Wiara na różowo

Jej twórczość wywołuje skrajne reakcje: zachwyt i zażenowanie, odrzucenie i akceptację. Jedni dziękują jej za inspirację do wiary, inni od czci i wiary ją odsądzają. Jaka naprawdę jest Ada „Adu” Karczmarczyk?

10.04.2016

Czyta się kilka minut

Kadr z teledysku Ady Karczmarczyk „Church is a girl” / Fot. YouTube
Kadr z teledysku Ady Karczmarczyk „Church is a girl” / Fot. YouTube

Kiedy się dowiedziała, że wezmę udział w dyskusji na temat jej twórczości, powiedziała: „Na wystawę w Arsenale przyjedzie ksiądz Andrzej Draguła, który zajmuje się tropieniem bluźnierstw. Czytałam jego książki, są bardzo interesujące i opisują przypadki skandali religijnych w kulturze i sztuce. Dlatego jestem bardzo ciekawa, jaka będzie jego wypowiedź na mój temat. Nie ukrywam też, że gdybym stała się bohaterką jego kolejnej książki, byłabym wniebowzięta”.

Obawiam się, że rozczaruję artystkę. Na razie monografii nie będzie. Na pewno nie o Adzie Karczmarczyk jako bluźnierczyni, choć pytanie, czy jej sztuka nie jest profanacją, narzuca się samo. Wystarczy obejrzeć teledysk „Jaraj się Maryją”, na którym artystka pląsa wokół figurki Matki Bożej. Albo pójść na jej „koncerty ewangelizacyjne”, podczas których Karczmarczyk ubiera szaty – ni mniej, ni więcej – pontyfikalne. Kiedy ogląda się jej wideo „Church is a girl”, uderza wrażenie nieprzystawalności tematu do popkulturowej formy.

Jednak na artystycznej mapie Polski Karczmarczyk jest zjawiskiem wyjątkowym. Nikt dotychczas nie posunął się tak daleko w popkulturyzacji artystycznego języka mówienia o religii. Wydawało się, że można tak o wszystkim, ale nie o Panu Bogu. Zgadzam się jednak z Karolem Sienkiewiczem, który na łamach internetowego „Dwutygodnika” pisze: „Ceną, jaką płaci Karczmarczyk za proponowany dysonans poznawczy, jest dwuznaczność przekazu. »Adu« nigdy nie będzie pewna, czy jej idea przyjmowana jest na serio, czy prześmiewczo”.

I to jest chyba największy problem jej „sztuki religijnej”. Sama ma tego świadomość. „Promuję treści religijne i ludzie zastanawiają się, czy jest to afirmatywne, czy krytyczne” – mówiła w wywiadzie dla „Czasu Kultury”.

Ada, to nie wypada

W sukurs jednak przychodzi nam ona sama. Ada Karczmarczyk należy do artystów, którzy o swojej twórczości mówią dużo i chętnie. Kluczem do zrozumienia jest jej – jak sama to określa – przemiana duchowa. To ważne, bo artystką była wcześniej niż osobą wierzącą. W świat wiary weszła z określonym warsztatem artystycznym, wypracowanym językiem. Nigdy nie ukrywała, że bliskie jej są – jak mówi – klimaty „dziewczyńskie”. Może i ma rację Sienkiewicz, że „jej wizerunek bliższy jest obiegowym wyobrażeniom o małomiasteczkowej nastolatce niż perukowemu glamourowi Lady Gagi”, choć to właśnie Madonna, Lady Gaga czy Kate Perry pozostają jej artystyczną inspiracją. W pracach Karczmarczyk wszechobecny jest landrynkowy róż, który bardziej przypomina stylistykę walentynkową niż kościelną ikonografię. Niektórzy widzą w niej artystkę kampową, świadomie wykorzystującą pogranicza kiczu i popkultury, bawiącą się znaczeniami. Problem w tym, że jej artystyczna działalność nie jest wyłącznie kreacją, a już na pewno nie konceptualną grą semantyczną, otwartą na interpretacje ze strony odbiorcy. „Adu” artystka i Ada kobieta to jedna i ta sama osoba. Jej sztuka jest bowiem – o czym sama mówi wprost – nie tyle kreacją, co wyznaniem wiary.

Na pytanie, czy można w ten sposób mówić o własnej wierze, skłonny jestem odpowiedzieć twierdząco. Język wiary jest wypadkową języka i wiary. To, w jaki sposób mówimy o Bogu, zależeć będzie od zasobów naszego języka i od rodzaju doświadczenia religijnego, które posiadamy. Każdy z nas ma swój własny „idiolekt religijny”. Dla Karczmarczyk jest nim popkultura. Takim właśnie idiolektem mówi o swojej przemianie duchowej, o wierze w Boga oraz znaczeniu Maryi w jej życiu.

