Detektyw w ogniu kontrowersji

J.K. Rowling rozminęła się ze swoimi czytelnikami w politycznie zapalnej kwestii. Tak się dzieje, gdy spory eskalują do rozmiarów totalnych wojen kulturowych i nie sposób wypracować wspólnego stanowiska.

08.02.2021

Czyta się kilka minut

Holliday Grainger i Tom Burke w serialu „Cormoran Strike” / MATERIAŁY PRASOWE
Holliday Grainger i Tom Burke w serialu „Cormoran Strike” / MATERIAŁY PRASOWE

Harry Potter przyniósł jej sławę i pieniądze. Seria siedmiu powieści ukazywała się w latach 1997–2007. Stworzone przez Joanne K. Rowling fantastyczne uniwersum było przy tym na tyle bogate, że mogłaby do końca życia wydawać kolejne osadzone w nim książki. Rowling szukała jednak dla siebie nowych literackich przestrzeni. W 2012 r. ukazuje się jej pierwsza współczesna powieść „Trafny wybór” – portret podmiejskiego osiedla, którego spokój burzy śmierć lokalnego radnego. Rok później publikuje „Wołanie kukułki”.

Na okładce widnieje nazwisko Robert Galbraith. Książka nie sprzedaje się rewelacyjnie. Do czasu, aż „Sunday ­Times” ujawnia, że pod męskim pseudonimem kryje się Rowling. „Wołanie” rozpoczyna liczącą do tej pory pięć tomów serię kryminałów, przedstawiających kolejne sprawy detektywa Cormorana Strike’a i jego współpracowniczki Robin Ellacott. Parą od razu zainteresowała się telewizja, z powieści powstały kilkuodcinkowe miniseriale. W Polsce na platformie HBO Go pojawił się najnowszy: „Zabójcza biel”.

Detektyw z XXI wieku

Rowling nie tylko odnalazła się w kryminalnej konwencji, ale także zbudowała nowe, „Strike’owe” uniwersum. Choć powieści można czytać – a ich telewizyjne adaptacje oglądać – osobno, bez znajomości poprzednich części, to zebrane razem tworzą bogaty, przemyślany świat przedstawiony, pełen powracających drugo- i trzecioplanowych postaci, do których tworzenia Rowling zawsze miała talent.

Kluczową postacią jest Cormoran Strike. Syn gwiazdy rocka i jednej z wielu jego partnerek – modelki, hipiski, kobiety z tysiącami pomysłów na życie, niezdolnej zagwarantować dzieciom stabilności. Tym bardziej nie jest jej w stanie dać ojciec, niezainteresowany wychowaniem syna. Jedyną bezpieczną przestrzeń zapewnia przyszłemu detektywowi dom kochającej ciotki w Kornwalii (imię Cormoran pochodzi od olbrzyma z kornwalijskiego folkloru). Sam detektyw też jest potężnie zbudowany, trochę niedźwiedziowaty. Jako żołnierz w Afganistanie stracił część nogi, porusza się dzięki protezie – choć nie może biegać, to jako były bokser w sytuacji fizycznej konfrontacji ciągle potrafi solidnie przyłożyć.

Największą jednak jego siłę stanowi to, że jest naprawdę detektywem z XXI wieku, a nie uroczą skamieliną wyjętą z prozy Agathy Christie. Kolejne części powieści osadzone są we współczesnym Londynie: z jego nierównościami społecznymi, szalejącymi cenami nieruchomości, postępującą gentryfikacją, sprekaryzowaną pracą i wielokulturowym społeczeństwem.

Gdy poznajemy Cormorana w „Wołaniu kukułki”, ledwo wiąże koniec z końcem. Pożyczki na rozkręcenie prywatnego biznesu detektywistycznego udzielił mu ojciec, którego prawnicy coraz bardziej natarczywie naciskają na spłatę. Przyszła wspólniczka Cormorana, Robin, trafia do jego agencji przez agencję pracy tymczasowej – młoda kobieta nie zna innej niż prekarna formy pracy. Choć w kolejnych powieściach agencji zaczyna powodzić się coraz lepiej, to finansowe troski nie opuszczają bohaterów ani na chwilę.

Strike, tak jak Sherlock Holmes czy Herkules Poirot, pracuje dla i wśród społecznej elity. Jednak dziś elita niekoniecznie posiada posiadłości ziemskie, tytuł szlachecki czy fortunę zbudowaną w fabrykach Manchesteru. W „Wołaniu kukułki” Strike prowadzi śledztwo w sprawie samobójstwa sławnej czarnoskórej modelki Luli Landry – adoptowanej przez rodzinę, która dorobiła się fortuny na elektronice. Sława jest też jednym z podstawowych kapitałów prywatnego śledczego na silnie konkurencyjnym londyńskim rynku – dopiero gdy tabloidy zaczynają pisać o detektywie, który rozwiązał zagadkę śmierci Luli, do agencji Cormorana trafiają klienci.

