W krymskich ciemnościach

Półwysep Krymski i los jego mieszkańców zniknęły z agendy międzynarodowej, bo świat milcząco zaakceptował rosyjską aneksję. Dziś powróciły – za sprawą Tatarów i ich protestu.

29.11.2015

Czyta się kilka minut

Telefony już tylko do zabawy, Symferopol, Krym, 22 listopada 2015 r.  / Fot. AP / EAST NEWS
Telefony już tylko do zabawy, Symferopol, Krym, 22 listopada 2015 r. / Fot. AP / EAST NEWS

Uderzenie było nagłe i niezwykle skuteczne. W ciągu dwóch listopadowych dni wysadzone zostały wszystkie cztery linie dostarczające energię elektryczną z ukraińskiej elektrowni w Zaporożu na okupowany od półtora roku Krym.

Sprawcy pozostają anonimowi, ale temat Krymu na chwilę powrócił na łamy światowych mediów. Półwysep Krymski w ponad 70 proc. zależny jest bowiem od dostaw prądu z kontynentalnej Ukrainy, a odcięcie dostaw spowodowało jego paraliż. Przy okazji dobitnie potwierdziło to, że w 1954 r. Krym nie został przekazany Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej jako żaden „prezent”, ale że przyczyny tego były czysto pragmatyczno-gospodarcze. Region jest bowiem uzależniony od dostaw z ukraińskiego kontynentu produktów żywnościowych, wody i właśnie energii elektrycznej.

Krymska blokada

Kilka celnie podłożonych ładunków wybuchowych sprawiło więc, że prawie dwumilionowy Półwysep Krymski zaczął żyć w ciemnościach. Przestała pracować większość zakładów przemysłowych, urzędów i szkół. Deficyt energii okazał się tak duży, że trzeba było rozpocząć racjonowanie dostaw prądu, dla gospodarstw domowych włączając go zaledwie na kilka godzin dziennie.

Samozwańcze władze próbują wprawdzie uspokajać, że kryzys niebawem uda się opanować, ale przypomina to zaklinanie rzeczywistości. Strona ukraińska dopiero po kilku dniach przystąpiła do naprawy jednej z czterech wysadzonych linii. Opieszałość spowodowana była niedopuszczaniem elektryków na miejsce przez uczestników społecznej blokady – głównie Tatarów Krymskich, którzy opowiadają się za bardziej radykalną polityką Kijowa wobec okupowanego przez Rosję regionu, w tym za całkowitym odcięciem dostaw energii. Blokada trwa od września – Tatarzy i wspierający ich aktywiści, a także członkowie Prawego Sektora, utworzyli wtedy zapory na przejściach „granicznych” między obwodem chersońskim i Krymem, uniemożliwiając wjazd ciężarówkom z towarami.

Stanowisko blokujących dobrze oddają słowa Mustafy Dżemilewa, najważniejszego przywódcy tatarskiego, który dotychczasową politykę ukraińską wobec Krymu nazywa „kompletnym absurdem”. Dżemilew pyta: „Dlaczego powinniśmy zapewniać okupantowi dostawy wszystkiego, czego potrzebuje? Skoro zajął nasze terytorium, to znaczy, że trzeba go stamtąd wykurzyć, a nie stwarzać mu komfortowe warunki”. Dżemilew krytykuje więc także podpisany w grudniu 2014 r. kontrakt między Ukrainą a Krymem o dostawach prądu, uważając, że nie ma żadnego uzasadnienia dla przekazywania tam ukraińskiej energii.

Absurdy po ukraińsku

Rzeczywiście, polityka Kijowa wobec Krymu była dotąd dość ambiwalentna: państwo ukraińskie nie było w stanie wypracować strategii postępowania wobec regionu.

Po rosyjskiej decyzji z 18 marca 2014 r. o włączeniu Krymu w skład Federacji Rosyjskiej przed Kijowem stanęło wyzwanie, jak zareagować – przy braku możliwości odpowiedzi militarnej. Wprawdzie Ukraina miała w swoim zasięgu efektywne instrumenty presji ekonomicznej na Krym, jednak z nich nie skorzystała. Nieprzerwanie trwały więc dostawy zarówno energii elektrycznej, jak też produktów żywnościowych, od których region jest uzależniony. Jeszcze w kwietniu 2014 r. parlament ukraiński przyjął ustawę o specjalnej strefie ekonomicznej „Krym”, która zapewniła możliwość dostaw ukraińskich towarów bez cła na rynek Półwyspu.

