Zachowania niezakonne

W zgromadzeniu nie ma kar. Źle zachowująca się siostra jest po prostu niewierną.

03.05.2021

Czyta się kilka minut

 / OSCAR DEL POZO / AFP / EAST NEWS
/ OSCAR DEL POZO / AFP / EAST NEWS

Maria zapominała samą siebie na raty. Na raty bardziej się opłaca. Zawsze można siebie trochę przyoszczędzić.

Siedzi teraz przede mną, patrzy w ekran monitora i myśli, której Marii oddać głos. Od jakiegoś czasu są we dwie. Nie wiadomo, której więcej. Dawnej Maryśki, czy tej, która przyszła po niej – Siostry Marii.

Zacznie MARYŚKA: O nas się często pisze z tezą.

Weźmy przymiotniki.

Usłużne. Sprzątają księżom, gotują im, piorą i prasują. Do obiadu zawsze kompocik. Na drogę – kanapki. W Kościele – co najwyżej organistki. Przy ołtarzu zjawiają się tylko wtedy, gdy coś przynoszą albo odnoszą do zakrystii. Zetrą kurz z ławek, wyszorują deski, zmienią kwiaty. Po mszy zgaszą świece. Zawsze o krok za księdzem, lekko w tle.

Posłuszne. Ciche i pokorne. Jeśli siedzą, to nigdy z nogą na nodze. Jeśli klęczą, zawsze prosto. Do kaplicy wchodzą w odpowiedniej kolejności i odległości. Wiedzą, gdzie ich miejsce.

Milczące. Czy raczej: niezabierające głosu. I wcale nie chodzi o to, że milczenie ma czemuś służyć. To raczej kwestia tego, na ile głos jednej siostry jest zgodny z głosami innych. Poza tym trzeba to jakoś ustalić. Sprawdzić, czy tezy na pewno są dobrze postawione, akcenty właściwie rozłożone. A to nie jest łatwe, bo sióstr jest dużo, są w różnym wieku, mieszkają w odległych od siebie domach. No i pozostaje najważniejsze – co na to wszystko siostra przełożona. I czy w ogóle warto? Czy aby na pewno naszą rolą jest zabieranie głosu?

Tak się o nas myśli. O nas – wszystkich zakonnicach – może poza jedną lub dwiema, które w Polsce mówią własnym głosem i są słuchane. Ale czy ktoś zadaje pytanie, skąd to się bierze? Dlaczego po dziesięciu latach w zgromadzeniu jesteśmy takie do siebie podobne? Dlaczego znikamy?

Wraca SIOSTRA MARIA: Nie wiem, czy powinnam opowiadać swoją historię. Czy ja sióstr teraz nie zdradzam? Nie osądzam zbyt pochopnie? I właściwie po co ja to robię? Ale może jest też tak, że jedna opowiedziana historia pomoże innym historiom?

Więc najlepiej będzie, jeśli opowiem swoją anonimowo. Mojego nazwiska nie podamy, imię zmienimy. I bez nazwy wspólnoty, poproszę. Właściwie ani nazwy, ani miasta. Chociaż domy są w różnych miastach... Więc może inaczej: nie piszmy też o zbyt wielu szczegółach tych domów, że w centrum miasta, że pod lasem, i w których domach ile jest kaplic.

MARYŚKA: Raz się odważyłam. Napisałam tekst do portalu katolickiego, podpisałam imieniem i nazwiskiem. Chyba próbowałam jakoś tak delikatnie dać do zrozumienia, że może nie wszystko w naszym zgromadzeniu jest w porządku. I że siostry na tym tracą, że przez to cierpią. Przełożone do dziś mi to wypominają.

Zanim Maryśka stała się Siostrą Marią.

Ma 15 lat, wybiera liceum. Jeszcze wielu rzeczy nie wie, ale jedno wie na pewno: chce się wyprowadzić z domu. Szuka szkoły, najlepiej z internatem. Znajduje prywatną, prowadzoną przez siostry zakonne. Do tej pory nie była zaangażowana w żadne środowisko kościelne. Z dzieciństwa nie pamięta nawet, czy chodziła do kościoła. Na pierwszą pielgrzymkę poszła z babcią, gdy miała 14 lat.

Rodziców Maryśki nie stać na prywatną szkołę. Pomoc obiecuje dalsza rodzina, ale szybko się wycofuje. Po pierwszym półroczu Maryśka chce odejść. Wtedy siostry proponują rozwiązanie: obniżą opłaty. A to oznacza, że musi zapłacić za szkołę tyle, ile za jakąkolwiek inną bursę w mieście.

