Słowo na „A”

Premier Izraela zapowiada aneksję części Zachodniego Brzegu Jordanu. Na razie do niej nie doszło. Ale Izraelczycy i Palestyńczycy są coraz dalej od pokoju.

13.07.2020

Czyta się kilka minut

Prace budowlane w żydowskim osiedlu Givat Zeev na okupowanym Zachodnim Brzegu, 25 czerwca 2020 r. /  / AHMAD GHARABLI / AFP / EAST NEWS
Prace budowlane w żydowskim osiedlu Givat Zeev na okupowanym Zachodnim Brzegu, 25 czerwca 2020 r. / / AHMAD GHARABLI / AFP / EAST NEWS

Zaledwie pięć kilometrów od rozemocjonowanej Jerozolimy, w żydowskim osiedlu Givat Zeev na obszarze Zachodniego Brzegu, turbulencje polityczne wydają się nie mieć większego znaczenia. Dziura w płocie, który oddziela ślepą ulicę osiedla od palestyńskiej wioski Al-Dżib, jak była, tak jest. Wymiana przez dziurę kwitnie: żydowskie matki przynoszą palestyńskim jedzenie, ubranka dla dzieci. Dogadują się na migi: co dla syna, co dla córki. Palestyńskie dzieci machają zza płotu.

Bogna Skoczylas, polska ortodoksyjna Żydówka, która mieszka przy tej ulicy, zachodzi pod płot z synem. Chłopiec karmi palestyńskiego osiołka. Bogna wierzy, że „aneksja” (używając tego słowa osadnicy biorą je w cudzysłów), jeśli nastąpi, nie zmieni relacji z sąsiadami zza płotu.

– Mamy szczęście, że są dobre, choć wiem, że wiele w świecie arabskim zależy od hamuli, rodziny żyjącej na danym terenie – mówi Bogna. – Ta tutejsza jest przyjazna, z Izraelczykami łączą ją interesy. Niedaleko naszego osiedla jest taka dziwna strefa, no man’s land, już nie palestyńska, ale jeszcze nie izraelska. Na domach – ładnych, dużych – Palestyńczycy zawiesili szyldy z hebrajskimi opisami: sprzedaż okien, drzwi, różne naprawy, sklepy. Tu u nas, w strefie C, jest normalna granica. Palestyńczycy przyjeżdżają codziennie do pracy. Mój syn choruje, jego neurologiem jest Palestyńczyk. Wybraliśmy go, bo był najlepszy w okolicy.

Połowa popiera aneksję

Zapowiedziana przez premiera Beniamina Netanjahu już w zeszłym roku aneksja miała dokonać się po 1 lipca. Premier nie mógł liczyć na bardziej sprzyjające okoliczności. Ogłoszony w styczniu przez prezydenta USA „plan stulecia”, mający (w opinii Donalda Trumpa) trwale rozwiązać konflikt palestyńsko-izraelski, dał Izraelowi zielone światło do aneksji. Ma ona polegać na włączeniu do państwa żydowskiego jednej trzeciej ziem palestyńskich na Zachodnim Brzegu, który Izrael okupuje od 1967 r. Chodzi głównie o tereny, na których stoją żydowskie osiedla, a także o strategiczną dolinę rzeki Jordan. Sondaże pokazują, że plan ten popiera połowa Izraelczyków. Władze Autonomii Palestyńskiej odrzuciły go kategorycznie.

Jednak na początku lipca uwaga Netanjahu w całości przeniosła się na walkę z drugą falą epidemii koronawirusa, która nagle ogarnęła Izrael.

– Nikt nie poinformował nas o nadchodzących zmianach. Zresztą nie liczę na wielkie. Może tylko na to, że powstałby tu u nas posterunek policji? No i że okoliczne święte miejsca, także chrześcijańskie, znalazłyby się w Izraelu. Moim zdaniem tak jest lepiej i bezpieczniej dla żydów i chrześcijan. Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że to nie jest zawarcie pokoju – mówi Bogna Skoczylas.

Do Izraela przyleciała 20 lat temu. Dziś pracuje jako nauczycielka polskiego i hebrajskiego. – Bardzo chciałabym, aby taki dwustronny pokój nastąpił. Obawiam się tylko, że Hamas i Fatah to nie są partnerzy do rozmowy. Pokazało nam to już poświęcenie Izraela: po tym, jak w 2005 r. ewakuował swoją ludność z Gazy, a rakiety Hamasu do dziś spadają na nasze szkoły, dzieci i cywilów dokładnie z tych miejsc, w których wcześniej były osiedla żydowskie. Swoją drogą, to właśnie wtedy przestałam być lewicowa – dodaje Bogna.