Paradoksalnie taka polityka państwa ukraińskiego pomogła okupantowi ustabilizować sytuację, w tym – dzięki nieprzerwanej obecności tańszych towarów z Ukrainy – na miejscowym rynku żywnościowym.

Jedynym działaniem o charakterze sankcji, na które zdecydował się Kijów, było zamknięcie Kanału Północno-Krymskiego, którym tradycyjnie dostarczana była woda z Dniepru na potrzeby krymskiego rolnictwa. Efekt? Jego zapaść i degradacja. Władze rosyjskie do dzisiaj nie są sobie w stanie poradzić z deficytem wody. Pitnej wprawdzie wystarcza, ale sektor rolny na Krymie umiera.

Rosyjskie represje

Tymczasem okupacyjne władze zaczęły już wtedy, w marcu 2014 r., wprowadzać nowe porządki. W szybkim tempie środowiska opozycyjne poddano zmasowanym represjom, które szczególnie boleśnie dotknęły wspólnotę tatarską.

Tatarzy Krymscy, pamiętając o siłowym przesiedleniu w 1944 r. całego narodu do Azji Centralnej, pozostali w ogromnej większości nieuleczalnie antyrosyjscy. Zaczęły się więc zastraszania, aresztowania i porwania aktywistów oraz wszystkich kwestionujących nowy ład. Kilkanaście tysięcy ludzi zmuszono do emigracji. W szybkim tempie przeprowadzono „paszportyzację” mieszkańców Krymu, groźbami zmuszając do przyjęcia rosyjskich paszportów wszystkich opornych. Bez tego dokumentu nie było mowy o ubezpieczeniu medycznym, wysłaniu dzieci do szkoły, zagrożone było nawet prawo do posiadania nieruchomości.

Spacyfikowany został także Medżlis, samorząd tatarski, a jego najważniejszym przywódcom – w tym Mustafie Dżemilewowi – zabroniono wjazdu na Krym. Zamknięto jedyną telewizję tatarską i wszystkie niezależne media. Wolność słowa, religii i zgromadzeń uległa faktycznemu zawieszeniu. W maju tego roku Tatarom nie wydano nawet zgody na zorganizowanie tradycyjnej demonstracji w rocznicę stalinowskiej deportacji. W istocie można mówić o represjach na masową skalę.

Wszystkim tym działaniom rosyjskim na Krymie towarzyszyła bezsilność Ukrainy – oraz brak reakcji ze strony Zachodu. Wprawdzie Unia Europejska i Stany Zjednoczone dość szybko nałożyły sankcje na Półwysep, ale naiwnością byłoby liczenie, że w takiej formie doprowadzą one do zmiany polityki Moskwy. Być może ich jedynym efektem była rezygnacja z działalności na Krymie ze strony dużych rosyjskich przedsiębiorstw, w tym banków. Nie założyły one swoich filii w regionie, z obawy przed zachodnimi sankcjami. W żadnym krymskim mieście nie ma więc stacji paliw Łukoila czy filii Sbierbanku.

Choć Moskwa zaczęła pompować w Krym miliardy dolarów, stało się jasne, że – w takich warunkach geopolitycznych – region nigdy nie będzie miał szansy na prawdziwy rozwój. Tym bardziej że główna gałąź miejscowej gospodarki, czyli turystyka, straciła ponad połowę z 6 mln odpoczywających przed aneksją w tutejszych kurortach. W dającej się przewidzieć przyszłości nie ma co liczyć na ich powrót.

Wzrosło natomiast znaczenie Krymu jako bazy wojskowej. Flota Czarnomorska dostała nowe okręty, a w związku z rosyjskim zaangażowaniem w Syrii przerzucono tam m.in. nowe myśliwce Su-30SM.

Tatarzy w akcji

Widząc nieefektywność Ukrainy oraz milczącą akceptację Zachodu dla aneksji Krymu, do działań postanowili przystąpić Tatarzy – i we wrześniu doprowadzili do praktycznie całkowitej blokady dostaw ukraińskich towarów na Półwysep. Ale ich akcja miała kilka celów, z których najważniejszym było zwrócenie uwagi świata na masowe łamanie praw człowieka na Krymie. Tatarzy próbowali również zmusić w ten sposób władze rosyjskie do zaprzestania prześladowań, w tym do wypuszczenia więźniów politycznych – wśród nich Olega Sencowa i Nadiji Sawczenko – a także umożliwienia działalności mediów krymskotatarskich i ukraińskich oraz zdjęcia zakazu wjazdu na Półwysep, nałożonego na liderów wspólnoty tatarskiej.

