Cisza przed nową burzą

Kryzys na Ukrainie daleki jest od rozwiązania z kluczowego powodu: Rosja nadal nie osiągnęła swoich celów. Trzeba oczekiwać dalszego zaostrzenia sytuacji.

28.04.2014

Czyta się kilka minut

Rosyjscy separatyści zatrzymują ukraińską dziennikarkę Irmę Krat. Sławiańsk, 21 kwietnia 2014 r. / Fot. Evgeny Maloletka / AFP / EAST NEWS
Rosyjscy separatyści zatrzymują ukraińską dziennikarkę Irmę Krat. Sławiańsk, 21 kwietnia 2014 r. / Fot. Evgeny Maloletka / AFP / EAST NEWS

Tylko niepoprawni optymiści mogli liczyć, że negocjacje w Genewie między Ukrainą, Rosją, UE i USA mogą doprowadzić do przełomu na wschodniej Ukrainie. Przyjęto wprawdzie wspólny dokument, ale szybko okazało się, że porozumienie nie ma żadnego wpływu na sytuację.

Zresztą żadna ze stron tego nie oczekiwała. Spotkanie genewskie było raczej taktyczną pauzą i chwilowym zawieszeniem broni. Kijów mógł zademonstrować dobrą wolę do rozmów, a Moskwa potwierdzić swoje – wciąż niezrealizowane – żądania wobec „federalizacji Ukrainy”.

Genewa pokazała jednak, jaki jest realny stan gry. W dokumencie nie pada słowo „Krym”, co de facto oznacza, że Rosja uznaje temat za zamknięty, a Zachód to milcząco akceptuje. Już to jest znaczącym zwycięstwem Moskwy. Dalsze negocjacje, jeśli do nich dojdzie, mogą dotyczyć jedynie sytuacji na wschodzie Ukrainy, która uzależniona jest wyłącznie od działań rosyjskich. W ostatnich tygodniach Putin udowodnił wszystkim zachodnim niedowiarkom, że nie chodziło mu tylko o Krym.


CO DALEJ? TRUDNO PROGNOZOWAĆ. Nie tylko dlatego, że Rosja potwierdziła, iż jest nieobliczalna, ale przede wszystkim dlatego, że Kreml przestał martwić się przestrzeganiem prawa międzynarodowego – i po prostu wywrócił stolik z napisem „porządek post-zimnowojenny”. Do wciąż oniemiałego Zachodu Putin zdaje się mówić: „I co mi zrobicie?”.

Oto od końca lutego, Moskwa próbowała przekonywać, że na Krymie działają oddziały „miejscowej samoobrony”. Oczywiście, prawie nikt w to nie wierzył. Jednak kilka dni temu, w ponad czterogodzinnej „telekonferencji z narodem”, Putin stwierdził, że na Krymie operowały rosyjskie wojska bez znaków rozpoznawczych. Otwarte przyznanie się do kłamstwa jest kolejną demonstracją pewności siebie.

Sytuacja jest niebezpieczna, gdyż swoimi działaniami Rosja podważa państwowość ukraińską w takim kształcie, jaki przybrała ona po uzyskaniu niepodległości w 1991r. – i zmierza do jej całkowitej rewizji, zgodnie z zaprojektowaną przez siebie koncepcją. Najważniejszym jej elementem jest zmiana systemu administrowania krajem przez nadanie szerokiej autonomii regionom wschodnim i południowym. Taka nowa Ukraina – czy raczej: „Federacja Ukraińska” – byłaby państwem zwasalizowanym, zależnym od Kremla i niezdolnym do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej.


ALE ROSYJSKIE DZIAŁANIA NIE KOŃCZĄ SIĘ NA UKRAINIE. Wszystko wskazuje na to, że Moskwa zaczęła operację przedefiniowywania całej architektury posowieckich państw w Europie Wschodniej.

Głównym założeniem rosyjskiego podejścia do sąsiadów jest teraz podważanie ich suwerenności i próba zmuszenia świata do uznania, że Rosja ma w regionie „uzasadnione interesy”. To nie tyle spóźniona o 200 lat rosyjska odmiana doktryny Monroe’a, ale zwyczajny powrót do imperialnych tradycji.

Rosja rozumie, że jej przyszła rola na obszarze posowieckim zależy od sukcesu kampanii ukraińskiej. Można oczekiwać, że celem kolejnych działań Kremla będzie Mołdawia, która w czerwcu podpisze umowę stowarzyszeniową z UE; potem, jesienią, odbędą się tam wybory parlamentarne, które może wygrać partia komunistyczna. Nie jest oczywiste, w którym kierunku pójdą działania Moskwy wobec Mołdawii; z jednej strony separatystyczne Naddniestrze jest pod jej pełną kontrolą, z drugiej widać rosyjskie próby zdestabilizowania sytuacji w Gagauzji (mołdawskim autonomicznym regionie).

Rosyjskim działaniom wobec Ukrainy bacznie przyglądają się inne państwa posowieckie. Choć większość z nich nie mówi tego otwarcie, to strach przed Rosją jest widoczny. Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew może retorycznie poprzeć aneksję Krymu, ale nie zapomina o północnej części swego kraju, zasiedlonej w znacznym stopniu przez Rosjan. W swoim ostatnim wystąpieniu prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka w jednym zdaniu zapewnia o lojalności wobec Rosji, ale w kolejnym stanowczo podkreśla odrębność narodów białoruskiego i rosyjskiego.


