We władzy Kronosa

Potrafią zagrać każdy rodzaj muzyki. Komponowali dla nich najwybitniejsi. Jako zespół obchodzą właśnie 40. urodziny. 16 maja wystąpią w Lublinie.

12.05.2014

Czyta się kilka minut

Członkowie Kronos Quartet (David Harrington, John Sherba, Sunny Jungin Yang i Hank Dutt) w Los Angeles, 2013 r. / Fot. Jay Blakesberg
Członkowie Kronos Quartet (David Harrington, John Sherba, Sunny Jungin Yang i Hank Dutt) w Los Angeles, 2013 r. / Fot. Jay Blakesberg

W Green Space (czyli Zielonej Sali) nowojorskiego radia publicznego panuje szum. Muzycy Kronos Quartet siedzą już na swoich miejscach, w oczekiwaniu na rozpoczęcie koncertu z okazji 40. urodzin kwartetu. Występ ma być zwieńczeniem 24-godzinnego maratonu filmowo-muzycznego „KRONOS At 40”. Takich maratonów w tym roku będzie jeszcze wiele, w różnych salach na całym świecie.

Teraz mają wykonać najnowsze utwory ze swojego repertuaru. Założyciel grupy, David Harrington, gra w spokoju i skupieniu. Jego twarz i sposób gry zmienia się tylko raz. Zanim przyłoży smyczek do skrzypiec, żeby z trójką kolegów z Kronos Quartet rozpocząć pierwsze takty „Bombs of Beirut”, niedawno napisanego dla nich przez młodą kompozytorkę Mary Kouyoumdijan, odwraca się poruszony w stronę publiczności. Mówi cicho i powoli: „Ten utwór ma dla mnie szczególne znaczenie. Pokazuje, czym naprawdę jest wojna. A poza tym – no cóż, uwielbia go moja wnuczka”.

Rockowy wrzask skrzypiec

Kiedy pytam, jak udało im się przez 40 lat utrzymać na szczycie, Harrington długo się zastanawia.

– Najważniejsze są nasze przyjaźnie z kompozytorami. Dla Kronosa piszą najlepsi, których sami wybieramy. Móc zagrać utwór, który powstał z myślą o tobie, to niewiarygodna przyjemność – mówi człowiek, który jest jednym z najważniejszych wizjonerów sztuki ostatniego półwiecza.

Mają status legendy muzyki współczesnej: nagrali 50 albumów, sprzedali 2,5 miliona płyt.

– Jedynym wytłumaczeniem tego sukcesu może być to, że każdą nutę gramy tak, jakby miała być ostatnią w naszym życiu – odpowiada Harrington.

Tych, dla których obecność Kronosów na festiwalach muzyki elektronicznej i alternatywnej nie jest zaskoczeniem, nie zdziwi także odpowiedź założyciela zespołu. Dla niego, tak jak i dla jego młodych fanów, w muzyce liczy się żywy kontakt, interakcja, miksowanie wpływów, przenikanie się stylów. Jak sam mówi: „wymiana świeżej krwi”. Dzięki tej artystycznej transfuzji Kronos Quartet zrewolucjonizował muzykę współczesną, wykonywaną na żywo.

Pierwszą ich zasługą było wyciągnięcie jej z sal koncertowych i akademii pod strzechy. Grali muzykę popularną, ścieżki do filmów, utwory rockowe. Byli pierwszym zespołem kameralnym, który przełamał barierę między kompozytorem, zespołem, publicznością. Ściągnęli kompozytorów z Parnasu i włączyli ich w obieg twórczy. Efekt? To oni dziś dyktują twórcom muzyki współczesnej, co mają pisać. No, może nie dosłownie, ale gdy ma się do czynienia z muzykami, którzy potrafią zagrać wszystko, czy trzeba się ograniczać?

Paweł Mykietyn, u którego Kronosi zamówili II Kwartet smyczkowy, opowiadał przy okazji premiery w 2006 r., że obawiał się, jak zabrzmią piekielnie skomplikowane harmonicznie i wykonawczo struktury. Bał się, bo dla wielu muzyków jego ćwierćtony i flażolety będą niemożliwe do zagrania.