Jeszcze jednym wymiarem tatarskiego protestu było dążenie do wymuszenia zmiany polityki ukraińskiej wobec Krymu. Zwłaszcza że przyjęte rozwiązanie o bezcłowej sprzedaży ukraińskich produktów nie tylko stabilizowało władzę rosyjską na okupowanym terytorium, ale również dawało możliwość dużych zysków dla niektórych ukraińskich producentów. Jednocześnie ukraińskie prawo dyskryminuje obywateli Ukrainy z Krymu, którzy zostali zmuszeni do przyjęcia paszportu rosyjskiego.

Protest Tatarów zaczął przynosić skutek. Jeszcze w końcu września prezydent Petro Poroszenko wniósł do Rady Najwyższej projekt ustawy, który unieważnia tamtą ustawę o specjalnej strefie ekonomicznej „Krym”. Jest to przyznanie się Kijowa do porażki obecnej polityki. Fundamentalny akt prawny, który miał regulować wszystkie najważniejsze sprawy związane z okupowanym Krymem, po półtora roku obowiązywania okazał się kompletnie nieadekwatny do sytuacji.

Niedawno, w listopadzie, Tatarzy odnieśli kolejne zwycięstwo – po tym, jak rząd w Kijowie przyjął rozporządzenie o zakazie wwozu ukraińskich towarów na Krym. Decyzja ta tym samym potwierdziła, że tatarska blokada była w pełni skuteczna. Przy okazji powstaje wrażenie, że tylko Tatarzy mają pomysł na jakiekolwiek działania wobec ich anektowanej ojczyzny...

Myślenie zamiast prądu

A co z dostawami ukraińskiej energii na Krym?

Choć upłynął ponad tydzień od chwili, gdy linie elektryczne wyleciały w powietrze, policja nie postawiła nikomu zarzutów, ani nikt się do zamachu nie przyznał. Ukraińscy eksperci wskazują na kilka wersji, z których najpopularniejsza jest ta o radykałach, próbujących doprowadzić do zmiany polityki Kijowa wobec Półwyspu i uderzających w pozycję prezydenta Poroszenki. Niektórzy nie wykluczają też działań dywersyjnych ze strony rosyjskiej. Ta ostatnia wersja wydaje się nadal mało prawdopodobna, na co wskazuje wstrzemięźliwa reakcja Kremla.

W każdym razie władze w Symferopolu i w Moskwie mają teraz nie lada problem, gdyż brak możliwości technicznych, aby uzupełnić wielki deficyt energii dostawami z Rosji. Wprawdzie w zeszłym roku zaczęła się budowa nowej linii wysokiego napięcia z Rosji na Krym, ale nawet po jej otwarciu – co ma nastąpić w połowie grudnia – umożliwi to pokrycie potrzeb energetycznych tylko w połowie. Budowa kolejnej linii z Rosji skończy się najwcześniej za rok. Tymczasem władze ukraińskie nie spieszą się z odbudową uszkodzonych sieci. Jak na razie uruchomiona została jedna z czterech. I to tylko dlatego, że dostarcza energię również do części obwodu chersońskiego.

Politycy w Kijowie, podobnie jak ukraińska opinia publiczna, podzielili się w ocenie dalszych kroków, a tym samym – w ocenie polityki wobec Krymu. Część uważa, że dostawy energii trzeba wznowić, część zaś kategorycznie się temu sprzeciwia. Całą sytuacją niepokoi się Zachód – czy podobne działania nie sprowokują Moskwy do gwałtownej reakcji. Tatarzy zaś dopuszczają możliwość częściowego włączenia prądu Krymowi, ale pod warunkiem zwolnienia przez Rosję więźniów politycznych. Na to jednak trudno jest liczyć.

Tymczasem między Ukrainą a Rosją napięcie narasta nie tylko na „granicy” Krymu. Władze rosyjskie już zapowiedziały, że od stycznia wprowadzą embargo na kolejne ukraińskie produkty – w odwecie za to, że Kijów zacznie realizować ekonomiczną część umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. A skoro tak, to trudno liczyć na dobrą wolę Ukrainy w kwestii włączenia prądu dla Krymu... Na Półwyspie zaś niezmiennie panuje ciemność. Jak zauważył jeden z ukraińskich obserwatorów: „Może niedziałające telewizory spowodują, że mieszkańcom Krymu włączy się myślenie”. Nadzieje na to są jednak płonne. ©

Autor jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015