Widok z kanapy

Mapy. Najlepsze są niemieckie z plastiku.

14.06.2015

Czyta się kilka minut

Różnie z dokładnością, ale się nie drą i, jak pada, to można z nich zrobić pelerynkę. Pachną przyjemnie, trochę słodkawo. Jak się całkiem zestarzeję, to będą mi musiały wystarczyć. Założę sobie jakieś +5, wezmę jeszcze lupę i w drogę. Przez te wszystkie kraje, w których byłem, które znienawidziłem, ale zaraz po powrocie zaczynałem do nich tęsknić. Na stole pod lampą. Gdy już będę zbyt ślepy, by prowadzić auto. Gdy będę zbyt słaby. Wzdłuż tych wszystkich dróg, nad którymi unosił się piasek i wokół ciągnęła się nicość, którą trzeba było wypełniać wizjami. Wzdłuż wyschniętych rzek, z których w środku lata pozostały tylko nazwy. Będę siedział i patrzył, przecierając od czasu do czasu te +5 dioptrii. I szukał tych wszystkich miejsc, gdzie stawałem na noc. A jeśli ich nie znajdę, to mam nadzieję, że pamięć opuści mnie ostatnia i będę mógł do nich wracać w godzinę śmierci. Amen.

Bo to się tak skończy, jak się zaczęło. Na mapach się skończy i na nazwach. Na przestrzeni, której ktoś nadał imię.

Pierwsze lekcje geografii były chyba w piątej klasie. Zobaczyłem wtedy mapę ścienną półtora na półtora albo i większą. Podklejoną szarym płótnem. Wieszało się ją na specjalnym stojaku. Na dole była pomarańczowożółta, potem zielona i na górze błękit. Rzeki były chyba granatowe. Jeziora o ton ciemniejsze niż morze. Nauczycielka coś mówiła, ale zupełnie mnie to nie interesowało. Zwyczajnie nie słyszałem wpatrzony w płaski kwadrat, który był obrazem kraju i ziemi.

Marzyłem i wyobrażałem sobie. Co? Prawdopodobnie to, że unoszę się jak duch nad wodami i lądami. Że to wszystko jest moje i że mogę tego dotknąć, że mogę na to patrzeć, nigdy nie zaznając nasycenia. Mapę nawijało się na dwa drewniane drążki. Coś jak Torę. Nauczycielka stukała w powierzchnię drewnianą wskazówką i mówiła. Mówiła i mówiła. Nic mnie to nie obchodziło. Tak jest do dzisiaj. Nie obchodzi mnie, dokąd jadę. Obchodzi mnie tylko to, co widzę. Nic więcej. Kurz, światło, kształty, cień. Obchodzi mnie, jak się ściemnia i gaśnie dzień. Jak to wszystko zamiera i zamienia się w czerń, w nicość. Najlepiej widać na ekranie mojego olympusa: obraz kruszy się, ziarnieje, pikseluje, rozpada, aż całkiem zniknie. Elektronika nie jest taka głupia. No więc zaczęło się i skończy na ślepieniu w mapy. Na tym ludzkim zamiarze ocalenia świata przed erozją. Tak.

Pierwszym autem, do którego wsiadłem, była warszawa M20. Ta garbata. Sąsiad miał i kiedyś pozwolił wsiąść, i przewiózł. Kilometr albo dwa. To trochę dziwne, ale wtedy nie każdy miał auto. To znaczy prawie nikt nie miał. Siedziałem z tyłu jak na tapczanie. Patrzyłem na okrągłą tarczę szybkościomierza. Strzałka zbliżała się do osiemdziesiątki. Potem nie mogłem w nocy spać. Dwa litry pojemności, pięćdziesiąt koni i spalanie przynajmniej czternaście litrów na sto. Silnik zerżnięty z dodge’a D5, tyle że zamiast sześciu cylindrów były tylko cztery. I Bóg wie, ile do setki. Ale i tak czułem się jak na latającym dywanie. I ten zapach: delikatna woń benzyny, spalin, gumy i plastiku. Chyba z pięć minut to trwało. Mgnienie i zarazem wieczność. Wracałem na piechotę. No i nie mogłem spać. O co chodziło? Że świat tak jakby się rozstępuje i wpuszcza do środka? Że tak na przestrzał przestrzeni? Albo cud maszyny, która jest prawie jak żywa? Albo że się wyświetla na szybach film? Kto to może wiedzieć... A wszystko za pomocą prawie półtoratonowej blaszanej obłej budy z tapczanem i pięćdziesięciokonnego dolnozaworowego silnika. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2015