Wiara, nadzieja, pomoc

S. Philipa Rath, benedyktynka: Strukturalna dyskryminacja kobiet w Kościele jest usprawiedliwiana argumentami teologicznymi, które dawno zostały obalone.

17.05.2021

Czyta się kilka minut

s. Philippa Rath przed swoim opactwem – św. Hildegardy. Rüdesheim nad Renem, Niemcy, grudzień 2017 r. / OPACTWO ŚW. HILDEGARDY / MATERIAŁY PRASOWE
s. Philippa Rath przed swoim opactwem – św. Hildegardy. Rüdesheim nad Renem, Niemcy, grudzień 2017 r. / OPACTWO ŚW. HILDEGARDY / MATERIAŁY PRASOWE

ZUZANNA FLISOWSKA-CARIDI: Mieszka Siostra w klasztorze założonym przez św. Hildegardę z Bingen. W 2012 r. Benedykt XVI ogłosił ją świętą, potem nadał tytuł Doktora Kościoła. Siostra uczestniczyła w tych aktach. Jakiego Kościoła doświadczyła Siostra na placu św. Piotra?

S. PHILIPA RATH: Dzień 7 października 2012 r., kiedy papież ogłosił patronkę naszego klasztoru Doktorem Kościoła, był dla mnie pewnego rodzaju przeżyciem kluczowym. Bo tam, na placu św. Piotra w Rzymie, po raz pierwszy bezpośrednio doświadczyłam tego, co wielu nazywa „Kościołem mężczyzn”. Przyjechałyśmy do Rzymu z dwudziestoma siostrami, w tym z dwiema konsekrowanymi opatkami, trzydziestą ósmą i trzydziestą dziewiątą następczynią św. Hildegardy. Podczas uroczystości obie opatki zostały posadzone z tyłu za wszystkimi kardynałami, biskupami, prezbiterami i diakonami. Wydało mi się to wówczas pozbawione szacunku i obraźliwe. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że w naszym Kościele kobietom jeszcze daleko do równych praw.

Tymczasem dawniej opatki miały bardzo wysoką pozycję.

Przez wiele wieków miały rangę równą biskupom, duże wpływy oraz zarówno duchową, jak i świecką władzę. Mogły w ramach swojej jurysdykcji mianować i zwalniać księży, zarządzały samodzielnie i niezależnie sprawami własnych klasztorów i z reguły były doradczyniami i towarzyszkami duchowymi wielu ludzi. Nawiasem mówiąc, już w VII wieku opatki w Irlandii wysłuchiwały spowiedzi; sakrament spowiedzi – czego wiele ludzi dziś nie wie – wywodzi się właśnie z tej tradycji. W okresie późnego średniowiecza i wczesnej nowożytności prawa opatek były krok po kroku ograniczane. Na tym przykładzie widzimy, że wiele praw kobiet w Kościele, za którymi się dziś opowiadamy, istniało już ­wcześniej. To samo dotyczy też Kościoła pierwotnego i Kościoła pierwszych wieków chrześcijaństwa, w których np. zupełnie naturalne były apostołki (Maria Magdalena i Junia), diakonki i przewodniczące wspólnot. Dziś możemy tylko pomarzyć.

Coś z tej niezależności w Was pozostało. Siostry benedyktynki mówią otwarcie o problemach ­Kościoła, w tym o dyskryminacji kobiet. To nie licuje ze stereotypem zakonnicy, ale może właśnie dlatego jest takim mocnym znakiem?

Wielu ludzi ma rzeczywiście błędny lub przynajmniej jednostronny obraz zakonnic. Klasztory benedyktynek i benedyktynów utrzymały swoją niezależność przez 1500 lat aż do dziś. Sami regulujemy swoje sprawy, jesteśmy niezależni – duchowo i materialnie – od miejscowego biskupa. Benedykcja opatek jest wciąż taka sama jak opatów; obrzęd ten jest zresztą bardzo podobny do obrzędu święceń biskupich. Co ciekawe, jako szczególny znak swojego urzędu również opaci i opatki mają pastorał. W związku z tym z pewnością nie jest przypadkiem, że poszczególne siostry z naszych klasztorów także i dzisiaj świadomie angażują się w kwestie wiary, teologii i Kościoła.