– Kiedy usłyszałem pierwsze takty, odetchnąłem – mówi. – Zagrali dokładnie tak, jak to sobie wymyśliłem. Nie tylko poradzili sobie z bardzo trudnymi technicznie fragmentami, ale tchnęli w ich interpretację to, co ja chciałem przekazać.

– Dobre wykonanie to część profesjonalizmu nas, muzyków-rzemieślników – odpowiada Harrington. – Albo potrafisz to zagrać, albo nie. To proste. Wychodzimy z założenia, że musimy zagrać wszystko, nawet coś, co wydaje się niemożliwe do wykonania dla innych, czasem nawet dla samych kompozytorów.

Nazywany ojcem muzycznego minimalizmu Terry Riley, który z kwartetem ma bardzo bliskie relacje, zaczął dla nich pisać w późnych latach 70. W wywiadzie dla „New York Timesa” opowiedział, że to jedyny znany mu zespół, w którym każdy z członków grupy wnosi do gry swoją osobowość: „Do każdego nowego utworu podchodzą z takim poświęceniem, jakby odkrywali nowe, nieznane terytorium. Od początku zdawałem sobie sprawę, że są między nimi różnice, jeśli chodzi o temperament i brzmienie. Szybko zacząłem to uwzględniać w komponowanych utworach. Jeśli chciałem uzyskać ciepło, podkreślałem partię altówki, należącą do Hanka Dutta. Jeśli zależało mi na wirtuozerii, tę część pisałem dla Johna Sherby’ego, który ma znakomitą technikę i jest bardzo szybki. Gdy potrzebowałem rockowego wrzasku – dawałem pole do popisu Davidowi, którego skrzypce nie boją się żadnego skowytu”.

Dla kwartetu pisali też Phillip Glass, Krzysztof Penderecki i Henryki Mikołaj Górecki. Ale też Sigur Rós.

– Wyczuwamy, że proces tworzenia jest sprawą bardzo intymną – mówi Harrington. – Dlatego mamy ogromny szacunek dla kompozytorów, którzy zaufali nam i powierzyli swoje najskrytsze myśli i osobiste pragnienia. Wiem, że to brzmi patetycznie, ale naprawdę ma kolosalne znaczenie w naszej pracy. Staramy się nie naruszyć delikatnej równowagi między tym, co twórca chciał powiedzieć, a co my potrafimy przekazać. Może dlatego mamy z nimi wspaniałe kontakty. To właściwie oni wszystkiego nas nauczyli.

W świecie, który najwyżej ceni umiejętności interpersonalne i różnorodne kanały komunikacji, przyjaźnie Kronosów z kompozytorami stały się ich znakiem rozpoznawczym.


Dusza z mroku

Kiedy David zakładał Kronos Quartet w 1973 r., zespoły wykonujące muzykę współczesną reprezentowały osobną akademicką niszę, produkującą się głównie podczas zamkniętych imprez dla kilkudziesięciu osób. A z drugiej strony kwartety smyczkowe w XX wieku traktowane były często – nie tylko w Rosji sowieckiej, ale i na zachodzie Europy – jak wytwór sztuki mieszczańskiej.

Na początku lat 70. Harrington, zarażony wpływami awangardy lat 60. i 70, szukał swojego miejsca w muzyce. I jemu nie wystarczały interpretacje klasyki. Słuchał sporo współczesnych utworów, w tym apokaliptyczne dzieła George’a Crumba, takie jak „Black Angel” – antywojenny utwór eksperymentalny na skrzypce, perkusję i instrumenty elektroniczne. Recytacje partii tekstu, pogłosy i niepokojący mrok zrobiły na nim piorunujące wrażenie.

– Pamiętam, że nie mogłem się po tym otrząsnąć – mówi David. – Żaden inny utwór nie zostawił we mnie takiego wrażenia nicości, pustki, rozpadu jak ten. Słuchając go, mogłem odczuć koszmar wojny w Wietnamie „na własnej skórze”.

W 1978 r. do zespołu dołącza skrzypek John Sherba. Bliżej końca lat 70. Kronosi mają już ustalony stały skład i system intensywnej pracy nad nowymi dziełami, polegającej na przeczesywaniu najświeższych dokonań kompozytorów współczesnych. Po 40 latach system wciąż jest ten sam, zmieniają się tylko muzycy – najczęściej wiolonczeliści. Nie wytrzymują tempa pracy kwartetu.

