej lub bardziej katoliccy publicyści prześcigali się w ostatnich dniach w publicznym wyrażaniu swojego dystansu mających miejsce w Rzymie wydarzeń. Niektórzy mieli nawet potrzebę ujawnienia na łamach tej czy innej gazety faktu wyłączenia telewizora w trakcie transmisji Mszy św.kanonizacyjnej z Rzymu, z dokładnym podaniem chwili. Inni z kolei publicznie ogłaszali na portalach społecznościowych, że nie jadą na kanonizację, gdyż nie mają zamiaru „uczestniczyć w widowisku”. Jak rozumiem, te ostentacyjne deklaracje należy chyba odbierać jako szczytową formę kultu św. Jana Pawła II w wykonaniu tzw. oświeconego katolika. Nie tylko więc sam wyjazd do Rzymu na kanonizację, ale nawet śledzenie tych, jak by nie było, historycznych wydarzeń w telewizji było poniżej katolickiej godności niektórych.

Wielu z toczących się dyskusji o Polakach i papieżu miałem okazję sam wysłuchać w różnych stacjach radiowych, tak się bowiem złożyło, że dzień kanonizacji – Niedzielę Bożego Miłosierdzia – i poprzedzającą ją sobotę musiałem spędzić w samochodzie, przemierzając Polskę wzdłuż i wszerz. Utyskiwaniom nie było końca, choć przyznać muszę, że pojawiały się głosy rozsądku i realizmu, jak choćby wypowiedzi Dominiki Kozłowskiej i Marka Zająca w dyskusji toczącej się w radiowej Dwójce.

Dominika przypominała oczywiste skądinąd fakty, że papieskie encykliki nie są dla wszystkich z natury rzeczy, a do ich czytania niejednokrotnie trzeba mieć gruntowne przygotowania filozoficzne. Z kolei w odpowiedzi na zarzut, że koncentrujemy się na spektakularnych gestach papieża, a nie na jego nauce, Marek przypomniał, że – dla przykładu – przesłanie ewangelicznej przypowieści o Dobrym Samarytaninie opiera się na pamięci o geście, a nie na naukowym wykładzie. Podobnie jest z pamięcią o Janie Pawle II – bardziej pamiętamy gesty niż słowa, bardziej znaki niż naukę, ale nie byłoby znaków bez teologicznej podbudowy, którą można znaleźć w papieskich tekstach. Te dwa głosy rozsądku stanowiły jednak bardziej wyjątek niż normę. Cała reszta nie przestawała narzekać na jakość polskiej pobożności i kultu nowego świętego.

Otwarte bramy nieba

W niedzielny wieczór dotarłem do Krakowa, pojechałem do Łagiewnik, nawiedziłem bazylikę Miłosierdzia Bożego oraz wyrastające nieopodal sanktuarium świętego papieża Jana Pawła II. Miałem tam bowiem kilka intencji do zostawienia. Pomyślałem sobie, że – zgodnie z tym, co pisała św. Faustyna o niedzieli Miłosierdzia Bożego – albo wierzę w niezwykłość tego dnia, albo nie. Przecież nieprzypadkowo termin kanonizacji dwóch papieży został wyznaczony na ten właśnie dzień.

W Łagiewnikach wmieszałem się w tłum ludzi mniej lub bardziej pobożnych. Niektórzy spacerowali między jednym a drugim sanktuarium, inni słuchali kazania w bazylice, jeszcze inni klęczeli w dolnym kościele sanktuarium św. Jana Pawła II. Przed wejściem do kaplicy z obrazem Jezusa Miłosiernego była kolejka. Ktoś szukał tekstu litanii do świętego papieża, inni podziwiali mozaiki w górnym kościele sanktuarium, wielu wypisywało kartki z intencjami, które trafiały do przepełnionej już urny, ktoś odmawiał koronkę.

Zobaczyłem tam inny świat niż ten, który chciały mi wykreować dyskusje intelektualistów. Doświadczyłem tam bowiem rzeczywistości ludzi, którzy odnajdują w tym miejscu ucieczkę, pocieszenie, a może nawet ocalenie.

Nie śmiem wyrokować, ilu z nich było czytelnikami papieskich encyklik. Może niewielu. Niektórzy zapewne pamiętali Jana Pawła II z czasów ich młodości, inni – właśnie teraz go poznawali. I poznawali go nie inaczej jak poprzez doświadczenie modlitwy do nowego świętego. Pomyślałem sobie, że ci wszyscy „lepiej wierzący” powinni się tutaj zjawić i powiedzieć tym wszystkim ludziom, że się źle modlą, źle wierzą, źle naśladują Pana Jezusa, źle oddają cześć nowemu świętemu. Że z wiary robią widowisko. Tylko że to dużo trudniejsze, niż walnąć postem na Facebooku czy nawet opublikować tekst na łamach gazety.

I tylko wypada żałować, że nadszedł taki moment – a nie było jeszcze zbyt późno, może gdzieś koło 19.30 – gdy w świątyni zaczęły gasnąć światła, a dyżurująca zakonnica stanęła przy drzwiach i z całą swą siostrzaną delikatnością uświadamiała wciąż przychodzącym, że czas już zamykać. Pomyślałem sobie, że – owszem – zawsze, ale nie tego dnia, nie tego wieczora, gdy tak wielu ludzi – podobnie jak ja – wyczuwało jego niezwykłość. A tu nagle ktoś zamyka drzwi w chwili, gdy bramy do nieba wydają się bardziej otwarte niż kiedykolwiek.

