W nie swojej skórze

Minęło już trochę czasu od mojego pierwszego felietonu, a ja wciąż nie napisałam Państwu, jak bardzo zdumiała mnie reakcja na ten tekst.

19.03.2017

Czyta się kilka minut

Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Podzieliłam się w nim swoimi obawami na temat tego, komu wypada, a komu nie pisać felietony, i co kobiety myślą na temat swoich własnych możliwości oraz ich wykorzystywania w życiu zawodowym. Miałam wrażenie, że opisuję marginalne zjawisko, ale po publikacji przeżyłam potężny szok, kiedy moja skrzynka mailowa zaczęła puchnąć od listów – od kobiet znanych mi i nieznanych, które pisały o tym, że też czują się oszustkami w świecie pełnym profesjonalistów. Impostor syndrome, jak zwą to Amerykanie [dosł. syndrom oszusta – red.], nie okazał się jedynie pustym konstruktem socjologicznym, ale wypełnionym bolesną treścią problemem, z którym borykamy się jak Polska długa i szeroka.

Tymczasem, jakże à propos, w ręce wpadła mi niedawno znakomita książka amerykańskiej pisarki Siri Hustvedt. Niech nie zmyli Państwa jej nordycko brzmiące nazwisko – urodzona w USA córka norweskich imigrantów jest niczym symbol nowojorskiej socjety – zwłaszcza gdy sprawdzacie jej życiorys na polskich stronach internetowych. Tu bowiem – tuż po informacji o tym, że jest pisarką – kolejną będzie ta, że jest żoną Paula Austera. Najwyraźniej dla kogoś, kto pisał jej biogram po polsku, to informacja kluczowa. Wiadomo: to, czyją żoną jesteś, bywa najważniejsze w dorobku kobiety. Wiem to doskonale, wszak na podstawie informacji prasowych o sobie samej stworzyłam niegdyś byt zwany „bezimienną żoną Mellera”, ale to temat na zupełnie inny felieton.

Hustvedt problem wpływu płci artysty na odbiór jego twórczości w swoich książkach analizuje z wielką wnikliwością. Jej powieść „Świat w płomieniach” (niedawno ukazała się na polskim rynku) to historia rzeczywistości alternatywnej, którą pewna nowojorska artystka postanawia stworzyć, by sprawdzić, czy jej sztuka – kolokwialnie rzecz ujmując: nierobiąca szału na salonach – stanie się czymś przez te salony pożądanym, jeśli pokaże je światu jako mężczyzna.

Uspokajam wszystkich, którzy uznaliby tę powieść za nachalną feministyczną agitkę – „Świat w płomieniach” to znacznie więcej niż oczywista refleksja nad nierównościami płci. Choć i o tych warto ciągle przypominać, choćby pochylając się nad takim zdaniem z powieści: „Felix [mąż bohaterki – ADM] zawsze twierdził, że podziwia i wspiera jej twórczość, ale latał po świecie w sprawach służbowych, często dzwonił, że się spóźni, albo że zmienił lot, a Harry musiała wtedy siedzieć w domu z Maisie i Ethanem. Tak, mówiła, miała pomoc, wszystko, czego potrzebowała, ale nie można powierzyć dusz dzieci obcym ludziom”. Brzmi znajomo?

Pisząc o artystce mającej przeczucie, że ze względu na swoją pozycję społeczną (żona wpływowego marszanda, ale przede wszystkim kobieta) nie jest traktowana fair, i próbującej obnażyć mechanizm rządzący tym światem za pomocą jego własnej broni, Siri Hustvedt mówi głosem wielu kobiet, które albo na zawsze pozostały w cieniu, albo wyszły z niego stanowczo zbyt późno. Przywołuje przykłady artystek takich jak Alice Neel, Louise Bourgeois czy Lee Krasner (opisywana najczęściej jako „żona Jacksona Pollocka”), które zdobywały uznanie dopiero u schyłku swojej kariery. „W tej branży liczą się głównie mężczyźni – powiada jedna z bohaterek książki – a gdy zauważa się kobiety, często jest to próbą naprawienia tego, co zostało przeoczone w przeszłości. Co interesujące – kontynuuje ta sama postać – wiele kobiet, nie wszystkie, doczekało się sławy, gdy przestało już odgrywać rolę obiektu pożądania seksualnego”. Prace bohaterki powieści zaprezentowane jako dzieło mężczyzny zyskują nagle zupełnie inny wymiar i każdemu z trzech mężczyzn pokazujących je jako swoje przynoszą sukcesy i splendor. Mimo iż jeden z nich – piękny i młody, acz tępy wunderkind – nie potrafi nawet rozmawiać z dziennikarzami o sensie „swoich” dzieł. Najwyraźniej nie to w tym przypadku jest najważniejsze.

Kobiet, które próbowały osiągnąć sukces w męskim przebraniu, mamy w historii na pęczki: począwszy od Joanny d’Arc, przez siostry Brontë, które debiutowały jako bracia Bell, i naszą własną Marię Komornicką, która jako Piotr Odmieniec Włast pisała wielką poezję, po zupełnie współczesną przecież przykrywkę, jaką zastosowała autorka „Harry’ego Pottera”. By nie odstraszać czytelników swą (gorszą?) płcią, Joanne Rowling przekształciła się w tajemniczego J.K., a potem – pisząc kryminały – w Roberta Galbraitha.

Czy to jedyna sensowna droga dla kobiet pragnących udowodnić coś światu? Mam nadzieję, że nie. A uświadomienie sobie ograniczeń, jakie narzucamy sobie same nie wierząc we własne możliwości, to pierwszy krok, który należy uczynić. Co będzie dalej – zobaczymy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2017