Posłuchaj podkastu Molestowane siostry: tabu Kościoła. Opowiadają Edward Augustyn i Zuzanna Radzik


 

Lubię mówić: jestem odpowiedzialna tylko przed moim Bogiem, moim sumieniem i moją opatką. To daje mi wewnętrzną wolność mówienia tego, co myślę i co uważam za słuszne oraz konieczne w obecnej sytuacji naszego Kościoła.

Odwiedza Was wielu ludzi – niektórzy zostają na kilka dni, inni wracają regularnie na rozmowy. Czego szukają właśnie u Was?

Samych siebie, udanych i autentycznych planów życiowych, sensu swojego życia, Boga... Wiele osób przychodzi do nas również dlatego, że zainspirowały ich pisma św. Hildegardy i chcą dowiedzieć się więcej o tej fascynującej kobiecie. Inni szukają ciszy, kontemplacji, pomocy w (ponownej) nauce modlitwy. Swoją drogą, dziś co najwyżej połowa naszych gości to katolicy. Przychodzi również wielu ludzi innych wyznań i niewierzących. Nasza benedyktyńska gościnność służy wszystkim bez wyjątku.

Dla wielu z nich jest Siostra towarzyszką duchową, może pierwszą, przed którą gotowi są się otworzyć. Jak to doświadczenie wpływa na Siostry ogląd Kościoła?

Przede wszystkim słucham ich i próbuję postawić się w ich sytuacji życiowej. Jeśli jestem o to proszona, udzielam również rad. Ale najważniejsze to dać ludziom czas oraz otwarte ucho i serce. Oczywiście to, co słyszę, wpływa na moje własne spojrzenie na świat i na nasz Kościół. W rozmównicach słucham np. przeciążonych, sfrustrowanych i samotnych księży; słucham zaangażowanych i dobrze wykształconych teologicznie kobiet, które są aktywne w posłudze duszpasterskiej, ale stale napotykają na granice swoich możliwości tylko dlatego, że są kobietami. Słucham innych kobiet, które rozpoznają w sobie powołanie do kapłaństwa lub diakonatu i które cierpią z powodu tego, że ich powołanie nie jest traktowane poważnie i nawet nie jest badane.

Niestety, często spotykam się także z ofiarami przemocy seksualnej w Kościele i w rodzinie. Jest to krańcowo obciążające dla pokrzywdzonych, a czasami także dla mnie. Wiele z tego, co słyszę, zabieram ze sobą na modlitwę i polecam to miłosiernemu Bogu, który wszystko wie i wszystko może doprowadzić do dobra.

Przez jakiś czas sprawowała Siostra również duchową opiekę nad chorymi w szpitalu. W obu sytuacjach mogła Siostra być dla nich duchowym wsparciem tylko do pewnej granicy. Przychodził moment, kiedy potrzebowali sakramentu.

Przez pewien czas byłam kapelanką w szpitalu i towarzyszyłam wielu chorym aż do ich ostatnich godzin życia. Oczywiście, w pewnym momencie pojawiało się pytanie o sakrament namaszczenia chorych, którego ja nie mogę udzielać, tylko ksiądz. Co ciekawe, wielu umierających nie chciało tego, ponieważ księża byli dla nich raczej obcy, i woleli otrzymać błogosławieństwo dla chorych za moim pośrednictwem jako ich duszpasterki.

Opierając się na tych doświadczeniach, dziś opowiadam się jak ­najbardziej za tym, aby kapelanki szpitalne otrzymywały od biskupa indywidualne pełnomocnictwo do udzielania sakramentu namaszczenia chorych. Nawiasem, mogłyby istnieć podobne indywidualne pełnomocnictwa do posługi kaznodziejskiej, do udzielania chrztu, do asystowania przy zawieraniu ­małżeństw i do sprawowania sakramentu pokuty. Musimy przestać mylić uniwersalność z uniformizacją. Nasz Kościół w każdym czasie był różnorodny w swoich tradycjach, obrzędach itp. Powinno być możliwe istnienie różnych dróg w różnych regionach świata bez narażania na szwank jedności Kościoła.