Zostaje.

W zamian za obniżkę czynszu sprząta jedną z sal lekcyjnych. W podobnej sytuacji jest kilka innych dziewcząt, więc szkołę sprzątają codziennie po lekcjach, a w soboty robią generalne porządki, z myciem podłóg.

Na opłatę za internat musi zapracować. Dorabia po lekcjach jako opiekunka, a w weekendy – w McDonaldzie i supermarkecie, gdzie stoi „na promocjach”. Kroi wielką krajalnicą szynkę, nakłada na małe kanapeczki i częstuje kupujących.

Uczy się wieczorami i po nocach. Prosi o zgodę na zapalenie światła po 22.00 i na każde wyjście po lekcjach. Zgadzają się kolejno – siostra wychowawczyni, siostra, która jest wychowawczynią w internacie, i siostra dyrektor. Ta ostatnia najmniej chętnie.

SIOSTRA MARIA: Może warto zapisywać „Siostra Dyrektor”, z dużej litery?

W podstawówce była jedną z najlepszych uczennic, w liceum – jest jedną z najgorszych. W pierwszym semestrze czwartej klasy traci przytomność. Myśli, że zatruła się kawą, ale raczej jest po prostu zmęczona. Reaguje siostra wychowawczyni. Szuka sposobu, by Maryśka sama nie musiała zarabiać na szkołę. Nie znajduje.

Opłaty za szkołę obowiązują też w lipcu i w sierpniu. Maryśka pisze podanie, by ją z tych wakacyjnych opłat zwolniono. Jako jeden z argumentów podaje, że chciałaby wstąpić do zgromadzenia. Siostra dyrektor się nie zgadza.

MARYŚKA: Pierwszy raz poczułam, że coś jest nie tak, na rozdaniu świadectw. Stałyśmy wszystkie na scenie, przed nami – na widowni – nauczyciele i uczennice młodszych klas. Każda z maturzystek podchodziła do siostry wychowawczyni, by odebrać świadectwo ukończenia szkoły. Po każdym wręczeniu rozlegały się oklaski, w pierwszym rzędzie oklaskiwała siostra dyrektor. Wychowawczyni wywoływała nas alfabetycznie. Gdy wypadła moja kolej, chciałam natychmiast ruszyć, ale siostra przeszła do kolejnej uczennicy. Rozejrzałam się po sali. Chyba nikt nie zauważył. Tylko wśród dziewczyn na scenie było lekkie poruszenie. Znałyśmy kolejność nazwisk. Pomyślałam, że to jakaś pomyłka. Czekałam, aż siostra mnie wywoła. Ale ona skończyła wręczanie świadectw, a na sali rozległy się znowu brawa.

Dopiero po akademii dowiedziałam się, że nie dostałam świadectwa, bo moje opłaty za szkołę nie są uregulowane.

Po zakończeniu szkoły chciałam siostrę dyrektor zapytać, dlaczego tak zrobiła. Ale inne siostry mnie od tego pomysłu odwiodły.

Tylko potem, gdy jako postulantki przygotowywałyśmy jakieś wystąpienie i ze sceny zobaczyłam, że na widowni siedzi siostra dyrektor, nie byłam w stanie przeczytać kilku zdań. Siostry musiały mnie zdjąć z mikrofonu.

Wtedy też po raz pierwszy pomyślałam, że jestem nie taka, jak trzeba.

Głos przejmuje SIOSTRA MARIA: To nie jest czas na zadawanie pytań.

Zaczyna się wejście do zgromadzenia. Każdy kolejny etap jest jak awans. Rozeznanie, aspirat, postulat, nowicjat, juniorat, wreszcie – śluby wieczyste. Całość trwa dziewięć lat. Czasami dłużej. Ale na te siostry, które potrzebują dodatkowego roku, patrzy się jakoś gorzej.

Żeby zostać siostrą zakonną, trzeba się nadawać. Nadają się nieliczne.

MARYŚKA: O dziewczynach, które przychodzą, siostry zawsze już coś wiedzą. Przekazują sobie ogólne wrażenia o nich. Na przykład siostra, która prowadzi rekolekcje, opowiada o tym, jak dziewczyny zachowywały się na modlitwach.

Potem są rozmowy z formatorką, w cztery oczy. Od początku czułam, że się nie nadaję. Być może przez to, jak było w liceum.