Zmiana semantyczna?

Teść Bogny pochodził z Będzina; ocalał z Holokaustu. Jego syn Eliahu Skoczylas urodził się już w USA, ale po wybuchu wojny w Zatoce Perskiej w 1990 r. zaciągnął się do izraelskiej armii. Jest religijnym prawicowym Żydem, z zawodu programistą. Ma nadzieję, że Netanjahu zrealizuje swój plan.

– To jedynie zmiana prawnego statusu niektórych terytoriów, które od dawna są pod izraelską kontrolą – przekonuje Eliahu. – Zmiana semantyczna, która upraszcza wiele spraw z prawnego punktu widzenia. Zgodnie z konwencjami genewskimi, do których Izrael się odwołuje, wszelkie sprawy prawne, które dotyczą naszego obszaru, czyli C, muszą być rozwiązywane przed trybunałem wojskowym, a nie przed izraelskim sądem. Jeśli auta palestyńskie i izraelskie zderzą się tutaj, sprawę przejmuje wojsko, co prowadzi do komplikacji, denerwujących dla wszystkich, także Palestyńczyków.

– „Aneksja” – Eliahu podkreśla, że używa tego słowa w cudzysłowie – sprawi, że także Palestyńczycy będą podlegać organom cywilnym Izraela, a nie wojsku. Dla nas oznacza to z kolei ułatwienia w codziennym życiu. W tej chwili, by naprawić światła na autostradzie, musimy uzyskać pozwolenie Autonomii Palestyńskiej. A że Autonomia od miesięcy nie współpracuje z izraelskim rządem, takie drobne sprawy czekają na rozwiązanie miesiącami i ostatecznie rozwiązuje je armia. „Aneksja” sprawi, że będziemy mogli naprawiać światła na autostradzie tak łatwo, jak w każdym innym miejscu w Izraelu.

Bogna: – Nie uważam, że „aneksja” uniemożliwi powstanie państwa palestyńskiego. Nawet państwo niespójne terytorialnie może być silne ekonomicznie i etnicznie, i realizować swoje potrzeby narodowe. Chciałabym pokoju i dwóch niezależnych, bezpiecznych sąsiednich państw. To, co uniemożliwia powstanie państwa palestyńskiego, to fakt, że nie ma ze strony istotnych sił politycznych w Palestynie zgody na istnienie Izraela.

Plan wciąż aktualny

Dlaczego, mimo sprzyjających okoliczności do aneksji teraz nie doszło?

Netanjahu zapewnia, że temat wciąż jest omawiany z Amerykanami, a więc to, że się nie odbyła, nie oznacza, że sprawa nie powróci. Wszystko jednak wskazuje, że nie w najbliższym czasie. Izrael stoi u progu drugiej fali epidemii, a rząd próbuje godzić ochronę zdrowia obywateli z ratowaniem podupadającej gospodarki. Netanjahu ma też na głowie własny proces korupcyjny. Dodatkowo, każda ze stron wspierających pomysł aneksji – Amerykanie, Benny Gantz (partner koalicyjny Netanjahu), ortodoksyjni partnerzy w rządzie – ma własną jej wizję. Ciężko zaspokoić wszystkie oczekiwania, a Netanjahu nie ma teraz czasu na próbowanie. Ma też świadomość, że Trump, którego poparcia może być pewny, nie musi wygrać listopadowych wyborów w USA. Jeśli zwycięży Joe Biden, kandydat Partii Demokratycznej, trzeba będzie się z nim jakoś ułożyć.


CZYTAJ TAKŻE

ROZMOWA Z SAEBEM EREKATEM, POLITYKIEM PARTII FATAH: Mam czworo dzieci i ośmioro wnucząt. Chcę zapewnić im normalne życie, jakie mają ludzie w Polsce >>>


Niektórzy izraelscy komentatorzy uważają, że premier posłużył się aneksją jako tematem zastępczym w permanentnej kampanii wyborczej – w ciągu ostatniego półtora roku trzeba było trzech kolejnych głosowań, aby w końcu powstała większość parlamentarna.

