Wielozadaniowy przyrząd

Dopiero użycie wolnej prasy do wyściełania kosza na śmieci stało się ostatecznym dowodem wiary w nieodwracalność demokratycznych przemian po 1989 r.

11.06.2012

Czyta się kilka minut

Olaf Metzel, „Jeszcze tylko pogody brakowało”, 2010 r. / fot. Martin-Gropius-Bau
Olaf Metzel, „Jeszcze tylko pogody brakowało”, 2010 r. / fot. Martin-Gropius-Bau

Upadek prasy papierowej został ogłoszony już dawno, ale dopiero teraz uderzyła mnie ta oczywistość: czeka nas świat bez gazetowej makulatury.

Miała tysiące zastosowań i wydawało się, że będzie z nami zawsze. Odkąd pamiętam, w przedpokoju piętrzył się stos przeczytanych gazet, codziennie wyższy i bardziej chybotliwy („może wreszcie byś to wyniósł!”). Ostatnio coś się zmieniło. Jak mówią ekonomiści: to jeszcze nie recesja, ale wyraźne spowolnienie wzrostu.

Dzienniki z dnia na dzień stają się cieńsze. Zniknęły rozbuchane dodatki sportowe i turystyczne. No i coraz rzadziej dokładamy kolejne warstwy do stosu. Badanie na reprezentatywnej grupie znajomych potwierdziło moje obserwacje:

– Czytam w internecie.

– Kupuję w czwartki.

– Już tylko w piątki.

– Jeszcze czasem wydanie weekendowe.

***

W czasach mojego dzieciństwa przeczytane gazety dzieliły się na takie, które można było wyrzucić, i te, które należało zachować. W okresach odwilży dochodziła do głosu ostrożność i historyczny pesymizm: „Co będziemy robić, kiedy znów przykręcą śrubę? Czytać stare gazety!”. W sezonie przykręcania śruby pojawiała się potrzeba zabezpieczenia materiału dowodowego („żeby nie zapomnieć, co oni wypisywali”).

Istniały też tytuły niewyrzucalne – w całości („Ty i ja”) lub tylko częściowo. W papierach po dziadku mojej żony spadkobiercy znaleźli gruby, spięty recepturką, plik rysunków Szymona Kobylińskiego wyciętych z „Polityki”.

***

Gazety niepodlegające ochronie niosło się do pobliskiej składnicy surowców wtórnych. Urzędował tam drobny mężczyzna w niebieskim fartuchu. Biedak nie miał małżowin usznych, a fakt, że na wyposażeniu składnicy znajdowała się gilotyna do papieru, skłaniał moich rówieśników do snucia makabrycznych hipotez.

Facet bez uszu ważył dostarczony towar i wypisywał kwit, który należało przedstawić w szkole. Dramat polegał na tym, że makulaturę można też było zamienić na pewną ilość papieru toaletowego. Należał on do towarów deficytowych, więc dylemat był poważny i podczas każdej wywiadówki matki domagały się obniżenia obowiązkowego kontyngentu. Bezskutecznie. Kraj potrzebował naszych ekspresów wieczornych i trybun, ale wcale nie miał ochoty szastać szaro-niebieskimi rolkami.

***

A potem zmieniła się epoka... Sądzę, że dopiero użycie wolnej prasy do wyściełania kosza stało się ostatecznym dowodem wiary w nieodwracalność demokratycznych przemian. Inna rzecz, że wkrótce potem pojawiły się worki na śmieci.

W latach 90. polskie dzienniki tyły. Do dobrego tonu należało narzekanie, że gazeta jest gruba, ciężka i nic w niej nie można znaleźć. Niektórzy klienci domagali się wręcz, żeby kioskarz, wyłuskiwał spomiędzy stron kolorowe ulotki, nielubiane dodatki i reklamy.

Ironia losu polegała na tym, że podaż papieru rosła, ale w życiu codziennym znajdował on coraz mniej zastosowań. W sklepie na rogu zaniechano pakowania włoszczyzny w repertuar teatrów. Remont mieszkania nie wymagał wymoszczenia podłogi nekrologami. Nawet w czasie przeprowadzki bibuła, folia i styropian zastąpiły podwójną warstwę kultury i opinii.