Siła geniuszu Holmesa czy Poirota była tak obezwładniająca, że policja właściwie sama usuwała się im z drogi, by nie przeszkadzać w śledztwie. Strike w XXI w. nie może liczyć na podobną uprzejmość. Policja zazdrośnie strzeże swoich śledztw, jeśli przyjmuje pomoc prywatnego detektywa, to z oporami, jeżeli w ogóle dopuszcza go do swoich informacji, to za określoną cenę. Przeważająca część spraw, którymi zajmują się Strike i Robin, to nudne rutynowe zlecenia, nie wielkie kryminalne zagadki – najczęściej chodzi o zdobycie dowodów na niewierność małżeńską.

Punk i chemia

Zdjęcia do większości odcinków serialu robili polscy operatorzy: Tomasz Naumiuk, Hubert Taczanowski, Maja Żamojda. W ich kadrach jest ciasno, brudno, zgrzebnie, „punkowo”. Publiczne przestrzenie Londynu wyglądają, jakby od lat dusił je ekonomiczny i społeczny kryzys. Na tym tle wyspy luksusu: apartament Luli, hotel, gdzie odbywa się ekskluzywne literackie przyjęcie, czy miejski dom torysowskiego ministra, sprawiają wręcz nieprzyzwoite wrażenie.

Twórcom serialu udało się też genialnie trafić z obsadą, zwłaszcza pary głównych bohaterów. Tom Burke jako Strike wygląda, jakby wyszedł wprost z kart powieści. Co ciekawe, aktor prywatnie jest synem odtwórcy roli doktora Watsona w wyprodukowanej w latach 80. dla Granada Television serii przygód Sherlocka Holmesa, cenionej przez fanów jako jedna z najlepszych, najbardziej wiernych i dokładnych adaptacji prozy Arthura Conan Doyle’a. Tom Burke odtwarza Strike’a na wyciszeniu i spowolnieniu, wydobywa wszystkie dwuznaczności, ukryte słabości, rany i dziwactwa tej postaci, a przy tym od pierwszych scen daje jej wielką ekranową charyzmę.

Równie trafny wybór to Holliday Grainger jako Robin. To jej bohaterka przechodzi największą przemianę na przestrzeni kolejnych odsłon cyklu. Odnajduje się w nowej pracy, zaczyna w końcu przejmować kontrolę nad swoim dorosłym życiem, staje twarzą w twarz z traumami z przeszłości. Zarówno w detektywistycznej pracy, jak i w życiu osobistym przechodzi przez graniczne, zmieniające wszystko sytuacje. Grainger przekonująco pokazuje te przemiany na przestrzeni kolejnych odcinków, trudno nie polubić jej bohaterki i nie kibicować jej walkom.

Od samego początku książki, a jeszcze bardziej serialu, narracja sugeruje erotyczne napięcie między Robin i Cormoranem. Grainger i Burke doskonale oddają na ekranie specyficzną chemię relacji łączącej ich bohaterów: mieszaninę przyjaźni, wzajemnego zawodowego szacunku i koleżeństwa, wreszcie ukrytych romantycznych pragnień.

Zdradzeni czytelnicy i cancel culture

Czytając kolejne odsłony „Harry’ego Pottera” nietrudno było zgadnąć, jakie są polityczne sympatie autorki. Dursleyowie – straszna rodzina mugoli, w której przed przyjęciem do Hogwartu wychowuje się Harry – wyglądają jak karykatura wyborców torysów. Zły czarnoksiężnik Voldemort głosi faszystowską ideologię, której szacowny świat czarodziejów poddaje się zaskakująco łatwo.


CZYTAJ TAKŻE

JAK NAPISAĆ HARRY’EGO POTTERA. TEKST MARCINA NAPIÓRKOWSKIEGO: Geniusz J.K. Rowling polegał na tym, że olbrzymie bogactwo stworzonego świata pozwoliła nam podejrzeć jedynie przez dziurkę od klucza. Przez Hogwart >>>


W ostatnich latach Rowling zaczęła się jednak rozmijać z zakochanymi w jej powieściach czytelnikami. Najpierw doszło do sporu o Jeremy’ego Corbyna, polityka z lewego skrzydła laburzystów, który objął kontrolę nad partią w 2015 r. Corbyn wywołał wielki entuzjazm pokolenia, którego nie było jeszcze na świecie, gdy po raz pierwszy obejmował mandat posła w 1983 r. Rowling od dawna popierała laburzystów. Szczególną sympatią darzyła premiera Gordona Browna ­(2007-10). Hojnie wspierała partię, przekazała jej co najmniej milion funtów. Wyraziście lewicowa polityka Corbyna nigdy jej jednak nie przekonała, czemu od początku dawała wyraz w mediach społecznościowych. Krytykujące Corbyna wpisy Rowling wywołały gwałtowne reakcje młodych fanów polityka. Te zaś prowokowały pisarkę do jeszcze złośliwszych tweetów.

