Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W odwecie za decyzję ONZ rząd Izraela postanowił zbudować trzy tysiące nowych domów na palestyńskim Zachodnim Brzegu Jordanu (przeciw temu są nawet USA, zwykle bezrefleksyjnie proizraelskie). Osiedla mają stanąć w takim miejscu – w tzw. strefie E1, w palestyńskiej Jerozolimie Wschodniej – że swoją obecnością przetną na pół Zachodni Brzeg. Ich zbudowanie utrudni, może nawet uniemożliwi funkcjonowanie przyszłego państwa palestyńskiego. Sprawa tych osiedli – Netanjahu: „Budujemy dziś w Jerozolimie i będziemy to robić dalej, podobnie jak we wszystkich miejscach, jakie znajdują się na mapie strategicznych interesów Izraela” – wygląda tak, jakby Izrael mówił Palestyńczykom i światu: na koniec będzie tak, jak my zechcemy.
Podczas głosowania w ONZ [patrz tekst na str. 29 – red.] Polska wybrała unik: wstrzymała się od głosu. Trochę to nielogiczne, skoro, jak zapewnia minister Sikorski, opowiadamy się za rozwiązaniem „dwa państwa w bezpiecznych granicach”. Bo z punktu widzenia Palestyńczyków działania w ONZ to może ostatnia już próba – jak to ktoś z nich ujął – uratowania opcji, że możliwe jest utworzenie dwóch państw metodami dyplomatycznymi. Z taką optyką można się nie zgadzać, ale trudno udawać, że tak nie uważa jedna ze stron. Zresztą doświadczenia 20 lat, jakie mijają od powstania Autonomii Palestyńskiej i sposobu, w jaki Izrael rozumiał w tym czasie „proces pokojowy”, argumentów dodają raczej Palestyńczykom.
Polski głos przeciwko uznaniu palestyńskiego państwa – bo wstrzymanie się od głosu do tego się tu sprowadza – jest też niespójny z wielkimi słowami, których chętnie używają polscy politycy (wolność, polskie doświadczenia historyczne i takie tam). Palestynę podzielono 65 lat temu, Żydzi swoje państwo mają od 64 lat. Czas, by swoje mieli Palestyńczycy. To rzeczywiście ostatni moment. O ile już nie jest za późno.