Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ukraina jest otoczona z trzech stron: przez Rosję i kraje sprzymierzone (Naddniestrze, Białoruś), gdzie stacjonują jej wojska lub/i siły specjalne.
Jeśli Rosjanie uderzą, możliwe są dwa kierunki ofensywy. Pierwszy: spod Kurska (tego Kurska) na Kijów, w celu zajęcia stolicy. I drugi, na południu: z rejonu Rostowa i Krymu, na kierunku Cherson–Odessa– –Naddniestrze. Tu cel byłby wieloraki. Poza utworzeniem lądowego „korytarza”, łączącego Rosję z Krymem i de facto rosyjskim Naddniestrzem (niby-państwem, powstałym 20 lat temu po secesji z Mołdawii i istniejącym dzięki „siłom pokojowym” Rosji), pozbawiłoby to Ukrainę regionów południowych i umożliwiłoby kolejne uderzenie: „obcęgi”, które odcięłyby Donbas i Charków od Ukrainy centralnej i zamknęłyby rozlokowane tam wojska ukraińskie w „kotle”.
Że to abstrakcja? Dla mieszkańca Berlina czy Paryża – zapewne. Za to władze miejskie Kijowa zaczęły informować mieszkańców, gdzie są schrony przeciwlotnicze... Choć perspektywa bitwy o Kijów – kiepska pijarowsko dla Kremla (Kijów nie Krym: walki trwałyby długo; byłby to co najmniej Budapeszt ’56, a może nawet Warszawa ’44) – sprawia, że bardziej realna jest ofensywa na południu. Jej sukces oznaczałby polityczną katastrofę dla Ukrainy i także dla Mołdawii. Putin nawet nie musiałby przyłączać Donbasu i Odessy do Rosji – starczyłoby, że w obecności rosyjskich wojsk odbędzie się tam „referendum”. Nie, nie o przystąpieniu do Rosji, lecz o głębokiej „federalizacji Ukrainy”.
Federalizacja: to dziś bowiem słowo-klucz, gdy Kreml mówi o Ukrainie. Apeluje o to szef MSZ Rosji Ławrow, gdy, chowając kij, kusi Zachód marchewką: nową Jałtą, czyli ustaleniem statusu „neutralnej i federalnej Ukrainy”, rzecz jasna nad głowami Ukraińców. Federalizacja: ta wizja, na pozór niewinna, to dla Ukrainy zagrożenie śmiertelne. Rosjanie chcą, by Ukraina podzieliła się na coś w rodzaju szwajcarskich kantonów, ale mających uprawnienia niemal państw. Ten model ukraińskiej państwowości – nawet bez „sił pokojowych” Rosji we wschodnich „kantonach” – pozwoliłby Kremlowi zwasalizować Ukrainę i zablokować jej integrację nie tylko z NATO, ale nawet z Unią Europejską.
Na szczęście politycy Zachodu chyba to już widzą: po spotkaniu Kerry–Ławrow w Paryżu, nocą z niedzieli na poniedziałek, gdy Rosjanin kusił deeskalacją na rosyjskich warunkach, sekretarz stanu USA powiedział, że nie może być żadnego rozwiązania „bez udziału samych Ukraińców”. To właśnie narracja, którą Zachód może odpowiedzieć na narrację (propagandę) Kremla: że nie ma mowy o żadnej ugodzie Zachód–Rosja na temat Ukrainy, która dokonałyby się w podobny sposób, jak – tu znów analogia – rozbiór Czechosłowacji jesienią 1938 r. Ten, który miał „przynieść pokój”.