– Mamy w Izraelu dwóch Beniaminów Netanjahu. Pierwszy jest bardzo pragmatyczny i wyważony w swojej polityce. Drugi patrzy czasem na historię i wtedy całkiem traci swój pragmatyzm. W ciągu ostatnich dwóch-trzech miesięcy były chwile, gdy Netanjahu chciał i mógł przeprowadzić aneksję, to mogła być jego wielka historyczna spuścizna. Ale pragmatyczny Netanjahu nigdy chyba nie miał poważnego planu aneksji – uważa Anshel Pfeffer, dziennikarz i biograf premiera (jego książka „Bibi. Burzliwe życie i czasy Beniamina Netanjahu” ukazała się także w Polsce). Pfeffer sądzi, że siłą „Bibiego” jest umiejętność żonglowania wieloma politycznymi opcjami. Nigdy do końca ich nie zamyka i dlatego teraz nie powie: aneksji nie będzie. Zostawia otwartą furtkę.

Na razie zapowiedź aneksji sprawiła, że wiele krajów świata wyraziło swój sprzeciw, uznając ją za sprzeczną z prawem międzynarodowym.

Pocięte terytorium

Z sondażu Palestyńskiego Centrum Badań ds. Polityki i Badań Opinii Publicznej wynika, że 88 proc. Palestyńczyków sprzeciwia się aneksji. Do 45 proc. wzrosło wśród nich poparcie dla rozwiązania dwupaństwowego, a 52 proc. popiera zbrojny opór w odpowiedzi na aneksję.

Johnny Mansour, palestyński historyk z izraelskiego uniwersytetu Beit Berl (prosi, by nie nazywać go izraelskim Arabem), nie ma wątpliwości, że choć izraelski rząd zrezygnował na razie z planów, to aneksja wciąż stanowi zagrożenie dla narodu palestyńskiego. Nawet jeśli tylko ta symboliczna, wyobrażona.

– Ona wydarza się ciągle w wyobraźni izraelskiej prawicy, a w dłuższej perspektywie realnie wpływa na sytuację – uważa Mansour. – W tej chwili Palestyńczycy są już gotowi utworzyć państwo na 22 procentach ziemi palestyńskiej, ale działania Izraelczyków w ostatnich dwóch dekadach wyraźnie wskazują na to, że chcą ich pozbawić nawet tego. Wystarczy spojrzeć na mapę osiedli: rozrzucone po Zachodnim Brzegu i połączone drogami, po których mogą jeździć tylko osadnicy, tną powoli terytorium Palestyny. Jej mieszkańcy nie mogą swobodnie przemieszczać się między jednym miejscem a drugim bez natykania się na posterunki wojskowe. Tak działa izraelska okupacja. Takie postępowanie sprawia, że nie ma żadnych szans na realizację porozumienia z Oslo, które mówiło o rozwiązaniu dwupaństwowym – dodaje historyk.

– W tej sytuacji władze Autonomii mają naprawdę trudne zadanie: z jednej strony chcą dalej prowadzić swoich ludzi, a z drugiej nie mają jak utworzyć państwa – ciągnie Mansour. – W Palestynie pojawiają się już głosy, by wymienić kierownictwo Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Nie wszystkim podoba się, że jej prezydent Mahmud Abbas upiera się przy pokojowym oporze przeciw okupantowi. Że przeczekuje sytuację, zamiast rozgrzać naród do walki. Wielu wzywa do kolejnej intifady [powstania narodowego – red.].

Jedno państwo, dwa narody?

Aneksja wzmocniłaby głosy wspierające ideę innego scenariusza wyjścia z impasu. Zresztą wśród Palestyńczyków (czy też Arabów) żyjących w Izraelu rośnie już poparcie dla tego nieśmiałego projektu: rozwiązania jednopaństwowego, tj. utworzenia dwunarodowego państwa żydowsko-arabskiego.

– W tej chwili takie rozwiązanie jest oczywiście nierealne. Izraelczycy nie są na to gotowi, to oznaczałoby koniec konceptu syjonistycznego – twierdzi Mansour. – Choć uważam, że żyjemy już w erze postsyjonistycznej. Co to oznacza? Że musimy odnowić program syjonistyczny w inny sposób, biorąc pod uwagę obecność Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Gazie.

Jednak w perspektywie aneksji taka idea wydaje się jeszcze bardziej odległa, a sam pokój – jeszcze bardziej nieosiągalny. Mimo tak wielu zmian, w tej części Bliskiego Wschodu to, co najważniejsze, zostaje więc po staremu. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2020