Widziałem to rozczarowanie na twarzach tych, którym tym razem nie było dane się pomodlić w sanktuarium. Takiego dnia i takiej okazji już przecież nie będzie.

Wiele zastrzeżeń pojawiających się w toczących się dyskusjach było i jest zasadnych, choćby niepokój, aby relikwie świętego nie przysłoniły jego samego. Sprowadzenie całego kultu do oddawania czci relikwiom byłoby bardzo dużym uproszczeniem, a być może nawet herezją. Z drugiej jednak strony Kościół nie wyrzekł się jak dotąd relikwii i wciąż stanowią one jeden z elementów kultu świętych. Są one materialnym punktem odniesienia dla wiary, podobnie zresztą jak krzyż, obrazy czy inne rzeczy święte.

Potrzeba świętych rzeczy

Patrząc na ludzi zgromadzonych wokół relikwii Jana Pawła, odniosłem wrażenie, że czci oddawanej materialnym szczątkom świętego jednak nikt z nich nie mylił z adoracją Najświętszego Sakramentu. To nie było zgromadzenie ludzi karmiących swój wzrok widokiem relikwii. Modlili się, pisali prośby, błagali o wstawiennictwo, a świadomość szczególności miejsca i namacalnej obecności Świętego wyraźnie im w tym pomagała. Mnie również.

To prawda, że „wiara w relikwie” nie jest ani do zbawienia koniecznie potrzebna, ani też nie musi być każdemu przydatna. Niejeden w swojej wierze daje sobie radę bez nich. Od wieków jednak Kościół miał świadomość, że istnieje swoista dwutorowość w katolickiej pobożności i życiu duchowym. Nurt intelektualny podkreślał, że człowiek nie potrzebuje dla swojej wiary żadnych materialnych podpórek. Nurt bardziej emocjonalny i zmysłowy podkreślał wartość elementów materialnych, w tym obrazów i relikwii, w szeroko pojętym kontakcie z Bogiem.

Zawsze byli tacy, którzy potrzebowali zobaczyć i dotknąć nadprzyrodzoności. To właśnie tutaj rodzi się potrzeba posiadania materialnych i widzialnych znaków, które przypominać będą o Bożej rzeczywistości. Tu rodzi się potrzeba świętych miejsc, rzeczy i czasów, które bardziej niż inne będą człowiekowi przybliżać Boga.

Kościół od samego początku łączy to pragnienie z pobożnością ludową, która bazuje na naturalnej religijności człowieka i jego zmysłowości. Tak, to prawda, że niesie ona w sobie niebezpieczeństwo zdryfowania w pogańskie rejony zabobonu, stąd stojące przed Kościołem zadanie nieustannego jej wychowywania.

Przestrzegałbym jednak wszystkich wierzących „bardziej intelektualnie” przed pogardliwym wydęciem warg z poczuciem religijnej wyższości, próżno bowiem w nauczaniu Kościoła znaleźć przekonanie o wyższości pobożności intelektualnej nad ludową. Czasami może być nawet odwrotnie.

Sztuka kochania

Ten wątek mojego tekstu dedykuję zwłaszcza tym, którzy z wielką atencją przywołują papieża Franciszka i jego rewolucyjne gesty w rodzaju odrzucenia czerwonej pelerynki. Ten sam papież, który przez media bardzo chętnie bywa chwalony za prostotę i ubóstwo, jest także wielkim orędownikiem pobożności ludowej, która niejednokrotnie bywa przez katolicyzm intelektualny postponowana.

W jednej ze swoich porannych homilii Franciszek powiedział: „Wiara Ludu Bożego jest wiarą prostą, wiarą być może bez wielkiej podbudowy teologicznej, ale zawiera w sobie pewien rodzaj teologii, która nie błądzi, bo działa w niej Duch Święty”.

Aby zilustrować to sformułowanie, papież dodał: „Jeśli chcesz wiedzieć, kim jest Maryja, idź do teologa, a dokładnie ci wyjaśni, kim jest Maryja. Ale jeśli chcesz wiedzieć, jak kochać Maryję, idź do Ludu Bożego, który nauczy ciebie najlepiej”.

Myślę, że nie będzie wielkim nadużyciem, jeśli zastosujemy prosty mechanizm podstawiania i zamiast „Maryja” powiemy „święty” czy nawet – konkretnie – „św. Jan Paweł II”. Tak, jeśli chcemy dokładnie wiedzieć, kim był Jan Paweł II, idźmy do teologów, do tych, których zadaniem jest czytać, analizować, interpretować i upowszechniać papieską myśl zawartą w encyklikach, adhortacjach, listach, konstytucjach i czym tylko... I nie liczmy naiwnie, że trafią one pod strzechy. Ale kochać Jana Pawła II uczmy się bardziej od ludu Bożego niż od – przynajmniej niektórych – dziennikarzy.

Dopiero gdy połączymy jedno z drugim: miłość do Jana Pawła II z jego poznawaniem, nasz kult stanie się pełny, w ten sposób nauczymy się nie tylko czcić nowego świętego, ale także słuchać, naśladować i wzywać go jako orędownika.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014