Widok z dołu. Felieton Wojciecha Bonowicza

„Nie wolno przywiązywać się do widoku z jednego okna”, pisał Tischner.

19.09.2022

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz / fot. Grażyna Makara /

Kiedy siedzę z Bogdanem w saloniku, który urządził w piwnicy, mam wzrok na poziomie trawy. To zupełnie niezwykłe, patrzeć na trawę – na ptaki, które ją przeszukują, na skradające się koty (teraz śpią, ale w pogodny dzień będą buszować) – nie z góry, ale tak, jakby moja głowa wyrastała z ziemi. Spokój, pokora, ale też spełnione marzenie, by być mniejszym, malutkim, oglądać świat z perspektywy Calineczki i przemykających między opadłymi liśćmi żuków.

„Nie wolno przywiązywać się do widoku z jednego okna”, pisał Tischner. Nawet z okna obok świat, choć niby ten sam, wygląda nieco inaczej – nie tylko jego centrum nieznacznie się przesuwa, ale zmienia się też coś na jego brzegach. Pamiętam z dzieciństwa, jak się czekało na powrót taty z pracy: przebiegaliśmy od okna w kuchni do okna w pokoju, bo nie wiadomo było, na którym przystanku wysiadł i z której strony nadejdzie. Z okna w pokoju widok był szerszy, ale jeśli tata wysiadł na pętli, szybciej można było zobaczyć jego sylwetkę, stojąc na taborecie w kuchni. Jako dziecko byłem zafascynowany tym, jak drobna zmiana w sposobie patrzenia wpływa na to, co widzimy. Lubiłem np. przymykać na przemian lewe i prawe oko. Jeśli robiłem to dostatecznie szybko, wprawiałem w ruch rzeczy, na które patrzyłem – meble się chwiały, lampa na suficie przesuwała, doniczki na parapecie zabawnie podskakiwały. Lubiłem też kłaść się na boku w trawie: jedno oko było wtedy zanurzone w zieleni, drugie wystawało ponad nią. Chmury schodziły tak nisko, że zdawały się muskać główki koniczyny. Między źdźbłami trawy zawsze ktoś spacerował. Byłem w dwóch światach równocześnie.

Zwykle patrzymy na ziemię z góry. Nie dostrzegamy wówczas szczegółów, nie myślimy o tym, co się tam „w dole” dzieje. Patrząc z góry, nieuchronnie nabieramy przekonania, że jakoś nad tym światem panujemy; im wyżej nosimy głowę, tym większy obszar mamy pod kontrolą. Na wiele spraw zresztą patrzymy w ten sam sposób: mamy swój pogląd, swoją ocenę, swoją „górę” – i „dół”, czyli rzeczywistość inaczej ujęta i inaczej zobaczona nas nie interesuje. Mamy swoje okno i swojski widok za oknem, po cóż mielibyśmy coś zmieniać? Zmiana zawsze jest wyzwaniem, zmiana budzi lęk. Bywa więc i tak, że nawet kiedy ktoś postawi nas przed nowym oknem i nowym widokiem, możemy wcale tego nowego nie zobaczyć, bo tak przywiązani jesteśmy do tego, by widzieć „po staremu”. Można objechać pół świata i wrócić do domu z głową pełną stereotypów. Można też nie wyjeżdżać z domu i być nieustannie „w podróży”, w której co rusz natykać się będziemy na coś, co każe nam zrewidować dotychczasowe przekonania.

„To bardzo ważne, by człowiek umiał zmieniać od czasu do czasu punkty swego widzenia świata”, pisał Tischner. „Nie wolno przywiązywać się do jednego okna. Zmieniać punkty widzenia to wznieść się ponad siebie, ponad własne uczucia, własne interesy, to patrzeć na siebie tak, jak by się było kimś innym. Jakiś stopień wolności jest warunkiem myślenia. Wolność przypina człowiekowi skrzydła. Dzięki tym skrzydłom człowiek może unieść się ponad swój mały świat. Może popatrzeć na siebie z zewnątrz. Dopiero porównując wewnętrzny i zewnętrzny obraz samego siebie, może człowiek przybliżyć się do prawdy”.

Często wracam do tego fragmentu. Zastanawia mnie fakt, że Tischner używa w nim wyrażenia „nie wolno” zamiast perswazyjnego „nie warto” czy „nie powinno się”. „Nie wolno” jest bardziej kategoryczne, stanowcze, nie zostawia wyboru. Jest w tym jakiś przejmujący paradoks: są takie rzeczy, których „nie wolno”, jeśli chce się być wolnym. Jedną z tych rzeczy, których „nie wolno”, jest niechęć do rewizji swoich poglądów, do zmiany perspektywy, do – jak to się dziś mówi – wyjścia ze strefy komfortu. Człowiek musi się wznieść ponad „swój mały świat”, pisze Tischner. A ja dodałbym jeszcze, że czasem, aby się „wznieść”, trzeba zejść w dół, między źdźbła trawy, stanąć twarzą w twarz z tym, czego dotąd nie widzieliśmy, bo może nie chcieliśmy ­widzieć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Widok z dołu