SIOSTRA MARIA: O tym, czy jest się ­dopuszczoną do kolejnego etapu, decydują wspólnota i siostra przełożona. Nazywa się to rozeznawaniem powołania osoby.

MARYŚKA: Tylko co to właściwie znaczy? Nie ma żadnych zapisanych zasad. Wszystkiego trzeba się domyślać. Podglądać starsze siostry. Patrzeć, jakie przyjmują pozy, ile w nich wytrzymują. Gdzie trzymają ręce. Kiedy się uśmiechają, a kiedy robią poważną minę. Zniżają głos? Dlaczego właśnie teraz?

Coś w tym musi być, bo udało mi się przejść do kolejnego etapu.

Zaczynają się wyłaniać zasady do naśladowania.

Klęczeć – tylko na dwóch kolanach, równo, bez pochylania się do przodu, bez przysiadania na brzegu ławki. Siadanie na piętach jest niedopuszczalnym przewinieniem. Brewiarz w czasie modlitwy należy trzymać w powietrzu, rąk nie opierać o ciało ani o klęcznik.

Latem do sandałów podkolanówki. Nieważne, że jest upał.

Siostry nie jedzą publicznie, nawet ­kanapek na przystanku autobusowym.

W czasie kolacji nogi powinny być złączone. Nie wolno zacząć jeść wcześniej niż przełożona, a jeśli jej nie ma, to czeka się na mistrzynię. Gdy jest szwedzki stół, najpierw na talerzyk nabiera jedzenie przełożona, za nią mistrzyni.

Zwracamy się do nich: „Proszę siostry mistrzyni”. „Proszę siostry przełożonej, czy mogłaby siostra przełożona”. Koniecznie zaczynamy od słowa „proszę”.

Jeśli w kaplicy trwa adoracja, a przy drzwiach do klauzury siedzi mistrzyni, to kiedy ktoś chce wyjść do toalety, musi do niej podejść, powiedzieć: „Proszę siostry mistrzyni, potrzebuję do toalety” i poczekać, aż skinie głową.

MARYŚKA: Na jednym ze spotkań z mistrzynią któraś z nas zapytała, czemu ma to wszystko służyć. „Tak jest robić najlepiej” – odpowiedziała. Wieloletnia przełożona powiedziała mi kiedyś, że każda siostra powinna wiedzieć, co ma zrobić w danej sytuacji. Ja tego nie wiem. Czy to znaczy, że się nie nadaję?

W zgromadzeniu nie ma kar. Źle zachowująca się siostra jest po prostu niewierną. Albo nieposłuszną. Tak się o niej mówi.

SIOSTRA MARIA: Mówi się też: „Ma siostra w sobie niezakonne zachowanie”.

Jesteśmy w małej grupie, nie mamy kontaktu z nikim na zewnątrz. Wymyślone przez wspólnotę zasady urastają do rangi najważniejszych na świecie. Jeśli je przekraczamy, robimy coś bardzo, bardzo złego.

Z początku kontakty sióstr są ograniczone do minimum. W pierwszym roku nowicjatu można wysłać rodzinie list. Spotkanie jest jedno: w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. Mogą przyjechać tylko rodzice. W drugim roku – można dzwonić. Ale nie za często. Siostry robią sobie postanowienia, na przykład wielkopostne: będę rozmawiała z mamą raz w tygodniu, nie więcej.

Siostry w nowicjacie nie powinny też wchodzić w jakiekolwiek relacje z siostrami po ślubach. Mogą przebywać tylko we własnym gronie, nawet jeśli są dwie lub trzy.

Przyjaźń partykularna nie jest mile widziana.

MARYŚKA: Gdy zaczynałam się z kimś przyjaźnić, słyszałam, że przyjaźń jest dobra do momentu, w którym jest otwarta na innych.

Co roku dostaje się opinię.

Siostra Maria wyjmuje dwie swoje, które zachowała.

„Rada Prowincjonalna biorąc pod uwagę Siostry pragnienie życia zakonnego oraz opinie wspólnoty dopuszcza Siostrę do złożenia ślubów świętych na drugi rok.