UNIA I USA SZUKAJĄ SPOSOBU NA „NOWĄ” ROSJĘ – i jak na razie nie są w stanie go znaleźć. Z pewnością Putin rozumie Zachód znacznie lepiej niż Zachód rozumie Putina. Tymczasem nie da się prowadzić skutecznej polityki bez trafnej diagnozy sytuacji. A państwa zachodnie wciąż zdają się mieć nadzieję, że możliwy jest powrót do status quo ante.

Główny problem Zachodu to niezrozumienie, że Rosja jest zdeterminowana, aby za wszelką cenę osiągnąć swoje cele, bo postrzega sytuację jako grę o sumie zerowej. Koszty gospodarcze, wizerunkowe i inne nie mają większego znaczenia. Polityką UE rządzi logika ekonomiczna, polityką Rosji geopolityczna. Dwa odległe, nieprzystające do siebie systemy. Nieracjonalne? Z pewnością dla ­Europejczyków, postrzegających świat w kategoriach pieniędzy do zarobienia.

Nic dziwnego, że faktyczny brak reakcji Zachodu na aneksję Krymu dał zielone światło dla rosyjskich działań na wschodzie Ukrainy. Unia i USA codziennie pokazują, że są reaktywne wobec wydarzeń narzucanych przez Moskwę. Kolejne sankcje są „rozważane” w zależności od tego, co jeszcze zrobi Kreml. O ile Waszyngton wydaje się być gotowy do wprowadzenia „dodatkowych kosztów” (według słów Johna Kerry’ego), o tyle Unia jest ostrożniejsza. W jej komunikatach widoczne są ślady linii papilarnych niemieckich kręgów biznesowych.

Uderzające, jak w ostatnich tygodniach zmieniła się retoryka rosyjskiej polityki zagranicznej. Putin, Ławrow i rosyjski MSZ mówią językiem zimnowojennym.


POZOSTAJE WIĘC ZACHODOWI CZEKAĆ NA DALSZĄ ESKALACJĘ. A ona nastąpi. Fiasko porozumienia genewskiego oznacza, że należy oczekiwać zaostrzenia sytuacji na wschodniej Ukrainie – i prób przeniesienia niestabilności do południowej części kraju (Odessa, Cherson itd.). Newralgiczny może okazać się początek maja, zwłaszcza 9 maja, rocznica zakończenia II wojny światowej. Separatyści (pro)rosyjscy będą zapewne próbowali wykorzystać ten okres dla zmobilizowania mieszkańców.

Wprawdzie w Donbasie rośnie niezadowolenie społeczne na tle socjalnym (przykładem strajki górnicze w Krasnodonie). Ale dotychczasowe próby wywołania masowego niezadowolenia na wschodzie Ukrainy przez separatystów okazały się nieudane. To może oznaczać, że – podobnie jak na Krymie – jedynym skutecznym ­instrumentem Rosji są „zielone ludziki”, czyli żołnierze bez insygniów.

Widać, że na tym etapie konfliktu Moskwa jest niechętna do wydania rozkazu, by jej armia przekroczyła granicę z Ukrainą. Ale w razie niepowodzenia innych działań nie należy go wykluczać.


KRÓTKOTERMINOWYM CELEM ROSJI jest zablokowanie wyborów prezydenckich na Ukrainie 25 maja – jeśli nie w całym kraju, to przynajmniej na wschodzie.

Gdyby to się udało, Moskwa mogłaby podważać prawomocność ich wyniku. Ale jak na razie działania separatystów koncentrują się na zapowiedzianym na 11 maja „referendum” o statusie regionu. Dziś, gdy kontrolują tylko kilka miast – w tym jedynie Sławiańsk i Kramatorsk całkowicie – takie „referendum” byłoby jeszcze większą farsą niż na Krymie. Według opublikowanych ostatnio sondaży ogromna większość mieszkańców wschodu i południa opowiada się za przynależnością do Ukrainy. Liczba zwolenników przyłączenia do Rosji najwyższa jest w Łuhańsku (30,3 proc.) i Doniecku (27,5 proc.).

Tymczasem rząd w Kijowie wciąż jest niezdolny, aby odzyskać pełnię kontroli nad wchodem kraju. W ostatni czwartek w Sławiańsku, głównej bazie separatystów, zaczęły się działania sił ukraińskich, które jednak nie zdecydowały się na wejście do miasta. W walkach na rogatkach zginęło co najmniej pięć osób. Dało to propagandzie rosyjskiej amunicję do twierdzenia, że Kijów łamie porozumienie genewskie i przygotowuje się do „wysłania czołgów na pokojowych mieszkańców”.

Nie jest wykluczone, że plan rosyjski rzeczywiście polega na sprowokowaniu rozlewu krwi na dużą skalę, aby następnie obarczyć za to odpowiedzialnością Kijów. Mogłoby się to przyczynić do wzmocnienia nastrojów prorosyjskich w regionie – i dałoby pretekst do interwencji.

Na uspokojenie sytuacji trudno liczyć. Niemoc Kijowa i Zachodu, logika działań Rosji, jej interesy i determinacja, aby za wszelką cenę osiągnąć cele, każą sądzić, że nad Ukrainę nadciąga nowa burza.


Pisane 25 kwietnia.


WOJCIECH KONOŃCZUK jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2014