Echa tego sporu Rowling z lewicą pobrzmiewają w „Zabójczej bieli”. Najbardziej niesympatycznym bohaterem powieści jest torysowski polityk Jasper Chis­well. Gdyby był bohaterem „Harry’ego Pottera”, z pewnością sympatyzowałby z Voldemortem. Chiswell gardzi każdym, kto z urodzenia nie należy do jego świata, jest niezdolny do empatii, a swoją młodszą żonę i dzieci traktuje z bezmyślnym okrucieństwem. Równie nieprzyjemna okazuje się jednak postać z drugiego krańca politycznego spektrum: lewicowy aktywista Jimmy Knight. Ciągle mówi o sprawiedliwości społecznej, przywileju, niedoli Palestyńczyków i innych szlachetnych sprawach, ale w rzeczywistości nie robi niczego pożytecznego, a swoją dziewczynę i niestabilnego psychicznie brata traktuje nie lepiej niż Chis­well swoich bliskich.

Spór z corbynistami był jednak niczym wobec tego, który wybuchł w kwestii osób trans. W czerwcu zeszłego roku Rowling publicznie wyraziła swój sceptycyzm wobec coraz częściej używanego określenia „osoby, które menstruują” – w założeniu ma ono być maksymalnie inkluzywne, obejmując także osoby niebinarne i transpłciowe. Zanim spór ucichł, pisarka opublikowała esej, gdzie zaznaczając empatię dla problemów osób trans, wyraziła jednocześnie sprzeciw wobec niektórych postulatów zgłaszanych przez reprezentujące je ruchy – np. obecności osób trans, które nie rozpoczęły procesu uzgodnienia płci, w przeznaczonych wyłącznie dla kobiet przestrzeniach. Osobisty tekst, w którym Rowling mówiła o swoich doświadczeniach przemocy domowej i seksualnej, powtarzał jeden, główny argument: jeśli całkowicie zrezygnujemy z kategorii płci, mającej podstawę w biologii, to wymazujemy kobiety jako posiadający własne doświadczenie społeczny podmiot.

Na Rowling wylała się fala krytyki. Młode gwiazdy filmowych adaptacji Harry’ego Pottera zapewniały o swoim wsparciu dla osób trans. Rozczarowani fani pisali, że transfobiczne wypowiedzi Rowling odebrały im możliwość cieszenia się ulubionymi książkami z dzieciństwa. Czworo autorów zrezygnowało z usług agencji literackiej reprezentującej pisarkę.

Spór zaogniła wrześniowa premiera nowej powieści o Strike’u, „Niespokojnej krwi”. Zanim ktokolwiek zdążył ją przeczytać, nagłówki już krzyczały o wątku mordercy przebierającego się za kobietę – co miało być kolejnym ­dowodem na transfobię autorki. Księgarnie na kilku kontynentach zapowiedziały, że ze względu na swoich transklientów nie będą tej książki sprzedawać.

„Niespokojna krew” nie jest jednak transfobiczna – wątek przestępcy w kobiecym stroju jest marginalny i w ogóle nie dotyczy osoby trans. Gdyby nie polityczne kontrowersje, w jakie uwikłała się pisarka, kolejne powieści z cyklu o Strike’u pewnie byłyby czytane jako przykład zaangażowanej feministycznie popkultury: cała fabuła „Kłopotliwej krwi” krąży wokół wysiłków Cormorana i Robin na rzecz odkrycia prawdy o wyemancypowanej, wyprzedzającej swoje czasy kobiecie, która zaginęła 40 lat temu.

Rowling rozminęła się jednak ze swoimi czytelnikami w politycznie zapalnej kwestii w epoce, gdy nie tylko za sprawą mediów społecznościowych podobne spory łatwo eskalują do rozmiarów totalnych kulturowych wojen i nie sposób wypracować wspólnego stanowiska. Jedna strona uważa, że Rowling – nawet jeśli nie ma otwarcie złych intencji – wzmacnia język legitymizujący realną krzywdę osób transpłciowych. Druga, że pisarka padła ofiarą tego, co nazywa się cancel culture – „kulturą unieważnienia”, charakteryzującą się tym, że wystarczy jeden tweet wzbudzający drażliwość jakiejś grupy, by stać się wrogiem publicznym, którego cały dorobek powinien zostać wymazany.

Jakkolwiek realny jest hejt spotykający ostatnio Rowling, trudno powiedzieć, by pisarka o globalnych zasięgach została „wymazana” czy pozbawiona głosu. Jednak zupełnie niezwiązane z samymi kryminałami kontrowersje kładą się cieniem na tym, jak odbierane są „Niespokojna krew” czy telewizyjna wersja „Zabójczej bieli”. Dlatego radziłbym uprzedzonym, by przed czytelniczym lub filmowym spotkaniem z Cormoranem przynajmniej spróbowali zapomnieć, kto kryje się pod pseudonimem Robert Galbraith. Nieważne, jak ocenialibyśmy ostatnie zaangażowania Rowling, jej kryminały i ich telewizyjne wersje bronią się jako solidne rzemiosło, mądra, empatyczna i stojąca ogólnie po słusznej stronie pop­kultura, do której warto podejść z minimum uprzedzeń. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2021