Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pod tym względem mogliśmy się przynajmniej pocieszać, że nie mamy regresu. Do czasu.
Ubiegły tydzień przyniósł dwie informacje. Pierwszą o tym, że w rankingu miast Europy najbardziej zanieczyszczonych pyłem PM 2,5 polskie aglomeracje znowu nie miały sobie równych, okupując aż 32 z 50 pierwszych miejsc. Tuż za nią dotarła nad Wisłę wieść, że Unia Europejska zezwoli na wykorzystanie unijnych pieniędzy na unowocześnienie elektrowni węglowych… Bułgarii i Rumunii. Polska, jeden z krajów UE najmocniej uzależnionych od kopalin, odpada na razie z rozgrywki o pieniądze z tzw. Funduszu Modernizacji.
Unijni urzędnicy, którzy w ubiegły czwartek wychodzili z posiedzenia w sprawie reformy europejskiego systemu handlu prawami do emisji (ETS), przyznawali nieoficjalnie, że pominięcie Polski w dostępie do wspólnotowych środków na modernizację energetyki umożliwiło reszcie osiągnięcie wstępnego porozumienia w tej sprawie! Mówiąc wprost, Bruksela doszła do wniosku, że Fundusz Modernizacji służyć ma najbiedniejszym państwom członkowskim. Unijni średniacy, jak Polska, mogą już sobie poradzić z tym sami. A jeśli nie chcą – o co łatwo posądzić Warszawę, słuchając peanów polityków PiS ku czci polskiego węgla – to już ich lokalne zmartwienie. Zdrowia życzymy.
Polska energetyka musi się unowocześnić. To nie tylko kwestia zanieczyszczeń powietrza, lecz ogólnie wydajności systemu, który już dziś nie dysponuje praktycznie żadnymi nadwyżkami. Jeśli kraj ma się dalej rozwijać, musi mieć do tego energię w dosłownym znaczeniu. A jeśli nie dopłaci do tego Bruksela, to kto?
Odpowiedzi proszę szukać w najbliższych rachunkach za prąd. ©℗