– Ależ nic się nie zmienia! – uspokaja z rozbawieniem David. – Dziś, tak samo jak na początku, spotykamy się codziennie, dyskutujemy i czytamy kilkanaście nowych partytur. Codziennie też mamy próby. Jesteśmy w stanie przygotować nowy utwór co dwa tygodnie, dlatego mamy około 840 utworów w stałym repertuarze i 20 dużych projektów rocznie. Nie odpoczywamy od muzyki, nie przyszłoby nam to do głowy.

Harrington starał się, by zespół był nowoczesnym systemem dźwięku, oferującym słuchaczom świeże i nowe brzmienia. Z pierwszego okresu Kronosów w Harringtonie zostało uwielbienie dla ciemnej barwy i tragizmu muzyki Crumble’a, ale i Schuberta, mistrza kwartetów smyczkowych. Tego Schuberta będzie szukał też wiele lat później w innych utworach, choćby tych, które na zamówienie Kronosów pisał Phillip Glass.

– Cały czas słyszę w grze Davida mrok i fascynację apokalipsą, wspólną u niego z Schubertem – wspomina Glass, którego w Harringtonie ujęła właśnie owa „czułość” i wrażliwość na określony typ brzmień. Skrzypek także rewanżował mu się porównaniami jego minimalistycznej, delikatnej muzyki do transcendencji późnych dzieł Schuberta. Gdy umarła żona Glassa, Kronosi zamówili u kompozytora nowy utwór.

– Nigdy nie rozmawialiśmy o jego stracie – mówi Harrington. – Po prostu zagraliśmy najlepiej jak potrafiliśmy napisany przez niego dla nas V kwartet, z którego aż bije żałobny nastrój. To była cała nasza rozmowa.

Po koncercie Glass podszedł do Harringtona i objął go, dziękując za wykonanie. Kwartety smyczkowe Glassa zawierają jego najbardziej intymną muzykę, inspirowaną własnymi przeżyciami. Według Davida trudno je grać, nie będąc świadomym tych wpływów: – W historii interpretacji kwartetów smyczkowych już od epoki klasycyzmu, czyli od Haydna, Mozarta i Beethovena, przez romantyków – jak Schubert – silne przeżycia i uczucia, zawarte w utworach i rozpisane na cztery różniące się i rywalizujące ze sobą głosy, grają główną rolę. Nic się od tamtych czasów nie zmieniło.


Dźwiękowa mapa świata

Skoro tak, to dlaczego zajęli się prawie wyłącznie muzyką współczesną?

– Tym, co mnie zawsze napędzało, była chęć pokazania ludziom, że muzyka to coś, co dzieje się tu i teraz – wyznaje Harrington. – Chciałem udowodnić, że muzyka nie jest kliszą ani zaklętą w przeszłości wizją świata, którego już nie ma. Muzyka to coś żywego, nieustannie się zmieniającego. Dlatego też nie chcę zamykać utworu w obrębie jednego wykonania. Na początku naszej współpracy z Terrym Rileyem tłumaczyłem mu, że potrzebny jest nam konkretny zapis nutowy utworu. Dlaczego? Po prostu po to, żeby ktoś po nas mógł ten utwór jeszcze zagrać.

Riley wiele razy przedtem i potem pisał dla Kronosów muzykę improwizowaną. Tym razem jednak musiał ustąpić pod naporem argumentów Harringtona.

– Dla mnie nuty są jak mapa: każdy z kompozytorów tworzy swoją własną mapę, a my pracujemy na niej, z lepszym i gorszym skutkiem. Ważne jest, żeby ta mapa ułatwiała ludziom poruszanie się po dźwiękach – śmieje się.

Jamie James w książce „Muzyka sfer. O muzyce, nauce i naturalnym porządku wszechświata” pisze, że muzyka nie istnieje sama dla siebie, czyli nie jest działaniem o czysto estetycznym przeznaczeniu. Aktywność Harringtona na gruncie muzyki współczesnej wpisuje się w ten pogląd. Od lat zajmuje się sensem muzyki i możliwością opisania przez nią świata. Fascynują go różnorodne kultury, a projekty Kronosów skutecznie dyskutują z geopolityką.

Od 20 lat pracuje z nimi kompozytorka Alexandra Vrebalov, u której zamawiają dzieła, inspirowane między innymi wojną na Półwyspie Bałkańskim.