Kocha i ceni Siostra łaskę powołania i zależy Siostrze na nieustannym jej pogłębianiu. Stara się jak najwięcej czasu przeznaczać na osobiste spotkanie z Jezusem na modlitwie. Uczy się w duchu wiary przyjmować doświadczenia dnia. Wobec Siostry Przełożonej stara się być posłuszna i zależna. Cechuje Siostrę pogoda ducha, wrażliwość, delikatność. Z uosobienia jest Siostra raczej cicha i trochę nieśmiała, jakby zalękniona. Ceni wspólnotę i wykazuje dużo gotowości, by pomagać innym. Jest w Siostrze dużo dobra, a jednocześnie zdaniem sióstr ze wspólnoty bywa Siostra dość zamknięta i ulegająca pokusie krytyki. Zastanawia Siostry kontakt z jedną z sióstr i zbyt pochopne wydawanie opinii o innych. Łatwo zniechęca się Siostra w trudnościach. Zauważa się Siostry pracę nad sobą i gotowość na przemianę. W wykonywaniu obowiązków stara się być pracowita, odpowiedzialna, otwarta na rodziców i dzieci, ofiarna”.

Dwa lata później: „Potrzeba, by zwróciła Siostra uwagę na niebezpieczeństwo źle rozumianego indywidualizmu. Czasem sprawia wrażenie osoby trudno dostępnej i trochę zarozumiałej. Bywa uparta. Wspólnota dostrzega Siostry wysiłki, aby coraz odważniej wychodzić do drugich i otwierać się na inność bez oceniania.

(...) Stara się być miła, grzeczna, taktowna, chociaż – zdaniem niektórych sióstr – czasami bywa zbyt pewna siebie i wykazuje trochę mało szacunku wobec osób z zewnątrz”.

Każda z sióstr ocenia inne anonimowo.

MARYŚKA: Z roku na rok trudniej mi było pogodzić się z tym, że siostry nie mówią sobie o pewnych sprawach wprost, tylko oceniają się anonimowo. Każda może napisać, co chce, nikt tego nie weryfikuje. Niektóre opinie są krzywdzące. Ale nie wiadomo, która je napisała. Pojawia się napięcie, nieufność. Każda z nas jest tym, co myśli o niej wspólnota. A wieczorem wszystkie się do siebie uśmiechamy przy kolacji.

Z opinią sióstr nie należy dyskutować, należy ją przyjąć.

Ale wtedy, gdy dostawałam opinie, ­liczyło się jedno zdanie: „wspólnota dopuszcza Siostrę do złożenia ślubów”. Nic więcej.

Teraz analizuje zdania i słowa.

[Zależna od przełożonejMARYŚKA: To znaczy, że o wszystkim mówi się przełożonej i o wszystko się ją pyta. Przełożona cały czas nas obserwuje. Jeśli w domu jest kilka kaplic, każe nam modlić się w jednej, przez nią wybranej. Bo kiedy ­jesteśmy w innej, nie widzi nas i nie wie, czy się modlimy.

[GrzecznaMARYŚKA: Grzeczne siostry nie sprawiają kłopotu.

A więc nie chorują. Choroba jest postrzegana jak ucieczka. Gdy byłam w nowicjacie, czułam potężny ból kręgosłupa. Nie wiedziałam, co się dzieje. Żeby pójść do lekarza, musiałam usprawiedliwić swoją nieobecność na modlitwach. Mistrzyni nowicjatu odpowiedziała: „Gdybyś naprawdę źle się czuła, nie miałabyś siły stać teraz w moich drzwiach”.

Najgorzej jest z chorobami psychicznymi.

Przypominam sobie siostrę, która od dłuższego czasu dawała znać, że jest bardzo zmęczona. Przełożona mianowała ją dyrektorką jednej ze szkół. Inna, z niezdiagnozowaną i nieleczoną depresją, miała zastąpić idącą na urlop siostrę, mimo że wszystkie widziały, że nie da rady. Sama prosiła o urlop od wielu lat.

Jedna z sióstr powiedziała mi, że usłyszała od swojej przełożonej, że ma rozbiegany wzrok. Tę informację przełożona przekazała jej, gdy uznała, że nie powinna zostać w zgromadzeniu. To była młoda dziewczyna, odejście dla niej było rujnujące. Inna, która nie przeszła do kolejnego etapu, była tak załamana, że nie potrafiła wrócić do domu rodziców. Zapytała mnie: „Powiedz, czy my naprawdę nie możemy zakładać swetra przez głowę?”. W naszym zgromadzeniu zalecało się noszenie rozpinanych swetrów.

[TaktownaMARYŚKA: Jeśli choruje ci mama, to wiesz, że nietaktem jest prosić o możliwość bycia z nią. Siostry mi pozwoliły, ale dały do zrozumienia, że to jest duży przywilej.

Mam jeszcze dwoje rodzeństwa, które ma swoje rodziny. Chciałam podzielić koszty pogrzebu na nas troje. Przełożona zapytała: „Dlaczego na pogrzeb twojej mamy ma wykładać wspólnota?”.

