Wielkanoc, trudne święta

Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie Wielkanoc jest świętem trudnym. I poprzedzający ją Wielki Tydzień.

20.03.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Adam Golec / AGENCJA GAZETA
/ Fot. Adam Golec / AGENCJA GAZETA

Może dlatego, że po kilkudniowym, drobiazgowym zagłębianiu się w narastający od Wielkiego Czwartku dramat męki i samotnej śmierci Niewinnego Człowieka mam przejść do wydarzenia, które wymyka się kategoriom poznawczym – do Zmartwychwstania. Wielka Niedziela jako – po dniach męki – happy end. Tak sugeruje liturgia: śpiew „Exultet” (nie wiem, czy na pewno piękna melodia tej pieśni jest dziś odbierana jako radosna), procesja rezurekcyjna (czasem dwie, bo ta w nocy jest powtarzana wczesnym rankiem) z wesołym śpiewem „Chrystus zmartwychwstan jest... trzy dni leżał w grobie... nam za przykład dan jest”. Powtarzane w mszy świętej „Allelluja”. Od najmłodszych lat dręczą mnie okropności Wielkiego Piątku i – co tu kryć – pewna mglistość opisu wydarzeń wielkanocnych. Jak w przejmującej piosence „Il y avait beaucoup de monde” ojca Duvala (kto dziś pamięta ojca Duvala?!), w której opowiada on o tych wielu ludziach towarzyszących Panu „niosącemu na swych ramionach śmierć”, którzy potem „nie czekając końca historii” odeszli, by na pocieszenie wypić szklaneczkę wina, i o tym, że „za mało” ich było przy Nim tego niedzielnego poranka, kiedy Zmartwychwstały opuszczał grób. Wszyscy widzieli łzy w oczach niosącego krzyż, nikt nie widział blasku w oczach Zmartwychwstałego.

Nie tylko ten kontrast sprawia, że Wielkanoc jest trudna. Trudność sięga głębiej. Dotyczy męki Chrystusa rozumianej jako „zadośćuczynienie za nasze grzechy”. Tę wątpliwość wyraził francuski teolog Jean-François Six (w artykule „Refus différents de Jésus-Christ”) pisząc: „Istnieje Jezus, który zupełnie nam nie odpowiada, jest to Jezus ukrzyżowany, męczennik. Przez całe dzieciństwo słyszeliśmy, że umarł za nasze grzechy. Już nie możemy tego słuchać. To nas przerasta. Pokazano nam jakiegoś Jezusa, niewinnego człowieka, który płaci za innych; spłaca jakiś dług, ale komu? Bogu. Zawsze jakiś silny Ojciec, który żąda śmierci syna, kastracji. (...) I Bóg na Golgocie za jednym zamachem osiąga podwójny cel: zostaje wreszcie usatysfakcjonowany w swoich uczuciach obrażonego ojca i na zawsze stawia ludzi, swoje dzieci, w sytuacji niższości wobec siebie: to, że Chrystus umarł w ten sposób, z woli Ojca, skazuje ludzi, nas, albo na ślepe posłuszeństwo Ojcu, albo na absolutne poczucie winy, a raczej na jedno i drugie jednocześnie”.

Czy ofiara Syna, wydającego „siebie samego na okup za wszystkich” (por. 1 Tm 2, 5-6), nie przekreśla obrazu Boga – miłosiernego, kochającego Ojca? Bernard Sesboüé SJ w niedawno wydanym w Polsce (wyd. „W drodze” 2015) pierwszym tomie książki „Jezus Chrystus jedyny pośrednik. Rzecz o odkupieniu i zbawieniu” pokazuje, jak wiele jeszcze spraw mają teologowie do wyjaśnienia. Sesboüé z właściwą sobie skrupulatnością rekonstruuje dotyczące odkupienia meandry myśli teologicznej i wiary od czasów Starego Testamentu po Sobór Watykański II. Po lekturze wiem tyle, że Bóg Jezusa Chrystusa nie jest zagniewanym bóstwem, którego męka i śmierć syna może usatysfakcjonować. Nie, Bóg bezpośrednio nie chciał ukrzyżowania swego Syna. Zabójstwo Jezusa było sprawą ludzi i ich wolności. Między Chrystusem a nami istnieje raczej solidarność niż zastępstwo. Męka jest konsekwencją tego, że On jest człowiekiem. Tego cierpienia nie można wyłączyć z misji Jezusa. Milczenie Boga, gdy umiera Syn – pozostaje tajemnicą. Moc grzechu jest mocą śmierci, przemocy i niesprawiedliwości. Krzyż jest więc odbiciem naszego grzechu, jego rezultatu. Oto, co grzech uczynił z Chrystusem.