– Lata 80. i 90. to bardzo tragiczny czas w tamtym regionie – mówi Vrebalov. – Nie miałam języka, żeby o tym mówić. To Kronosi otworzyli mnie na etniczną muzykę serbską i chorwacką, dzięki której mogę oddać atmosferę terroru wojny na Bałkanach. Jestem im za to wdzięczna.

Z Kronosami współpracują dziś dziesiątki młodych kompozytorów. Pytam Harringtona, jak udaje im się z milionów zgłoszeń, które napływają z całego świata, wyłuskać te najciekawsze? Odpowiada, biorąc za przykład konkurs „Under 30 Commision”, wymyślony przez Kronos ­Quartet dla młodych kompozytorów z całego świata. W tym roku wygrała go wspomniana Mary Kouyoumdijan. „Bombs of Beirut” wybrali spośród kilkuset utworów twórców z 46 krajów.

– Wracaliśmy wciąż do jej dzieła – mówi David. – Urzekła nas jej wizja i świadomość narodowej tożsamości.

– Dlaczego tak wciąż podkreślasz wagę tożsamości? – pytam.

– Wszyscy staramy się przez całe życie odkryć naszą tożsamość, dowiedzieć się, kim jesteśmy – tłumaczy. – Prawdopodobnie spędzimy na tych rozważaniach całe życie. Mary potrafiła skondensować w krótkim utworze największe współczesne zagrożenie: utratę tożsamości związanej z miejscem, w którym się żyje.

Za moment zespół wejdzie do studia, żeby nagrywać ten i inne utwory Mary. Spełni się marzenie 11-letniej wnuczki Harringtona, która mieszka z rodzicami w Izraelu.

– Kiedy pierwszy raz słuchała „Bombs of Beirut”, strasznie się bała i uciekła – mówi David (utwór jest zapisem nalotu bombowego). – Po kolejnym przesłuchaniu wciąż się bała, ale już nie pozwoliła wyłączyć nagrania. A potem kazała sobie je odtwarzać i nawet zasypiała przy nim! Od tamtej pory ciągle mnie pyta: „Dziadku, kiedy wydacie album z dziełem Mary?”. Po raz pierwszy miała szansę oswoić się z brzmieniem wojny, która przecież jest tak blisko niej.


Casting na wiolonczelę

Kiedy pół roku temu zaczęli poszukiwania nowego wiolonczelisty, Hank, John i David wysłuchali praktycznie wszystkich dostępnych recitali wiolonczelowych – nie tylko nagrań, ale także na serwisie YouTube, gdzie swoje dokonania prezentuje wielu muzyków. Rozmawiali z przyjaciółmi i przyglądali się uczniom najlepszych nauczycieli. Z tysięcy wybrali szóstkę wiolonczelistów, z których każdy grał z nimi przez dwa dni. Wybrańcy musieli zagrać aż 38 utworów z repertuaru Kronosów, wszyscy musieli nauczyć się także partii kilku nowych instrumentów. Kolejne wymaganie: wpasować się w kilkanaście różnych „ról” każdego z członków zespołu, zależnie od tego, jakie są wymagania w określonym utworze.

– Kiedy usiedliśmy z Sunny Jang, która ostatecznie wygrała ten nasz „casting”, stało się coś dziwnego – opowiada Harrington. – Poczuliśmy, że z Sunny gramy lepiej niż przedtem. Nie mieliśmy wyboru – ona już należała do Kronos Quartet.

Z reguły intuicja ich nie zawodzi. Kiedy David po raz ostatni rozmawiał z Henrykiem Mikołajem Góreckim, który w ciągu kilkunastu lat na zamówienie Kronos Quartet skomponował trzy kwartety smyczkowe, przed samym pożegnaniem Polak powiedział ważne zdanie: „Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem, jak działa muzyka”. Harrington odpowiedział: „Henryk, czytasz w moich myślach. Nie rozumiem, jak działa muzyka, skąd się bierze i po co jest, choć jestem nią otoczony przez 24 godziny na dobę”.

Dziś David także nie potrafi powiedzieć, dokąd zmierza jego kwartet. Możliwych kierunków jest całe mnóstwo.


Kronos Quartet zagra 16 maja na Festiwalu „Kody” w Lublinie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014