W przemówieniu podczas ceremonii otwarcia Drogi Synodalnej powiedziała Siostra, że „wierzy nadziei wbrew nadziei”. Jak się ma dziś Siostry nadzieja?

Moja nadzieja wbrew nadziei (Rz 4, 18) jest wciąż niezachwiana. Wierzę w możliwość przemiany Kościoła, w siłę nadziei, wierzę, że i dziś mogą zdarzyć się cuda, jeśli tylko wystarczająco mocno w nie uwierzymy i przygotujemy pod nie grunt.


Edward Augustyn: Wykorzystywanie seksualne zakonnic przez księży to wciąż temat tabu w Kościele. Choć wiele wskazuje na to, że skala problemu jest znaczna.


 

To jest dokładnie to, co robimy teraz w Drodze Synodalnej. Zajmujemy się kwestiami, które są ważne dla przyszłości Kościoła: kwestią władzy i jej podziału, życia kapłańskiego, kobiet w posługach i na urzędach kościelnych oraz kwestią współczesnej odnowy moralności seksualnej. Walczymy również o to, aby nasz Kościół mógł odzyskać choć część wiarygodności, którą tak dramatycznie utracił w ostatnich latach, aby mógł ponownie być dla dzisiejszych ludzi domem i na nowo zaszczepić w ich sercach przesłanie Ewangelii. W Drodze Synodalnej pracujemy nad dobrze przemyślanymi i teologicznie uzasadnionymi propozycjami, nad którymi następnie biskupi i świeccy będą wspólnie głosować.

W kolejnym kroku, gdy zmiany nie będą mogły być wprowadzone w Kościele lokalnym, zostaną przedłożone papieżowi jako wnioski, w nadziei, że wówczas zostaną podjęte ważne kroki odnowy na poziomie Kościoła powszechnego.

Za decyzją powołania Drogi Synodalnej stoi przerażające doświadczenie przemocy seksualnej wobec nieletnich i wobec kobiet. Wasza diecezja, Limburg, podjęła również bardzo konkretny proces przeciwdziałania przemocy, w który też jest Siostra zaangażowana.

Ma pani rację: iskrą dla Drogi Synodalnej było tak zwane MHG-Studie na temat wykorzystywania w Kościele katolickim. Głęboko wstrząsający i zawstydzający dokument, który ujawnił nie tylko same zbrodnie, ale także ich bagatelizowanie i tuszowanie, w niektórych przypadkach przez dziesiątki lat. Autorzy studium (niezależne od Kościoła zespoły ekspertów z trzech uniwersytetów) wymienili w nim m.in. przyczyny systemowe, z których wyrosły wspomniane już cztery główne tematy Drogi Synodalnej. Poza tym w niektórych niemieckich diecezjach toczą się odrębne procesy rozliczenia się z przeszłością, tak jak w mojej diecezji Limburg, która jest pod tym względem pionierem.

Nasz biskup Georg Bätzing, który obecnie jest również przewodniczącym Konferencji Episkopatu Niemiec, już w 2019 r. powołał grupę roboczą składającą się z 70 ekspertek i ekspertów, którzy wraz z przedstawicielkami i przedstawicielami osób poszkodowanych w dziewięciu podgrupach przeanalizowali każdy przypadek przemocy i sformułowali konkretne wnioski. Opracowaliśmy łącznie 62 postulaty, które powinny pomóc w zapobieganiu przemocy we wszystkich jej formach w przyszłości.

W drugim kroku został powołany tzw. komisarz biskupi, który jest odpowiedzialny za konkretną realizację tych propozycji w diecezji. Trzecim krokiem jest utworzenie siedmioosobowej niezależnej komisji (zostałam jej członkiem), która będzie monitorować wdrażanie i skuteczność środków w perspektywie długoterminowej, a tym samym zagwarantuje trwałe zapobieganie wykorzystywaniu.