SIOSTRA MARIA: Za chwilę mamy złożyć śluby wieczyste: czystości, posłuszeństwa i ubóstwa.

[CzystośćMARYŚKA znów analizuje: Nikt nam tych słów nie wyjaśniał.

Rozumiałyśmy najprościej, jako brak współżycia. Mówiło się, że to jest „miłość do”, a nie „miłość od”, choć żadna z nas nie wiedziała, co to znaczy.

Albo że czystość jest wtedy, kiedy miłość do Pana Boga jest tak duża, że się rezygnuje ze swojej seksualności. Jak poradzić sobie z seksualnością? Takich rozmów nie było.

Pamiętam tylko jedną scenę: tuż po ślubach wieczystych siostry przeprowadzały ankietę w swoich domach. Ankieta była anonimowa, ale ja się podpisałam.

„Co pomaga ci przeżywać czystość?” – brzmiało jedno z pytań. Napisałam o tym, że rozładowuję napięcie seksualne uprawiając sport. Siostra, która robiła podsumowanie ankiety, patrząc na mnie powiedziała przed wszystkimi, że niektórym siostrom pomaga aktywność fizyczna, i zaczęła się śmiać.

[UbóstwoMARYŚKA: Nie posiadam nic na własność. Jeśli pracuję w szkołach czy przedszkolach wspólnoty, pieniądze trafiają do przełożonej i to ona nimi zarządza. Jeśli czegoś potrzebuję, idę do niej i mówię: „Proszę siostry przełożonej...”.

Każda siostra dostaje kieszonkowe. 50 złotych miesięcznie. Z tych pieniędzy trzeba opłacić swój telefon, kupić kosmetyki i rajstopy. Wyjazdy, wyjścia do kina czy teatru nie wchodzą w grę. Kulturalny rozwój nie istnieje.

Jedna z naszych sióstr prowadziła co niedzielę scholę w bardzo zimnym kościele. Miała kłopoty ze stawami, chciała sobie kupić buty z grubszą podeszwą. Ale dostała tylko 150 złotych. Przełożona powiedziała jej, że jeśli chce lepsze, musi odłożyć z kieszonkowego.

Gdy studiowałam, poprosiłam o dodatkowe pieniądze na jedzenie w ciągu dnia. Siostra przełożona odmówiła, bo stwierdziła, że uczelnia jest 20 minut pieszo od naszego domu. Nie pomogło wyjaśnienie, że przerwy są za krótkie, żebym zdążyła przyjść na obiad.

Są też nagrody. Po 25 latach życia zakonnego dostaje się prezent. Pół wycieczki do Jerozolimy. Na drugie pół siostra musi znaleźć pieniądze sama. W domyśle: odkładać przez 25 lat z kieszonkowego albo poprosić rodzinę. Widziałam siostry, które żebrały u rodziny i znajomych. Przywoziły potem worek ziemi, wkładały ją do ręcznie wyszywanych woreczków, podpisywały „ziemia święta” i szły z tym podziękować.

[PosłuszeństwoMARYŚKA: To znaczy, że wiem, jak się wpasować w to, czego ode mnie oczekują. Słucham się przełożonych. Wola przełożonych jest utożsamiana z wolą Pana Boga. Gdy przełożona zmienia którejś z sióstr placówkę, mówi: „Twoja wola boża jest w Poznaniu”. A w czasie nabożeństwa: „Módlmy się za siostry, które zmieniają wolę bożę”, czyli placówkę.

Słowa przełożonej są traktowane jak prawda objawiona. Nawet jeśli się z tym podskórnie nie zgadzasz, przyjmujesz ją.

Sprawdza się siostry. Wychodzi z założenia, że coś kombinują.

Starałam się o pozwolenie chodzenia na basen. Jednak mimo zgody, przełożona ciągle mnie o ten basen dopytywała: dlaczego tak długo mnie nie ma, co ja tam właściwie robię, czy na pewno chodzę pływać? W końcu powiedziała, że chyba wybierze się ze mną.

Starasz się dopasować. Im jesteś dłużej we wspólnocie, tym starasz się bardziej. Odsuwasz wszystkie podszepty, wątpliwości, pytania. Bycie w zgromadzeniu jest uznawane za coś ­wyjątkowego. Jeśli któraś z sióstr sama odejdzie, inne myślą: jak mogła pozbawić się tak wyjątkowego dobra?