Dziewczyńskie wyznanie wiary

Wyznanie wiary Kościoła jako wspólnoty domaga się języka, który byłby intersubiektywnie czytelny, w miarę jednoznaczny, podzielany przez nadawcę i odbiorcę. Wiemy dobrze, że ta intersubiektywność w sztuce religijnej Zachodu została już dawno zachwiana. O ile Wschód ma swoje niezmienne i czytelne kanony artystyczne, o tyle Zachód w dużej mierze porzucił religijną sztukę przedmiotu na rzecz sztuki podmiotowej, gdzie coraz bardziej dominującą rolę odgrywają subiektywne wrażenia twórcy.

Karczmarczyk jest tego klasycznym przykładem. Wie, że musi się jakoś konfesyjnie określić, praca „Church is a girl” pokazuje też, że posiada świadomość różnorodności kościelnych języków. Jednak wciąż daleko jej do bardziej „oficjalnych” i uznanych stylistyk kościelnych. Jej sztuka jest na pewno religijna, ale nie jest ani sakralna, ani kościelna. Nie wyraża oficjalnej wiary Kościoła i nie nadaje się do kościoła.

W którą stronę pójdzie droga artystyczna (i religijna) Ady Karczmarczyk? Mateusz Matyszkiewicz podczas dyskusji w Arsenale powiedział, że ma wrażenie, iż artystka doszła już do ściany w poszukiwaniu języka swojej twórczości. To chyba słuszna diagnoza. „Adu” się zmienia. Jej praca przedstawiona na Spojrzeniach, dzięki której dostała II nagrodę w konkursie organizowanym przez Narodową Galerię Sztuki Zachęta i Deutsche Bank, jest już dojrzalsza: artystycznie i teologicznie. „Church is a girl” – brzmi „dziewczyńskie” wyznanie wiary Karczmarczyk. I wcale się nie myli, wszak Kościół – choć w języku polskim ma formę męską – według św. Pawła jest Oblubienicą. Po dyskusji w Arsenale, której zresztą przysłuchiwała się incognito, Ada Karczmarczyk mówiła, że myśli o nauce pisania ikon. Poznanie kanonicznego języka malarskiego Kościoła wschodniego mogłoby jej pomóc w rozwoju wspomnianego idiolektu artystyczno-religijnego. Mówiła też, że ma coraz większą świadomość tego, iż jej język może być nieczytelny, źle zrozumiany, a nawet odbierany jako profanacja. I że zdaje sobie sprawę, iż musi popracować nad jego jednoznacznością.

Między galerią a świątynią

Sienkiewicz pisze o „Adu”, że to „bardziej szkolna katechetka niż religijna przywódczyni. Zwariowana zakonnica w przebraniu”. Z kolei sama Karczmarczyk często nazywa swoją działalność ewangelizacją, co świadczy o jej potrzebie misji. I być może w tym właśnie jest największy problem. Przyzwyczailiśmy się raczej, że galerie sztuki współczesnej są areną dla sztuki krytycznej, a nie wyznawczej czy afirmatywnej. „Adu” mówi, że nie interesuje ją „sztuka dla sztuki”, chce się przeciwstawić artystowskiemu nastawieniu twórców i przestać tworzyć rzeczy puste.

Według niej sztuka ma być zaangażowana. Jej sztukę misyjną trzeba więc usytuować gdzieś na antypodach sztuki krytycznej.

Rozumiem zdziwienie, gdy ktoś przychodzi do galerii i nagle artysta żąda od niego, by zaczął razem z nim – i to w dość oryginalny sposób – uwielbiać Boga. Nie to miejsce, nie ten czas. Zdaje się, że „Adu” chce zasypać rów oddzielający od siebie kościół i galerię. Czas pokaże, z jakim skutkiem.

Ewangelizacyjny czy katechetyczny potencjał działań „Adu” pozostaje ograniczony. Owszem, artystka chętnie cytuje maile, w których widzowie dziękują jej za nowoczesny przekaz wiary. Ale przeciwników – jak się zdaje – jest więcej. Przypomina mi się dyskusja, która na łamach „Tygodnika” toczyła się o projekcie „Dobra czytanka według świętego zioma Janka”, bo tamten pomysł jest w pewnym sensie analogiczny. Tam też wiara była filtrowana przez własny hiphopowy idiolekt. Nazwałem wówczas ten projekt „Biblią pierwszego kontaktu”. Profesor Stanisław Koziara w polemice napisał, że to może być Biblia zarazem pierwszego, jak i ostatniego kontaktu. Tak też może być z pracami Karczmarczyk.

Ewangelizacyjny potencjał obu projektów jest więc dosyć ograniczony, ale jako wyznanie wiary, by nie powiedzieć – artystyczne świadectwo – są one trudne do zanegowania. Prace „Adu” mają jeszcze jeden walor. Mimo że nie da się ich wpisać w nurt sztuki krytycznej, jakąś siłę krytyczną mają: nie wobec instytucji Kościoła czy roli religii w społeczeństwie, ale wobec wiary odbiorcy. W tym znaczeniu domagają się konfrontacji. Siłą rzeczy ten, kto patrzy na prace Ady „Adu” Karczmarczyk, zastanawia się: czy tak można mówić o wierze? Czy tak – mówiąc prościej – można wierzyć? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016