W lutym wydała Siostra książkę zawierającą świadectwa kobiet, które odczytują w sobie powołanie do diakonatu i prezbiteratu. Jak ona powstała?

Książka pod tytułem „»Weil Gott es so will«: Frauen erzählen von ihrer Berufung zur Diakonin und Priesterin” [„»Bo Bóg tak chce«: kobiety opowiadają o swoim powołaniu do diakonatu i kapłaństwa”] sprowokowana została rozmową z dwoma biskupami podczas jednej z przerw pierwszego zgromadzenia plenarnego Drogi Synodalnej we Frankfurcie. Obaj powiedzieli mi wtedy, że właściwie nie ma wcale żadnych kobiet z powołaniem na urząd diakona czy księdza. Chciałam im udowodnić, że jest inaczej, i poprosiłam dwanaście zaprzyjaźnionych kobiet, o których wiedziałam, że je w sobie rozpoznają, o pisemne świadectwo ich powołania. W ciągu zaledwie pięciu tygodni z tych dwunastu kobiet zrobiło się 150. Kobiety przekazywały mój list innym i powstał z tego cały łańcuch. Dzięki Bogu wydawnictwo Herder natychmiast dostrzegło wagę i aktualność tematu.

Kim one są?

Są to kobiety z czterech pokoleń i z prawie wszystkich niemieckich diecezji, a kilka także z Austrii, Szwajcarii i Luksemburga. Większość z nich pracuje jako asystentki parafialne, duszpasterskie lub edukacyjne. Kochają swój Kościół i jednocześnie cierpią z jego powodu. Wiele z nich doświadcza rosnącej rozbieżności między własnym obrazem siebie, swoją sytuacją życiową jako kobiety w nowoczesnym społeczeństwie XXI wieku z jednej strony a stanowiskiem Kościoła w wielu sprawach z drugiej. Czują się dyskryminowane, wykluczone i pozbawione swojego prawa do równości i sprawiedliwego traktowania płci.


Anna Goc: W zgromadzeniu nie ma kar. Źle zachowująca się siostra jest po prostu niewierną.


 

A przede wszystkim: wiele z nich czuje się lekceważone, doświadczają, jak ograniczane są ich możliwości powołaniowe i zawodowe, odczuwają to jako niesprawiedliwość, wobec której są bezradne i bezsilne. Ale jeszcze bardziej oburza je fakt, że wielu duchownych nie postrzega tej nierównowagi jako problemu, któremu należy zaradzić, i że strukturalna dyskryminacja kobiet jest nadal usprawiedliwiana argumentami teologicznymi, które już dawno zostały obalone, a tym samym wymyka się wszelkiej krytyce.

Ta książka jest bardzo osobista i osobiste są również reakcje na nią.

Reakcje były i są dla mnie prawie tak przytłaczające, jak same opublikowane świadectwa. Otrzymałam niezliczoną ilość maili i listów. Od kobiet i mężczyzn, duchownych – w tym biskupów – i świeckich, młodych i starych, chodzących do kościoła i tych trzymających się z daleka. Bardzo wielu dziękuje za to, że dzięki tej książce zostało wreszcie przełamane tabu, że to, co do tej pory było niewypowiedziane, zostało wypowiedziane, że zasada „Co nie może być, nie jest” została wreszcie złamana. I bez wyjątku wszyscy zachęcają do kontynuowania pracy na rzecz równego udziału kobiet we wszystkich ordynowanych urzędach. I to nie tylko dlatego, że kobietom należy wreszcie oddać sprawiedliwość, ale dlatego, że nasz Kościół wyrządza sobie nieskończoną krzywdę, wykluczając ponad połowę katolików z odpowiedzialności i władzy sprawczej. Wyczuwam, że wiele osób tęskni za tym, by zobaczyć kobiety odprawiające mszę, by usłyszeć kobiety głoszące kazania, by zobaczyć kobiety udzielające sakramentów – nie jest to w żadnym wypadku głos przeciwko (męskiemu) duchowieństwu, lecz raczej pragnienie większej żywotności, bliższego kontaktu z życiem, a przede wszystkim większej wiarygodności Kościoła. Zapewne tęskniący ci podejrzewają, że kwestia kobiet będzie jednym, jeśli nie decydującym pytaniem o przyszłość naszego Kościoła.