Dlatego podejrzewam, że papierowej prasy codziennej nie wykończył Steve Jobs, tylko Jan Niezbędny.

***

Gospodarka jakoś się obejdzie bez tego strategicznego surowca. Nurtuje mnie co innego: skąd wytną litery autorzy anonimowych listów? I, co ważniejsze, jak sobie poradzą artyści?

Związek sztuki i prasy trwał dziesiątki lat. Czytelników prasy przedstawiał Daumier. W 1866 r. Cezanne namalował portret swojego ojca i stworzył typ ikonograficzny powielany w tysiącach rysunków satyrycznych czy filmów – Ojca Czytającego Gazetę. Oddzielonego papierowym parawanem, wyobcowanego i wyniosłego („nie przeszkadzajcie, mam tu ważniejsze sprawy – drukują najnowsze doniesienia z frontu Wojny Paragwajskiej”). Temat dla Eichelbergera.

Co więcej, gazety były nie tylko rekwizytem, lecz także tworzywem sztuki. Od czasu kubistów każdy zadrukowany skrawek stał się kolażem in spe. Od czasu dadaistów – potencjalnym wierszem. Nieco później Andy Warhol czy Gerhard Richter sięgnęli do gazetowych zdjęć, wykazując mniejszą lub większą empatię w stosunku do przedstawionych ofiar, przywódców i gwiazd filmowych.

W Muzeum Techniki w Berlinie można zaś oglądać osobliwą pamiątkę z 1952 r. – kajak wykonany z tektury, kleju i starych gazet. W miejscach, z których odprysnęła czerwona farba, wyraźnie widać równe szpalty druku.

***

W salach Martin-Gropius-Bau, gdzie rok temu przypomniano 1000 lat polsko-niemieckiego sąsiedztwa, artyści żegnają papierową prasę. Wystawa „Art and Press” przypomina starsze prace, gromadzi też eksponaty wykonane specjalnie na berlińską ekspozycję.

Artyści, jak zwykle, dokumentują prasową bezduszność, pogoń za sensacją, skłonność do manipulacji. Zwracają też uwagę na tematy przemilczane przez media. Jenny Holzer wyświetla fragmenty zeznań świadczące o amerykańskich zbrodniach w Iraku czy Afganistanie. Ai Weiwei przypomina o szkole zburzonej przez trzęsienie ziemi w Syczuanie.

Nad większością dzieł unosi się smutek i poczucie końca epoki. Jannis Kounellis, z kręgu Arte Povera, układa stos worków węgla i staroświeckich singerów. Maszyny przyszywają czarne łaty do okładek dzienników, wśród których jest i „L’Unità”, i „International Herald Tribune”.

Gwoździem programu jest praca Anselma Kiefera, enigmatyczne rozliczenie epoki Gutenberga. Ze starych maszyn drukarskich wyrastają zwoje taśmy filmowej i metaliczne słoneczniki, a rozsypane czcionki leżą na podłodze jak ziarna. Wokół wiszą wytrawione drukarskie blachy ze zdjęciami ruin oraz wielki obraz Kiefera. Na nim – wiersz Paula Celana „Wieczór słów”: „...promień, który zbudziłeś,/ zbliża się pieniście/ i niesie na powierzchni owoc,/ który ugryzłeś przed laty.”(Przekł. Feliks Przybylak).

***

Ale wrażenie robi także „Parezja” Franza Westa. Austriak przerobił gazety na papierową masę, szare papier-mâché. Bezkształtne bryły, niedokładnie pomalowane w jaskrawe kolory, wyglądają jak odłamki Muru. Tu i ówdzie widać jeszcze litery.

Chętnie postawiłbym gdzieś obok tamten stary kajak z Muzeum Techniki. Na pamiątkę, że powojenną Europę zbudowano nie tylko z węgla, stali i betonu, lecz także z makulatury.

„ART and PRESS. Kunst. Wahrheit. Wirklichkeit”. Wystawa w Martin-Gropius-Bau w Berlinie potrwa do 24 czerwca 2012.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2012