Z mojego rocznika odpadła jedna czwarta. To zwykle nie były decyzje tych sióstr, tylko zgromadzenia. Do ślubów wieczystych doszła połowa.

Siostry, które słyszą: „Nie nadajesz się” albo „To nie jest miejsce dla ciebie”, przeżywają to tak, jakby odrzucał je Pan Bóg.

Czułam, że chcę zostać sobą. Ale teraz widzę, jak bardzo nie zostałam. Dwa lata temu rozmawiałam z siostrą, która wstąpiła do formacji po maturze i po dziesięciu latach złożyła śluby wieczyste. Wyznała: „Przez dziesięć lat robiłam wszystko, co mi kazały siostry. Starałam się być taka, jakiej mnie oczekują. Teraz nie wiem, kim jestem”.

Maryśka się rozpędza, mówi coraz więcej, coraz szybciej. Ale Siostra Maria wie, że za dużo nie powinna.

Zwłaszcza że jeszcze nie podjęła decyzji: zostać w zgromadzeniu czy odejść? Od trzech lat jest poza zgromadzeniem, na tak zwanym rozeznawaniu.

SIOSTRA MARIA: Odchodzą tylko silne jednostki. Coraz mniej sióstr ze mną rozmawia. Niektóre mówią wprost: nie chcą pytać, nie chcą analizować, bo wątpliwości zaczynają być zbyt duże.

MARYŚKA: Prawda jest taka, że większość sióstr nie ma dokąd pójść. Po kilkudziesięciu latach w zgromadzeniu nie potrafią samodzielnie żyć. Odchodząc trzeba mieć w tyle głowy, że można wylądować pod mostem.

Gdy rozeszła się wieść o mnie, siostry zaczęły dzwonić. Opowiadały swoje historie. O tym, że nie pozwolono im leczyć depresji. Jedna z nich wyznała, że molestował ją zakonnik. Wkładał swoje ręce do kieszeni jej habitu, dotykał miejsc intymnych. Wszystko w czasie spowiedzi. Gdy powiedziała o tym przełożonej, ta nie zareagowała. Odezwało się 12 sióstr. Zaproponowałam, że spiszę ich historie i wyślę przełożonej generalnej. Najpierw zgodziły się dwie, ale potem i one zrezygnowały.

Siostry się boją, wiedzą, że nie mają dokąd pójść. Biorą winę na siebie: skoro dotąd tak często były niewierne i nieposłuszne, to są pewnie i tym razem.

Gdy wstępujesz do zgromadzenia, siostry chcą o tobie wiedzieć jak najwięcej.

Gdy wychodzisz, nie pytają o nic.

Po tylu latach razem, wychodzi się z niczym. Nie ma się ani na kaucję, ani na pierwszy czynsz za mieszkanie.Jedna z sióstr, która mając 50 lat odeszła ze swojego zgromadzenia, zadzwoniła do mnie, żebym jej pomogła zrobić zakupy.


CZYTAJ TAKŻE

OFIARA DOSKONAŁA: Wykorzystywanie seksualne zakonnic przez księży to wciąż temat tabu w Kościele. Choć wiele wskazuje na to, że skala problemu jest znaczna >>>


SIOSTRA MARIA: Każde odejście ze wspólnoty jest złą decyzją. Gdy któraś z sióstr odchodzi, reszta się za nią modli. Przełożona prowincjonalna prosi, by pościć w jej intencji.

MARYŚKA: Chwilę przed odejściem radzono mi, żebym się trzymała tego, co tu poznałam. Mam chodzić dalej na msze o 6.00, a potem powtarzać harmonogram klasztorny. Bo wszystko, co jest poza wspólnotą, jest złe.

Kilka tygodni temu wracałam od znajomych. Stałam na peronie, pociąg się spóźniał. Czułam napięcie. W moich myślach była gonitwa: „co jeśli pociąg nie przyjedzie?”, „czy wystarczy mi na nowy bilet?”, „a jeśli to ostatni pociąg, to gdzie przenocuję?”, „jak ja to wyjaśnię?”, „może poproszę konduktora, żeby napisał mi na bilecie, że pociąg był naprawdę spóźniony?”. To było moje dawne napięcie. Dopiero po chwili pomyślałam, że już nie muszę tak myśleć.

Kiedy odchodziłam na czas rozeznania poza zgromadzeniem, przełożona powiedziała: „Życzę siostrze, żeby siostra była wolna”. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, że jestem. A ona na to: „Tak się siostrze tylko wydaje”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2021