Kobiety jednak w Kościele zmagają się nie tylko z kwestią święceń. Dla mnie najbardziej poruszające w pracach Drogi Synodalnej, w których także uczestniczę, jest to, że nie możemy dojść do jednogłośnej deklaracji o antropologicznej równości kobiet i mężczyzn.

Porusza pani kwestię, która jest dla mnie również bardzo ważna i wewnętrznie obciążająca. W antropologii teologicznej istnieją rzeczywiście różne opinie, które zgodnie ze swoim punktem widzenia przypisują kobietom w Kościele różne funkcje. Dla niektórych z jednakowej i równej godności płci nie wynikają wcale równe prawa. Muszę wyznać, że mam spore problemy z (męskimi) przedstawicielami Kościoła filozofującymi na temat natury kobiet. Wyobraźmy sobie przez chwilę, że my, kobiety, zrobiłybyśmy to samo w drugą stronę. Dzięki Bogu jednak te stanowiska są w mniejszości. Lecz na pewno w poszczególnych tematach Drogi Synodalnej będzie ogłaszane votum mniejszości, umieszczone obok decyzji większości. Musimy się z tym pogodzić. Jak już powiedziałam w innym kontekście: jestem przekonana, że pod szerokim katolickim parasolem jest miejsce na wielką różnorodność.

Wszystkie te doświadczenia, o których mówimy, podają w wątpliwość wiele praktyk kościelnych, ale także pewne założenia teoretyczne. Zauważenie i opisanie ich to pierwszy, bardzo ważny krok. Co dalej?

W tej kwestii całkowicie ufam Duchowi Świętemu. Droga Synodalna jest przede wszystkim procesem duchowym, w którym wszyscy razem pytamy, czego Bóg chce dla naszego Kościoła, jakimi środkami i w jaki sposób możemy i powinniśmy głosić Królestwo Boże tu i teraz, w XXI wieku. Nauczanie Kościoła zawsze podlegało przemianom: Ecclesia semper reformanda – to jest to, co utrzymuje go przy życiu i co pozwala mu przynosić owoce na przestrzeni wieków. Możemy z ufnością pozostawić Bogu to, jak i dokąd poprowadzi swój Kościół. My jesteśmy tylko narzędziami w Jego ręku i możemy przygotować grunt.

W wielu kwestiach Droga Synodalna stała się pierwszym oficjalnym forum kościelnym, na którym różne grupy wierzących mogą wypowiedzieć swoje codzienne doświadczenie. Otwarcie podobnego procesu zapowiedzieli biskupi w Irlandii i we Włoszech. Jest szansa, że taki sposób włączania świeckich w procesy decyzyjne przyjmie się na stałe w całym Kościele?

Jestem o tym głęboko przekonana. Franciszek zachęcał różne Kościoły lokalne do podążania drogami synodalnymi i taka droga rozpocznie się wkrótce też w Australii. Papież jest zwolennikiem synodalności i samorządności Kościołów lokalnych. Nową i ważną dla mnie rzeczą w tych procesach jest to, że duchowni, biskupi, zakonnicy i świeccy, mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy spotykają się jak równy z równym i zmagają się wspólnie, aby znaleźć najlepsze drogi naprzód. Wszyscy oni czynią to z miłości do Kościoła i dla dobra Ewangelii. ©

Siostra PHILIPA RATH jest benedyktynką, teolożką, historyczką i politolożką. Delegatka Drogi Synodalnej i członkini Forum Synodalnego „Kobiety w posługach i urzędach w Kościele”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2021