Miłość, z jaką oddaje życie, jest większa od przemocy tych, którzy Mu życie zabrali. „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać” (J 18, 17-18).

Pytania o to, czym jest „odkupienie”, co znaczy, że Jezus „zgładził nasze grzechy”, wróciło z nową natarczywością za sprawą papieża Franciszka. Ogłaszając Rok Miłosierdzia, wskazał jako najważniejszy motyw miłosierdzia – miłosierdzie Boga, który odpuszcza nam grzechy.

I znów problem: co to jest grzech? Poczucie winy, owszem, świadomość popełnienia przestępstwa czy wykroczenia – owszem. Ale grzech? Grzechem jest zjedzenie mięsa w Wielki Piątek, opuszczenie mszy świętej niedzielnej, kłamstwo i kłamstewko, i zabicie człowieka. Odkupienie nie jest czymś porywającym dla człowieka, który stracił poczucie grzechu. Bo grzech ostatecznie sprowadza się do obojętności na miłość Boga do mnie. „Czym jest grzech?” – wykrzyczał niegdyś święty Franciszek, który ponoć – jak zapisano w starych kronikach franciszkańskich – biegł przez umbryjskie pola, wołając we francuskiej mowie głosem wielkim i żałosnym: „Amour n’est pas aimé!” (Miłość nie jest kochana!).

W czasie wielkanocnym głosimy zwycięstwo życia nad śmiercią. Nadal jednak wszyscy umieramy, a zwycięstwo znaczy tyle, że Zmartwychwstanie Chrystusa otworzyło nam drogę do nieba. Tylko że nieba sobie nie wyobrażamy, a jeśli nawet, to jest to wyobrażenie błędne. Mam wrażenie, że dziś coraz więcej ludzi robi wszystko, żeby niebo stworzyć sobie tu, na ziemi, i chociaż z tym ziemskim rajem bardzo różnie bywa, ten niebieski jakoś nie wszystkich porywa.

A jednak wciąż są ludzie, nawet ich przybywa, którzy nie troszcząc się o zawiłe dociekania teologów, cieszą się Wielkanocnym Orędziem, którzy tęsknią za nieśmiertelnością i wbrew wszelkim materializmom jej oczekują. Są ludzie, którym przyjaźń z Bogiem daje szczęście i wewnętrzny pokój, jakiego „świat dać nie może”, są wielcy świadkowie wiary, którzy swoim życiem więcej mówią o realności wiary niż najwytrawniejsi jej głosiciele. Wciąż Chrystus pociąga nowych uczniów, którzy czasem przychodzą do Niego naprawdę z daleka, wciąż też Jego Kościół, ten nasz „święty Kościół grzesznych ludzi” rodzi świętych i inspiruje takie dzieła miłosierdzia, kiedy na tak zwany „zdrowy rozum” ani świętych, ani takich dzieł dawno już być nie powinno.

Wielkanoc jest trudnym świętem, bo prowadzi nas do podstawowych spraw naszej wiary, jest jednak także przypomnieniem tego, że zamkniętych „ze strachu przed Żydami” uczniów On – Zmartwychwstały – przemienił w skutecznych i nieustraszonych świadków wiary.

Wielkanoc zaprasza nas do wyjścia poza granice „tego świata”, do wejścia w świat wiary. Ten, kto się odważy pójść tą drogą, jak Piotr, który na słowa Mistrza wyszedł na fale jeziora z łodzi, odkryje, że niemożliwe jest możliwe, że wbrew wszelkim kalkulacjom Jezus zmartwychwstał, żyje i naszymi drogami do Emaus – nawet jeśli Go nie poznaliśmy – idzie z nami. ©℗

Adres URL dla Zdalne wideo

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2016